Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ponownie muszę wziąć się za pisanie. Przerwy mi nie służą. Miłej nocy!

***

Od rozmowy z Nicolaiem nie powróciłam do dawnej rutyny. Nadal pozwalano mi wychodzić z pokoju razem z Ravilem, który obserwował mnie baczniej, niż zwykle. Mimo wszystko nie miałam prawa narzekać, chociażbym chciała. Wprawdzie nie mogłam pomóc ojcu, ale modliłam się w myślach o jego szczęśliwy powrót.

Wiedziałam, że mój tata żyje, moja intuicja nie zawiodła. Nicolai tylko to potwierdził, a to dawało mi nadzieję na dobre rozwiązanie tej sprawy. Byłam pod wrażeniem kontaktów seniora rodu, który skrzętnie wykorzystywał wszelkie możliwe środki, aby mi pomóc. Pod koniec naszego spotkania zdradził, że jego ludzie przechwycili fragment rozmowy, która zdarzyła się zaledwie kilka dni temu. Nie było to nic szczególnego, ale było pewne, że jednym z rozmówców był Raymond. Nie miało to dla mnie sensu.

Gdzie tu logika?

Mój ojciec dał się porwać, aby co? – na to pytanie nie znałam odpowiedzi, a przynajmniej nie na razie. Czułam, że w najbliższym czasie tajemnica się rozwiąże, ale skutki działań mężczyzny, który był dla mnie najważniejszy na świecie, będą opłakane. Gdy Nicolai dostanie go w swoje ręce, Raymond z pewnością nie wyjdzie z tego starcia cało. Jak mówiłam... wolałam widzieć go poturbowanego, niż martwego, porzuconego gdzieś w lesie jako pokarm dla dzikiej zwierzyny, a słyszałam, że tej nie brakuje w tutejszych lasach.

– Długo jeszcze zamierzasz tu siedzieć? – Z rozmyślań wybił mnie męski głos. Odwróciłam się w stronę intruza, który wszedł do pokoju zajmowanego przeze mnie i ku swojemu zdziwieniu dostrzegłam Ravila. – Ta książka, którą czytasz, najwyraźniej nie jest ciekawa, bo od kilku minut siedzisz nad jedną stroną – zauważył.

Spojrzałam na przedmiot trzymany w dłoniach i faktycznie musiałam odpłynąć. Nie zauważyłam, kiedy moje myśli zaabsorbowały mnie tak bardzo, że przestałam czytać książkę, którą przyniosła mi jego siostra.

Wzruszyłam ramionami.

– I tak nie mam nic do roboty – odpowiedziałam nieco zgryźliwie i popatrzyłam w jego stronę. Był ubrany inaczej, niż zazwyczaj i wszystko wskazywało na to, że gdzieś się wybierał.

– Masz. – Rzucił w moją stronę jakieś tkaniny. Pochwyciłam je w locie i posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie. – To ubrania.

– Nie zauważyłam – prychnęłam, miętosząc w dłoniach rzeczy. To była prosta koszulka i spodnie. – Co mam z tym zrobić?

– Ubrać. – Tym razem on nie oszczędził na sarkazmie. – Wychodzimy na miasto, żeby kupić ci ubrania.

– Nie rozumiem...

– Nie musisz. To moja dobra wola. Cały czas chodzisz w ubraniach od Rai. Jej szafa jest pełna, ale dobrze, jeśli będziesz miała własne ciuchy. Wstawaj i się zbieraj. Masz dwie minuty, jak nie wyrobisz się w czasie, wyciągnę cię z niego siłą i nie będę się przejmował, czy będziesz ubrana, naga, czy...

– Okej. – Uniosłam ręce w kapitulacji, tym samym upuszczając rzeczy na podłogę. – Zrozumiałam – skrzywiłam się.

Mężczyzna nie skomentował moich słów, lecz wyszedł z pomieszczenia. Od razu wzięłam się do pracy – ubrałam się w ekspresowym tempie, a nawet starczyło mi czasu na skonstruowanie luźnego koka.

Wyszłam na korytarz w momencie, w którym pociągnął za klamkę, co spowodowało zderzenie. Nasze ciała wpadły na siebie i zostałam pochwycona przez silne ręce. Bezwiednie przesunęłam dłońmi po jego bicepsach, czując, że musiał dużo ćwiczyć, aby wypracować ten stan mięśni. Nie był jak ci przerośnięci kulturyści, ale miał ładnie wyrzeźbioną sylwetkę, co mogłam zauważyć, dzięki fragmentowi jego skóry, której aktualnie dotykałam.

Oboje zamarliśmy.

Zamrugałam kilkakrotnie i otrząsnęłam się z dziwnego uczucia, które mnie wypełniło. Chrząknęłam głośno i cofnęłam się o krok, stwarzając między nami minimalny dystans. Kątem oka na niego zerknęłam, ale on nie patrzył w moją stronę, tylko gdzieś w bok, unikając mojego wzroku. Przełknęłam ślinę i wypaliłam:

– To co, idziemy?

– Jasne – odpowiedział szybko i pędem ruszył w stronę schodów.

Wprawdzie mój bok był prawie wyleczony, a motoryka ciała wróciła do normalności, ale mógł na mnie poczekać. Wyleciał jak oparzony zupełnie, jakby mój dotyk go brzydził. Ravil stanowił zagadkę, ale nie zawracałam sobie głowy zrozumieniem jego pobudek. Za niedługo miałam opuścić to domostwo i na dobre wynieść się z Rosji, kraju, który odrobinę mnie przerażał, choć nie pokazywałam tego na zewnątrz.

Zanim podeszłam do samochodu zaparkowanego centralnie pod głównym wejściem, najmłodszy z synów Nicolaia już siedział za kierownicą, bębniąc w nią nerwowo palcami. Przygryzał wargę w zniecierpliwieniu, a gdy tylko wsiadłam do pojazdu, od razu ruszył, nie czekając, aż zapnę pasy bezpieczeństwa. Jechał niczym szaleniec, nie przejmując się znakami z ograniczeniem prędkości.

– Zwolnij trochę. – Zwróciłam mu uwagę, za co dostałam w zamian rozdrażnione spojrzenie. – Jeśli chcesz zginąć, to nie mam nic przeciwko, ale najpierw mnie wysadź. Nie mam zamiaru umrzeć w tym wieku i to z powodu humorków jaśnie panicza – rzuciłam do niego rozeźlona.

Na szczęście spełnił mą prośbę i po chwili auto zwolniło. Przez chwilę żadne z nas nie się nie odzywało, ale dialog ponowił kierowca, przy okazji włączając radio. Ostra metalowa muzyka rozbrzmiała w środku samochodu, rozdrażniając mnie.

– Nie mów mi, co mam robić – zaznaczył i odrobinę ściszył wrzaski wokalisty, który jak na złość zaczął używać growl'u.

– Co ja takiego zrobiłam, że jesteś do mnie tak wrogo nastawiony? – zapytałam, ignorując jego wypowiedź. – Nie prosiłam się o to...

– Nie będę z tobą o tym rozmawiał. Dość mam narzekań ojca.

Zainteresował mnie.

– Narzekań? Czyżby to miało związek ze mną?

– A jak myślisz? Raz jest dobrze, by za chwilę wszystko znowu szlag trafiał. Twój ojciec wszystko komplikuje...

Roześmiałam się.

– Zapewne czeka nas kolejna rozmowa z serii, jaki to Raymond jest zły – zakpiłam. – Nie kontroluję jego działań i uwierz mi, twój kraj jest ostatnim miejscem, w jakim chcę przebywać, a mimo to tu ślęczę.

– Nie masz wyboru, ja również. Muszę się tobą zajmować i tracić czas – odpowiedział opryskliwie.

Powinnam poczuć się urażona i najprawdopodobniej bym była, gdyby nie jeden mały szczegół.

– Jeśli to przez twoją dziewczynę tak się zachowujesz, to nie jest ciebie warta. Bez obrazy, ale na kolacji nie sprawiała wrażenia, jakby chciała poznać bliżej twoją rodzinę i wyglądała, jakby siedziała tam za karę. Nie będę robiła ci żadnego wykładu, bo to nie moja sprawa, ale nie powinna ich najpierw poznać, dopiero później wyciągnąć wnioski?

– Jak zwykle spostrzegawcza. – Jego ton się zmienił, choć nadal pozostawała w nim nutka zdenerwowania. – To nie twoja sprawa, ale poniekąd masz rację. Mimo wszystko nie jesteś osobą, której chciałbym się zwierzać z problemów. Nie znam cię, a te chwile, które spędziliśmy razem, nie spowodowały, że zacząłem ci ufać. Jesteś córką wroga rodziny.

– No co ty nie powiesz? – zironizowałam. – Nie chcę wysłuchiwać twoich problemów, mam dość swoich, a psychologiem nie jestem. Jednak uważam, że gdybym tylko zechciała cię zrozumieć, pochłonąłbyś mnie w całości. – Zakończyłam wypowiedź, pozostawiając go w zamyśleniu.

Zerkał na mnie, ale nie zamierzał się odzywać. Skupiał się na drodze, ale myślami błądził gdzie indziej. Najwyraźniej dałam mu do myślenia. Nie mógł spodziewać się takich słów z mojej strony, więc zaczął milczeć.

Wjechaliśmy do miasta. Mijaliśmy kolorowe uliczki i monumentalne budynki, po to, aby zatrzymać się pod wielką galerią handlową. Budowla nie należała do najzwyklejszych, lecz miała dobudowane ozdobne zawijasy i rzeczy, które dla niejednego budowlańca byłyby skaraniem boskim. Ktoś miał gest, budując to bydlę. Jedno było pewne – galeria nie wpasowywała się w kieszenie uboższej warstwy społeczeństwa. W środku było mnóstwo sklepów, które mieściły w sobie towary od projektantów światowej sławy. Tak przynajmniej mogłam założyć, dostrzegając parę, których kojarzyłam.

Miałam w swojej szafie kilka droższych ubrań, ale mój dorobek w większości składał się z rzeczy zakupionych na przykład w Walmarcie, czy stronach internetowych. Nie przejmowałam się głupkowatymi zagrywkami dziewczyn, które niejednokrotnie komentowały mój wybór odzieżowy. Wyznawałam zasadę: „Wygodnie, ładnie, tanio". Wielokrotnie przekonałam się, że można było dopasować ubrania z niższej półki cenowej i wyglądać szałowo. Mój tata miał pieniądze, ale nigdy nie obnosiłam się jego zasobnością portfela. Tak było bezpieczniej i lepiej. W ten sposób nie musiałam znosić fałszywych ludzi.

– Chodź tutaj. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął ku kolorowemu butikowi, z którego biło przepychem na kilometr.

Spojrzałam na jego dłoń, która mocno trzymałą moją i nie wiedzieć czemu gwałtownie za nią szarpnęłam. Mężczyzna popatrzył zdziwiony w moją stronę i w mig zrozumiał aluzję. Uwolnioną dłonią potarłam zewnętrzną część ramienia i posłusznie podążyłam za Ravilem, który zdążył ujść kilka kroków i niecierpliwie czekał, aż go dogonię. Weszliśmy do sklepu w jednym czasie, a od progu powitała nas sztucznie miła ekspedientka, która w żadnym stopniu nie sprawiała wrażenia sympatycznej.

– Panie Aristow, dawno pana nie widziałam. – Zaczęła szczebiotać i nadskakiwać mojemu towarzyszowi. – Czy pani Anika była zadowolona z zakupów? – dopytywała, posyłając mi krytyczne spojrzenie spod przymrużonych sztucznymi rzęsami oczu.

Oceniała mnie i mój ubiór. Widziałam, jak taksowała mnie parę razy od góry do dołu i z powrotem. Nawet się z tym nie kryła. Kobieta była żywym przykładem zepsucia i złego wychowania.

– Tak, była bardziej, niż szczęśliwa – uśmiechnął się Ravil i zaczął rozglądać się po sklepie.

Ekspedientka odwzajemniła gest i po raz kolejny zmierzyła mnie pogardliwie – jak dla mnie o jeden raz za dużo. Nie tolerowałam takiego zachowania, tym bardziej że kobieta była w pracy i nie jej było osądzać wygląd osób przychodzących do sklepu.

Podeszłam do marszczącej brwi i krzywiącej się sprzedawczyni i niewinnym głosem powiedziałam:

– Proszę się dobrze przyjrzeć, mruży pani oczy, jakby potrzebowała pani okularów. Nie wiem, jakie obowiązują tu rozmiary, ale wierzę w pani dobre oko – dokończyłam.

Zszokowana kobieta o mało się nie zapowietrzyła. Poczerwieniała na twarzy, jakby w pomieszczeniu nagle skoczyła temperatura. Dodatkową obelgą było głośne parsknięcie Ravila, który jak się okazało, wszystko słyszał i prawie ocierał łzy z kącików oczu.

Aristow podszedł do mnie i ku mojemu zdziwieniu położył ramię na moich barkach, przy okazji powodując u mnie lekkie zgarbienie. Skonsternowało mnie także zdanie, które wyszeptał mi wprost do ucha: ,,Cieszę się, że nie jesteś taka wredna tylko dla mnie.'' Chłopak nic nie robił sobie z mojego zdziwienia wymalowanego na twarzy i uśmiechnął się lekko, lecz po chwili skierował wzrok na oniemiałą spąsowiałą kobietę.

– Proszę zająć się swoją pracą i znaleźć ubrania na moją koleżankę. Zdaje się, że właśnie to należy do pani kompetencji, tymczasem pani bezczelnie się na nią gapi. – Dopiekł jej. Szkoda, że nie miałam telefonu, żeby nagrać jej reakcję na słowa Ravila, gdyż to wyglądało mistrzowsko.

– Ależ oczywiście. – Odzyskała rezon. – Już przynoszę odpowiednie modele. Czy mogłaby pani powiedzieć, czego konkretnie poszukuje? – Kobieta wszystkie słowa wypowiadała ostrożnie i z namysłem.

– Proszę o spodnie i... – Nie dokończyłam, gdyż Aristow wszedł mi w słowo.

– Prosimy sukienki – odpowiedział szybko.

Gwałtownie odwróciłam głowę w jego kierunku i wytrzeszczyłam oczy.

Co proszę?

Myślałam, że zadałam sobie to pytanie w myślach, ale tak naprawdę powiedziałam je głośno. Zaraz później się zreflektowałam i doprecyzowałam słowa.

– Robisz mi na złość?

– Skądże. Powinniśmy wychodzić ze swoich stref komfortu. Ja chcę ci pomóc.

Wywróciłam oczami.

– Podziękuję za taką pomoc – wymamrotałam i zaczęłam przeglądać wieszaki z ubraniami. Od razu kilka z nich wpadło mi w oko i wzięłam na mój gust pasujące rozmiary odzieży. Nie czekając na wredną sprzedawczynię, udałam się do przymierzalni i zaczęłam mierzyć. Gdy byłam w połowie wykonywanej czynności i rzuciłam kolejną koszulkę na stos z rzeczami „na tak", ekspedientka przyniosła stos ubrań. Przejrzałam je i od razu odrzuciłam większość z nich. Tak jak zażyczył sobie mój sponsor, dużą część stanowiły sukienki.

W końcu wyszłam z przymierzalni, wciskając sztucznie miłej kobiecie wybrane przeze mnie ciuchy. Ravil nie skomentował moich wyborów, lecz dołożył kilka rzeczy do stosu ubrań, które sama wybrałam.

Nieco później, gdy odwiedziliśmy następne kilkanaście sklepów, sytuacja z wredną sprzedawczynią się nie powtórzyła. Wszystkie panie były miłe i chętnie służyły pomocą, jednak każda z nich dość dobrze znała mojego towarzysza. Wątpiłam, że kupował odzież w damskich sklepach, więc osobą, która często gościła w tych butikach, musiała być Anika. Ten scenariusz był najbardziej prawdopodobny. Nie znałam dziewczyny Aristowa, ale już teraz mogłam stwierdzić, że jej nie lubię i nie polubię.

– Zadowolona? – zapytał Ravil przy drzwiach swojego samochodu.

Zamiast odpowiedzieć, tylko pokiwałam głową, ale szybko się otrząsnęłam.

– Tak, dziękuję. Nareszcie będę miała w czym wychodzić do łazienki, ogrodu i kuchni. – Nie mogłam powstrzymać przytyku.

– Proszę bardzo. Mam nadzieję, że będą się dobrze nosić – zignorował moją wredną uwagę, czym mnie zadziwił. Ja byłam niemiła, a on tak po prostu okazał mi sympatię.

Przełknęłam głośno ślinę. Zrobiło mi się głupio.

– Po prostu jedźmy do domu twoich rodziców – bąknęłam.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i wsiadł do auta, a ja poszłam w jego ślady. W środku zaczął pisać coś na telefonie, marszcząc brwi i zagryzając wargę. Obserwowałam jego poczynania i to, jak zmieniała się jego mimika twarzy. Mogłam dostrzec całą plejadę różnych grymasów, a każdy z nich przemknął szybciej niż kolejny.

– Podjedziemy do mojej dziewczyny – odparł znienacka.

Nie powiedział, o co chodziło, ale nie miałam nic do gadania, wobec tego pokiwałam głową w zgodzie. W drodze do Aniki mogłam podziwiać typowe rosyjskie budownictwo. Przerażała mnie skrajność w tym kraju. Jedne domy były tak ubogie i zniszczone, że ludzie nie powinni już w nich mieszkać, a inne były tak bogate i ogromne, że pomieściłyby co najmniej setkę osób. Luksusowy samochód Ravila podjechał pod budynek średniej klasy. Mieszkanie Aniki było lepsze od domów biedoty, ale do tych z wyższej półki trochę mu brakowało.

– Zostań tutaj – rzucił do mnie i pędem ruszył w stronę drzwi wejściowych.

Westchnęłam głośno, a następnie ziewnęłam, nie siląc się na dobre maniery. Mężczyzna zostawił włączone radio, nie rozumiałam języka, którym posługiwali się prezenterzy stacji, ale na szczęście mogłam obserwować mijający czas. Przez kilkanaście minut przyglądałam się okolicy i mieszkańcom, którzy wyszli na spacer ze swoimi czworonożnymi przyjaciółmi. Niestety nawet to zaczęło mnie nudzić. Nie pomogło nawet myszkowanie w skrytkach samochodu, w których znalazłam między innymi napoczęte prezerwatywy, spluwę oraz inne szpargały. Po dobrych dwóch godzinach zirytowałam się, wyszłam z auta i podeszłam do drzwi. Lekko w nie zapukałam, ale powitała mnie głucha cisza. Niewiele się zastanawiając, weszłam do środka. Nie przyglądałam się wnętrzu domu, lecz skierowałam do części, z której słyszałam hałas. Moim oczom ukazały się kolejne drzwi, lecz zanim zdążyłam pociągnąć za klamkę wyszedł Ravil. Mężczyzna był zasapany, a na jego czole błyszczały kropelki potu. Włosy miał zwichrzone i nie musiałam być Einsteinem, żeby wiedzieć, co właśnie robił. Dowodem na moje przypuszczenia była drobna kobieca postać, która wyłoniła się zza jego ramienia, mająca ciało owinięte prześcieradłem.

Zmarszczyłam brwi.

Tego było dla mnie za wiele.

Rzuciłam obojgu wściekłe spojrzenie i ruszyłam do wyjścia. Nie zastanawiałam się, gdzie idę, szłam przed siebie, omijając samochód, w którym zmarnowałam cenne godziny życia. Za plecami słyszałam nawoływania Aristowa i kobiece krzyki, ale nie zwolniłam. Wiedziałam, że nadwyrężałam swój bok, ale to była ostatnia rzecz, o którą dbałam.

Byłam wkurzona.

Podczas gdy ja czekałam potulnie w samochodzie, mężczyzna, który miał mnie pilnować, w najlepsze zabawiał się ze swoją laską. Tak się nie robiło.

Już ja się postaram, aby następnym razem odechciało ci się igraszek, gdy ja czekam w aucie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro