Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mogą być błędy, za co przepraszam. Miłej nocy!

****

Ostatnie dwadzieścia cztery godziny pamiętałam jak przez mgłę. Otępienie i rozdrażnienie mną zawładnęły. Byłam kukiełką w rękach innych. Wyściskano mnie i zawieziono do szpitala, schwytano Isabel. Cały czas docierały do mnie strzępki informacji, których złożenie w logiczną całość sprawiało problem. Założono mi kroplówkę na wzmocnienie, a na uspokojenie dostałam odpowiednie lekarstwa. Przespałam parę godzin po to, aby obudzić się z bólem głowy i zdartym gardłem. Beznadziejność i obojętność otulały mnie niczym ramiona matki. Leżałam na łóżku, na przemian zasypiając i wpatrując w białe ściany szpitalnej sali.
Gorian mnie uratował.
Rosjanin nie żył.
Zacisnęłam dłonie w pięści, a do oczu napłynęły łzy. Budziłam się z letargu i odrętwienia, a nieprzyjemne wspomnienia wracały. Chciałam wszystko pamiętać, nawet te najbardziej bolesne chwile. Leki przestawały działać, więc otępienie znikało. Nikogo przy mnie nie było. Potrzebowałam informacji. Chciałam wiedzieć co z ciałem Goriana. Musiałam go zobaczyć. Te wszystkie chwile, które spędziliśmy razem, pamiętałam jak przez mgłę. Głównie przeważał czas, gdy Gorian udawał utratę pamięci. Często razem się śmialiśmy i jedliśmy wspólne posiłki, pomagał mi w sklepie i naprawiał wadliwy sprzęt. Zranił mnie swoim oszustwem, a gdy prawie mnie udobruchał i byłam skłonna mu wybaczyć, zostałam porwana. Następnie szukał mnie i przez to skończył martwy.
Łzy na nowo spowiły moje oczy. Zaniosłam się płaczem. Ułożyłam ciało na boku w pozycji embrionalnej i głośno zawyłam w poduszkę. Nie obchodziły mnie kabelki, które zaczęły mnie uwierać, ani pikanie aparatury. Apatia zniknęła i wróciła świadomość tego, co miało miejsce w podziemiach Axela. Kobieta, która wydała mnie na świat, zabiła mężczyznę, którego kochałam. Łzy pojawiły się na nowo i wydałam z siebie głośny szloch. Miałam wszystkiego dość. Tak bardzo mnie bolało. Mogłabym wyrwać sobie serce i nic bym nie poczuła. Emocje kotłowały się we mnie. Już nie chciałam czuć. Chciałam wrócić do otumanienia, które nie tak dawno władało moim ciałem. W tym momencie to było moim jedynym życzeniem. Nic nie było w stanie ukoić bólu po stracie Goriana.
Tak krótko się znaliśmy. Ledwo go pokochałam i uświadomiłam o swoich uczuciach, a mi go odebrano. Świat był brutalny i niesprawiedliwy. Gorian miał swoje za uszami, ale nie był człowiekiem bez uczuć. Dowiódł tego wiele razy, próbując wytłumaczyć moje porwanie i pragnienie wybaczenia z mojej strony.
- Obudziłaś się? – usłyszałam za plecami cichy głos ojca.
Na chwilę płacz ustał, by na nowo zebrać się w moim wnętrzu i wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Zapominałam się. Było mi niedobrze, a rosnąca gula w gardle wcale nie pomagała. Zawartość żołądka podchodziła mi do gardła, choć starałam się ją stłamsić.
Oliver podszedł do mojego łóżka, wspiął na nie i przytulił do swojego boku. Bliskość drugiej osoby sprawiła, że poczułam się jeszcze gorzej, niż dotychczas. Chciałam, aby ten dotyk był dotykiem kogoś innego.
- Dlaczego nie zasługuję na szczęście? – wybełkotałam.
Ojciec nie zrozumiał pytania, więc powtórzyłam je nieco spokojniej. Przez chwilę myślał nad odpowiedzią, a po chwili dostałam taką, jakiej najmniej się spodziewałam.
- Jocelyn, nic co zrobiłaś, nie sprawiło, że jesteś złym człowiekiem i nie zasługujesz na szczęście. Każdy z nas ma swoje grzechy. Na całym świecie nie ma człowieka, który nie zrobiłby nic złego. Szczęście jest pojęciem względnym, zależy od nas samych, a każdy, kto sądzi inaczej, jest zapatrzony w siebie i nie widzi w swoim zachowaniu nic złego. Rozumiesz, co chcę powiedzieć? – zapytał i pogłaskał mnie po głowie. Wtuliłam się w jego pierś i uważnie słuchałam głosu, pochlipując przy tym. – Życie jest loterią. W jednej chwili jest, w drugiej go nie ma. Myślenie, że świat jest przeciwko tobie, jest błędem. Każde życie kiedyś dobiega końca. Jedni odchodzą z tego świata szybciej, inni wolniej. Emma żyła krótko, a czerpała z życia garściami. Wybaczyła mi zdradę i nigdy nie dała ci odczuć, że nie jesteś jej dzieckiem. Moja żona była złotą kobietą i nie ma dnia, abym o niej nie myślał. Ból zostanie na zawsze, ale z czasem się do niego przyzwyczaisz.
Głośne pukanie przerwało monolog mojego taty. Drzwi szpitalnej sali się uchyliły, a spomiędzy nich wyłoniła się głowa mojego najmłodszego brata. Miał niezadowoloną minę i mierzył ojca wściekłym spojrzeniem.
- Nie zapędziłeś się w swoich opowiadanych staruszku? – zakpił Colin i wszedł do pomieszczenia.
Mój brat stanął obok ściany i podparł o nią, zaplatając ręce na piersi.
- Wyjdź Colinie – warknął najstarszy Hale. – Tak będzie lepiej.
- Lepiej dla kogo? Dla ciebie, czy dla niej? Ma prawo wiedzieć. Zatajanie informacji, kryjąc się za chęcią ochrony, jest słabe, nawet na ciebie.
- Pomyśl o Jo! – krzyknął ojciec, a ja skrzywiłam się na to gwałtowne poruszenie. – Musi być przygotowana na najgorsze. Robienie jej nadziei tylko pogorszy jej stan.
Przysłuchiwałam się ostrej wymianie zdań obu mężczyzn. Nie rozumiałam, o czym mówili i powoli miałam dość tej bezsensownej sprzeczki. Chciałam w spokoju pogrążyć się w rozpaczy, a swoim zachowaniem i obecnością mi to uniemożliwiali.
- Stop! – łzy ciekły mi po policzkach, a ja wodziłam wzrokiem od Olivera do Colina. – Chcę zostać sama! Ostatnie, czego potrzebuję to wasza kłótnia w najgorszym momencie mojego życia! – wykrzyczałam z nienawiścią i odsunęłam się od ojca.
Oboje gwałtownie wciągnęli powietrze, a Colin przybliżył się do mnie na długość ręki. Nie musiałam długo czekać, aby poczuć jego dotyk na ramieniu.
- Jo, ojciec nie chciał, abyś o tym wiedziała, ale to niestosowne. Zanim wyjawię ci prawdę, powiem tylko, że chciał dobrze, nie oceniaj go.
- Przed chwilą się kłóciliście, a teraz go bronisz? – zauważyłam z przekąsem i opadłam na poduszki.
Nie miałam na nic siły. Płacz i rozpacz wyssały ze mnie pokłady energii.
- Nie zgadzamy się w sprawie wyjawienia ci prawdy, lecz on chce dla ciebie dobrze – westchnął i po chwili wydusił z siebie słowa, które sprawiły, że na nowo rozpadłam się na kawałki. – Gorian żyje...
Piszczało mi w uszach. Nie wiedziałam, czy była to kwestia aparatury, czy czegoś w moim ciele. Leżałam nieruchomo na łóżku i nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Wpadłam w letarg. W jednej chwili całe moje życie się zawaliło, a teraz ktoś chciał jeszcze bardziej je skomplikować.
Jakby przez jakieś zatyczki, słyszałam słowa ojca i brata. Nie wiedzieli, co się ze mną działo. Sama do końca tego nie wiedziałam. Najprawdopodobniej było to powiązane z szokiem.
- Mówiłem, żeby jej nie mówić – usłyszałam wściekły ton głosu mojego ojca.- Popatrz, co zrobiłeś.
- Nie byłoby takiej sytuacji, gdybyś jej nie okłamał. Gdyby od początku wiedziała, że on żyje, byłoby lepiej. Powiedziałeś jej, że on umarł. Wiesz, co ona musiała przeżywać?
- Jest w stanie krytycznym. Stracił dużo krwi. Nie wiadomo, czy przeżyje. Te godziny są decydujące. Lepiej było przygotować ją na najgorsze, a w razie cudu, wyjawić prawdę.
Wraz z przebiegiem rozmowy, moja świadomość wracała.
Uniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej i skrzywiłam przez ból na ciele. Musiałam mieć siniaki po pobiciu przez Ilię i Axela. Wciągnęłam powietrze i zacisnęłam pięści na kołdrze.
- On żyje? Jesteście pewni?
- Tak – westchnął Oliver i przeczesał swoje bujne włosy. – Przepraszam, że od razu ci nie powiedziałem, lecz Gorian ma naprawdę marne szanse na przeżycie. Chciałem oszczędzić ci bólu.
- Nie miałeś prawa! Chcę do niego iść!
- Jesteś za słaba, a on jest na specjalnym oddziale. Powinien mieć spokój, ty również – odparł Colin.
- On jest tam sam. Chcę go potrzymać za rękę!
Byłam coraz bardziej wściekła. Miałam prawo go zobaczyć. Kochałam go, jak nikogo innego i było mi przykro, że leży w sali całkowicie sam, bez wsparcia najbliższych osób.
- Może będzie lepiej, jak odpuścisz... - nie dałam dokończyć ojcu.
- Jeśli mamy być razem, wszechświat nam to umożliwi! On jest silny i nie umrze tak łatwo. Porwanie mnie i wszystkie jego starania poszłyby na marne.
Mężczyźni równocześnie westchnęli. Zanim zdążyli odpowiedzieć, do pokoju wjechał Ryana na wózku inwalidzkim. Zauważył moją minę i pospieszył z odpowiedzią.
- To zrobili kumple twojego chłopaka. Zasłużyłem. Możliwe, że nigdy nie zdołamy odpokutować za nasze grzechy – zerknął na brata i ojca, a oni pokiwali głowami.
Spuściłam głowę i ponownie poprosiłam o zobaczenie Goriana. Mężczyźni niechętnie spełnili moją prośbę i zabrali do mojego Rosjanina.
Widok tego silnego i nieustępliwego mężczyzny w takim stanie, był dla mnie szokiem. Ciało miał podpięte do różnych rurek, a do twarzy przytwierdzoną miał maskę. Obok niego mieściły się sprzęty monitorujące jego parametry życiowe. Łzy cisnęły mi się do oczu. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie mi dane zobaczyć go w takim strasznym stanie.
Cicho poprosiłam o podjechanie do jego łóżka. Ojciec spełnił prośbę, a po chwili zostałam sama.
Z czułością wzięłam rękę mojego mężczyzny i ścisnęłam ją. Była ciepła, co dawało mi nadzieję na dobre rozwiązanie. Nadzieje bywały złudne, lecz nie poddawałam się. Musiałam myśleć pozytywnie, lecz było to nie lada wyzwaniem.
- Kocham się Gorianie. - Wtuliłam się w jego dłoń i pocałowałam jej środek. – Wróć do mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro