Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bardzo przepraszam za dłuższą przerwę. Ostatnio nie miałam na nic czasu. Rozdziały będą bardziej systematyczne. Dodatkowo chciałam Was zaprosić na mojego Instagrama, który jak na razie raczkuje - https://www.instagram.com/cordeliafrost_autorka/  (cordeliafrost_autorka). Będę tam wstawiać informacje o rozdziałach i postępach w wydawaniu książki (prace trwają). Oprócz tego, prawdopodobnie dziś wpadnie prolog opowiadania, o którym kiedyś wspomniałam. Miłego dnia!

****

Wylądowaliśmy prawdopodobnie na jakimś prywatnym lotnisku. Po raz kolejny dziękowałam za płaszcz, gdyż na zewnątrz znajdował się śnieg, a temperatura był ujemna. Przez cały lot samolotem, dawałam znać Gorianowi o moim niezadowoleniu. Mężczyzna przyjmował obelgi mruknięciami i wiedziałam, że wcale nie obchodziło go moje zdanie. Jednak ja narzekałam dla zasady. Musiałam mu utrudnić funkcjonowanie. Powinien zrozumieć, jakim błędem było moje porwanie. Chciałam sprawić, aby żałował tej decyzji i odstawił mnie do domu.

Głębiej analizując moją sytuację, powrót do nadopiekuńczych rodziców, wkurzonych braci, nie był najlepszym wyborem. Znajdowałam się pomiędzy młotem a kowadłem. Perspektywa konfrontacji z szaloną rodzinką nie napawała mnie zbytnim entuzjazmem. Cokolwiek bym zrobiła, byłoby źle. Ucieczka odpadała. Nie miałam pieniędzy i nie znałam języka rosyjskiego. Ten kraj na pewno nie był zacofany i ludzie umieli mówić po angielsku, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Jednak myśl o samotnej tułaczce skutecznie odpychała pomysł ucieczki na drugi tor.
- Wsiadaj – rozkazał mi Gorian. – Czeka nas długa droga, a im szybciej znajdziemy się w domu, tym lepiej.
- Przyznaj, że przeszkadza ci moje narzekanie – powiedziałam prowokująco.
Rosjanin spojrzał na mnie, lekko unosząc brew, lecz nie odezwał się do mnie słowem.
- Za ile będą? – zapytał mężczyzny, który najprawdopodobniej pilotował nasz samolot.
- Dwie minuty i będą u celu – odezwał się.
Nie wiedząc, o co chodzi, postanowiłam spełnić prośbę mojego porywacza i usiąść w samochodzie. Na zewnątrz było zimno, a nie miałam zamiaru czekać na nie wiadomo co.
- Przypominam ci, że sam mówiłeś, że chcesz znaleźć się szybciej w domu, a teraz...
- Proszę, ucisz się na chwilę – odpowiedział, a jego cała postawa diametralnie się zmieniła.
Był czujny. Nasłuchiwał i obserwował. Naprawdę był zabójcą. Przynajmniej na takiego wyglądał. Jego postawa wyrażała stan najwyższej gotowości. Nie znałam się na tym, ale najwidoczniej czegoś się obawiał.
Jak na zawołanie na lotnisko nadjechało pięć czarnych wielkich samochodów. Nie znałam się na markach i różnych bajerach, ale auta musiały mieć dobre zabezpieczenie. Gołym okiem widziałam, że takimi pojazdami żaden zwykły obywatel nie jeździł.
W żołądku mi zawirowało, a coś ścisnęło wszystkie moje trzewia. Miałam co do tego złe przeczucia.
Samochody zatrzymały się, a ze środka dwóch samochodów wysiadła pokaźna grupa osób. Mężczyźni byli uzbrojeni po zęby. Mieli specjalistyczny sprzęt i kamizelki, które wyraźnie się odznaczały na tle ich ubioru. Gorian zbliżył się do nich i chwilę porozmawiał z mężczyzną, który najprawdopodobniej przewodził grupą, a następnie podszedł do bagażnika samochodu i wyciągnął z niego pokaźną walizkę. Nie zauważyłam, żeby wcześniej ktokolwiek włożył coś do auta, ale mogłam się mylić. Byłam zajęta narzekaniem i uprzykrzaniem życia mojemu porywaczowi. Nieznajomy przekazał walizkę ludziom siedzącym w jednym z samochodów. Na chwilę zrobiło się cicho. Gorian uważnie obserwował zachowanie ludzi z czarnych pojazdów. Po kilku długich minutach wszyscy pokiwali głowami i podali Gorianowi rękę.
Nic z tego nie rozumiałam. Patrzyłam, jak mój porywacz otwiera drzwi i wsiada do samochodu. Jak na zawołanie powietrze przeszył huk strzałów. Wrzasnęłam wystraszona. Gorian zaczął krzyczeć do kierowcy w nieznanym mi języku. Tamten coś mu odpowiedział i odpalił samochód. Ruszyliśmy z piskiem opon. W tym samym momencie moja głowa została przytrzymana przez ciężką, męską dłoń i pociągnięta w dół. Nie odzywałam się. W uszach cały czas brzęczały mi odgłosy strzałów. Mogłam się jedynie domyślać, że ci, którzy do nas strzelali, chcieli dostać zawartość walizki.
- Nie wychylaj się – warknął do mnie mężczyzna, z którym mieszkałam przez ostatnie kilka miesięcy.
Spokojnie, nie miałam takiego zamiaru. Nie mam ochoty dostać kulki w łeb.
Rosjanin odchylił szybę w samochodzie i zaczął celować do napastników. Nie wiedziałam, ile to trwało, ale w końcu strzały ustały, a my się zatrzymaliśmy. Nadal się nie wychylałam, za to Gorian i kierowca wyszli z auta. Niestety mój porywacz zostawił otwarte drzwi i całe zimno z zewnątrz napływało do środka. Przeszły mnie dreszcze i mocniej owinęłam się płaszczem. Z mojego ciała powoli ulatywały emocje, które wcześniej sprawiły, że było mi ciepło.
Przełknęłam ślinę i pełna obaw wychyliłam się zza foteli. Spojrzałam przez tylną szybę samochodu i wytrzeszczyłam oczy. Gorian stał przy samochodzie ludzi, którzy do nas strzelali i rozmawiał z kimś przez telefon. Zmarszczyłam brwi i zmusiłam ciało do ruchu. Może to było skrajnie nieodpowiedzialne z mojej strony, lecz musiałam rozprostować kości i na własne oczy zobaczyć, że nic mi nie grozi. Wyszłam z pojazdu i skierowałam się w stronę, z której dobiegały głosy. Momentalnie wszystkie ucichły, a dwie pary tęczówek skierowały się na mnie.
- Jocelyn wracaj do auta! Tu nadal może nie być bezpiecznie! – wykrzyczał Gorian.
Zza zakrętu nadjechał samochód podobny do tych, które mieli ludzie od walizki. Do moich uszu dobiegł głos Goriana, który wykrzyczał jedno słowo. Było ono prawdopodobnie w jego ojczystym języku, ale mogłam się domyślić, że wyrażało ono przekleństwo. Samochód się zatrzymał, a z niego wysiadło dwóch mężczyzn. Od razu wzięli się za oględziny ludzi, którzy zaczęli strzelaninę. Ze słów, które usłyszałam, wywnioskowałam, że nikt nie przeżył, a w środku pojazdu znajdowały się tylko trupy.
Z rozmyślań wyrwał mnie mocny uścisk na ramieniu.
- Czego nie rozumiesz w słowach „wracaj do auta"? – odezwał się wkurzonym głosem mój porywacz.
- Musiałam rozprostować kości. Zresztą na pewno żaden z trupów w tym aucie... – wskazałam na wrogi pojazd. – się nie ruszy.
- Nie wkurwiaj mnie. Tutaj nie jest bezpiecznie. Utrudniać mi życie będziesz w domu. Teraz musisz się wstrzymać.
Zamrugałam pospiesznie i zaczęłam się wyrywać, gdy mocniej zacisnął rękę na moim ramieniu. Nic to nie dało, gdyż zostałam siłą wepchnięta do samochodu, a ten idiota zatrzasnął wszystkie drzwi. Nie mogłam wyjść. Pozostało mi tylko czekać cierpliwie i spróbować się trochę uspokoić. Westchnęłam zrezygnowana i rozłożyłam się na całej długości tylnych siedzeń. Opatuliłam się szczelnie płaszczem i zamknęłam oczy. Mój oddech się unormował i odpłynęłam.
****
Obudziłam się w ciepłym łóżku, przykryta grubą kołdrą. Przetarłam powieki i ziewnęłam przeciągle. Usiadłam i odsunęłam z siebie materiał. Przeczesałam włosy i rozglądnęłam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Pokój był urządzony w nowoczesnym stylu, który na myśl przynosił tylko jedną osobę. Popatrzyłam w prawo i rozszerzyłam oczy. Widok, który zobaczyłam, zmroził mnie. Za oknem, które okrywały ciężkie zasłony, rozpościerał się zimowy krajobraz miasta. Nie miałam wątpliwości co do miejsca, w którym byłam. Przez chwilę łudziłam się, że to tylko zły sen i zaraz obudzę się w gorącym klimacie Arizony.
Rosja przywitała mnie z otwartymi ramionami w postaci kul i strachu. Jeśli taka była rosyjska codzienność, to serdecznie podziękuję. Zaledwie w momencie, w którym postawiłam stopę w tym kraju, strzelano do mnie. Byłam realistką, a mimo to, widziałam pobyt w tym kraju tylko w ciemnych barwach.
Wstałam z łóżka i rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakichkolwiek ubrań. Nie mogłam paradować we wczorajszych ciuchach. Musiałam się również wykąpać. Czułam, że cuchnęłam, przez co sprawiało mi to wyjątkowy dyskomfort. Na razie musiałam jakoś przetrwać ten czas i na spokojnie przekalkulować wszystko. Może ktoś pomógłby mi się wydostać z łap porywacza. Na jego wspomnienie, wywróciłam oczami.
Kłamliwy bydlak!
Osiągnął, co chciał, a w nagrodę wziął sobie prezent w postaci mnie. Wkurzało mnie to, że potraktował mnie jak rzecz do osiągnięcia celu. To nie w porządku. Tak się nie robiło, to było niemoralnie. Najwyraźniej takie słowa nie istniały w jego słowniku.
Przekręcany klucz w zamku wyrwał mnie z negatywnych myśli. Odwróciłam się zaciekawiona, ale niepotrzebnie. Mogłam się domyślić, że to Gorian będzie chciał zakłócić mój spokój. Mężczyzna wszedł do środka i położył przede mną sporych rozmiarów torbę. Zerknęłam w jej stronę. Była otworzona, a ze środka wystawały moje rzeczy. Oczy mi się zaświeciły i rzuciłam się w jej kierunku.
- Poleciłem moim ludziom, aby zabrali trochę twoich ubrań. Poprzedzając twoje pytanie... zrobili to na tyle dyskretnie, aby twoi rodzice się nie domyślili.
Ponownie się zasępiłam. Wstałam z podłogi i zaplotłam ręce na piersiach.
- Oboje będą mnie szukać. Moi bracia także – odpowiedziałam hardo.
- Oczywiście – zgodził się ze mną i dodatkowo pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów. Nie widziałam w jego oczach fałszu. – Na pewno trafili na nasz trop i wiedzą, że jesteśmy w Rosji. Jednak mają związane ręce.
- Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi.
- Przyjeżdżając tutaj, już stąd nie wyjadą. Twoja matka ma wilczy bilet. Ukradła dokumenty ważne dla rosyjskiego rządu i działała pod przykrywką. Takie coś załatwia się tylko w jeden sposób. Została oficjalnie uznana za wroga państwa. W przypadku twojego ojca, braci i dziadka, to mogą zostać uznani za wspólników Isabel, dlatego dla nich też jest to bilet w jedną stronę.
Dolna warga zaczęła mi drgać. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Zdawałam sobie sprawę, że matka może mieć problemy, lecz nie tak poważne.
- Na pewno zrobią to po cichu. Nie będą się afiszować przyjazdem do wrogiego kraju.
- Uwierz mi kruszyno... rząd wie wszystko, nawet jak zwierzę przekroczy granicę – pokręcił głową. – Z resztą, ty naprawdę chcesz wracać z nimi? Już chyba wystarczająco żyłaś pod kloszem ze strony ojca i braci. Teraz doszła do tego matka, więc kontrola będzie na porządku dziennym. Mój kraj umożliwi ci życie, jakiego chciałaś – obiecywał.
- Mącisz mi w głosie – warknęłam w jego stronę.
Gorian posłał mi szyderczy uśmiech i wzruszył ramionami.
- Zejdź na kolację. Zaraz wszystko wystygnie.
- To jeszcze sobie poczekasz. Najpierw muszę się doprowadzić do porządku.
Zostałam nagrodzona głośnym westchnięciem, a po chwili mężczyzny już nie było w pokoju. Zostałam sama, więc szybko zgarnęłam jakieś dresy, które były na wierzchu walizki i skierowałam się do łazienki. W środku byłam mile zaskoczona. Kosmetyki, których zazwyczaj używam, były poukładane i nowe. W pomieszczeniu było kilka szafek, które pootwierałam, gdyż nie wiedziałam, gdzie znajdę ręcznik. To nie było trudne, natrafiłam na niego szybciej, niż się spodziewałam. Po chwili woda zaczęła okrywać moje nagie ciało.
Mycie wraz z ubraniem się zajęło mi dobre dwadzieścia minut. Gorian zapewne klnął pod nosem. Uśmiechnęłam się do siebie na obraz, który przyszedł mi na myśl.
Wyszłam z pokoju, a moim oczom ukazał się przestronny salon. Zauważyłam mojego porywacza, jak siedział przy stole i pisał coś na telefonie. Chrząknęłam, dając mu znak, że raczyłam się zjawić. Nasze oczy się spotkały, a on zlustrował mnie wzrokiem.
- Dobry wybór – wskazał na mój dres. – Za niedługo przyjdzie mój znajomy, więc nie chciałbym, żebyś paradowała w kusych ubranych.
- Szkoda, że wcześniej mi tego nie powiedziałeś. Miałabym na uwadze, żeby tak właśnie się ubrać – pokusiłam się na sarkazm.
- Siadaj – zignorował moją odpowiedź i wskazał na krzesło naprzeciwko niego. – Gotowałem zbyt długo, żeby teraz zmarnować to jedzenie.
- Potrafisz gotować?! – wrzasnęłam.
- Oczywiście – wzruszył ramionami.
- Zrobiłeś ze mnie służącą – warknęłam i wściekła usiadłam naprzeciw niego.
Z talerzy unosił się biały kłębek. Gdybym nie była tak głodna, nie tknęłabym tego jedzenia z czystej złośliwości.
- Zawsze gotowałem dla siebie, więc skorzystanie z twoich kulinarnych umiejętności było miłe – powiedział, jak gdyby nigdy nic.- Nikt nigdy dla mnie nie gotował.
- Chyba sobie żartujesz?
- Absolutnie. Musiałem utrzymać wizerunek osoby, która utraciła pamięć. Jedz, proszę – wskazał na parujący talerz.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Myślisz, że jeśli mnie wykorzystałeś, ja ponownie ci zaufam?
- Oczywiście. Kiedyś twój opór zasłabnie i będzie jak dawniej.
Mogłabym zbierać szczękę z podłogi. Miał niezły tupet. Już ja mu pokażę opór.
W ciszy zabraliśmy się za jedzenie. Posiłek nie był czymś, co jadłam w przeszłości, aczkolwiek bardzo mi zasmakował. Z bólem musiałam przyznać, że Gorian był dobrym kucharzem. Powoli zaczynałam sądzić, że we wszystkim jest dobry, włącznie z graniem na nerwach.
W pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka. Gorian podszedł do drzwi i sięgnął po broń, która znajdowała się na stoliku obok drzwi, a której wcześniej nie zauważyłam. Mężczyzna włączył interkom i przez chwilę rozmawiał z kimś po rosyjsku. Już w miarę się oswoiłam z dźwiękiem tego języka. Nadal nic nie rozumiałam, ale już nie był takim zaskoczeniem, jak wcześniej.
Minęło kilka minut, zanim dobiegł do mnie odgłos pukania. Gorian otworzył drzwi i powitał młodego jak na moje oko mężczyznę. Mógł mieć mniej więcej tyle lat, co ja. Obaj przywitali się po bratersku i odwrócili się w moim kierunku. W ten sposób mogłam dokładnie obejrzeć nieznajomego. Miał nieco dłuższe włosy w kolorze czarnym i jasne, niebieskie oczy. Jego twarz była przystojna w jakiś pierwotny sposób. Zamrugałam pospiesznie. Zaczęłam żałować, że mam na sobie byle jaki dres, który ukrywa moje kobiece walory.
Kątem oka widziałam, że Gorian zmarszczył brwi i zacisnął usta w wąski pasek. Po mojej reakcji mogłam się spodziewać, jakie miał myśli. Chyba zaczął żałować, że przyprowadził tu swojego znajomego. Cóż, teraz nie było odwrotu.
- Jocelyn, to jest Ravil Aristow...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro