Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam za zwłokę. Ostatnio wena mnie opuściła, ale wszystko nadrobię. Jeśli chodzi o nowe opowiadanie stwierdziłam, że napiszę kilka rozdziałów i wtedy wstawię. Miłej nocy!

****

George nie był sobą. Przez pół nocy kochaliśmy się namiętnie, ale myślami był daleko ode mnie. To wyjście go zmieniło. Wrócił do mnie jako inny człowiek. Nie mogłam pojąć, co mogło być przyczyną. Nie chciałam niczego spekulować, jednak to było bardzo dziwne.
Rankiem ziewnęłam przeciągle i instynktownie przejechałam dłonią po połowie łóżka. Było puste, lecz jeszcze ciepłe. Z łazienki dobiegł do mnie szum prysznica. Westchnęłam przeciągle. Przez chwilę miałam ściśnięty żołądek.
Było mi dobrze z tym mężczyzną. Nie znaliśmy się dobrze, dodatkowo on stracił pamięć. Mimo to, wszystko między nami się układało, a dni spędzane razem stanowiły jakąś szczęśliwą część mojego życia. Seks był cudowny i wręcz pukałam sobie w głowę, jak mogłam odpychać Georga od siebie. Tyle czasu straciłam na bezsensowne analizy i wmawianie sobie niestworzonych rzeczy.
- Nie śpisz – usłyszałam schrypnięty głos. Popatrzyłam w jego kierunku, a mój towarzysz właśnie zarzucał włosami. Krople letniej wody lekko zwilżyły mi twarz.
- Dlaczego wstałeś?
- Nie mogłem spać. – uniosłam ciało i podparłam tułów na ręce.
- Jesteś nieobecny. Co się stało?
- Nie, nic, tylko... - urwał na chwilę i zaczął błądzić oczami po pomieszczeniu.
Poczułam zirytowanie. Ignorował mnie, robił coś, czego nie lubiłam.
- Możesz mi wyjaśnić co się z tobą dzieje? – zapytałam ostrym tonem.
- Jestem dla ciebie ciężarem. Nie robię nic, aby zapracować na mieszkanie, jedzenie, czy ubrania. Źle się z tym czuję. Wczoraj myślałem nad wszystkim.
Przeszły mnie dreszcze. Jego aura zrobiła się złowroga. Ciarki pojawiły się na moich rękach, co nie uszło uwadze mężczyzny. Zmarszczył brwi i spuścił wzrok jakby zawstydzony. Wyglądał jak mały chłopiec skarcony przez dorosłego. Zmusiłam ciało do ruchu, przybliżyłam się do niego i chwyciłam twarz w dłonie.
- Nie jesteś ciężarem – musnęłam jego usta. – Sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Chcę ci pomóc odkryć, kim naprawdę jesteś. Mam nadzieję, że gdy wróci ci pamięć, nie zrezygnujesz ze mnie – przy końcowych słowach głos mi się załamał.
- Nie zasługuję na ciebie Jo.
Wcześniej tego nie widziałam, ale teraz wygląda jakby, dławiło go poczucie winy. Nie wiem, czym mogłoby być spowodowane. Mogłam się mylić, ale coś go gryzło, a ja zamierzałam mu pomóc.
- George...
- Nie lubię tego imienia – przyznał. — Wolałbym, żebyś nazywała mnie moim prawdziwym — w sercu coś mnie zakuło. Czyżby sobie przypomniał i to spowodowało jego zły nastrój?
– Przypomniałeś sobie? – Zadałam to pytanie i od razu tego pożałowałam. Obawiałam się tej odpowiedzi.
- Nie, ale denerwuje mnie to imię – obniżył ton głosu, przez co stał się chrapliwy i mroczny.
Nie wiedziałam co o tym sądzić. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby dawał mi do zrozumienia, że opamięta swoje dawne życie. Czyżby to była jakaś aluzja?
- Dlaczego nie wspomniałeś o tym wcześniej? Już przyzwyczaiłam się do Georga – droczyłam się z nim.
Nie załapał mojej próby rozładowania nastroju.
- Posłuchaj tylko mojego akcentu. Niemożliwe, abym nazywał się George – niemal warknął w moim kierunku.
- Spokojnie – pokręciłam głową. – Nie musisz tak się unosić. Mogę cię nazywać po prostu „G". – Odchyliłam kołdrę i ześlizgnęłam się z łóżka. - W końcu masz tatuaż z tą literą.
Po nocnej sesji seksu byłam naga i taka poszłam do łazienki. Przez całą drogę towarzyszył mi wzrok mężczyzny. Czułam, jak taksował moje ciało, jakby się po nim ślizgał. Jego wzrok był intensywny i sprawiał wrażenie, jego dłoni błądzących po moim nagim ciele.
- Może być G – wymamrotał. – Kusisz mnie, jesteś małą kokietką – wymruczał, a na moim tyłku wylądował soczysty klaps.
Nie zauważyłam, kiedy zbliżył się do mnie. Zrobił to bezszelestnie.
- Nie mam czasu na seks. Za pół godziny muszę otworzyć sklep – powiedziałam i westchnęłam, gdy przegryzł moje ucho.
- Nie otwieraj dziś. Spędźmy cały dzień w łóżku. – Delikatnie zagryzł mi szyję i omiótł ją gorącym oddechem.
- Przykro mi, ale pieniądze same się nie zarobią – jęknęłam w proteście i przejechałam dłonią po jego włosach. – Później ci to wynagrodzę – cmoknęłam go lekko w usta.
- Pójdę z tobą. Zadzwoń do tego Dexa i zapytaj, czy dotarła już nowa część klimatyzacji. Zajmę się tym.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście. Już ci mówiłem, że chcę się na coś przydać. Żyję u ciebie za darmo, więc mogę być twoją złotą rączką – uniósł jedną brew, a ja się zaśmiałam.
- Jesteś złotą rączką, świadczącą usługi seksualne – posłałam mu łobuzerski uśmieszek, a on ryknął śmiechem.
Stado motyli zatrzepotało swoimi skrzydełkami w moim brzuchu. Zignorowałam je, pomimo ich natarczywości i zadzwoniłam do Dextera. Mężczyzna odebrał po pierwszym sygnale.
- Właśnie miałem do ciebie dzwonić – zaśmiał się. – Czytasz mi w myślach.
- Ciebie też miło słyszeć Dex – uśmiechnęłam się do słuchawki.
- Część przyszła. Dostarczę ci ją po pracy. Jeśli ci się spieszy, to powiedz, a wyślę kogoś do ciebie.
- Nie, później może być. Nie przejmuj się mną – właśnie w tym momencie wpadłam na nieco niedorzeczny pomysł zapytania o Benjamina. – A co z Benem? Miał wypadek, Abby mi powiedziała. Wyjdzie z tego? – w moim głosie nie było słychać fałszu.
- Oh dziecko, ty nic nie wiesz? Ten biedak zmarł w nocy. Obrażenia były zbyt rozległe. Szkoda chłopaka. Młody był, całe życie przed nim, a tu taka tragedia – niemal widziałam, jak kręcił głową.
- A co ze sprawcą? Znaleźli go?
- Nie, sukinsyn uciekł z miejsca zdarzenia – splunął.
- Zawsze sobie dogryzaliśmy, ale nigdy nie życzyłam mu źle...
Taka była prawda. Nie lubiłam typa, ale nie zasługiwał na śmierć.
- Wiem dziewczyno, za każdym razem darliście koty o byle jaką rzecz, ale łączyła was przyjaźń. To zrozumiałe. No nic, będę kończył. Zobaczymy się później – rozłączył się.
Ja i Ben nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. To za dużo powiedziane. On tylko ukierunkował swoje zaloty w moją stronę, a ja odpierałam jego ataki. Dla postronnych osób mogło to wyglądać jak przyjaźń, ale nią nie było.
- I jak? – George stanął obok mnie i musnął mój policzek. Zarost na jego szczęce podrapał mnie po twarzy, tworząc dreszcze.
- Ben nie przeżył.
- To ten facet, który się do ciebie zalecał i miał wypadek?
Kiwnęłam głową na potwierdzenie.
George westchnął i objął mnie szczelnie ramionami. Westchnęłam w jego szyję i zaciągnęłam się naturalnym zapachem jego ciała.
- Jesteś naprawdę dobrą osobą kruszynko. – Położył swoją głowę na mojej. – Będę musiał podjąć decyzje, przez które mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz.
Zmarszczyłam brwi i chciałam odsunąć się od jego ciała, lecz trzymał mnie za mocno.
- Jakie decyzje? Przypomniałeś sobie cokolwiek z poprzedniego życia? - po raz kolejny zadałam to pytanie.
- Nie, ale podejrzewam, że mimo to cię zranię – powiedział bez cienia zawahania.
Poczułam, że lepiej zostawić ten temat. Najwyraźniej nie chciał go ciągnąć, a ja z kolei byłam ciekawska.
Czym miał mnie zranić?
Dalszą część dnia praktycznie nie odzywaliśmy się do siebie. Milczenie nigdy nie było dla mnie tak uciążliwe, jak dzisiaj. Byłam gotowa przerwać tę torturę, gdy przypomniałam sobie o kopercie. To dostatecznie wybiło mi z głowy rozpoczęcie rozmowy z olbrzymem.
- Staniesz chwilę za ladą? – odezwałam się zmęczonym głosem.
- Jasne – odpowiedział i zajął moje miejsce.
Wkurzało mnie zero wyjaśnień z jego strony. Dodatkowo coraz bardziej zaczynałam być przekonana, że coś kręci, a jego problem z pamięcią zaczął dobiegać końca.
Wbiegłam sprintem na górę do mieszkania i otworzyłam zamaszyście drzwi. Westchnęłam ostentacyjnie i spojrzałam na stolik, gdzie ostatnio położyłam kopertę. Nie było jej tam, na co zmarszczyłam brwi. Niemożliwe, aby się gdzieś zapodziała. Podeszłam do stolika i podniosłam parę rzeczy znajdujących się na nim. Nadal nic. Zrezygnowana schyliłam się i niemal weszłam pod mebel.
Bingo.
Koperta leżała w ciemnym kącie, zupełnie jakby nie chciała zostać odnaleziona. Wyciągnęłam ją i zdmuchnęłam pyłki, które zdążyły się osadzić. Rozerwałam jej brzeg, a ze środka wyleciały zdjęcia. Zamrugałam pospiesznie, otworzyłam usta i przyłożyłam do nich dłoń. Z gardła wydostał się przeciągliwy pisk. Zaraz później zaniosłam się płaczem.
Na zdjęciach znajdowała się Elizabeth przywiązana do krzesła. Większość z nich przedstawiała różne stadia tortur, a na osobnym, ostatnim była przebita nożem. W miejscu jej serca tkwił nóż, który wydał mi się znajomy.
Wydałam z siebie okrzyk i puściłam fotografie na podłogę. Nie musiałam czekać długo. Z dołu dobiegły mnie głośne odgłosy biegu. Po chwili mój zastępca znalazł się obok mnie. Spojrzałam przerażona na Georga i wskazałam drżącym palcem na zdjęcia. Podniósł je i obejrzał dokładnie. Albo nie zrobiły na nim wrażenia, albo był odporny na takie widoki. Uważnie przeskanował zdjęcia i zmrużył groźnie oczy.
- Ktoś sobie z nami pogrywa. Z tego, co pamiętam, to ta dziewczyna była nieco napastliwa względem ciebie, ale nie sprawiła ci żadnych kłopotów. Zdjęcia ewidentnie są prawdziwe.
- Ona nie żyje – wplątałam ręce we włosy i pociągnęłam mocno. Ły nadal skapywały po moich policzkach. – To moja wina? – nie wiedziałam, dlaczego zadałam to pytanie i skierowałam je go Georga.
- Nie ty ją zabiłaś kruszyno – wziął moje ręce i opuścił je wzdłuż mojego ciała.
- Muszę powiadomić gliny – zaczęłam panikować. – Co, jeśli stwierdzą, że ja ją zabiłam? W końcu się z nią przyjaźniłam. A co jeśli wplatają w to moją rodzinę? Nie wiem, kto to zrobił. Najpierw Benjamin, teraz Elizabeth. Boże...
Panika dawała znać. Pukała i wchodziła drzwiami i oknami. Nie pytała o nic, brała, co chciała. Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Gdy został zabity chłopak, z którym się przespałam, moja rodzina wszystkim się zajęła. Teraz to ja byłam w to wplątana maksymalnie. Ta sytuacja mnie przerastała.
- Policja nie jest dobrym pomysłem. Lepiej załatwić to po cichu.
Zagryzłam wargę niemal do krwi. Wzrok miałam rozbiegany i nieobecny. W pewnym momencie wzięłam telefon i wykręciłam numer taty. Odebrał po drugim sygnale. Rzadko do niego dzwoniłam, a on odbierał ode mnie połączenia za każdym razem. Nasze stosunki się polepszyły, więc powinien mi pomóc.
- Witaj córeczko – przywitał się staruszek.
- Tato... - wychlipałam i wytłumaczyłam mu całą sytuację.
- Zaraz u ciebie będę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro