Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny w przyszłym tygodniu. Miłego wieczoru!

****

Jego tekst był dwuznaczny, albo ja z braku seksu stawałam się napalona i miałam urojenia. Chyba wolałam pierwszą opcję. Podczas robienia kolacji pomagał mi, jak tylko mógł. To było zaskakujące i stanowiło miłą odmianę. Zawsze wszystko robiłam sama, dlatego pomoc osób trzecich nie była dla mnie konieczna. Nauczyłam się działać sama, polegać na sobie. To dawało mi poniekąd jakąś satysfakcję. Pomoc mężczyzny spowodowała uśmiech na mej twarzy. Podzieliliśmy się obowiązkami, więc wszystko poszło sprawnie. Po około czterdziestu minutach zapiekanka trafiła do piekarnika. Danie miało być gotowe za godzinę. Podczas czekania wykręciłam numer Dexa, starszego mężczyzny prowadzącego popularny w okolicy sklep z narzędziami i sprzętem różnego rodzaju. Wyjaśniłam mu sytuację z grzałką i podałam wcześniej spisany numer. Słyszałam jak poklikał coś w komputerze i obwieścił:

- Nie mam jej aktualnie na stanie. Zamówię i dam ci znać – chrząknął charakterystycznie.

- Nie ma sprawy Dex. Przez tyle czasu obyłam się bez klimatyzacji, więc te parę dni nie zrobi różnicy.

- Dziwię się, że dzwonisz dopiero teraz, Myślałem, że był u ciebie Ralph – powiedział zdumionym głosem.

- Ralph wysoko się ceni – westchnęłam. – Powiedzmy, że znalazłam kogoś tańszego – mój ton głosu zdradzał niepewność.

- No tak, Ben ostatnio wspominał, że kręci się obok ciebie jakiś facet. Żalił się biedak, że go odtrącasz – wybuchnął śmiechem. A mi było do niego daleko. Benjamin zaczął działać.

- Wiesz, że Ben żyje w innej rzeczywistości. Jest uparty i lubi rozpowiadać niestworzone rzeczy – przewróciłam oczami i zmarszczyłam nos.

Kątem oka zaobserwowałam zbliżającego się Georga. Mężczyzna podszedł do mnie i nadstawił ucho do telefonu. Jego bliskość spowodowała ucisk w podbrzuszu i głośne westchnięcie z mojej strony. Chyba wyczuł moje napięcie spowodowane jego bliskością. Przysunął się jeszcze bardziej do mojego ciała, a jego ramię owinęło się wokół mojej talii. Popatrzyłam zszokowana jego bezpośredniością. Takie zachowanie było nie na miejscu.

- Słuchasz mnie Jo? – dopytuje w słuchawce Dexter, a ja daję mu wymijającą odpowiedź.

- Proszę załatw tą część i zadzwoń kiedy będzie gotowa – wypowiadam te słowa szeptem i klikam czerwoną słuchawkę.

W tym momencie nie obchodzi mnie moje protekcjonalne zachowanie, którym mogłam urazić starego Dexa. Mężczyzna obok mnie przejął całą moją uwagę.

Kładę telefon na stole za mną i wciskam tyłek w jego kant. George wciska swoje biodra w moje podbrzusze, a z wrażenia otwieram usta. Czuję wyraźne wybrzuszenie przez spodnie. Jego kutas jest twardy jak stal i napiera na mnie. Przez chwilę nie jestem zdolna do jakiegokolwiek myślenia. Mrugam pospiesznie i kładę rękę na jego gołej klacie. Podnoszę głowę, a nasze oczy się spotykają. Miejsce, w którym znajdują się moje płuca unosi się i opada w zastraszającym tempie.

- Co ty robisz? – przełykam ślinę.

To cud, że cokolwiek jestem w stanie powiedzieć.

- Nie wiem – pochyla się nade mną i zaczyna wdychać zapach moich włosów. – Nie chcę być niewdzięczny, ale...

Marszczę brwi i odpycham go od siebie. Mężczyzna robi zdziwioną i zakłopotaną minę. Cóż, właśnie go odepchnęłam. George spuszcza głowę i ostrożnie zerka na mnie spod swoich długich, gęstych rzęs. Wygląda niczym zagubiony chłopiec, o ile mogę go tak nazwać. Facet jest górą mięśni, a nazwanie go chłopcem graniczy z komizmem.

- Przepraszam, nie wiem co sobie myślałem – opuszcza swoje dłonie wzdłuż mojego ciała i cofa się dając mi upragnioną przestrzeń.

Nie wiem co powiedzieć. W jednej chwili czarujący i małomówny, a w drugiej napalony samiec. Ta sytuacja jest tak niezręczna, że zamieniła mój mózg w papkę.

- George znamy się kilkanaście dni. Nie możesz oczekiwać, że po takim czasie wskoczę ci do łóżka – robię pauzę. – Skończyłam z takim życiem...

Na jego twarzy mogę zaobserwować chwilowe zdumienie, a następnie zrozumienie. Pomimo mojego wcześniejszego odepchnięcia zbliża się do mnie i kładzie rękę na ramieniu.

- Wiem, że twoja rodzina potrafi zajść za skórę. Widywałem cię nie raz wściekłą z tego powodu. To, co poczułaś – wskazuje na swoje przyrodzenie. – nie jest ze względu na wdzięczność. Naprawdę cię pragnę i czasem sam nie wiem co z tym zrobić. To uczucie jest gwałtowne, zupełnie jak teraz – przybliża swoją twarz do mojej i nachyla się nad ustami. Wciągam powietrze i czekam na następny ruch.

George wpija się w moje usta i przelewa w ten pocałunek całą swoją agresję i pożądanie. Jest zupełnie tak jak mówi, nie wyczuwam fałszu w tym co robi. Usta ma delikatne, co kontrastuje z jego sylwetką i słowami. Mimowolnie odwzajemniam pocałunek Wargi mają miętowy smak i coś, co można zidentyfikować tylko z jego osobą.

Odrywamy się od siebie. Oboje mamy zamglony wzrok. Jestem pod wrażeniem jego umiejętności jak i odwagi. Wbrew wszystkiemu nie mogę zaprzeczyć, że jest bardzo pociągającym mężczyzną, który pobudza całe moje ciało. Sprawia, że robię się mokra w dolnej części ciała.

Nie wiem co na to powiedzieć, więc odwracam się speszona czerwieniąc się na twarzy. Spoglądam na zegar, który wskazuje na wyjęcie zapiekanki. Biorę rękawice i wyciągam danie z piekarnika. Przez cały czas czuję jego wzrok na moim tyłku co potęguje moje zmieszanie.

- Nie zamykaj się na mnie – szepcze i wyciąga dwa wielkie talerze z szafki. – Sam siebie nie znam. Cały czas dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Pomagasz mi w tym – zerka na mnie, a na moją twarz mimowolnie wstępuje uśmiech.

- Nie sądzę, aby seks wrócił ci pamięć – dogryzam mu, a on wybucha śmiechem.

- Tego nie możesz wiedzieć – śle mi łobuzerski uśmieszek.

Dalsza część wieczoru mija nam w spokojnej atmosferze. Nie dogryzamy sobie, nie rzucamy złośliwościami. George nie pcha palców tam gdzie nie trzeba, nie całuje mnie. W pewnym sensie jest mi to na rękę. Wieczór spędzamy jak normalna para znajomych. O ile tak mogę nazwać naszą relację.

Do łóżka wchodzimy równocześnie. Tradycyjnie zajmuję jego zewnętrzną część. Mebel jest ustawiony w taki sposób, że jego jedna część graniczy ze ścianą. Jako właścicielka mieszkania i osoba sprawująca w nim władzę już na samym początku określiłam jasne zasady spania. Mój towarzysz przystał na nie bardzo niechętnie. Nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. W momencie, w którym byłam już jedną nogą w krainie Morfeusza poczułam jak wielka męska dłoń ląduje na moim boku. Zignorowałam to, a także jego ciało przytulające moje. Mruknęłam coś niezrozumiałego i zasnęłam.

Rano obudziłam się jako pierwsza. Było mi gorąco i duszno, a to za sprawą męskiego ciała przytulającego moje. Z trudem wyswobodziłam się z jego uścisku i powędrowałam do łazienki, gdzie spędziłam następne trzydzieści minut na porannych czynnościach. Godzina była wczesna, a już robiło się gorąco. Ubrałam zwiewną luźną sukienkę, idealną na obecny stan pogodowy.

Te upały kiedyś mnie wykończą.

Śniadanie, które zrobiłam składało się z kanapek i soku pomarańczowego. Nic wyszukanego, ale wystarczy mniej więcej do połowy dnia. Dziś George miał mi pomóc w sklepie. Nie bardzo wiedziałam co mogłabym mu dać do pracy, gdyż sama przez większość dnia siedziałam za ladą. Niemniej jednak musiałam wykombinować mu jakieś zajęcie. Gdyby Dex miał grzałkę na stanie, to mógłby naprawić klimatyzację. Niestety muszę jeszcze poczekać.

Wychyliłam się zza ściany. Mężczyzna spał w najlepsze. Zmarszczyłam brwi. Zbliżała się godzina otwarcia sklepu. Nie chciałam go budzić. Na szczęście siniaki prawie zbladły i widać było, że czuje się dużo lepiej. Odzyskiwał siły co było na plus. W szybkim tempie zjadłam śniadanie, umyłam naczynia, a jego porcję zostawiłam na talerzu.

Przeczesałam dłonią włosy i głośno westchnęłam. Postanowiłam zejść na dół do sklepu i nie budzić śpiocha. Jeśli będzie miał ochotę, to przyjdzie mi potowarzyszyć. Jego wola, nie mam zamiaru mu niczego narzucać.

Jak zawsze rano podeszłam do drzwi, otworzyłam je i przekręciłam tabliczkę. Zbliżyłam się do biurka i zagryzłam wargę na widok wizytówki od staruszka. Przyniosłam ją dziś ze sobą i tak naprawdę nie wiem co zrobić. Czuję, że jeśli zadzwonię to zmienię całe moje dotychczasowe życie. Jeśli tego nie zrobię, już zawsze będę się zastanawiała o co chodziło. Powiadają, że lepiej coś zrobić i żałować, niż nie zrobić nic.

Chwytam wizytówkę i ostrożnie obracam ją w palcach. Robię to tak delikatnie, jakby zaraz miała mnie sparzyć. Wreszcie nie wytrzymuję i spisuję numer do telefonu. Po paru wdechach i wydechach uspokajam serce i klikam zieloną słuchawkę. Na odzew nie czekam długo. Z urządzenia rozbrzmiewa głos, który słyszałam wczoraj. Jest dokładnie taki jak zapamiętałam. Starszy pan najwyraźniej zdaje sobie sprawę kto dzwoni, pomimo dłuższej ciszy. Wreszcie odzywam się drżącym głosem:

- Chcę wiedzieć więcej – mówię szeptem.

- To naturalne i wcale mnie nie dziwi. Isabel czeka na ciebie.

- Kiedy mogę ją zobaczyć? – uważnie dobieram słowa.

- Jutro – oznajmia. – Wyślę po ciebie kierowcę.

- Pracuję – staram się ukryć rozdrażnienie w głosie.

- To jest rozmowa na parę godzin. Musisz poświęcić jeden dzień jeśli chcesz dowiedzieć się prawdy.

Przez chwilę milczę. Rozważam wszystkie opcje, lecz w końcu godzę się z propozycją.

- O której mam być gotowa?

- Przed spotkaniem wyślę ci godzinę i adres, spod którego weźmie cię kierowca. Nie możemy ryzykować konfrontacji z Oliverem. Nie może się o nas dowiedzieć – odpowiada rzeczowym tonem i nie czekając na moją odpowiedź przerywa połączenie.

Z jękiem opadam na krzesło i z nerwów zaczynam gryźć paznokieć u kciuka.

Nie tego się spodziewałam. Wiedziałam, że nie będą śpiewać na moją cześć, czy tworzyć ścieżki z róż ale mimo wszystko inaczej to sobie wyobrażałam. Sam fakt podstawionego kierowcy mnie martwi. Do jutra moje rozmyślania mnie wykończą. Boję się, że to jakiś przekręt i zostanę porwana przez handlarzy żywym towarem, bądź sprzedana na narządy albo inne gówno tego typu. Jutrzejszy dzień będzie decydował o reszcie mojego życia. Staruszek nic nie powiedział o braku towarzyszy, ale czy dobrym pomysłem będzie wzięcie Georga? Wprawdzie facet jest wielki jak góra i musiał nieźle pakować na siłowni ale stracił pamięć. Jeśli nie zna żadnych sztuk walki lub nie umie się bić, to nic mi po nim.

Dźwięk wchodzącego klienta wytrąca mnie z rozmyślań. Podnoszę głowę i ku mojemu niezadowoleniu w drzwiach stoi Benjamin. Wywracam oczami, wstaję z krzesła i posyłam mu niezadowoloną minę. Nasze ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, a teraz nie mam ochoty gościć go w moim skromnym przybytku.

- Morrison! Co cię do mnie sprowadza? – staram się zachować neutralny ton, ale jest to niewykonalne.

- Przeszła ci już złość na mnie? – zagryza wargę i posyła mi pożądliwy wzrok.

- Pomarzyć możesz. Jeśli przychodzisz po to co zawsze, to muszę cię zasmucić. Nie zmieniłam zdania – zakładam ręce na klatkę piersiową, a biodrem opieram się o kant lady.

- Skoro tak, to nie będziesz miała nic przeciwko wyjawieniu twoim braciom kogo ukrywasz u siebie w mieszkaniu – posyła mi cwany uśmieszek. – Chciałem dać ci ochłonąć i przemyśleć wszystko na nowo, ale skoro tak przedstawiasz sytuację...

- Pieprz się!

- Do widzenia słodka Jocelyn. Mam sprawę do twoich braci. – Wychodzi ze sklepu, a w moich uszach jeszcze przez jakiś czas słychać jego szyderczy śmiech.

Przez następną godzinę siedzę jak na szpilkach. Spodziewam się gwałtownego wtargnięcia moich braci, lub co gorsza – ojca. Konfrontacja z samym Ryanem będzie ciężka, a co dopiero z całą trójką. W końcu nie wytrzymuję i zamykam chwilowo drzwi. Idę na górę do mieszkania, aby ostrzec Georga. Zastaję go w łazience w samych spodniach. Kropelki na jego klacie i mokre włosy świadczą o niedawnym prysznicu. Oddycham z ulgą i właśnie mam mu powiedzieć o nadchodzących problemach z moimi braćmi, gdy rozdzwania się mój telefon.

Spoglądam na wyświetlacz – dzwoni Abby. Odbieram połączenie, a ona nie czeka aż się odezwę, tylko zaczyna mówić.

- Doigrał się. Karma wraca! – marszczę brwi na jej słowa. Zupełnie jej nie rozumiem.

- Kto taki? Co się stało? – dopytuję.

- Benjamin Morrison! Parę przecznic stąd potrącił go samochód. Nie wiadomo, czy przeżyje... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro