Wyjaśnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Roman podłożył swój płaszcz Neo pod głowę. Odwrócił się do srebrnowłosego. Grave również pozbył się swojego, ciężkiego płaszcza. Stal teraz w otwartych drzwiach Bullheada, mocno trzymając dłoń na długiej, ponad metrowej lasce.

- Założe się że masz wiele pytań. Mam zacząć od tego co się ze mną stało?

- Tak. Dlaczego nie dałeś znaku życia od czasu upadku z tamtego klifu?

- Skąd o tym w ogóle wiesz?

Roman westchnął, siadając na krawędzi wejścia.

- Bo to widziałem. Byłem wtedy... niemile widziany w Vale. Postanowiłem się na pewien czas zaszyć poza granicami Królestwa. Przedzierałem się przez las, kiedy usłyszałem odgłosy walki. Nie wiem co mnie podkusiło, ale podszedłem bliżej. Zobaczyłem cztery osoby walczące z Grimmami, blisko krawędzi urwiska. Byli już zmęczeni i na oko prawie bez aury, ale wygrywali. Nagle zza klifu wyskoczył wielki Beowolf. Zaatakował najbliższą osobę, jakąś dziewczynę w białej pelerynie. Nim inni zdążyli do niej dobiec ona była już nieprzytomna, a Grimm właśnie miał ją wykończyć. Wtedy jakiś imbecyl wybiegł z lasu i rzucił się na bestie. Od początku wiedziałem że to ty. Zawsze mówiłeś, że nie chcesz być bohaterem, ale za każdym razem  pakowałeś się w kłopoty. Grimm przebił cię na wylot, nawet z mojego miejsca wyglądało to paskudnie. Wtedy strzeliłeś mu w łeb i razem spadliście. Co było dalej?

Grave usiadł u boku dawnego przyjaciela, kładąc sobie laskę na kolanach. Jej górną część stanowiła trzydziesto centymetrowa rękojeść. Dalej znajdowała się wykonana z stalowego drutu kula o średnicy 10 centymetrów, a w niej sześć kolorowych pojemników z pyłem.

"Czyli to tak spalił tego Grimma. To nowość." - Pomyślał Roman.

- Ten upadek... sam nie wiem jak udało mi się go przeżyć. Nawet mój Semblance tego nie tłumaczy. Tamten zespół, który widziałeś, to byli uczniowie z Beacon. Kiedy tylko zajęli się nieprzytomną, zadzwonili po pomoc. Znalazłem mnie Cane. Gdyby nie on pewnie bym tam zdechł.

Z niewielkiego pomieszczenia przy pilotce dobiegł świst czajnika. Grave odłożył laskę na podłogę i poszedł w kierunku źródła dźwięku. Roman oczekując na jego powrót wrócił myślami do ostatniego razu kiedy się spotkali. Po chwili srebrnowłosy wrócił, niosąc tace z pucharkami lodów i dwoma panującymi kubkami.

- 23...

- Słucham?

- Tyle minęło od naszego ostatniego spotkania, podczas imprezy u Seniora, po zakończeniu roku w Beacon. Niech to diabli, starzejemy się.

Grave położył tacę między sobą i rudzielcem, po czym zabrał z niej pucharek czekoladowych lodów.

- Hahaha, ty akurat nie masz na co narzekać Roman, dziewczyny zawsze miały do ciebie słabość, zresztą jesteśmy ledwo po czterdziestce!

Torchwick mimowolnie spojrzał na śpiąca Neo.

- Jeżeli mnie pamięć nie myli zawsze unikałeś wciągania kobiet w ciemne interesy, dlaczego trzymasz ją przy sobie?

- Zanim odpowiem, ty mi coś powiedz. Co się z nią działo w Beacon? Po tym jak się rozdzieliliśmy, jak ją znalazłeś?

- Zacznijmy od tego, że postanowiłem przylecieć do Akademii po tym jak blondyna złamała nogę synowi Blacka.

- Poznałeś go?

- Miałem nawet okazję walczyć z jego ojcem. W każdym razie kiedy doleciałem na miejsce już było po wszystkim. Szukałem ocalałych w mieście, i wtedy ją znalazłem. Była ledwo przytomna, miała złamaną nogę, w jednej ręce trzymała resztki parasolki, w drugiej czarny melonik. Kiedy w końcu zemdlała zabrałem ją na statek. W drodze do punktu zbiórki dostałem wiadomość z listem gończym. Twoim i jej. Wolałem nie oddawać jej w rece władz, do puki się nie dowiem co się stało. A potem szukaliśmy cię przez kilka miesięcy.

- Jesteś jedną z dwóch znanych mi osób które wytrzymały z nią tak długo. Dla jasności, ja jestem drugą.

- To nie było takie łatwe. Jak tylko zaczęła chodzić od razu mnie tak skopała, że ledwo ją do fotela przywiązałem. Jak na coś tak małego ma niezłą siłę.

Jak na zawołanie Neo poruszyła się na swoim prowizorycznym posłaniu. Powoli podniosła się, zdezorientowana pocierając oczy. Gdy jej wzrok padł na Romana zamarła w miejscu.

- Co się stało? Ducha zobaczyłaś?

Neo otrząsnęła się z letargu, na czworaka podeszła do Torchwicka i uderzyła go pięścią w ramię. Roman wybuchł śmiechem, po czym położył rękę na włosach dziewczyny.

- Ciebie też dobrze widzieć Neo. Sądzę, że poznałaś już Grave'a.

Torchwick wskazał ręką na towarzysza, na co Neopolitan skrzywiła się wyraźnie, po czym przybrała wyraz twarzy przypominający obrażonego kota.

- Oj Neo, gdzie twoje maniery? Ten chodzący nagrobek to jeden z moich przyjaciół.

Neo uniosła brew, nie odrywając spojrzenia swoich zmiennokolorowych oczu od twarzy srebrnowłosego.

- Nie, nie takim przyjacielem. Prawdziwym. Znamy się jeszcze z czasów szkoły. Byliśmy w jednej drużynie. W dniu kiedy się spotkaliśmy uratował mój kapelusz, więc możesz wierzyć, że to człowiek godny zaufania. Z kimś takim można-

- Uratować świat?- Grave uśmiechnął się lekko.

- Nadal nie zdecydowałem.

- A co chcesz zrobić?

- Zniknąć. Jadę prosto do Atlas.

Nastała krótka cisza. Grave w zamyśleniu zagryzł lekko dolną wargę.

- Zdajesz sobie sprawę, że atlas się odciął? Nikt tam już nie lata.

- Nie martw się, mam swoje sposoby. Atlas to jedna, wielka lodówka, ale jest tam coś, co zapewni nam bezpieczeństwo. Największa armia Remnant.

- Jak myślisz kto ma większe szanse, Atlas, czy grupa dzieciaków, które kilkukrotnie weszły ci w drogę, pokonały Cinder, rozbroiły jednego z jej najlepszych ludzi i przejęły Relikt?

Roman przymrużył oczy w skupieniu.

- To takie strasznie ważne coś co chciała mieć Fall?

- Tak, jeden był gdzieś w Beacon. Pozostałe są w innych akademiach. Ona nie może ich dostać, bo nie będzie dla nas nadziei.

- Nie, ja się w to nie mieszam. Już raz zaryzykowałem swoim życiem. Wszyscy myślą że nie żyje i niech tak pozostanie.

- Pamiętasz naszą inicjacje? Kiedy od bezpiecznego klifu dzieliła nas wielka sfora Beowolfów, zaufałeś mi i Cane'owi. Powierzyłeś nam swoje życie, i razem walczyliśmy, ramię w ramię. Teraz proszę cię o to samo, przyłącz się do mnie. Tamte dzieciaki są ważne, zwłaszcza kapturek, ale daje ci słowo, że gdybym miał wybierać, broniłbym ciebie. Jeżeli to co słyszałem jest prawdą, Cane też tam jest, to będzie prawie jak za dawnych lat.

Nastała cisza, ciągnąca się w nieskończoność, przerywana jedynie przez wiatr szumiący wśród drzew i spokojny oddech siedzącej przy wyjściu trójki.

- O mnie się nie martw Yard, ale gdyby zrobiło się gorąco masz robić Neo za żywą tarcze.

- Czyli że...?

- Czyli że ufam twoim umiejętnością bardziej niż bandzie blaszaków Ironwooda. A ty co myślisz Neo?

Dziewczyna przez chwilę o czymś myślała, po czym wyciągnęła w kierunku srebrnowłosego rękę, którą ten ostrożnie uścisnął.

- Czyli postanowione. Jaki masz plan?

- Najpierw powinienem wam chyba wszystko wytłumaczyć... Jaka jest wasza ulubiona baśń?

***

Hejka, to znowu ja. Jak wam się podobała ta część? Tożsamość Cane'a nie jest tajemnicą dla kilku osób, ale proszę, żeby nie zdradzały jej. Ten rozdział udało mi się napisać niezwykle szybko, ale kolejny pewnie zajmie mi dłużej.

Do zobaczenia ^_^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro