Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam za poślizg. Miłej nocy!

****

Ściany w pokoju miały kremowy kolor i nie raziły mnie tak bardzo w oczy, jak wschodzące słońce, które zaglądało przez okno. Nikt nie pokwapił się, aby zasunąć zasłony, co niezmiernie mnie zirytowało. Od kiedy się obudziłam, ból w boku zaczął mi dokuczać, był nieporównywalny do tego wcześniej. Ktoś zreperował moje ciało i najwyraźniej dał środki przeciwbólowe, gdyż dotarłam tu w nocy, a był świt. Zakładając, że przespałam jeden dzień, powinnam od razu wziąć się do pracy.

Z trudem dźwignęłam ciało do pozycji siedzącej. Było to dodatkowo trudne z powodu podłączonej kroplówki. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać ból w innych częściach organizmu. Wcześniej buzowała we mnie adrenalina i napędzała do działania. Doprowadzona do ostateczności, zemdlałam z wycieńczenia i straconej krwi.

Znalezienie ojca bez pomocy rodziny Aristow będzie cholernie trudne. Nie wiem, jaka jest odpowiedź Nicolaia na moją prośbę, ale przypominając sobie jego minę, raczej nie była twierdząca. Poczułam złość. Poniżyłam się przed nimi, a tymczasem oni całkowicie to zlekceważyli. Audrey nie zdoła przekonać męża do pomocy, byłam tego pewna. Przez te kilka minut rozmowy z seniorem rodu, zauważyłam, że jest typem, który jak coś postanowi, to trzyma się tego do grobowej deski. Jeśli raz stwierdził, że nie będzie mieszał się w sprawy rodziny White, to nie zmieni zdania. Byłam na z góry straconej pozycji. Skrzywiłam się i przytrzymałam bok, na który został założony nowy bandaż. Szwy, które nałożyłam, musiały zostać zdjęte, a na ich miejsce wskoczyły nowe. Nie odkleiłam opatrunku, bo nie było sensu potwierdzenia wiadomej rzeczy. Spojrzałam na kroplówkę i wydałam z siebie jęk frustracji. Była ponad połowa woreczka, a ja nie miałam czasu. Jeśli Nicolai nie chciał mi pomóc, wolałam nie zostać na jego łasce.

Ostrożnie opuściłam nogi i przytrzymałam się krawędzi łóżka. Determinacja krążyła w moich żyłach. Nie po to uciekałam, aby teraz się poddać. Zostałam poturbowana, ale uszłam z życiem. Miałam cholerne szczęście i tego postanowiłam się trzymać. Wstałam z uporem i zacisnęłam rękę na wieszaku, na którym znajdowała się podłączona kroplówka. Wyrwałam kabelek z ciała. Momentalnie z małej ranki zaczęła cieknąć jucha. Zlizałam ją i w miarę możliwości odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegło do mnie sapnięcie.

W drzwiach stał chłopak, a raczej już mężczyzna, który wcześniej towarzyszył przy moim małym występie. Był mieszanką Audrey oraz Nicolaia, więc musiał być którymś z trójki ich dzieci. Aktualnie nie pamiętałam jego imienia, ale oczy kolory krystalicznego błękitu, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że oto stał przede mną dziedzic Aristowów. Odsunęłam rękę od ust i przyjęłam obronną postawę. Zmarszczyłam brwi i cała się najeżyłam. Widząc mnie w takim stanie, nieznajomy uniósł ręce w geście pokoju i powoli zaczął kierować się naprzód. Poczułam zagrożenie, mózg nakazał mi obronę i tak też zrobiłam. Nie przejmując się bólem, chwyciłam najbliższą rzecz w okolicy, mogącą służyć mi za broń, a którą okazał się stojak na kroplówkę. Skierowałam go w kierunku mężczyzny ostrą stroną, rozkazując mu, zostanie na miejscu. Zostałam obdarzona zszokowanym spojrzeniem z nutką niepokoju.

– Spokojnie, nie musisz się niczego obawiać. – Nadal miał uniesione ręce, lecz tym razem pozostał na miejscu. – Jestem Ravil. Byłem wczoraj świadkiem twojego wejścia do naszego domu. Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił.

– Nie mam takiej pewności. Zbliż się, a wbije te haki w twoją klatkę piersiową – zagroziłam.

Zamrugał szybko kilka razy i uśmiechnął się niepewnie, przy okazji wzruszając ramionami.

– Grożenie przedziurawieniem mojego ciała nie jest najlepszym sposobem na przekonanie mojego ojca do pomocy. Wiem, że zależy ci na Raymondzie, ale ta gnida nie zasługuje na ratunek.

Pokręciłam głową.

A więc tak się bawimy?

Zdumiewające, że dopiero wszedł do tej sali, a już zaczął rozstawiać mnie po kątach. Nie znamy się, a zaczął od kazania.

– Chcesz przeinaczyć mój system wartości? – prychnęłam. – Nie powinieneś czasem spróbować postawić się w mojej sytuacji?

Pojechałam z grubej rury.

Chciałam mu pokazać, że przedstawienie człowieka, który dał mi życie, w złym świetle, nie było dobrym posunięciem. Narzucanie swojego zdania na samym początku znajomości było złe i nie powinno w ogóle mieć miejsca.

– Źle mnie zrozumiałaś – westchnął. – Mężczyzna, który jest twoim ojcem, nie zasługuje na to miano. Wyrządził moim rodzicom wiele krzywdy, a szczególnie Audrey. Łatwo jest kogoś oceniać, nie znając jego punktu widzenia?

– To samo mogłabym powiedzieć o tobie. – Nie dałam się zbić z tropu. – Nie wiesz, jakim był dla mnie ojcem, ale go etykietujesz. Wiem, że w przeszłości nie był najlepszym człowiekiem, ale wychował mnie tak, jak potrafił. Zmienił się...

Stojak w dłoniach zaczął mi ciążyć, a ręce drgać. Użycie go jako broni, nie było dobrym pomysłem.

– Przykro mi to mówić, ale tacy jak on się nie zmieniają. Powinien się cieszyć, że po akcji z porwaniem mój ojciec go nie zabił. Podjął złe decyzje i powinien wiedzieć, że kiedyś trzeba będzie za nie odpowiedzieć i ponieść konsekwencje. Człowiek zawsze ma wybór, którą stronę wybrać. Twój ojciec wybrał złą, a teraz zbiera żniwo.

– Lubisz mieć rację i wytykać innym błędy – odparłam z przekąsem. – Widać, że w tej rodzinie to ty jesteś ten porządny, który nigdy ich nie popełnia. Prawdziwy bohater – zakpiłam, tym samym gwałtownie zaniżając trzymany w rękach przedmiot.

– Nie znasz mnie – warknął i jednym ruchem chwycił za wieszak.

Instynkt zadziałał szybko i znalazłam w sobie siły, aby go drasnąć. Wewnętrzna część ręki została skaleczona i sączyła się z niej krew. Rana miała może pięć centymetrów.

Przeklął pod nosem i odrzucił metal w bok. Zostałam bezbronna i zdana na łaskę rozjuszonego Aristowa, który nie zamierzał się cofnąć. Przybliżył się zdecydowanym krokiem i pomimo mojego protestu wtargał mnie na łóżko. Przygwoździł moje ciało do niego i wcisnął czerwony guzik przywołujący pomoc.

– Fascynujące, jak kobieta u kresu sił potrafi się bronić. White dobrze cię wyszkolił.

– Puszczaj!

Wraz z moim krzykiem do sali wbiegło dwóch nieznajomych. Jeden miał na sobie kitel, drugi ubrany był w normalne ciuchy. Pierwszy podszedł do nas, chwycił moją rękę i zapiął na niej pas. Jęknęłam przerażona. Po sporej utracie krwi i mocnym pokiereszowaniu nie mogłam liczyć na swoje ciało. Już i tak wykazałam się brawurą. Byłam za słaba, a trzech mężczyzn nie pomagało w planie ucieczki.

– Waleczna ta amerykanka – odezwał się drugi mężczyzna. – Ktoś powinien ją utemperować.

Byłam bezsilna. Druga ręka została uwięziona, więc Ravil mnie puścił. Doktorek, czyli mężczyzna w kitlu, którego tak nazwałam, wyciągnął strzykawkę z niezidentyfikowanym płynem i wbił mi ją w ramię.

– Chcę stąd wyjść! – krzyczałam, jednocześnie próbując się uwolnić.

– Jesteś naprawdę silna, jak na kobietę, ale nie szamocz się więcej, bo puszczą ci szwy.

Prośba została spełniona, gdyż po chwili moje powieki zaczęły się zamykać, a mnie spowiła ciemność.

~~Ravil~~

– Jest naprawdę silna – powiedziałem, obserwując śpiącą dziewczynę. – Nie rozumiem, co ją tak zezłościło i dlaczego zaczęła się bronić.

– Naprawdę o to pytasz? – pytanie z usta brata mnie zdziwiło. – Nikt nie zagwarantował jej pomocy, została zamknięta w niewiadomym pomieszczeniu, a na to wszystko przyszedłeś ty i nie dałeś jej żadnych odpowiedzi. Co miała sobie pomyśleć? – prychnął i pociągnął za klamkę. – Powinieneś być jej rycerzem na białym koniu, jak to masz w zwyczaju, a zachowałeś się jak brutal.

– Czyli tak, jak przeważnie ty masz w zwyczaju? – zadrwiłem.

Wiedział, o czym mówiłem.

– Moja kobieta to lubi.

– Nie przypominam sobie, aby Mavis lubiła twoją brutalność, a przynajmniej na początku.

– Maleństwo lubi, jak przejmuję inicjatywę.

Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek połączony z zamyśleniem. Nie chciałem się zastanawiać nad tym, co go spowodowało. Ilekroć wspominał o swojej dziewczynie, zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni. Rodion nie był rozlazłą kluchą, ale nie trzeba było być geniuszem, żeby zgadnąć, kiedy myślał o Mavis, ani jakie myśli przeważnie się z tym wiązały.

– Biedna z niej dziewczyna – powiedziałem cicho, gdy wszyscy wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się do gabinetu Nicolaia. – Z twoimi umiejętnościami skończy z brzuchem przed upływem roku.

Wiedziałem, co mówiłem, a do końca zostało zaledwie pare miesięcy.

– Nie. Zabezpieczamy się i na razie nie planujemy dziecka. Chcemy się sobą nacieszyć, zresztą rodzice zostali już dziadkami i na razie są zajęci swoim pierwszym wnukiem.

Wywróciłem oczami.

– Jestem pewny, że nie mieliby nic przeciwko drugiemu. Igor będzie najbardziej rozpieszczonym dzieckiem w Rosji.

– Nie on pierwszy i nie jedyny – pokręcił głową.

– Bracie, los bywa przewrotny i zanim się obejrzysz, będziesz trzymał małe różowe zawiniątko w swoich rękach.

– Już mówiłem, że się zabezpiecza...

– Nic nie daje stuprocentowej pewności – poklepałem go po barku i wyminąłem, tym samym wchodząc jako pierwszy do gabinetu.

– Żebyś się nie przeliczył – usłyszałem za plecami.

Cicho zaśmiałem się na ten przytyk i zająłem standardowe miejsce w pokoju, które było na uboczu. Rodion rozsiadł się naprzeciw ojca, Makar nie skorzystał z zaproszenia, lecz stanął zaraz przed biurkiem.

– No więc? – senior rodu rozpostarł ramiona i skrzyżował palce. Jego postawa wyrażała maksymalne skupienie i gotowość do działania.

– Jeśli panowie pozwolą, ja rozpocznę – odezwał się doktor.

Wszyscy skinęliśmy głową, a mężczyzna wziął głęboki wdech.

– Panna White ma bardzo silny organizm, który znakomicie poradził sobie ze znaczną utratą krwi. Dobra kondycja zdrowotna przyczynia się do szybkiej rekonwalescencji. Szwy dobrze się trzymają, oprócz tego ma kilka siniaków, żadnych złamanych żeber, czy innych uszkodzeń. Za tydzień, może dwa powinna być na tyle zdrowa, aby opuścić pańską posiadłość.

Spojrzałem uważnie na ojca. Jak zwykle przybrał kamienną twarz i nie odezwał się słowem. Rozszyfrowanie tego człowieka było niemożliwe i nawet nasza matka po tylu latach małżeństwa miała z tym problem. Nicolai potrafił dobrze kalkulować i wiedział, kiedy coś mu się opłacało, a kiedy nie. Najwyraźniej Riley White nie była opłacalna.

– Możesz odejść – nakazał, a mężczyzna posłusznie opuścił pomieszczenie.

– Naprawdę chcesz ją odesłać?

Zadałem pytanie jako pierwszy, lecz nie uzyskałem na nie odpowiedzi. Uważny wzrok spod przymrużonych oczu ojca potrafił siać grozę. Milczał przez kilka sekund, a gdy się odezwał, ja nie mogłem wydobyć z siebie dźwięku.

– Po przemyśleniu sprawy postanowiłem, że dziewczyna u nas zostanie. Nie ufam jej, a już w przeszłości zdarzały się napady na każdego z członków rady – posłał nam znaczące spojrzenie. – Na daną chwilę nie wiadomo nic więcej oprócz podstawowych informacji oraz tego, co nam przekazała.

– Czyli, że jej ojciec został porwany, a ona uciekła – skrzywił się Rodion. – Nawet nie wiemy, skąd uciekła, kto ją gonił i tak pokiereszował. Tak naprawdę nie wiemy nic konkretnego. Mogła to zaplanować razem z Raymondem, a jak wiemy, robił już różne chore akcje.

– Dlatego Riley tu zostanie, a Ravil zdobędzie informacje o celu jej wizyty – zrobiłem wielkie oczy i chciałem zaprotestować, ale zostałem uciszony skinieniem głowy Nicolaia. – Rozpoczniemy poszukiwania Raymonda White'a i dokładnie zbadamy losy jego porwania. Coś czuję, że wdepniemy na pole minowe, ale nie możemy wypuścić tej dziewczyny.

– Dlaczego ja muszę ją niańczyć? – zirytowałem się.

Rodion odchylił głowę i popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Widziałem, jak całe jego ciało trzęsie się ze śmiechu.

– Twój brat ma inne sprawy na głowie, a ty będziesz w przyszłości jego prawą ręką. Przyda ci się praktyka.

Ojciec zakończył wypowiedź i zamknął mi tym usta. Każdy w tym domu wiedział, że do niego należało ostatnie słowo i nikt nie miał prawa się sprzeciwić. No może poza Audrey... ale tu zupełnie inna kwestia. Niańczenie dziewczyny i wydobycie z niej informacji będzie szalenie trudne, a dzisiejsze spotkanie tylko tego dowiodło. Miałem przesrane. Anika się wkurzy, bo już nie będę mógł poświęcać jej tyle czasu. Będzie musiała uzbroić się w cierpliwość, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, Riley White już za niedługo opuści nasz dom i życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro