Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłej nocy!

****

Chyba rozmowa w bibliotece przyniosła oczekiwany skutek. Podczas kolacji Oliver był milczący. Rzadko się odzywał, co było mi poniekąd na rękę. Z uśmiechem zbywałam komentarze rodziców Axela. Na razie słowem nie wspomnieli o ślubie, lecz za to ich syn nagminnie próbował położyć mi rękę na kolano. W pewnym momencie nie wytrzymałam i wbiłam mu paznokcie w skórę, jednocześnie posyłając słodki uśmiech do jego matki. Jeśli chodzi o moich braci, Ryan pozostawał milczący, a Colin był zajęty swoją dziewczyną, która miała na imię Amber. Okazała się sympatyczna i nieco nieśmiała. Dowiedziałam się, że była dwa lata starsza od Colina, co było poniekąd słodkie. Nie mogłam jej nic powiedzieć przy stole na temat mojego brata, ale powinna wiedzieć o jego niestałości w uczuciach. Nigdy nie był w normalnym związku. Wymieniał dziewczyny jak rękawiczki i wykorzystywał je w wiadomym celu. Ryan był podobny. Oboje siebie warci.
- Może porozmawiamy na osobności – usłyszałam pytanie od Stephana, które było skierowane do Olivera.
Wzdrygnęłam się. Wprawdzie nic nie mówili o małżeństwie z Axelem, ale nie mogłam wykluczyć, że to będzie rozmowa na ten temat. Raczej mogłam tak założyć, gdyż ten dupek posłał mi triumfujące spojrzenie.
Mężczyźni wyszli z pokoju, a w środku zrobiła się luźniejsza atmosfera. Axel skorzystał z okazji i objął mnie ręką, przez co posłałam mu skrzywione spojrzenie. Grymas na mojej twarzy był nie do ukrycia. Jego matka najwyraźniej go nie zauważyła, gdyż popatrzyła na nas z niemym zachwytem w oczach. Chyba nigdy wcześniej nie miałam tak wielkiej ochoty znaleźć się w innym miejscu, jak teraz. Ci ludzi byli ślepi i tak bardzo zapatrzeni w swoje przekonanie, że można było podciągnąć to po chorobę.
- Nie zapędzaj się Axel – rzekł chłodno Ryan. – To nie czas na spoufalanie się z naszą siostrą – spojrzałam na niego, a później na Colina. Młodszy brat przytaknął pierwszemu.
- To tylko kwestia czasu, aż Jocelyn zostanie moją żoną. Nie popadajmy w skrajność – zaśmiał się i mocniej mnie objął.
Cała zesztywniałam. Jego dotyk był oślizgły i przyprawiał mnie o dreszcze. Czułam jakby milion robaków, pełzło po moim ciele.
Odsuń się – w myślach powtarzałam jak mantrę.
Niestety nic takiego się nie stało. Mężczyzna nachylił się nade mną i prawie musnął ustami mój policzek, ale zanim to nastąpiło, gwałtownie wstałam. Krzesło upadło z hukiem, a obecni ludzie niemal podskoczyli na swoich miejscach.
- Zabieraj ode mnie te brudne łapy! Jesteś obrzydliwy! – wykrzyczałam i prawie splunęłam w jego kierunku.
Axel popatrzył na mnie z niemałym szokiem. Tak szybko, jak się pojawił, tak się ulotnił. Za to uśmiechnął się szyderczo w moją stronę.
- Podczas naszego ostatniego spotkania też pokazałaś pazurki! Lubię tę wersję ciebie – w jego oczach zauważyłam ogień. – Nie wiesz, że takim zachowaniem jeszcze bardziej mnie nakręcasz? – posłał mi uśmiech psychopaty.
- Dość! – krzyknął Ryan. – Axel uspokój się i nie napastuj mojej siostry, a ty – zwrócił się do mnie. – pogódź się ze swoją sytuacją. Za niedługo zostaniemy rodziną – te słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody.
Nie należałam do płaczliwych kobiet, ale moje oczy zwilgotniały i niemal pociekły z nich łzy. Zacisnęłam szczękę, a następnie wzięłam parę głębszych oddechów. Chodziło o moje życie, a za nie byłam gotowa walczyć. Jeśli będę musiała zerwać z nimi kontakt, to tak zrobię, a tymczasem czas na przedstawienie i doprowadzenie braci do pionu.
- Skoro tak bardzo chcesz, abyśmy połączyli nasz rodziny, to może sam weź z nim ślub – wszyscy w pomieszczeniu wciągnęli powietrze, a Ryan stał się purpurowy. – Powtórzę to po raz ostatni – zasyczałam. – wyjdę za niego po moim trupie. Nigdy do tego nie dojdzie – cofnęłam się w kierunku wyjścia. – Wypisuję się z tego cyrku zwanego rodziną Hale. Dla mnie już nie istniejecie!
Szok i niedowierzanie ukazały się na twarzach obecnych. Nawet Axel był w szoku, a jego matka, która się nie odzywała, przypominała rybę, gdyż jej usta na zmianę się otwierały i zamykały. Prawda bolała, ale nie miałam wyjścia. Już dawno powinnam była zafundować im terapię szokową. Walka o moje szczęście była zacięta, a ja wyciągnęłam sporą artylerię. Wszystkie chwyty dozwolone. Niestety musiałam uciec do ostateczności. Ciążyło mi to na sercu.
Nikt mnie nie zatrzymywał. Nie słyszałam za sobą krzyków protestu, czy błagań o wybaczenie. Wybrali swoje stanowisko. Nie mnie oceniać ich decyzję. Klamka zapadła.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z miejsca. Brama otworzyła się bez problemu, więc odjechałam spory kawałek, zanim zatrzymałam się na jakiejś bocznej drodze i wybuchłam płaczem. Schowałam twarz w dłoniach i przecierałam policzki. Na zmianę robiłam się spokojna, chlipałam i zanosiłam histerycznym płaczem. Nie potrafiłam się uspokoić. Oddech łapało się ciężko i momentami, aż się zapominałam. Od zawsze ukrywałam swoje emocje i uczucia. Wolałam w spokoju i samotności lizać rany, niż aby wszyscy się nade mną użalali. Miałam swoją dumę.
Droga była z rodzaju tych mniej uczęszczanych, więc moje zdziwienie było wielkie, gdy jakiś samochód zatrzymał się, a z niego wysiadł mężczyzna. Nie przypatrzyłam się męskiej sylwetce, lecz wróciłam do płaczu. Nieznajomy zapukał mi w szybę, przez co się zakrztusiłam. Zaczęłam kaszleć i w pewnym momencie miałam wrażenie, jakbym miała wypluć z siebie płuca wraz z resztą wnętrzności. Klepałam się w klatkę piersiową, co stopniowo mi pomogło. Parę sekund później odetchnęłam z ulgą, lecz nadal pozostał we mnie ślad szaleńczego kaszlu. Odsunęłam szybę i ku mojemu zdziwieniu nieznajomym okazał się mój ojciec. Szybko starłam ślady łez, ale wstyd pozostał. Nienawidziłam, gdy widziano mnie w momentach mojej słabości.
- Jocelyn – odezwał się troskliwym głosem. Był naprawdę przyjazny i miły dla ucha.
- Odejdź – wymamrotałam i odwróciłam głowę na kierownicę samochodu.
- Jo – ponownie wypowiedział moje imię, co spowodowało wzdrygnięcie. – Wyjdź z samochodu – poprosił. – Jesteś roztrzęsiona i nie pozwolę ci prowadzić w takim stanie.
Wahałam się. Mówił prawdę i pomimo rosnącej nienawiści i żalu do członków mojej rodziny, musiałam mu przyznać rację. Jadąc w takim stanie, mogłam nie dojechać w jednym kawałku na miejsce.
- Musimy porozmawiać. Wróć ze mną do domu. Wytłumaczę ci wszystko. Stephana i Axela nie ma, więc nie musisz się niczego obawiać.
Mylił się. Nie obawiałam się spotkania tych dwóch, a ponownego zobaczenia moich braci. Chciałam, aby było jak dawniej.
- Nie chcę tam wracać. – Przełknęłam głośno ślinę. – Wrócę, a każecie mi pójść do ołtarza, gdzie będzie czekał Axel. Mam już dość mówienia, że go nie chcę. Dlaczego nie potraficie tego zrozumieć? – Zapytałam słabym głosem. – Jestem tak zmęczona.
- Wsiądź do mojego samochodu. – Ku mojemu zdziwieniu to była prośba, a nie rozkaz. Łagodny głos Olivera brzmiał obco i nienaturalnie w jego ustach. Zapomniałam, jak brzmiał jego głos, gdy nie krzyczał i nie rozkazywał.
Zacisnęłam dłonie w pięści i skupiłam się na wszystkich mięśniach. Ruszyłam się z miejsca z wielkim ociąganiem. Otworzyłam drzwiczki samochodu i wyszłam na zewnątrz. Niemal od razu moje ciało zostało otoczone ojcowskim uściskiem. Czując znajomy zapach, który ostatnio czułam na pogrzebie Emmy, ponownie się rozpłakałam. Moczyłam mu koszulę, lecz nie dbałam o nią. Miał takich mnóstwo i jedna zniszczona nie zrobi mu różnicy. Za to uścisk wyzwolił we mnie dawno zapomniane uczucia. Jednym z nich było bezpieczeństwo. Miło było przytulić się do ojca po tak długim czasie.
- Porozmawiałem ze Stephanem i Axelem – wyszeptał wprost do mojego ucha. – Masz rację. Nie słuchałem cię i pozwoliłem ci na smutek. Powinienem cię chronić i być osobą godną zaufania, a przez moje działania, ty je straciłaś – westchnął. – Bardzo cię przepraszam. Nie słuchałem tego, co mówisz. Twoja mama chciała, abyś była szczęśliwa a ja, zamiast dążyć do tego, robiłem odwrotnie. Nie zauważyłem, jak gasłaś w oczach.
- Tato...
- Twoje słowa, myśl, że cię stracę, ostudziła moje myśli. Nie chcę stracić jedynej, ukochanej córeczki. Wyrządziłem ci wiele szkody. Mam nadzieję, że mi wybaczysz – powiedział ze skruchą i mocniej mnie objął.
Tak dobrze było czuć ramiona ojca.
- Chciałeś połączyć nasze rodziny. Poniesiesz konsekwencje zerwania umowy?
- Tym się nie martw – pocałował czubek mojej głowy. – Będę cię chronił. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Stephan był nieco zawiedziony, lecz zaakceptował moją decyzję. Axel jest w gorącej wodzie kąpany. Powiedział mi o twoim małym przedstawianiu – poczułam, jak się uśmiechnął. – Jestem z ciebie dumny i obronię cię przed nim w razie, gdyby sprzeciwił się woli swojego ojca. Stephan naprawdę cię polubił, co działa na twoją korzyść.
- A Ryan i Colin? – moje pytanie spowodowało chwilową ciszę. Oliver zastanawiał się nad odpowiedzią. Bałam się jego słów. Jego reakcja mogła oznaczać tylko jedno.
- Ja przyznaję się do błędu. Uświadomiłem sobie to dość późno, ale nie chcę cię stracić. Twoje słowa mnie poruszyły. Twoi bracia... oni są trudni. Nie rozumieją twoich poczynań. Nadal obstawiają przy naszej wcześniejszej pozycji. Zakazałem im mówienia o Axelu przy tobie, ale wiesz, jacy są uparci.
- Przed wyjściem wykrzyczałam, że nie chcę być członkiem rodziny Hale i że dla mnie nie istniejecie. Zrobiłam to w złości. Nie myślę tak naprawdę, ale ich zachowanie sprowadza się do myślenia wyłącznie o sobie. Moje słowa nie zrobiły na nich wrażenia.
Ponownie poczułam jego usta na czubku głowy.
- Nigdy bym nie pozwolił na twoje odejście. Mam nadzieję, że wszystkie nieporozumienia między nami się skończyły. – Odsunęłam się od niego i uważnie na niego spojrzałam. Na jego twarzy nie było cienia fałszu.
Bóg mi świadkiem, że nie chciałam tego robić, ale musiałam. Miałam prawo wiedzieć, a wysłuchanie jego wyjaśnień było najrozsądniejsze na daną chwilę.
- A Isabel? Moja biologiczna matka też była nieporozumieniem? – zapytałam cicho. Jego twarz zmieniła się w maskę, a oczy zaszły mgłą. Wyglądał, jakby znajdował się w swoim własnym świecie, do którego osoby z zewnątrz nie mogły się dostać.
- Skąd o niej wiesz? – Nie próbował nic ukrywać. Zdawał sobie sprawę, że kłamstwo go pogrąży. – Nigdy nie miałaś się o niej dowiedzieć, więc... To ona cię znalazła? Mam rację? – zaczął zadawać serię szybkich pytań. – Jak tego dokonała?
- Dlaczego miałam się o niej nie dowiedzieć?
- Chciałem, żebyś uważała Emmę za swoją mamę. Ona na to zasługuje. Kochała cię jak własną córkę.
- Wiem. Już na zawsze nią pozostanie – odpowiedziałam z sentymentem i tęsknotą. – Nie wyjaśnia to jednak faktu, że zataiłeś przede mną prawdę. W końcu bym się dowiedziała.
Mężczyzna westchnął i przeczesał parę razy ręką swoje bujne włosy, pokryte gdzieniegdzie siwizną.
- Isabel Richardson była pomyłką. Nigdy nie darzyłem jej uczuciem, była jednonocną przygodą. Mimo to ta kobieta dała mi wspaniały dar, jakim jesteś ty. Na początku nie wiedziałem o jej ciąży. Dopiero gdy zjawiła się u mnie osobiście, dowiedziałem się, że mam córkę. Od razu zawładnęłaś sercem moim i Emmy. Pokochała cię od razu.
- Wybaczyła ci zdradę – stwierdziłam, a on przytaknął.
- Isabel otoczyła cię ochroną i chciała być obecna w twoim życiu w takim stopniu, na jaki pozwalała jej praca. Nie mogłem cię od niej odseparować. Przekazywałem jej informacje o twoich postępach w nauce, przyjaciołach i życiu, jednak nie spodziewałem się, że kiedykolwiek faktycznie się z tobą zobaczy.
- Znalazł mnie Edward Richardson, jej ojciec, a zarazem mój dziadek. Zaprowadził mnie do niej, a ona o wszystkim mi powiedziała. Chce być obecna w moim życiu – spojrzałam wprost w jego oczy. Malował się w nich żal.
- Nie mam do ciebie pretensji, co nie zmienia faktu, że zostałam oszukana i okłamana.
- Wiem i przykro mi z tego powodu.
Zerknęłam na zegar na tablicy rozdzielczej i się skrzywiłam. Rozmawialiśmy ponad godzinę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zrobiło się ciemno.
- Przełóżmy tę rozmowę na inny dzień. Jestem zmęczona.
- Oczywiście. Proszę cię... nie bądź krytyczna dla mnie i Emmy. Chcieliśmy cię chronić.
Nie mogłam zignorować jego słów, więc przytuliłam się do jego ciała i odsunęłam tak szybko, że nie był w stanie mnie objąć.
- Do zobaczenia – wyszeptałam, wsiadłam do samochodu i odjechałam.
Musiałam odetchnąć od przytłaczających mnie spraw. Oliver potwierdził słowa Isabel i dziadka. Powód, dla którego chował przede mną informacje o biologicznej matce, nie do końca mnie przekonywał, lecz nie zamierzałam doszukiwać się jakiś większych znaczeń. Nie był na to czas i miejsce. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w łóżku i odpocząć po dzisiejszym dniu. Najbardziej cieszyła mnie zmiana poglądu taty. Jego zdanie było istotne, Axel mógł się walić. To był naprawdę ogromny sukces, tym bardziej że ojciec rzadko zmieniał zdanie. Jak już coś postanowił, doprowadzał to do końca. O braciach nie chciałam myśleć. Za każdym razem, gdy pojawiali się w moich myślach, po mojej klatce piersiowej rozchodził się ból.
Wchodząc na klatkę schodową, przy drzwiach mojego mieszkania ujrzałam kopertę zaadresowaną do mnie. Podniosłam ją i weszłam do domu. Światło oświetlało kuchnię połączoną z pokojem, więc poczułam spokój. Zza ściany wyłoniła się masywna sylwetka Georga, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Martwiłam się o ciebie.
- Przepraszam. Musiałem odetchnąć i przemyśleć parę spraw.
Coś w jego wzroku mi się nie podobało. Był drapieżny i chyba próbował to ukryć, lecz na marne. Dostrzegłam to i nie wiedziałam co myśleć. Nie był sobą.
- Gdzie byłeś? – zadałam cicho pytanie, a ciało mimowolnie się spięło, gdy podszedł do mnie. Przyczyna była mi nieznana.
- Tu i tam – odpowiedział tym samym tonem i złapał mnie w swoje ramiona.
Na ten gest spięłam się, ale nie wyrywałam. Mężczyzna otoczył mnie swoim ciepłem i zapachem, a ja się rozluźniłam.
- Chciałbym uchronić cię przed całym złem tego świata. Zasługujesz na szczęście – musnął moje usta.
- Każdy na nie zasługuje.
- Nie ja...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro