Epilog✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Sophie *18styczeń2021

–Ryan wiesz, że boję się ciemności! – krzyknęłam, gdy ten pacan prowadził mnie w dół schodów  z opaską na oczach.

–Przecież jesteś ze mną, nic ci się nie stanie–jęknął. Jestem teraz ślepa, ale pewna, że przewrócił oczami. W końcu znałam go jak własną kieszeń.

–Jeśli za pół minuty nie zdejmiesz mi tej opaski, urządzę Ci darmowy lifting twarzy–warknęłam znowu, zapewniając o tym, co chłopak doskonale wiedział. A wiedział, że potrafię, w końcu nie raz biliśmy się dla frajdy. I nie tylko.

–Oh, zamknij się. Stań w miejscu i się nie ruszaj–zaśmiał się chłopak. –Nie ruszaj się–powiedział , gdy udałam, że robię krok.

Potem zniknął, nie czułam jego obecności, jego dotyku ani niczego.

–Ryan?–zawołałam, słysząc dookoła szmery.–Ryan, cholera! Gdzie jesteś!?

–Tu jestem–zaśmiał się łapiąc mnie za ręce. Ścisnęłam je mocniej, żeby przypadkiem znowu gdzieś nie uciekł. –Możesz zdjąć opaskę.

Od razu więc to zrobiłam. I od razu rozejrzałam się po twarzach naszych przyjaciół, ustawionych w rzędzie, krzesłach, kwiatach i czemuś co trzymał ubrany elegancko facet.

Ryan stanął obok mnie. Złapał mnie za dłoń i posłał uśmiech, gdy spojrzałam na niego pytająco.

–Zebraliśmy się tutaj...–zaczął urzędnik –żeby połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim. Jeśli jest ktoś, kto jest temu przeciwny, proszę odezwać się teraz.

Ryan spojrzał na mnie z uśmiechem pytającym. Na jego twarzy gościł ciągle ten zawadiacki uśmiech i ani razu z niej nie schodził. Kiedy panowała krótka cisza, urzędnik kontynuuował.

–Ryan'ie, czy chcesz wziąść sobie oto tu stojącą Sophie za żonę?– zapytał go.– Znów? – kilka osób prychnęło, w tym ksiądz.

–Tak, chcę–odpowiedział chłopak, patrząc w moje oczy. Jego były rozbawione, uśmiechnięte i tak strasznie jasne.– Chyba–dodał, a wtedy wszyscy łącznie ze mną na sali zaczęli się śmiać, aż uderzyłam go w ramię.

–Sophie, czy ty chcesz sobie wziąść Ryan'a za męża? –zapytał z kolei mnie, urzędnik trzymający księgę.

–Czy będę mogła złożyć reklamację jak coś?–zapytałam i znowu w salonie rozniósł się chichot. A potem spojrzałam na uśmiechniętego, dumnego i szczęśliwego Ryan'a, który stał naprzeciwko mnie, trzymał moje dłonie z oczekiwaniem. –Tak, chcę– zaśmiałam się w tym samym momencie co chłopak.

–W takim razie, ogłaszam was mężem i żoną– uśmiechnięty urzędnik podał nam poduszkę z obrączkami. Kolejnymi obrączkami. –Znowu– dodał, kiedy zakładałam Ryan'owi obrączkę, na palec na którym już tkwiła jedna metalowa ozdoba.
Ryan wsunął pierścionek także mi i zanim mogłam mu się przyjrzeć, już pochłonął mnie w pocałunku.

Chwila byłaby magiczna, gdyby nie ziarna ryżu rzucone w nas jakby z armaty i krzyki chłopaków, którzy rzucili się na nas, prawieże nas przewracając. Ścisnęłam Ryan'a w pasie, śmiejąc się równie głośno jak on.

–Szaleństwo, co nie?– zapytał mnie patrząc w moje oczy.

–Totalne–odpowiedziałam, uśmiechając się szerzej.

Wzięłam ślub. Drugi raz. W brudnej koszulce, spodniach moro i glanach. A Ryan stał przede mną w skórzanej kurtce i wysokich conversach.

Całowałam chłopaka znów. I znów. I uśmiechałam się szerzej i szerzej śmiejąc się na zmianę. Bardziej niż kiedykolwiek przypuszczałabym, że będę w stosunku Ryan'a Connor'a

Ryan'a Connor'a, który jest moim mężem. Po raz drugi.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro