Rozdział 45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chciałam skończyć to opowiadanie jeszcze w tym roku, lecz moje plany zostały pokrzyżowane. Do końca został maksymalnie jeden rozdział i epilog i zabieram się za obiecaną część o Ravilu. Prolog pojawi się jutro, a tymczasem okładkę wstawiam na mojego Instagrama. Szczęśliwego Nowego Roku! 

****

Wszyscy byli w gotowości. Od rana ze stresu bardzo bolał mnie brzuch. Wszystkie wnętrzności dosłownie skręcały się w środku na myśl, co za niedługo miało nastąpić. Bałam się o moich mężczyzn. Pomimo kilkukrotnego przestudiowania planu, zawsze coś mogło pójść nie tak. Śmierć Ryana dotknęła nas wszystkich i skłoniła do działania. Zemsta musiała się odbyć. Nieważne, które z nas by zginęło, scenariusz zawsze byłby ten sam – każdy zrobiłby wszystko, aby pomścić tę osobę. Na szczęście mieliśmy po swojej stronie ludzi, pragnących nam pomóc, w tym Goriana i Ravila. Ten drugi nie miał w tym żadnego interesu, oprócz pomocy przyjacielowi. Moja rodzina będzie miała u niego dług wdzięczności. Jeśli coś poszłoby nie tak, mógł nawet zginąć, a tego wszyscy woleliśmy uniknąć.

– Ruszamy. Część ludzi jest już na miejscu. Do wymiany zostało trzy godziny. To mało czasu, a nie mamy pewności, czy sam czegoś nie szykuje – powiedział Gorian.

Mój mężczyzna był wyposażony w profesjonalny sprzęt, na którym się nie znałam, ale sądząc po jego ubiorze, tym właśnie był. Wyglądał niesamowicie kusząco i przystojnie w tym wydaniu i gdyby nie naglący czas, właśnie tarzalibyśmy się po podłodze, a on brałby mnie mocno i ostro, tak jak oboje lubiliśmy. Mimowolnie na ten obraz przygryzłam dolną wargę.

– Kosmate myśli chodzą ci po głowie. – Podszedł do mnie i ucałował w czoło. – Nie chcę, żebyś tam była.

– Będę bezpieczna, w porównaniu do ciebie – lekko pacnęłam go w pierś i zaraz potarłam nadgarstek.

Rosjanin zmarszczył brwi i chwycił mnie w swoje ramiona.

– Nie wybiję ci tego z głowy?

– Tak samo, jak ja nie wybiłam tobie. Jesteśmy kwita. Będę w pomieszczeniu dowodzącym, mam marne szanse na spotkanie tego człowieka. To wy jesteście głównie narażeni. Zostaję i nawet nie myśl, żeby mi to wyperswadować.

– Czasem mnie przerażasz kruszyno. – Chwycił mnie w pasie i złożył krótki całus na moich ustach.

To było dla mnie za mało. Naparłam na niego i pomimo dystansu spowodowanego jego ubraniami, dosięgnęłam jego pełnych warg i pocałowałam. Szybko wślizgnęłam się do jego wnętrza i zaczęliśmy smakować siebie nawzajem. Miał całkiem sprawny język, zresztą wielokrotnie dawał mi o tym znać.

Zostałam odepchnięta. Gorące spojrzenie Goriana objęło całe moje ciało i rozgrzało do czerwoności.

– Nie zaczynaj czegoś, czego nie mogę skończyć – pogroził. – Muszę skupić się na zadaniu, a nie myśleć o twoich ustach i cudownym ciele, które będę pieprzył za kilka godzin.

Zaśmiałam się niezręcznie na jego przytyk. Miał rację.

– Za parę godzin nie będę się przejmowała, czy ktoś na słyszy, bo będziesz brał mnie tak ostro, że zapomnę o całym świecie.

– Kruszyno... - usłyszałam groźbę w jego głosie.

– Zrobimy to tylko wtedy, gdy wrócisz do mnie cały i zdrowy, a nikomu nic się nie stanie. Pamiętaj o tym.

Spojrzeliśmy w swoje oczy i złożyliśmy między sobą niemą obietnicę. W jego tęczówkach dostrzegłam wszystko – miłość, szczerość, strach, smutek, ale przede wszystkim determinację. To ostatnie przeważało w znacznym stopniu i sprawiało, że wiedziałam, że sobie poradzi i mnie nie zawiedzie.

Musiał wrócić do mnie cały.

– Jeśli coś ci się stanie... - Pokręcił głową. – Kocham się Jocelyn, pamiętaj o tym. Przed nami całe życie, a jeszcze dużo mamy do przepracowania.

– Uda nam się – zapewniłam i szczerze się uśmiechnęłam.

~~~~

– Nie mogę uwierzyć, że kazaliście mi siedzieć w bazie – warknął ojciec wpatrujący się jastrzębim wzrokiem w obraz z kamer.

Oliver Hale był niezadowolony, lecz nie okazywał tego w swój normalny sposób. Przejmował się nadchodzącą misją i jej skutkami.

– To dla twojego dobra – odezwał się głos należący do mojego brata, dochodzący z przekaźnika. – Zawadzałbyś staruszku – zaśmiał się.

Mnie nie było do śmiechu.

Czas się kurczył.

Stres był nie do wytrzymania.

Wszyscy zajęli pozycje, w tym Gorian, Colin i Ravil. Ten pierwszy był oddalony o sporą odległość od miejsca ostatecznej rozgrywki. Lokalizacja była wybrana w taki sposób, aby bez przeszkód otoczyć miejsce, w które miał się zjawić morderca mojego brata, a także aby żadnemu cywilowi nie stała się krzywda.

Nie byłam w gorącej wodzie kąpana. Wolałam zrezygnować z zemsty, niż pozwolić, aby jakiemukolwiek niewinnemu coś się stało. Zemsta nie przywróci życia bratu, ani postronnym osobom.

Mój ojciec był zaskakująco spokojny, jak na gościa, który był głównym prowodyrem całej akcji. Od tego planu zależało życie wielu ludzi, w tym mojego brata i ukochanego. Razem z moim rodzicielem i paroma hakerami, jak również Cosmo, byliśmy względnie bezpieczni. Na samą myśl, że cokolwiek mogłoby się stać któremukolwiek, moje serce drżało. Nawet Ravil, który pokazał do tej pory dwie twarze, był zagrożony, a tego nie życzyłam nikomu. Nie zdążyliśmy poznać się na tyle, abym zamartwiała się o niego w takim stopniu, jak o moich bliskich, lecz chłopak, a raczej mężczyzna miał najgorszą robotę do wykonania.

Odkąd weszłam do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowaliśmy, a w którym był też sprzęt, moje ciało mrowiło. To było coś na pozór uczucia, kiedy znalazłam Goriana przed moim mieszkaniem. Teraz było zdecydowanie mocniejsze i bardziej... ponure? Każdym porem mojego ciała czułam złowrogą aurę. Zdecydowanie coś było nie tak. Rzadko miewałam takie przeczucia, ale teraz była pewna, że coś złego wisiało w powietrzu.

– Już wszyscy są. Przygotować się na pozycjach – powiedział Oliver do krótkofalówki.

Urządzenie zaszumiało, a z niego wydostał się głos, który tak bardzo kochałam słuchać.

– Potwierdzam, że wszyscy są na pozycjach.

– Zrozumiałem. Bez odbioru – odpowiedział starszy Hale.

Zegar wskazywał dokładną godzinę spotkania. Oboje z ojcem podeszliśmy do siedzącego przy ekranie Cosmo, który wyostrzał obraz z ulicznych kamer. Ravil z kapturem naciągniętym do połowy głowy, czekał na polecenie. Za nim stał Colin z innym żołnierzem, którzy celowali do mężczyzny. Miało to dać pożądany przez nas efekt, jakoby pod przebraniem krył się Axel. W tym samym momencie wszyscy spojrzeliśmy na inny obraz, który teraz ukazywał mężczyznę w średnim wieku.

– Coś jest nie tak – zadrżałam z niepokoju. – To nie jest on.

Panicznie zaczęłam przeczesywać wszystkie ekrany w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki dotyczącej poszukiwanego mężczyzny. Ojciec tego sukinsyna się nie pojawił. To nie był on. Nawet wygląd się nie zgadzał. Pomimo niskiej jakości kamer, nawet głupi by zauważył brak jakichkolwiek powiązań.

– Z pewnością czai się gdzieś w pobliżu. Nie wysłałby tylko swojego pionka. Sam musi upewnić się, że ten człowiek jest jego synem.

– Mamy coś – odezwał się jeden z hakerów. – Przybliżam obraz.

Do osoby, która udawała ojca Axela, podszedł inny mężczyzna wraz z walizką. Wszyscy wiedzieliśmy, co się w niej znajdowało.

– Jak sytuacja? – zapytał ojciec.

– Wygląda na to, że go nie ma. Nasi ludzie już przeczesują teren. To tylko kwestia czasu, aż go znajdziemy – Colin starał się nas uspokoić.

Marnie mu to wychodziło.

– Pozostańcie na pozycjach. Pertraktuj z nimi, jeśli trzeba, ale nie oddawaj chłopaka. Chcę, żeby ten szczur sam się zjawił. Dopóki on nie przyjdzie, nici z negocjacji i przejęcia.

– Rozumiem. Bez odbioru.

– Co, jeśli go tam nie ma i obserwuje wszystko z boku, jak my? – zadałam pytanie, na które ojciec się spiął. – To wszystko wygląda tak, jakby on grał na zwłokę. Tak nagle zrezygnowałby z własnego syna?

Podzieliłam się moimi obawami, które w żaden sposób nie zostały skomentowane.

– Jocelyn może mieć rację – zgodził się Cosmo tak jak inni siedzący przy sprzęcie mężczyźni.

W pokoju nastała cisza, którą zburzyło głośne klaskanie. W mgnieniu oka wszyscy odwróciliśmy się w stronę dźwięku, a tam ku naszej grozie stał ojciec Axela we własnej osobie w towarzystwie obstawy.

– Twoja córka ma większe jaja niż ty Oliver. Pomyślała o czymś, co ty przeoczyłeś przyjacielu. Myślałem, że lata służby nauczyły cię nieszablonowego myślenia, lecz widzę, że nadal jesteś tym samym marnym człowieczyną, którego poznałem na początku swojej kariery gangstera. Rozczarowujesz mnie.

– John...

– Wszyscy ręce na widoku! Lepiej, żebyście nic nie kombinowali!

Mój ojciec nie wydawał się zdziwiony widokiem starego druha. Co dziwniejsze, stał w miejscu i wyglądał na dość pewnego siebie, jak na osobę, która powinna być przestraszona dostaniem się intruza do naszej bazy, ale posłusznie spełnił rozkaz.

– Co ty robisz? – szepnęłam do Olivera, który swobodnie stanął i przypatrywał się nieproszonemu gościowi.

– Gdzie mój syn?

– Jest na umówionym miejscu. Miałeś przekazać nam pieniądze w zamian za syna.

Głośny śmiech ojca Axela rozniósł się po pomieszczeniu.

– To nie jest mój syn. Zbyt prosto to zorganizowałeś. Miałem uwierzyć, że po zabójstwie twojego syna, pozwoliłbyś mi spokojnie przejąć mojego pierworodnego w zamian za pieniądze? Nie jestem naiwny. W tym aspekcie jesteśmy do siebie podobni. Zemsta jest dla nas wszystkim.

Teraz już wiedziałam, dlaczego moje ciało dawało mi sygnały. Niebezpieczeństwo było bliżej, niż sądziliśmy. Chcieliśmy przechytrzyć diabła, a sami wpadliśmy w jego pułapkę. W głowie układałam jakikolwiek plan ucieczki, bądź wezwania pomocy, ale jak na złość mój umysł był spowity pustką.

– Jesteś zadziwiająco pewny siebie, jak na osobę, która znalazła się w potrzasku – zaśmiał się John.

– Nie łudź się, że przestraszy mnie twoje wejście z kilkoma gorylami.

– Nawet o tym nie marzyłem – przyznał. – Jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż sądzisz.

– Nie musisz mi o tym przypominać.

Ignorując nieciekawą pogawędkę dwóch samców alfa, zlokalizowałam Cosmo na tyle blisko, że mogłam zacząć powoli kierować się w jego stronę. Wiązało się to z ryzykiem, które musiałam podjąć, aby wydostać nas z tych tarapatów. Blisko mężczyzny znajdował się komunikator. Dostanie się do sprzętu to jedno, a skorzystanie z niego to drugie. Tym ostatnim później będę się martwić.

– Jeśli twoja córka zrobi jeszcze jeden krok w stronę ekranów, strzelę jej w łeb – warknął głośno ojciec Axela do Olivera.

Stanęłam. Nie miałam odwagi drgnąć, cała brawura uleciała ze mnie bezpowrotnie.

– Nie groź mojej córce!

– Brawo! Nareszcie jakaś reakcja z twojej strony! Powiedz, gdzie jest mój syn!

– Już powiedziałem.

– Zła odpowiedź.

Mężczyzna uniósł pistolet, który dotąd trzymał opuszczony i strzelił jednemu z siedzących przy monitorach informatyków w głowę. Wszyscy podskoczyli na ten niespodziewany manewr, a mnie wyrwał się pisk z gardła.

– Nie musiałeś go zabijać – powiedział ze złością Hale. – Przyznaj się, co obiecałeś kretowi, który mnie wydał?

John zaśmiał się bulgocząco. Nigdy nie widziałam go w tym stanie. Wcześniej wydawał się ułożonym, szarmanckim mężczyzną, a teraz zmienił się w człowieka niespełna rozumu.

– Coś, co rządzi światem! Nie było o to trudno. Swoją drogą. – Odwrócił głowę w kierunku mężczyzny, który nie tak dawno podrywał mnie w ogrodzie. – Dziękuję ci Cosmo za tę przysługę. Hojnie cię wynagrodzę.

Wytrzeszczyłam oczy, podobnie jak reszta ludzi w pomieszczeniu. Coś się nie zgadzało.

Jeśli Cosmo nas wydał, dlaczego nie powiedział, że Axel nie żyje?

Analizowanie teraz wszystkich możliwości nie było mądre. Mieliśmy kreta, który teraz wstał i podszedł pewnym krokiem do Johna, który położył mu rękę na ramieniu, drugą nadal trzymając broń, lecz teraz opuszczoną.

– Dlaczego? – zadałam pytanie, na które bardzo chciałam znać odpowiedź. – Myślałam, że jesteś po naszej stronie. Żądza pieniędzy nigdy tobą nie kierowała, a przynajmniej takie sprawiałeś wrażenie – dodałam nieco ciszej.

– Myliłaś się. John ma rację, pieniądze rządzą światem, dlatego przyjąłem lepszą ofertę – wypowiedziawszy te słowa, natychmiast obezwładnił Johna i wyrwał mu broń z ręki. W tym samym czasie jego ludzie skończyli w podobny sposób, co ich szef. Wszystkim została przystawiona lufa pistoletu do skroni.

Nieznani mężczyźni obezwładnili każdego, kto był przeciwko nam. Wytrzeszczyłam oczy i rozdziawiłam buzię w zdziwieniu. Nie do końca pojmowałam, co właśnie miało miejsce. Stado ubranych na czarno facetów obezwładniło grożących nam ludzi, a my mogliśmy odetchnąć z ulgą.

– Ty... - wysyczał wściekły John do mojego ojca. – Dlaczego? – tym razem zwrócił się do Cosmo, który nadal naciskał na jego plecy kolanem i wykręcał mu ręce. – Podwoję stawkę, nie potroję, tylko mnie wypuść!

– Nic z tego, co mi zaproponujesz, nie zmieni mojego zdania. Nie jestem tym, za kogo mnie masz. – Uniósł komunikator i powiedział jakąś sekwencję, która zupełnie nic mi nie mówiła. – Reszta ludzi zaraz tu będzie. Dostaniecie parę ładnych lat – zaśmiał się.

– Ktoś może mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? – zadałam pytanie, na które nie uzyskałam odpowiedzi. – Tato?

– Twój brat wiele razy sugerował mi zejście z gangsterskiej ścieżki. Zrobiłem to dla niego, to hołd na jego cześć. Człowiek, który go zabił, został schwytany w legalny sposób i zostanie postawiony przed sądem.

Nie pytałam o nic więcej. Wpatrywałam się w scenę przede mną, a w myślach pojawiały się znaki zapytania. To nie był czas na tego typu rozmowy. Chciałam wiedzieć, czy Gorian, Colin oraz Ravil wiedzieli o planie ojca, o Cosmo... Ten człowiek okazał się nie tym, za kogo go miałam. Nic o nim nie wiedziałam, ale analizując scenę, która przed chwilą miała miejsce i słowa Olivera, nie był gangsterem. Wiedziałam, że wraz z przybyciem trójki mężczyzn, która miała grać w całym przedsięwzięciu pierwsze skrzypce, zdobędę należące mi się odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro