Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział miał być w piątek, ale jak zwykle się przedłużyło.

Zapraszam na Instargama - CordeliaFrost_autorka oraz Facebooka - Cordelia Frost - strona autorska https://www.facebook.com/profile.php?id=100074228203740

W przyszłym tygodniu ukaże się tam okładka do części o Ravilu. Już teraz mogę wam zdradzić jej tytuł - Russian Gentleman. Nie wiem jak Wam, ale mi bardzo ten tytuł pasuje do środkowego dziecka rodziny Aristow. Co myślicie?

Miłego wieczoru!

****

Gorian tulił mnie do siebie przez większość nocy. Dopiero nad ranem opuściłam jego łóżko. Potrzebował odpoczynku. Lekarze i tak posyłali nam pełne dezaprobaty spojrzenia. Rozumiałam, o co im chodziło. Głównie miało to związek ze zdrowiem mojego faceta. Widziałam, jak parę razy się krzywił. To nie było dla niego zdrowe, ale dużo razy wracałam do momentu, w którym zaraz po przebudzeniu wziął mnie w ramiona. Medycyna rozwijała się w zastraszającym tempie, ale nie byłam pewna czy to było normalne. Wykazał pokłady siły, których nie powinien mieć w tamtym momencie, tym bardziej że teraz poruszanie sprawiało mu trudność. Rzekomo ludzie w skrajnych przypadkach potrafią wykrzesać z siebie dużo siły, czy to był taki przypadek? Nie wiem i zapewne się nie dowiem.

Patrzyłam jak spał. Jego oddech był spokojny, a klatka piersiowa unosiła się w równych odstępach czasu. Wyglądał zupełnie inaczej. Wracały mu kolory i zdrowie. Teraz gdy drzemał, mogłam spokojnie wrócić do minionych zdarzeń. Miałam tu na myśli sposób śmierci Axela i samo jej zjawisko, a także dziwne zaloty Cosmo, o ile mogłabym je tak nazwać. O ile te dwie sprawy mogłam przemilczeć, tak wyproszenie mnie z pokoju, już nie. Często w filmach akcji, kryminałach, czy thrillerach można spotkać sytuację, w której któremuś z bohaterów odmawia się poznania prawdy z powodu niebezpieczeństwa, jakie mogłoby to na niego ściągnąć. Gówno prawda. Takie założenie jest błędne. Niewiedza może być groźniejsza, od najbrutalniejszej prawdy. Wolałabym wiedzieć, na czym stoję, niż błądzić w kółko i błędnie zakładać.

Mentalnie strzeliłam się w głowę.

Byłam hipokrytką.

Zaledwie kilka godzin temu stanowczo sprzeciwiałam się wyjawieniu prawdy Gorianowi. Z drugiej strony miałam podstawy do takiego myślenia. Ja nie leżałam w szpitalnym łóżku, on tak. Ja byłam zdrowa, on nie. Jemu mogło się pogorszyć, mi nie. Trochę próbowałam siebie samą tłumaczyć, wiedziałam o tym. Kierowały nami te same pobudki. Chcieliśmy chronić siebie nawzajem. Ja byłam na straconej pozycji. Nie miałam nikogo, kto by mnie poparł i dostarczył informacje. Ojciec, Colin i Gorian współpracowali i dzielili się wiadomościami.

Westchnęłam i przeczesałam dłonią jego włosy. Mój mężczyzna był urodzonym wojownikiem. Nie znałam jego historii, lecz to nie powstrzymywało uczuć, jakimi go darzyłam. Z czasem może otworzy się i opowie coś o sobie. Na razie wystarczało mi to, czego dowiedziałam się dotychczas. Na dłuższą metę, takie życie mogło być trudne.

Zastanawiam się, jak zdołał mnie pokochać. Byłam tchórzem. Ukrywałam się za plecami braci i ojca. Nie potrafiłam się im sprzeciwić i jak mięczak narzekałam na swój los. Nie zasługiwałam na ten związek i jego miłość, ale od zawsze towarzyszyła mi egoistyczna natura. Uczepiłam się tego mężczyzny i ostatnie co mogłabym uczynić, to zostawienie go.

Przemyślenia, które zaczęłam, dały mi do zrozumienia, że nigdy tak naprawdę nie chciałam się uwolnić od wpływu ojca i braci. Chciałam niezależności i dążyłam do niej, a ona była ułudą, czymś, czego chciałam, a jednocześnie się bałam. Uwięziona w swojej własnej bańce, wmawiałam sobie niektóre rzeczy. Teraz wiem, że gdybym naprawdę chciała wolności, robiłabym wszystko, co w mojej mocy, aby ją uzyskać.

Zrobiło mi się gorzko w ustach. Gorycz wypełniała mnie mentalnie i fizycznie. Brakowało mi słów, jakimi mogłabym opisać swą głupotę i hipokryzję. Dowalanie i kopanie samej siebie nic mi nie da, jednak bolą mnie sprawy, które sobie uświadomiłam.

Wstałam, puściłam rękę śpiącego mężczyzny i podeszłam do okna. Moje ukochane miasto Phoenix, w którym się wychowałam, przeżyłam porażki i sukcesy, teraz budziło się do życia. Spojrzałam na Goriana i się rozczuliłam. Sprawy z moją rodziną się ułożyły. Poproszenie Rosjanina, aby tu został, byłoby nie w porządku. Nie należał do tego świata. Zdążyłam go poznać na tyle, aby wiedzieć, jak ważna była dla niego ojczyzna. Chcąc spędzić z nim resztę życia, musiałam podjąć decyzję, która zmieni całkowicie moje. Ktoś musiał się poświęcić, powinnam przestać oglądać się za siebie i próbować wszystkich zadowolić. Potrzebowałam wytchnienia i odizolowania się od tutejszych wspomnień. Wiele miejsc będzie mi przypominało o zmarłym bracie. Kiedyś czytałam, że jest kilka etapów żałoby. Dokładnie nie pamiętam, w jakiej szły kolejności i jak brzmiały, a tym bardziej, na jakim byłam etapie. Wszystko się pomieszało przez sytuację z Axelem, który wącha kwiatki od spodu. Śmierć jego ojca będzie idealną zemstą i pomszczeniem Ryana.

Za jakiś czas wszystko powinno się ustabilizować, a ja bałam się sytuacji, w której zaczną pojawiać się wspomnienia tego okropnego dnia. Odrzuciłam moment mojego porwania, jak i przetrzymywanie, ale dzień śmierci brata był na innym poziomie. Nie mogłam odrzucić tego ot tak. Wówczas byłabym potworem, niezdolnym do uczuć monstrum, mającym w poważaniu losy najbliższych. To nie byłam ja. Do najgorszych chwil w moim życiu bezsprzecznie mogłam zaliczyć śmierć Ryana i patrzenie, jak mój ukochany mężczyzna przyjmuje na siebie strzały. Suka, która nie zasługuje na miano mojej matki, nie jest już problemem. Gorian parę razy mnie o tym zapewniał, a mimo to nosiłam w sobie śladowe ilości obawy, że kiedyś wróci i zechce dokończyć dzieła. Prędzej sama bym ją zabiła, niż dopuściła do ponownego skrzywdzenia kogokolwiek z mojej rodziny. Nie obchodził mnie brak wyjaśnień z jej strony, nie musiałam znać pobudek, którymi się kierowała. Mogłam odczytać je bez niczego, chodziło tylko o władzę.

- Nie zadręczaj się – twardy męski głos wybił mnie z rozmyślań. Odwróciłam się w kierunku łóżka, ale nie podeszłam do mebla. Stałam twardo i wpatrywałam się w mężczyznę, który spoglądał na mnie z miłością. – Kruszyno... Chodź do mnie.

- Powinieneś odpoczywać – stanowczo zaprzeczyłam ruchem głowy. – Nigdy nie dojdziesz do siebie, jeśli będę zakłócać twój spokój.

- Lubię, jak zakłócasz mój spokój. Nie tylko ja – sugestywnie kiwnął głową w kierunku swojego krocza. Nie mogłam powstrzymać chichotu. – Nie daj się prosić – zwrócił się do mnie miękkim głosem.

Nie dałam. Od razu podeszłam we wskazane miejsce. Usiadłam ostrożnie na skraju łóżka, co było błędem. Skończyłam w ramionach Goriana, przytulona do twardego boku. Miesięczna przerwa nie sprawiła, że był dla mnie nieatrakcyjny, wręcz przeciwnie. Moja łechtaczka ociekała sokami w oczekiwaniu na dotyk, a spojrzenia, które mi wysyłał, rozgrzewały do czerwoności. Obecne okoliczności, zadziałały w odwrotny sposób. Jeszcze bardziej go pragnęłam i chciałam poczuć jego usta na wszystkich częściach mojego ciała. Niestety to było nierealne. Szpital prywatny, czy nie, nie był odpowiednim miejscem na igraszki.

- Po głowie chodzą ci złe myśli – wyszeptał mi do ucha. Zaskoczył mnie, z jaką wprawą potrafił odczytać emocje z mojej twarzy. – Czyżbym był ich sprawcą? – zapytał głębokim tonem.

- Doceniam twoje próby skierowania moich myśli na inny tor, lecz to miejsce jest ostatnim, w którym chciałabym uprawiać seks.

- A kto mówi o seksie? – pyta zdumiony, zupełnie jakby jemu wcale nie chodziły po głowie kosmate myśli.

Posłałam mu pełne politowania spojrzenie. Radosne iskierki w jego oczach uświadamiały o niecnych zamiarach.

- Nie... - otworzyłam szeroko oczy. Ręka Goriana wślizgnęła się do moich spodni i aktualnie odchylała materiał majtek.

- Nie każ mi kończyć. Nie odpychaj mnie. Pozwól się poprowadzić – wyszeptał wprost do mojego ucha. Otworzyłam usta i dałam nieme zezwolenie na dalszy rozwój sytuacji.

Cienka kołdra, która zakrywała nasze ciała, dodawała odrobiny pewności. Nawet jeśli pojawi się intruz, nie zorientuje się naszych poczynań. Na takie pieszczoty mogłam pozwolić. Normalny stosunek nie wchodził w grę. Umarłabym ze wstydu, gdyby przyłapał nas Oliver, Colin, albo ktokolwiek z personelu szpitala.

Szybkie palce Rosjanina wślizgnęły się w moje wnętrze i zaczęły stymulować moje najczulsze punkty. Zagryzłam dolną wargę i zerknęłam na mężczyznę obok. Spoglądał na mnie z wyraźnym pożądaniem i zachwytem. Na mojej twarzy na pewno też dostrzegł te emocje. Zbyt długo nie byliśmy razem w sensie intymnym. Dotykanie się samemu to nie to samo, a w ostatnim czasie to było ostatnie, o czym bym pomyślała. Wraz ze śpiączką Goriana, moje potrzeby seksualnie również zostały uśpione.

- Gdy wyjdę z tego pieprzonego miejsca, pierwsze co zrobię, to cię przelecę – wychrypiał. Niezdolna do wypowiedzenia jakichkolwiek słów, pokiwałam głową na zgodę. – Dobrze ci? Lubisz, jak pieprzę cię palcami?

Wulgarne słowa z jego ust jeszcze bardziej mnie podnieciły i nakręciły.

- Tak – wystękałam i wygięłam ciało w łuk. Palce mężczyzny mocniej pocierały nabrzmiałe płatki, prawie łkałam z rozkoszy. – Dochodzę – wyszeptałam.

- Wyglądasz niesamowicie. Bogini, jestem niewolnikiem stworzonym dla twoich przyjemności.

- Gorian – wyjęczałam i doszłam, rozlewając soki na jego palce.

Jeszcze przez chwilę poruszał się we mnie i wyjął rękę ze spodni. Z zachwytem spojrzał na dłoń i oblizał palce z największą czcią, jaką kiedykolwiek widziałam. Przerażało mnie uczucie, jakiego doświadczyłam. Tylko on potrafił mnie zburzyć i złożyć na nowo. Byłam jego niewolnicą. Należeliśmy do siebie.

- Zaspokoiłem moją kobietę i jestem nią zachwycony.

- Czym? – zapytałam tak cicho, że nie zrozumiał. – Czym cię zachwyciłam? – ponowiłam pytanie, tym razem głośniej.


- Całą sobą. Tym jak wyglądasz, gdy dochodzisz. Swoim zdecydowaniem, pięknym umysłem, absolutnie wszystkim.

Chłonęłam wszystkie piękne słowa, którymi mnie raczył. Łaknęłam ich i chciałam je słyszeć już do końca moich dni. Otaczał mnie swoją miłością, a ja się w niej pławiłam.

~~~~

Od śmierci Axela minęło kilka tygodni. W tym czasie jego ojciec się wycofał. Najwyraźniej przesyłane filmiki jego syna, nieco go uspokoiły. Tak naprawdę zostały nakręcone jeszcze za życia Axela. Mieliśmy względny spokój, ale Oliver wszędzie doszukiwał się zasadzek. Rozumieliśmy go i stosowaliśmy wszelkie środki ostrożności. Gorian dużo pomagał. Znał się na tej pracy i był prawdziwym specjalistą. Powoli wdrażali plan usunięcia naszego wroga raz na zawsze. Wymyślili plan, co do którego byłam sceptycznie nastawiona. Często dzieliłam się z nimi moimi obawami co do przeprowadzanej akcji. Wiem, że żałowali zdradzenia planu. Teraz było za późno i już tego nie odkręcą.

Gorian rozpoczął powolną rehabilitację. Mając na myśli „powolną", mówię o braku jakichkolwiek działań, które wykonywał przed wypadkiem. Jego ciało nie było na to gotowe. Jego postura, mięśnie i aktywność fizyczna znacząco poprawiła i przyspieszyła czas, jaki zajmuje normalnemu pacjentowi dojście do siebie. Aslanov nie należał do normalnych. Miał niesamowitą determinację, która sprawiała, że dochodzenie do pełnej sprawności zajmie mniej czasu, niż początkowo zakładali lekarze. Niemniej o udziale w akcji zabicia ojca Axela, mógł pomarzyć.

Mój facet nie przebywał już w szpitalu. Do domu Olivera zostały zakupione wszystkie potrzebne sprzęty do rehabilitacji. Codziennie przychodziła osoba odpowiedzialna za odzyskanie pełnej siły Goriana. Nie skarżył się na nic, zdawał sobie sprawę, że marudzenie i zaprzeczanie nic nie da. Ze spokojem wszystko przyjmował i wykonywał polecenia ze skupieniem i determinacją.

Aktualnie przyrządzałam Gorianowi posiłek zgodnie z zaleceniem lekarza. Ściśle trzymaliśmy się diety. Chcąc dotrzymać mu towarzystwa, odżywiałam się tak jak on. Nie miał nic przeciwko, lecz od czasu do czasu wpychał mi batonik, lub inne kaloryczne rzeczy. Robiło mi się ciepło na sercu, gdy widziałam, jak o mnie dba.

- Obudziłaś się dziś w nocy z krzykiem – zagaił rozmowę Gorian, czekający na posiłek.

- Od śmierci Ryana, co jakiś czas mam koszmar. To nic nowego – wzruszyłam ramionami.

- Nie chodziło o twojego brata. Nie kontaktowałaś, szukałaś mnie, wypowiadałaś moje imię. Przeżywałaś swoje porwanie i mój wypadek – dodał niepewnie.

Czułam na sobie jego wzrok. Przez chwilę nic nie mówiłam. Zaprzestałam czynności, uporczywie zaciskając rękę na nożu. Odwróciłam się w jego kierunku, puszczając ostry przedmiot.

- Co mam ci powiedzieć? Boję się tego waszego planu. Chcę, aby zapłacił za swoje zbrodnie, tym samym pomściwszy Ryana, ale... - pokręciłam głową. – Po prostu się boję. Jestem przerażona wizją stracenia kogokolwiek więcej.

- Nie mogę ci dać takiego zapewnienia. Jestem przy tobie i nie pozwolę, aby scenariusz, który wykreowałaś sobie w głowie, się spełnił. Kruszyno, jesteśmy w tym razem. Ten sukinsyn siedzi za cicho, ale nasz plan obejmuje wszystkie aspekty.

- On czeka. Zabrał mi brata i chce to zrobić z pozostałymi. To jego zemsta za porwanie syna. Siedzi cicho, ale czeka na dogodny moment. Te filmiki tylko go podjudzają.

- Takie było założenie. Zapłaci za wszystko.

- Co, jeśli już mu nie zależy na Axelu? Dlaczego czeka tak długo, aby go uwolnić?

- Nie bój się. Zaczęliśmy już wszystko wdrażać.

Zmarszczyłam brwi.

- Jest coś, o czym nie wiem?

- Tak, kluczem jest Ravil.

Miałam złe przeczucia. Nie da się przewidzieć wszystkiego. Zawsze coś mogło pójść nie tak i cały plan rozsypie się, jak domek z kart. Ostatnio żyłam w stresie i teraz dowiedziałam się, że czekał mnie jeszcze większy.

Gra się rozpoczęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro