Rozdział 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłej nocy!

****

Czekałam na Aslanova przez dobre dwie godziny. Odkąd wybiegłam z gabinetu, nikt do mnie nie zaglądnął, nie zapytał, jak się czuje, ani nie wytłumaczył czegokolwiek. Najbardziej ze wszystkiego, pragnęłam usłyszeć słowa wyjaśnienia od Goriana. Chciałam zrozumieć jego pobudki i funkcjonowanie umysłu. Robiłam wszystko, aby szybko stanął na nogi i zaczął normalnie działać. Nie wiem, komu bardziej chciał zrobić na złość — mi czy sobie?

Nasza sypialnia stała się pobojowiskiem. Chciałam zająć czymś myśli, więc wypadło na układanie ubrań i przekładanie rzeczy. Efektem był bałagan stulecia. Wszystko robiłam na tyle głośno, aby było słychać moje niezadowolenie. Zdawałam sobie sprawę, iż moje zachowanie odbiegało od racjonalności i bardziej pasowało do postępowania rozpieszczonego dzieciaka, który nie dostał swej zabawki, lecz miałam to w poważaniu. Każdy miał w sobie coś z dziecka.

Przeglądałam moje stare graty w pokoju. Siedziałam na zgiętych nogach i wyciągałam różności z szafki, do której nie zaglądałam od dobrych kilku lat. Trochę śmieci się nazbierało. Większość trafiała od razu kosza, nad niektórymi się rozczulałam, a jeszcze inne, wolałam, aby nikt nie widział. Szperając głębiej, natrafiłam na starą kasetę Pink Floyd, którą słuchałam z dziadkiem. Aż dotąd myślałam, że ją zgubiłam.

Przejechałam delikatnie po plastikowym opakowaniu. W oczach momentalnie pojawiły się łzy. Wspomnienia związane z tą kasetą były niemal świeże i tak bardzo wyryły się w moim umyśle, że mogłabym przysiąc, jakby dziadek siedział tu razem ze mną. Takie momenty były na wagę złota i nic i nikt mi ich nie zastąpi. Głośno pociągnęłam nosem i spięłam się, gdy poczułam dotyk na barku.

Odwróciłam się w kierunku intruza. Gorian spoglądał na mnie z błyskiem w oku i miał nieodgadnioną minę.

- Nie dotykaj mnie, gdy jestem na ciebie zła.

- Kruszyno... Proszę, nie utrudniaj tego.

Klęknął obok mnie. Mojej uwadze nie uszedł grymas, jaki wystąpił na jego twarzy. Rany po kulach się zasklepiły, lecz nadal odczuwał ból.

- Naprawdę? – zapytałam opryskliwie. – Trudno ci klęknąć, a chcesz pchać się w łapy wojny pomiędzy moją rodziną a dawnym przyjacielem ojca. Wiem, że jesteś zabójcą, ale na miłość boską, tu chodzi o zemstę, ty nie masz z tym nic wspólnego! To nasza walka – dodałam ciszej.

Gorian głośno wciągnął powietrze i wstał z podłogi. Zrobił to tak szybko i niespodziewanie, że się zlękłam. To, co uczynił kilka sekund później, przeraziło mnie do szpiku kości. Z całej siły uderzył pięścią w komodę, z której wyciągałam swoje rzeczy, a ona pod naporem pękła w górnej części. Dwie szuflady załamały się pod naporem brutalności i rozpadły, wyrzucając z siebie przedmioty.

Wstałam z klęczek i odsunęłam się z przestrachem w oczach. Chciałam coś powiedzieć, ale mój głos ugrzązł w środku gardła. Zostałam sparaliżowana niespodziewanym atakiem złości Rosjanina i nie wiedziałam, czym to było spowodowane.

- To nie tylko wasza walka. Stała się także moją w momencie, w którym syn tego skurwiela cię porwał. To również moja walka dlatego, że w przypływie zemsty za swojego synalka, zabił osobę, z którą zacząłem łapać dobry kontakt – szybko wypowiadał swoje słowa i spoglądał na mnie z furią w oczach. – Nie waż się mówić, że nie mam z tym nic wspólnego. To ty jesteś głównym powodem, dla którego to robię.

- Nie prosiłam cię o to!

- Walczyłaś o nas, cały czas wmawiałaś mi, że mamy przed sobą przyszłość, że mnie kochasz, a gdy pojawia się problem, ograniczasz mnie! Mam naturę zabójcy! Tak zostałem wychowany, nie znam nic innego i nawet ty tego nie zmienisz! – wykrzyczał i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Drżałam. Moje ciało dygotało z różnych powodów. Jednym z nich był wybuch Goriana, a drugim chęć pomocy. Nie chciałam podcinać mu skrzydeł, ale w takim stanie nie mogłam pozwolić, żeby ruszył do walki, nawet jeśli miałby mnie znienawidzić.

Wściekła ruszyłam za nim, lecz zrezygnowałam w połowie drogi. Musiał ochłonąć, ja również. Na sekundę zamknęłam oczy i udałam się do ogrodu mieszczącego się na tyłach domu. Usiadłam na huśtawce i podkuliłam nogi, oparłam kolana pod brodą, a następnie schyliłam głowę.

- Co stało się z tą kobietą, która zadzierała nosa i mi się stawiała? – usłyszałam męski głos w niedalekiej odległości. – Złamała cię tak błaha rzecz, jak kłótnia ze swoim chłopakiem? – intruz prychnął, a gdy podniosłam głowę, wiedziałam, kto zakłócał mój spokój.

- Nie twoja sprawa Cosmo – podkreśliłam jego imię, na co nieznacznie się skrzywił. – Kto cię tak skrzywdził, dając ci takie idiotyczne imię?

Możliwe, że już o to pytałam, ale mój mechanizm obronny zadziałał.

- Nie zaczęliśmy zbyt dobrze – westchnął i podrapał się nerwowo po głowie. – Przyjmiesz wytłumaczenie, że moja matka bardzo lubiła Cosmopolitana?

Przez chwilę wpatrywałam się w niego, będąc w istnym szoku, żeby po chwili wybuchnąć śmiechem. Jego słowa tak mnie rozbawiły, że nie mogłam przestać chichotać, a z oczu poleciały mi łzy.

- Jeśli to prawda, twoja matka cię nienawidziła – stwierdziłam, ocierając kąciki oczu.

Rozluźniłam się, tym samym opuszczając nogi i wygodnie siadając. Zaczęłam bujać huśtawkę, którą zatrzymał mężczyzna. Usiadł obok mnie i rozsiadł się, jakby był królem.

- Nie zapraszałam cię. Zresztą. – Machnęłam ręką. – Nie lubię cię.

- A ja sądzę, że gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach, moglibyśmy się bardzo polubić – uśmiechnął się zdawkowo.

- Słuchaj. – Pokręciłam głową. – Przez ułamek sekundy poprawiłeś mi humor, ale wysuwanie jakiś niestworzonych insynuacji z twojej strony, to problem, z którym aktualnie nie chcę się mierzyć. Jestem w związku z Gorianem i jakiekolwiek próby rozdzielenia nas, nie wyjdą ci na dobre.

- A kto powiedział, że chcę was rozdzielać? Waszą kłótnię było słychać w całym domu, więc prędzej to wy zaczniecie się od siebie separować.

Wstałam, wyraźnie oburzona jego chorymi gierkami i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.

- Miałam nadzieję na odrobinę spokoju, ale wygląda na to, że tutaj go nie zaznam.

- Znowu strzelisz drzwiami i pójdziesz do pokoju jak mała dziewczynka? Widziałem cię w akcji, wyminęłaś mnie niczym burza – zakpił. – Tak nie zachowuje się dorosła kobieta.

- A jak miałam się zachować, dowiadując się, że mój ukochany, nadal dochodzący do siebie po postrzale mężczyzna ma iść na tę wojnę? Co według ciebie miałam zrobić? Zacząć tańczyć kankana i triumfować, bo idzie się zabić?!

Nie wytrzymałam napięcia i ostatnie słowa wykrzyczałam. Z mojego ciała buchał ogień, a to głównie przez kolejną osobę, która nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Gorian nie powinien się pchać do jutrzejszego przejęcia.

- Zbyt emocjonalnie do tego podchodzisz – wzruszył ramionami i również wstał. – Twój ojciec i brat nie pozwoliliby na coś takiego. To ich walka, a nawet wykorzystanie młodego Ravila Aristowa, było dla nich ujmą. Wiem, co mówię... odpuść Jocelyn.

Po tych słowach mnie opuścił. Ponownie zostałam sama ze swoimi myślami. W głowie pojawił się jeszcze większy mętlik. W takich momentach bardzo tęskniłam za Emmą, która była dla mnie niewyobrażalnym wsparciem i zawsze mogłam na nią liczyć. Odkąd jej zabrakło, w nikim nie miałam powiernika. Sama musiałam wszystko analizować i być dla siebie opoką. Było to trudne, a nawet mając Elizabeth, nie czułam do niej tego, co do Emmy. Przeważnie to przyjaciółce zwierza się z problemów, nie matce, a w moim przypadku było odwrotnie. Nie dlatego, że stroniłam od znajomych, ale nie poczułam z nikim takiej więzi, jak z nią.

Jeszcze przez chwilę patrzyłam na odchodzącego Cosmo, po czym minęłam kręcących się naokoło goryli Olivera. Weszłam do domu i skierowałam się do salonu, który na moje szczęście był pusty. Ostatnie czego chciałam, to konfrontacja z Rosjaninem. Usiadłam na kanapie, rozłożyłam nogi na całej jej długości i wzięłam pilot. Telewizor włączył się błyskawicznie. Przeleciałam dobre pięćdziesiąt kanałów, zanim znalazłam coś ciekawego. Nie miałam ochoty na żaden serial Netflixa, czy coś w tym stylu. Przyłożyłam głowę do poduszki, a drugą wetknęłam na brzuch, krzyżując ręce, jakbym chciała obronić ją przed całym światem.

Spokój nie trwał długo.

- Co za gówno oglądasz? – Głos z rosyjskim akcentem rozbrzmiał mi obok ucha, a ja mimowolnie drgnęłam. – Nie wyglądasz na typ kanapowca.

- Nie znasz mnie – rzuciłam niechętnie. Wcale nie miałam ochoty zaczynać kolejnej bezsensownej rozmowy. – Jeśli chcesz dawać mi wspaniałe rady w związku z Gorianem, to odpuść.

- Nie zamierzam prawić ci kazań.

Zanim zdążyłam zaoponować, chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie, układając moje nogi na swoich kolanach. Spięłam się, czekając na jego ruch, który nie nadszedł. Był zadziwiająco spokojny, a normalnie taki nie był, przynajmniej z tego, co zdążyłam zauważyć.

Jasnoniebieskie oczy Rosjanina spojrzały na mnie uważnie, kilka sekund uważnie mnie lustrowały, aż w końcu westchnął i przeczesał dłonią półkrótkie czarne włosy.

- Jeśli komuś na tobie zależy, nie odpychaj go od siebie. Czasem osoby najbliższe naszemu sercu, najbardziej nas ranią, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wtedy najważniejsza jest rozmowa, bez uniesień, osądów i złości – zerknął na mnie. – Gorianowi na tobie zależy. Wcześniej ten facet nie miał skrupułów, co zresztą widać po zadaniu, które przyjął.

Skrzywiłam się.

- Do czego zmierzasz?

Już nie trzymałam przy sobie ściśniętej poduszki, rozluźniłam się i odrobinę opuściłam gardę. Ravil nie przyszedł ze złymi zamiarami.

- On nie ma zamiaru wepchać się w sam środek tej wymiany. Ja będę tym, który będzie w centrum uwagi. Gorian będzie mnie ubezpieczał z bezpiecznej odległości. Nigdy nie pozwoliłbym, aby mojemu przyjacielowi stała się jakakolwiek krzywda – spojrzał na mnie uważnie. – To dla niego oczyszczenie. Chce zacząć z tobą nowy rozdział, a do tego potrzebuje jakiegoś bodźca, mechanizmu, który pokazałby mu drogę. Oczywiście nie twierdzę, że rzuci to, co do tej pory robił, ale to wszystko jest dla ciebie. Jestem tu, aby mu pomóc, bo mi na nim zależy. Wiem, że go kochasz, dlatego pozwól mu na to. Jest to również hołd ku pamięci twojego brata.

Skończył mówić, a ja uświadomiłam sobie coś strasznego.

- Wcześniej byłam za tym, aby ojciec Axela zadośćuczynił za swoje występki, teraz nie jestem tego taka pewna. Właśnie zdałam sobie sprawę, że martwiłam się wyłącznie o Goriana, a przecież Oliver i Colin, są tak samo zagrożeni.

Ta myśl była okropna i spowodowała potok łez na moich policzkach.

- Ej! – krzyknął oburzony. - Martwisz się o wszystkich, a o mnie, tego, który jest najbardziej narażony, już nie. Łamiesz mi tym serce. – Złapał się za pierś i zrobił zbolały wyraz twarzy.

Chcąc nie chcąc zaśmiałam się cicho i otarłam opuszkami palców mokre ślady na policzkach.

- A tak na serio... Oni cały czas ryzykują. Nawet w tym momencie. Przepraszam cię za to, co teraz powiem, ale... - zatrzymał się na chwile i zrobił wyraz twarzy, jakby zastanawiał się, jak ubrać w słowa, to co chciał powiedzieć. – wszyscy zaryzykowaliście z wyjściem do restauracji. Niestety ofiarą był twój brat, ale chcę powiedzieć, że niezależnie od życia, jakie prowadzimy, śmierć zawsze ma nas na celowniku.

Nie skomentowałam jego słów, oczywiste było, że miał rację. Otworzyłam się przed nim i pokazałam skrawek mojej duszy. Widziałam tego człowieka kilka razy w życiu, a mimo to poczułam, że mogę mu zaufać i powierzyć swoje troski.

- Dziękuję – powiedziałam szczerze. – Doceniam to, co powiedziałeś, naprawdę. – Pokiwałam głową. – Nie chcę stawać Gorianowi na drodze do celu. Wiem, że ja też jestem powodem decyzji, jaką podjął, ale nadal mi z tym ciężko.

- Nie zawiodę – usłyszałam głos za sobą.

Ciepłe powietrze owiało moją szyję oraz ucho, mimowolnie przeszedł mnie dreszcz.

- Na mnie już pora. – Mężczyzna, który przed chwilą mnie pocieszał, wstał z kanapy, zsunął moje nogi ze swoich kolan i na sekundę przytrzymał rękę na mojej nodze. – Pamiętaj, o czym mówiłem.

- Zabieraj łapę z nogi mojej kobiety i wypad – warknął Gorian przy moim uchu, przytrzymał się kanapy i wskoczył na miejsce, które do niedawna zajmował jego przyjaciel. Ravil zaśmiał się głośno i spełnił prośbę, a raczej rozkaz kumpla.

- Nie wróciłeś do pełni sił, więc proszę, nie popisuj się – wywróciłam oczami.

- Kręcą cię takie rzeczy? – poruszył zabawnie brwiami, a mój wzrok ponownie zawędrował w górę.

- Nie, nie kręcą i ciebie też nie powinny.

- Kocham cię – szepnął i wskoczył na mnie, przygwożdżając mnie do kanapy. – Przepraszam za mój wybuch.

Spojrzałam w jego oczy i znalazłam w nich odpowiedź, jakiej szukałam.

- Ja też przepraszam – odpowiedziałam skruszona. – Ravil uświadomił mi parę spraw – widząc jego wzrok, natychmiast się zmitygowałam. – Nie powstrzymam cię od tego, co chcesz zrobić, nie chcę być tą, która powstrzymuje cię przed podjęciem kolejnego kroku. Chcę być twoją partnerką i iść razem z tobą przez życie.

- Kruszyno – wyszeptał i opadł na mnie, zaplątując w czułym uścisku. – Dziękuję, że zrozumiałaś. Razem z Oliverem i Colinem utrzymamy najwyższe środki ostrożności. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Chciałam w to wierzyć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro