Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z okazji Dnia Kobiet wskakuje dziś nowy rozdział. Wszystkiego Najlepszego Kochane Czytelniczki ♥️ Miłego wieczoru!

****

Odruchowo wtapiam się w fotel, chcąc tym samym jakimś magicznym sposobem zapewnić sobie niewidzialność. Niestety nie dzieje się żadna magia, a ja nadal tkwię w samochodzie, który okupowany jest przez dwóch samców. Z dwójki braci, musiał mnie przyłapać ten o gorszym charakterze.

- Twoja siostra przekroczyła prędkość. Przy okazji wypisywania mandatu, zapraszam ją na randkę – śmiało mówi Tony.

Mam ochotę zakryć oczy. Tymi słowami tylko rozwścieczył Ryana. Nie od dzisiaj wie, że moich braci lepiej nie drażnić. Bycie gliną nadal nie daje mu na to pozwolenia. Kopie sobie grób. Niemal widzę dołek wykopany w ziemi i spuszczaną do niego trumnę.

Spoczywaj w pokoju Anthony. Byłeś dobrym człowiekiem i policjantem.

Mój brat wydaje z siebie swój krótki charakterystyczny śmiech.

- Nie jesteś jej wart, nawet w drugim życiu nie pozwoliłbym jej na związek z tobą – niebezpiecznie przybliża się do niego i prawie styka czołem.

- Jo sama decyduje z kim chce się spotykać. Jest na tyle dorosła, że jej starszy braciszek bandyta nie musi jej dawać pozwolenia – glina podejmuje temat.

Zaraz się pozabijają!

Gwałtownie otwieram drzwi, przez co dwoje par męskich oczu skupiają na mnie uwagę.

- Bardzo mi schlebia, że chcesz mnie bronić przed bratem, ale proszę... - robię krótką pauzę. – nie wchodź między nas. – Ryan zaplata ręce na klatce piersiowej i posyła Tony'emu złośliwy uśmieszek. Przewracam oczami na tą dziecinadę. – A ty – tym razem zwracam się do brata. – nie decydujesz z kim mogę się spotykać. To moja prywatna sprawa – na moje słowa, jego wyraz twarzy diametralnie się zmienia.

- Mam ci przypomnieć co stało się z chłopaczkiem, z którym przyłapał cię nasz ojciec? – zadaje mi to pytanie bez cienia skruchy.

- Nie musisz mi przypominać – warczę i zamykam drzwi samochodu.

Ryan zagrał nieczysto. Nie powinien posługiwać się chłopakiem, z którym zostałam nakryta, a którego zamordował mój ojciec. Nie zasługiwał nawet na myślenie o nim. Dodatkowo powiedział to wszystko przy gliniarzu. W złości mógłby powiedzieć coś więcej, a wtedy Anthony miałby podstawę do jego zatrzymania. Nie chciałam, aby tak się stało lecz czasem przydałby mu się zimny prysznic.

- Dawaj ten mandat – wcześniej spisany świstek zostaje wyrwany z rąk funkcjonariusza. Brat spogląda na niego i prycha. – Dali ci marną robotę. Pewnie cały dzień jeździsz na patrole i wlepiasz mandaty za prędkość, złe parkowanie albo jeszcze inne gówno. Mam rację marny glino? – mężczyzna, do którego kierowane jest pytanie czerwienieje i zaciska szczękę.

Zaraz naprawdę będę świadkiem zabójstwa.

- Ten marny glina zaraz cię aresztuje za obrazę funkcjonariusza.

- Anthony co tak długo? – odzywa się głos w oddali.

Okazuje się, że należy on do starszego mężczyzny, zapewne partnera mojego znajomego.

- Radzę sobie.

- Z kim tak długo dyskutujesz? – drugi policjant podchodzi bliżej nas i uważnie wpatruje się we mnie i Ryana. Jego wzrok z czujnego zmienia się w przerażony. – Panie Hale najmocniej przepraszam za tego tutaj. – Wskazuje na Tony'ego. – Jest u nas od niedawna. Odznakę otrzymał zaledwie rok temu. Jeszcze nie obznajmiał się z wszystkim.

- Czyli świeże mięsko, hę? Jeśli naprawdę jesteś już rok na służbie to albo jesteś odważny, albo głupi. – Ryan ponownie przybliża się do Tony'ego. – Takich jak ty przeżuwamy i wypluwamy. – Wraca do swojej wcześniejszej pozycji i opiera się ciałem o drzwi mojego samochodu, tym samym zaniżając moją widoczność. – Hopkins wytłumacz mu jak to działa – rzuca do czarnoskórego policjanta.

- Oczywiście – ten natychmiast potakuje. – Wyjaśnimy mu wszystko dokładnie. – Bierze podany mu przez mojego brata mandat i rwie na małe kawałeczki.

- Cieszę się z naszego porozumienia – uśmiecha się nieszczerze do dwóch policjantów, tym samym dając im znać, że mają spadać.

Anthony zerka na mnie ze złością i podąża za swoim partnerem do służbowego wozu.

Wcale nie dziwię się z jego reakcji. Został zbesztany i uznany za niekompetentnego. To wszystko działo się na naszych oczach. W dodatku mój brat, którego wcześniej obraził okazał się kimś nie do ruszenia.

Dam mu kilka dni. Jak ochłonie, to skontaktuję się z nim i mu wszystko wytłumaczę. Chociaż, tak naprawdę nie ma nie do tłumaczenia. Moja rodzina trzyma policję w garści, a oni nie mogą z tym nic zrobić. Nie mają prawa głosu. Wiem, że wszystko ma swoją cenę. Milczenie funkcjonariuszy również. Pieniądze, które zarabiają z przemytów i przekrętów są ogromne. Opłacenie skorumpowanych gliniarzy jest kroplą w morzu.

Wzdycham i trę powieki.

- Nie waż się umawiać z tym żółtodziobem. Stać cię na kogoś lepszego. – Ryan pochyla się, więc nasze twarze są na równym poziomie.

- Odganiacie ode mnie każdego lepszego faceta – zauważam z sarkazmem.

- Taka już nasza rola – śmiesznie porusza brwiami. – Skąd wracasz o tej porze? – rzuca beztrosko, ale uważnie skanuje wnętrze samochodu.

- Z zakupów. Przecież nie mam życia miłosnego – ponownie uraczam go sarkazmem.

Jeśli zobaczy jakieś ubrania z reklamówek, to już po mnie. Dobrze wie, że rzadko kupuję coś dla siebie. Doskonale wie o moim oszczędnym funkcjonowaniu. Nie wydaję pieniędzy na byle głupotę.

- Jedź ostrożnie – wzdycha i klepie tył auta. – Za niedługo wpadnę i sprawdzę jak sobie radzisz.

- Jasne. – Kiwam mu głową i odjeżdżam.

Chyba powinnam mu jednak podziękować za pomoc. Dzięki niemu nie wpisano mi mandatu, który znacząco obciążyłby mi budżet.

Wchodzę do mieszkania. Od razu witają mnie dźwięki Bat Country zespołu Avenged Sevenfold. Na chwilę przystaję i słucham, czy nie dochodzą do mnie żadne niepokojące odgłosy. Przez głośną muzykę nic nie słyszę. Wchodzę głębiej do mieszkania. Na blacie kuchennym stawiam torby z zakupami. Upewniam się, aby nie spadły i odwracam w stronę łóżka. Mój współlokator jest rozwalony na wpół leżąco na całym łóżku i ma zamknięte oczy. Wyłączam muzykę, podchodzę do niego i pochylam nad jego twarzą. Zgarniam włosy do tyłu, żeby żaden kosmyk nie spadł mu na twarz.

- Masz moją czekoladę? – otwiera oczy i spogląda na mnie łagodnie.

- Powinieneś zapytać, czy kupiłam ci ubrania. Słodycze to wartość podrzędna. Nie będziesz wiecznie chodził w ręczniku, albo w swoich starych ciuchach – podkreślam i mrugam pospiesznie.

Mężczyzna przez chwilę mierzy mnie uważnym spojrzeniem, a następnie potakuje, zgadzając się z tym co powiedziałam.

Wyciągam zakupy z toreb. Spożywcze rzeczy wkładam do lodówki, a owoce i warzywa kładę do przeznaczonej dla nich misy. Odzież odkładam na bok, aby po chwili wziąć ją z powrotem i zanieść Georgowi. W momencie, w którym się odwracam, natrafiam na mur zbudowany z góry mięśni. Wpadam na klatkę piersiową mężczyzny, a ubrania spadają na podłogę.

Napakowane męskie ramiona podtrzymują mnie przed upadkiem i podzieleniem losu ubrań. Moja twarz znajduje się na samym środku jego klaty, więc mam okazję poznać naturalny zapach jego ciała.

Jest boski!

Przez moment mam ochotę zatopić się cała w cieple jego ciała i już nigdy go nie opuszczać. To uczucie znika, gdy czuję jak jego wielka dłoń zaczyna jeździć po mojej pupie. Robię się purpurowa i szybko odpycham go od siebie. W głowie pojawia mi się nawet wizja, jak go policzkuję, jednak z uwagi na jego rekonwalescencję, muszę sobie odpuścić.

- Tu masz ubrania. – Wskazuję na podłogę i uparcie sama się w nią wpatruję.

Nie słyszę żadnego odzewu z jego strony. Podnoszę głowę i natrafiam na ciemne tęczówki, które błyszczą jakimś nienaturalnym blaskiem. Przygryzam wargę.

- Wygląda na to, że dochodzisz do siebie, skoro chcesz zarobić plaskacza – odpycham od siebie wcześniejsze myśli i uczucia, aby zastąpić je nowymi.

- Tylko cię podtrzymałem. – Wzrusza ramionami. – Dziękuję za ubrania. – Schyla się i sięga po dresy, bluzę oraz buty.

- Na razie to ci musi wystarczyć. Nie przewidziałam niespodziewanych wydatków w tym miesiącu – tłumaczę.

- Wiem, że pomaganie mi nie jest szczytem twoich marzeń, oraz że masz wiele wydatków, ale jesteś dobrym człowiekiem. Pomogłaś mi bezinteresownie, choć mnie nie znałaś. Naprawdę jestem ci wdzięczny. Gdy dojdę do siebie, znajdę pracę i oddam ci wszystko co do centa – mówi.

Czuję, że jego słowa są prawdziwe. Nie kłamie. Naprawdę jest mi wdzięczny. Nie wymagam od niego zwrotu pieniędzy, ale dla zwykłej wdzięczności warto było pomóc. Jego charakter jest ciężki i często niesamowicie działa mi na nerwy, jednak w środku czuję ciepło rozciągające się po moim ciele.

- Wdzięczność jest ważna. Nie odczekuję od ciebie nic w zamian. Na razie możesz zostać i pomagać mi w sklepie. Gdy znajdziesz jakąś pracę i staniesz na nogi, będziesz mógł wynająć własne mieszkanie. Na razie jakoś się pomieścimy. Nie wiem czy twoja pamięć wróci. – Opuszczam wzrok na dół i zatrzymuję go na zawijasach na jego klacie. – Jednak musisz uważać na moją rodzinę. Są... - robię przerwę. – dość specyficzni. Prowadzą pewien interes, który... - plątam się. Nie do końca wiem jak wytłumaczyć, że ich interesy są nielegalne.

- Jest nielegalny? – kończy George.

- Yhm – robię niewinną minkę i potakuję. – Skąd wiedziałeś?

- Mieszkasz sama. Nie wspomniałaś, że ty także prowadzisz ten interes. W dodatku usłyszałem kiedyś twojego brata, a raczej założyłem, że nim był. Posiada dość specyficzny charakter.

Nie skomentowałam jego słów. Miał rację. Nadal przerażające było to, jak szybko odczytuje ludzi. Nigdy nie spotkałam się z kimś takim. Nikt z mojego grona znajomych nie posiada takiej umiejętności.

Przeczesuję ręką włosy, odwracam się i szperam chwilę w reklamówce. Okręcam się i ponownie staję z nim twarzą w twarz. Kilka sekund wpatruję się w niego, aż w końcu wręczam rzecz, którą chciał. George wpatruje się raz we mnie, a raz w to co trzymam w ręce. Na jego twarz występuje ogromny uśmiech. Przyciąga mnie do siebie i całuje w kącik ust.

- Dziękuję. - Chwyta białą czekoladę i od razu rozdziera opakowanie.

Wkłada kawałek do ust i mruczy, niczym kot. Jest to nawet zabawne, że dorosły facet jego budowy mruczy jak mały kociak. Przy tym robi to w taki sposób, że na dole robię się mokra, a moja cipka błaga o atencję. Mimo, iż nie lubię czekolady pod każdą postacią, to mam ochotę go pocałować, aby dowiedzieć się jaki smak kryje.

- Nie licz na nic więcej z mojej strony – burczę i tym samym staram uspokoić moje serce.

George nie odpowiada. Delektuje się czekoladą, jakby była ambrozją. Wymijam go i podchodzę do łóżka. Z niesmakiem patrzę na byle jak zwiniętą pościel. Ściągam poszwę, wyciągam świeżą z szafki i zakładam. Z brudną idę do łazienki i wpycham ją do pralki. Nastawiam pranie i myję ręce. Wychodzę z łazienki, a w tym czasie mój współlokator zdążył spałaszować do końca czekoladę.

- Nie jest ci niedobrze? – pytam z autentycznym zmartwieniem. – Taka ilość cukru nie jest wskazana za jednym razem – dodaję z niesmakiem, a on wzrusza ramionami.

- Miałem ochotę. Chyba przed zanikiem pamięci to była moja ulubiona słodycz. – Kiwa głową, jakby chciał sam siebie przekonać o tym fakcie.

- Przypomniałeś sobie coś?

- Nie, ale momentami mam coś w rodzaju przebłysków. Jakieś nieznajome twarze. – Zaplata dłoń we włosy i lekko za nie pociąga.

- Zmieniając temat – zaczynam. – Powinieneś wybrać się do fryzjera. Kupiłam ci przyrządy do golenia, gdybyś chciał zmienić image.

- Nie chcę wychodzić z mieszkania. Przynajmniej na razie – w jego oczach widzę jakiś niezrozumiałą obawę.

- Akurat moja znajoma jest fryzjerką, więc nie będzie z tym problemu – uśmiecham się.

- Wiem, że już to mówiłem, ale naprawdę ci dziękuję – wzdycha z ulgą.

Coraz bardziej zaczynam go tolerować.

~~~~

Od naszej rozmowy minął tydzień. Cudem zdołaliśmy podzielić się łóżkiem. Najczęściej to ja byłam osobą, która przekraczała wcześniej wyznaczoną granicę. Czasem było ciężko. Przez ten czas przyszła do nas Abby i zrobiła porządek z jego włosami. Dodatkowo mój towarzysz zadbał o swój zarost. Siniaki zaczęły blednąć i przeszły w kolor żółty. Teraz wyglądał niesamowicie apetycznie. Wiedziałam, że tak będzie. Nawet Abby była pod wrażeniem. Z jego wyglądem mógłby zostać sławnym hollywoodzkim aktorem kina akcji. Nadawałby się idealnie.

George zgodził się ze mną, aby pójść jutro ze mną do sklepu. Stwierdził, że chociaż tyle może dla mnie zrobić. Przez czas spędzony u mnie zmienił się. Nadal ma trudny charakter, lecz bardzo przystopował. Wcześniej mówił to, co myślał. Nie uznawał żadnych granic. Obecnie jest inaczej.

- A co jeśli jutro przyjdzie twój brat?

- Powiem mu, że jesteś dalekim kuzynem Abby. Jest starsza od ciebie, to w sumie lepiej – myślę na głos. – A pomagasz mi ponieważ.... – Jeżdżę kciukiem po dolnej wardze.

- No? – dopytuje George.

- Wymyślę, gdy się pojawi. Czasami wymyślanie wymówek w ekstremalnych sytuacjach jest dobre i wiarygodne.

- Jak uważasz – robi bezradną minę i wraca do czytania książki.

Będę musiała się nad tym zastanowić. Jeśli nic nie przyjdzie mi do głowy, lub moja wymówka będzie naciągana, nierealna, to moja rodzina zda sobie sprawę, że coś kręcę. Zaczną się pytania, drążenie i w końcu dowiedzą się prawdy. George nie wyjdzie z tego cało. Podobnie jak chłopak, który został zabity za ściślejsze stosunki ze mną.

Wychodzę z mieszkania i schodzę schodami wprost na zaplecze mojego sklepu. Zmieniam tabliczkę przy drzwiach i tradycyjnie robię sobie kawę. Już po paru minutach od otwarcia sklepu w drzwiach pojawia się jakaś młoda dziewczyna szukająca płyty metalowego zespołu na urodziny chłopaka. Odstawiam kawę na blat biurka i chętnie służę jej pomocą. Pokazuję jej różne płyty, a ona w końcu decyduje się na grupę z wokalistą śpiewającym growlem, o ile tak mogę to nazwać. Nigdy nie ciągnęło mnie w tak ciężki i mroczny rodzaj muzyki.

Do końca dnia pojawia się jeszcze dwóch klientów, którymi są młodzi chłopcy. Również szukają czegoś dla kolegi, w podobnych klimatach, co dziewczyna z początku dnia. Spekuluję, że chodzi o tego samego gościa, więc proponuję im coś całkowicie odrębnego od płyty, którą kupiła dziewczyna. Jeśli moje przypuszczenia okazałyby się prawidłowe, miałabym na karku grupę młodych osób z pretensjami. Wolałam uniknąć tego typu sytuacji, a pieniądze się przydadzą.

Spoglądam na zegar. Dochodzi godzina zamknięcia, więc wędruję na zaplecze i układam płyty z dostawy. Muszę je jeszcze wprowadzić do systemu. To akurat jest część, która najmniej mi się podoba. Wędruję do stołka przy biurku i uważnie przeglądam fakturę. Od czytania odrywa mnie znaczące chrząknięcie, które chyba to właśnie miało na celu. Unoszę głowę i natrafiam na twarz staruszka, którego ostatnimi czasy widywałam dosyć często.

Głośno przełykam ślinę. Obawy, które czułam w sklepie teraz wydają się na miejscu. Otwieram usta, ale nie wydostaje się z nich żadne słowo.

- Jocelyn Hale – zaczyna senior. – Długo zbierałem się na tą rozmowę. Przyznam szczerze, że specjalnie trochę nieudolnie się ukrywałem. Chciałem cię naprowadzić na właściwe tory. Myślałem, że swoimi czynami skłonię cię do szukania odpowiedzi, lecz mi nie wyszło – wzdycha i ściąga kapelusz, który ukazuje przebłyski łysienia na jego siwej głowie. – No cóż... może zacznę w taki sposób – mówi jakby do siebie. – Co wiesz o swojej matce?

Mój oddech przyspiesza.

Dlaczego ostatnio moje życie tak bardzo się komplikuje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro