Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego wieczoru!

****

Wróciliśmy do szpitala. W trakcie drogi zapytałam, dlaczego żaden z mężczyzn w sterowni nie zjawił się po usłyszeniu wystrzału z broni.

- To proste – odpowiedział ojciec. – Mają kamery i wiedzą co dzieje się w środku. Ostrożności nigdy za wiele.

- Już się zajęli ciałem. Nikt go nie znajdzie. Wszyscy będą myśleli, że ten dupek nadal żyje.

Słowa Colina uświadomiły mi, że prawie zamordowałam człowieka. Axel zasługiwał na najgorsze, ale tak naprawdę bałam się tego uczucia. Pozbawienie życia drugiej osoby nigdy nie przechodzi spokojnie. Zawsze niesie za sobą jakieś konsekwencje. Obraz zmasakrowanego ciała będzie mi towarzyszył do końca moich dni, ale fakt, że to nie ja byłam odpowiedzialna za zabójstwo, podnosił mnie na duchu. Ten człowiek zasługiwał na śmierć i cieszyłam się, że mój tata to zakończył. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że człowiek odpowiedzialny za śmierć Ryana spokojnie oddycha.

Weszliśmy do szpitala, a od progu przywitali nas ludzie Olivera. Mieli nietęgie miny. Spodziewałam się najgorszego. Od razu na myśl przyszedł mi Gorian i jego szaleństwo, gdy porwał mnie do Rosji, mogłam doświadczyć tego w pełnej krasie. Drugim wariantem był ojciec Axela. Przeszły mnie ciarki i rzuciłam się w kierunku windy, nie bacząc na krzyki Colina i taty. Wcisnęłam szybko guziki i już po chwili byłam w metalowej puszce. Znowu nie zdążyli mnie złapać. Sytuacja do złudzenia przypominała tą, w której Gorian się obudził, a ja im uciekłam. Było to trochę bezmyślne z mojej strony, ale nic nie mogłam na to poradzić. Bałam się o Rosjanina. Dotarłszy na piętro, w którym mieściła się jego sala, usłyszałam krzyki i nawoływania. Wiedziałam, do kogo należał ten głos. Pobiegłam do pokoju, w którym ostatnio widziałam mężczyznę, którego kochałam i nieciekawy widok. Aslanov wykłócał się z personelem i motał po całym łóżku. Dwóch pielęgniarzy trzymało jego ręce, lecz na darmo. Gorian miał niemal nadludzką siłę. Nie pozwolił się utrzymać. Wyglądało to nieciekawie.

- Dajcie igłę! – krzyknął jeden z mężczyzn, a stojąca obok pielęgniarka szybko podeszła do łóżka.

- Stój! – krzyknęłam. Mój głos sprawił, że szamotający mężczyzna się uspokoił, ale pielęgniarka wciąż zbliżała się do niego niebezpiecznym krokiem. – Powiedziałam, stój! – krzyknęłam ponownie i zastąpiłam jej drogę. – Nie widzisz, że już nie potrzebuje tego gówna? – warknęłam na trzęsącą się kobietę.

- Pan Aslanov stanowi niebezpieczeństwo – powiedział jeden z pielęgniarzy.

- Wyjdźcie. Po prostu wszyscy wyjdźcie!

Personel medyczny przez chwilę się wahał, aż w końcu zostałam sama z Rosjaninem. Odwróciłam się w jego kierunku, a on zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem. Omiotłam jego ciało pokryte tuszem, a w moim wnętrzu zawirowało stado motyli. Robił na mnie piorunujące wrażenie. Ślady po kulach były widoczne, ale wszystko było na dobrej drodze do zagojenia. Nie ujmowało mu to męskości, a wręcz przeciwnie. Wyglądał szalenie przystojnie.

- Opuściłaś mnie – zaczął z wyrzutem. – Zabrali mnie na te cholerne badania, a ty skorzystałaś i zwiałaś. Gdzie byłaś? – jego klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej.

- Musiałam dokończyć niezałatwione sprawy – odpowiedziałam cicho i zbliżyłam się do łóżka.

- Nie obchodzi mnie to, obiecałaś, że mnie nie zostawisz. Okłamałaś mnie.

- Wcale nie. Przecież wróciłam, a ty, zamiast spokojnie poczekać, zacząłeś wszczynać awantury w szpitalu i straszyć Bogu ducha winnych pielęgniarzy.

- Zwalasz to na mnie? Co miałem sobie pomyśleć?

- Na pewno nie wszczynać awantur – warknęłam.

Zauważyłam, jak rozluźnia wszystkie mięśnie i wygodnie układa się na łóżku. Całe szczęście, że nie należał do tego typu mężczyzn, dla których ujmą jest leżenie w szpitalnej sali. Miałabym przechlapane. Jego sprawność, pomimo kilkunastu godzin od wybudzenia, poprawiła się nieznacznie. Sam fakt, iż zdołał mnie uwięzić w ramionach i pocałować, świadczył, jak to powiedział lekarz, o cudzie.

- Nigdy mi nie wybaczysz tego, co zrobiłem, co? Zawsze będziesz mnie obwiniać o kłamstwo w sprawie utraty pamięci i porwanie do Rosji – stwierdził i przymknął oczy. Jego zbolały wyraz twarzy głęboko poruszył moje serce i naraz pojawiły się wyrzuty sumienia. Niepotrzebnie na niego naskoczyłam, nie zważając na jego stan. Wyżyłam się na nim i wylałam swoje frustracje – Kocham cię Jocelyn i te chwile, które razem spędziliśmy, były prawdziwe. Nie mogę się pogodzić z myślą o twojej utracie – spojrzał na mnie, a ja przepadłam.

Ostatnio zrobiła się ze mnie straszna beksa i miało to głównie związek ze śmiercią brata. Teraz poczułam wilgoć w oczach, nie ze względu na Ryana, a Goriana. Żaden z mężczyzn, z którymi byłam, nie powodował we mnie tak skrajnych uczuć. Z nim wszystko było inne, prawdziwe.

- Skoro były prawdziwe, dlaczego mnie odpychasz? Mówisz, że mnie kochasz, a zaraz odpychasz, przez co sama nie wiem, na czym stoję. Chcę być z tobą i stworzyć zdrową relację, ale nie dajesz mi ku temu powodów. Powiedziałam, że cię kocham, a ty stwierdziłeś, że nie poznałam cię aż tak dobrze, żeby to stwierdzić. Ranisz mnie tym...

- Przepraszam, jestem w szoku. Najpierw chodziło mi o sam fakt posiadania ciebie, dopiero później zrozumiałem, co do ciebie czuję. Sam się w tym wszystkim gubię.

- No to jesteśmy w tym samym położeniu – westchnęłam i usiadłam obok niego. Zaplotłam swoją rękę z jego i położyłam sobie na sercu. – Uwierz, że to uczucie jest prawdziwe i nie mam zamiaru cię opuścić.

- Wierzę, że tak jest kruszyno. Musimy się jeszcze wiele o sobie dowiedzieć, ale wierzę, że to rozpracujemy. – Wolną ręką pokazał, abym się przybliżyła, co ochoczo uczyniłam. Poczułam pocałunek na policzku, za który nagrodziłam go uśmiechem.

Przez chwilę przypatrywaliśmy się sobie z uśmiechem. Ostatnie dni były bardzo intensywne, więc cieszyłam się, że powoli wszystko zaczynało się układać. Wierzyłam, że przed nami są tylko wspaniałe dni. Wycierpieliśmy zbyt dużo, aby mogłoby być inaczej. Zawsze po burzy nastaje słońce i mam nadzieję, że sprawdzi się to także w naszym przypadku.

Ciche pukanie do drzwi wyrwało nas z radosnego otępienia. Ktoś nie czekał na nasze pozwolenie, tylko wszedł do środka. Nie zdziwił mnie widok brata i ojca. Poczułam lekkie zawstydzenie. Po raz drugi im zwiałam i nie dałam czasu do manewru. Z ich min nie dało się niczego odczytać.

- Do przewidzenia było, że zwiejesz – westchnął Colin i usiadł na krześle obok łóżka. Wyciągnął nogi i mruknął pod nosem coś o obolałych kończynach.

- Daliśmy wam czas, ale teraz prosiłbym cię droga córko o zostawienie nas samych – zaczął ojciec, a ja zrobiłam się biała. Serce zaczęło mi walić, jakbym przebiegła maraton. W środku rozlało się we mnie gorąco, a moja klatka piersiowa unosiła się w nienaturalnym rytmie. – Musi wiedzieć...

- Nie ty powinieneś o tym decydować – zezłościłam się. Słowa, które wypowiedział, potwierdzały, że coś jest na rzeczy. Gorian cały się spiął, a twarz mu stężała. – Nie masz prawa. – Już nie kryłam się z niezadowoleniem.

- O czym powinienem wiedzieć? – zapytał spokojnie Rosjanin i zmierzył naszą trójkę uważnym wzrokiem. – Wiem, że Isabel została zdjęta ze swej funkcji i teraz zajmują się nią jej przełożeni. Z moich źródeł wynika, że już więcej o niej nie usłyszymy. Wiadomo, że jak rząd chce się kogoś pozbyć, to znika w tajemniczych okolicznościach – uśmiechnął się półgębkiem.

- Skąd o tym wiesz? – zadałam mu pytanie. Nawet ja nie wiedziałam o wszystkim a, zwłaszcza że sprawa mojej matki jest zamknięta na dobre.

- Kruszyno, wiem dużo więcej, niż sądzisz, ale jak widać nie wszystko – westchnął. – Proszę, zostaw nas samych.

Zagryzłam wnętrze policzka. Nie podobało mi się, że mieli przede mną jakieś tajemnice. Zignorowałam jego słowa i mocno ścisnęłam jego dłoń.

- Jocelyn... - zaczął ojciec tonem nieznoszącym sprzeciwu. Byłam na przegranej pozycji. – Chcemy, żebyś była bezpieczna, a im mniej wiesz, tym lepiej.

Prychnęłam pod nosem i gwałtownie wstałam. Moje ego zostało urażone i wiedziałam, że jak wyjdę z pomieszczenia, później będę im okazywać moje niezadowolenie na każdym kroku.

- Nie złość się kruszyno, tak będzie lepiej.

- Ciekawe dla kogo? – zadałam pytanie retoryczne i szybko wyszłam za drzwi. Zdawałam sobie sprawę, że nic by nie powiedzieli, gdybym została z nimi w pokoju. Byli uparci, ale ja też. Po kimś odziedziczyłam tę irytującą cechę.

Posłałam urażone spojrzenie w stronę pokoju, jakby miało to jakikolwiek sens. Nie był niczemu winien, ale ludzie w środku już tak. Zacisnęłam mocno szczękę i usiadłam na krzesełku w korytarzu. Zaplotłam ręce na piersiach i zrobiłam obrażoną pozę. Zachowywałam się jak mała dziewczynka, ale nie miałam zamiaru przestać. Ktoś musiał ustąpić i denerwowało mnie, że padło na moją osobę. To było nie fair. Miałam prawo być przy tej rozmowie. Ryan współpracował z Gorianem w sprawie mojego uwolnienia i czułam, że jego śmierć go dotknie. Nie znali się, ale wiedziałam, że mogłaby połączyć ich przyjaźń. Mężczyzna, którego kochałam, był władczy i stawiał na swoim. Gdy zauważyłam go przed swoim mieszkaniem, przeczuwałam, że przyniesie kłopoty. Brnęłam w tę relację, jakby od tego zależało moje życie. Pomogłam mu, a on mi. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo. Uświadomił mi wiele rzeczy i sprawił, że zrozumiałam siebie. Mógł zaplanować nasze spotkanie, lecz ja wiem, że to było przeznaczenie. To ono doprowadziło go do mnie i sprawiło, że zaczęłam kochać.

- Królowa drwiny siedzi sama na korytarzu? – usłyszałam szyderczy głos, który sprawił, że podskoczyłam na siedzeniu. Spojrzałam w bok i zobaczyłam mężczyznę o zabawnym imieniu Cosmo. – Czyżby coś poszło nie po twojej myśli? – Uniósł kącik ust w kpiarskim uśmieszku.

Nie było mi do śmiechu, nie w tej chwili.

- Spadaj Cosmo – odburknęłam i specjalnie zaakcentowałam jego imię. Mężczyzna skrzywił się nieznacznie i usiadł bok mnie. Popatrzyłam na jego poczynania i mimowolnie odsunęłam się od niego.

- Daj jej spokój. Szef cię zabije, jak coś jej zrobisz. – Dopiero teraz zauważyłam, że towarzyszył mu jeden z mężczyzn, których spotkałam w piwnicy ojca.

- Przecież nawet jej nie dotykam. – Uniósł ręce w geście poddania. Zauważyłam, że całe dłonie miał wytatuowane. Każdy palec był wydziarany, a także nadgarstki, co skutecznie wytrąciło mnie z rozmowy. – Podobają ci się moje tatuaże? – zapytał, a ja zdałam sobie sprawę, że głupio wgapiam się w jego ręce. Fakt, dłonie miał ładne. Jego komentarz sprawił, że chciałam poczuć inne wytatuowane ręce na moim ciele. Lekko się zarumieniłam, co facet opacznie zrozumiał. – Masz rozpalony wzrok. Czyżbym był sprawcą kosmatych myśli w twojej głowie?

- Kosmate myśli mam tylko na widok mojego faceta, który leży za tymi drzwiami i który nie zawaha się ci wpieprzyć, jeśli nie zostawisz jego kobiety w spokoju.

- Twój facet jest niedysponowany. Mógłbym ci pomóc i sprawić, że do czasu, aż byłby w stanie, myślałabyś tylko o mnie i moim kutasie.

Zmrużyłam niebezpiecznie oczy i posłałam mu spojrzenie pełne pogardy.

- Fiut mojego faceta jest ostatnim, jakiego będę miała między nogami. Żaden inny nie sprawi, że zmienię zdanie, a już szczególnie taki, którego właściciel ma na imię Cosmo – dodałam teatralnym szeptem i wstałam gwałtownie.

Podeszłam do drzwi i zignorowałam całkowicie słowa, które kierował do mnie ten denerwujący typ. Chciałam nacisnąć klamkę, lecz drzwi same się otworzyły, a w nich stanął mój ojciec. Nie mogłam w żaden sposób zinterpretować jego miny. Colin był zaraz za nim. Oboje wyszli z sali. W spokoju podeszli do mężczyzn na korytarzu i zaczęli z nimi żywą dyskusję. Nie przejmując się tą rozmową, wyłapałam wzrok Goriana, który był zbolały i współczujący. Pokręciłam głową i z całych sił starałam się powstrzymać zbierające pod powiekami łzy.

- Kruszyno, dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał i uniósł dłoń, przywołując mnie do siebie. Bez słowa podeszłam do niego, uprzednio zamykając drzwi i przylgnęłam do jego boku. - Już dobrze, nie musisz się niczym martwić. Jestem przy tobie i zawsze będę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro