Rozdział 23✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Sophie*30kwietnia2020

Kolejny dzień w mojej skórze dziś zapowiadał się w porządku. Obudziłam się wyspana, mimo, że czekałam do późna na chłopaka, a potem długo siedzieliśmy nic nie robiąc. Kiedy w końcu wróciłam do domu, rzuciłam się na łóżko w ubraniach.
Teraz, więc zmuszona byłam wziąść długi prysznic i wrzucić w końcu ciuchy do pralki, które leżą w koszu już kilka dni.

Po prawie półtorej godzinie, zeszłam na dół gotowa niczym księżniczka. Pomalowałam twarz, rozpuszczone włosy miałam wyprostowane idealnie, chociaż z natury były proste, a na sobie miałam dżinsy i jasną koszulkę. Odmiana od mojego ubioru na czarno.

–Dzień dobry, chłopcy– uśmiechnęłam się do każdego z nich, całując po kolei w policzek. Nie obyło się bez zdziwionych spojrzeń, a skąd.

–Ryan cię przeleciał w nocy? Czy była wyprzedaż w Pintar?

Pintar to mój ulubiony sklep, w którym kupuje bieliznę. Ile bym dała za wyprzedaż...

–Wyspałam się, cepie–zadrwiałam, uderzając Kol'a w ramię, przechodząc do ekspresu z kawą. Przelałam to co zostało do kubka i powoli zaczęłam sączyć napój, nie dając po sobie poznać, że wspomniany chłopak ma coś wspólnego z moim nastrojem.

–Nie chcę psuć twojego błogiego nastroju....

–No i zepsułeś–odłożyłam kubek na blat z lekkim stukotem, przenosząc wzrok na Blake'a. –Skoro zacząłeś to już dokończ.

–Twój ojciec kazał zająć się wszystkimi niezamkniętymi aktami. Dziś.

–Mógłby sobie zatrudnić sekretarkę, kurwa–warknęłam, biorąc znowu kubek do ręki. Mój humor automatycznie uleciał, a po dobrym nastawieniu na ten dzień nie było już śladu. – Zajmę się tym.

–Przecież ci pomożemy.

–Powiedziałam, że się tym zajmę, Thierry. Jeśli te akta to wszystko co mamy na dziś, to wy macie wolne. Wyjdzie z domu, popodrywajcie dziewczyny w parku albo postraszcie staruszki–przewróciłam oczami, ale na moich ustach już kształtował się uśmiech.

–Powiedz lepiej, że zaprosisz Ryan'a i będziecie się pieprzyć. Nie musisz nam wymyślać zajęć.

–Skoro jesteś taki mądry, Max, to co tu jeszcze robisz?–zaśmiałam się głośno. Każdy z chłopaków zmierzył mnie wzrokiem, ale zrozumieli aluzję. Zniknęli z kuchni w ciągu minuty, a w ciągu następnych kilku już ich nie było w domu.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer, którego nieświadomie nauczyłam się na pamięć.

–Halo?

–Obudziłam cię? – zaśmiałam się, słysząc zaspany głos Ryan'a. Mogę się założyć, że ma nawet zamknięte oczy.
–Jest dziesiąta, Ryan.

–Tak, a ja ostatni tydzień spędziłem na zamartwianiu się i wymyślaniu planu jak uratować–prychnął. –Więc bądź tak łaskawa i zadzwoń o dwunastej, proszę.

–Jak chcesz. Chciałam Ci powiedzieć, że nikogo nie ma w domu i chciałbym żebyś pomógł mi z otwartymi sprawami w archiwum.

–Jesteś sama w domu?

Przewróciłam oczami, że wyłapał tylko tą jedną część zdania i pokręciłam głową.

–Przyjadę za godzinę, Soph.

Połączenie zostało od razu przerwane. Mogłam wyobrazić sobie jak chłopak podrywa się z łóżka.

Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, uśmiechnęłam się pod nosem. Wstałam, bosymi stopami ruszyłam w stronę drewnianego przedmiotu i nacisnęłam na klamkę.

–Cześć– powiedziałam cicho, kiedy na moje usta wkradł się nieśmiały uśmiech.

–Cześć– odpowiedział, mierząc mnie wzrokiem. –Wyglądasz gorąco– szepnął, przełykając ślinę. Odgarnęłam jedną połę satynowego szlafroku, odkrywając lewą pierś okrytą jedynie w koronkowy stanik i gołą nogę. Chłopak od razu wpadł do środka domu i zamknął drzwi na wszystkie spusty.–Naprawdę nikogo nie ma?

–Y-y. Tylko Ty i ja–odpowiedziałam, zdejmując z jego ramion skórzaną kurtkę. Chłopak pozwolił jej upaść na podłogę i złapał mnie pod udami, bym wskoczyła na niego. Uderzył mną o ścianę obok wieszaka i jęknęłam głośno w jego usta, wpuszczając jego boski język do środka.

Nasze pieszczoty nie trwały długo. Nie zdążyłam nawet zdjąć z Ryan'a koszulki, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

–Sophie, ktoś dzwoni–przerwał Ryan, odsuwając się od moich natarczywych pocałunków.–Zobacz kto to i wrócimy do tego.

Zrezygnowana, z warknięciem niezadowolenia odsunęłam się od chłopaka. Zacieśniłam poły szlafroka i niczym obrażone dziecko potuptałam do drzwi. W wizjerze jednak nikogo nie zobaczyłam.
Do czasu aż ktoś wyskoczył z boku, z twarzą okrytą maską jakiejś postaci ze łzami, a potem chaotycznie uciekł w prawą stronę.

–Sophie?! –strzepnęłam rękę Ryan'a, który przybiegł od razu, dopiero po chwili przypominając sobie, że to tylko on. –Kto to był?

–Na początku nie było nikogo, a potem z boku wyskoczył ktoś w masce i uciekł od razu– odpowiedziałam, spoglądając na niego przerażonym wzrokiem.

–To na pewno jakieś dzieciaki, robiły sobie żarty– pocieszył mnie.

Wpatrzyłam się w jeden punkt, przypominając sobie strach przed Mitchem. Odkąd wrócił do mojego życia, strach jest w nim obecny codziennie. Nie jestem tą nieustraszoną Sophie, która wypełniłaby misję w środku nocy sama i jeszcze wróciła do domu na pieszo.
Jestem przerażona. Słaba. Jestem nie sobą.

–Sophie...

–Ah tak–otrząsnęłam się.– Przepraszam.

–Chodź, ubierzmy się–Ryan pociągnął mnie w stronę miejsca, gdzie leżała jego kurtka. Zanim jednak ruszył, szarpnęłam go za rękę.

–Nie chcesz dokończyć?–zdziwiłam się, unosząc brew wysoko.

–Sophie, będę miał jeszcze miliony takich okazji jak dziś– Ryan szepcząc zbliżył się do mnie na odległość kilku centymetrów. Jego uśmiech bił ciepłem, a goła klatka piersiowa emanowała przyjemnym dotykiem, jednak zrezygnowałam z przejechania po niej paznokciami.

Siedząc na kanapie, pozwoliłam się objąć. Na przestrzeni tego ile razy uprawialiśmy seks i całowaliśmy się gorąco, niewinne przytulenie na sofie, nie było niczym złym.
Więc siedziałam bokiem wtulona w ciało chłopaka, rytmicznie wciągając jego zapach, udając, że skupiam się na filmie. Ryan przejął każdy mój zmysł.

Sprawił, że zaczęłam zastanawiać się jak to by było, gdyby został. Został na zawsze.

*Ryan.

Film skończył się po godzinie i gdybym zapytał Sophie o imię głównego bohatera, na pewno był go od niej nie usłyszał.
Udawałem, że nie zwracam uwagi na to jak głęboko wciąga powietrze nosem i jak poprawia swój policzek na mojej koszulce. Uśmiechałem się tylko lekko, dalej wpatrując się w film.

Jednak kiedy minęły napisy, a Sophie się nie przebudziła, wyłączyłem telewizor, zaniosłem Sophie do łóżka. Zdjąłem jej buty, zaledwie buty i przybiłem piątkę sam z sobą.
Wróciłem do salonu, żeby sprawdzić czy drzwi i okna napewno są pozamykane. Byłem pewny, że wybryk gościa z maską, nie był zaledwie szczeniackim żartem.

Niestety.

*Sophie*1maj2020

Od rana działałam z aktami, którymi miałam zająć się wczoraj. Ryan chyba spał nadal, skoro jeszcze mnie nie znalazł, więc zachowywałam się stosunkowo cicho, by go nie obudzić.

Takiego burdelu w aktach, nie mieliśmy nawet na samym początku, gdy dopiero uczyliśmy się tej gównianej papierologii. I jakim kurwa prawem zajmuję się tym sama?

Minęła dopiero dwunasta, gdy spojrzałam na zegar. Byłam narazie jeszcze w połowie roboty, ale z wprawą szło mi szybciej. Przerwał mi jednak dźwięk przychodzącej wiadomości. Przewróciłam oczami, wyobrażając sobie głupie żarty Ryan'a i zgadłam. Na ekranie widniały dwa krótkie słowa, odbijając się na środku. Nie spojrzałam nawet na resztę ekranu, skupiłam się na tych dwóch słowach.

Chwila? Ja się zarumieniłam? Nie! Napewno nie!

–Ryan, mógłbyś przyjść mi pomóc!– krzyknęłam, przewracając oczami. Zamknęłam teczkę z nazwą odpowiedniego roku i położyłam ją na kupce, pod nazwą 'Zrobione'.
Wyjrzałam zza framugi na salon, Ryan leżał dalej na kanapie, leń. Podeszłam do niego.

–Nieśmieszny jesteś. Znajdź inny sposób–zaśmiałam się, szarpiąc chłopaka za ramię. Chłopak obudził się chaotycznie, a raczej udawał, więc teatralnie przewróciłam oczami.

–Co się stało? Która godzina?–jęknął przecierając dłońmi twarz.

–Po dwunastej. I nie udawaj, że nie wiesz–zaśmiałam się uderzając go lekko w ramię. –Przecież miałeś w rękach telefon.

–Jaki telefon?– zmieszał się, marszcząc brwii.

–No jaki? Twój. Napisałeś mi SMS-a, minutę temu–pokręciłam głową. Chłopak usiadł do pozycji siedzącej, od razu pobudzony przetrzepał swoje kieszenie w poszukiwaniu telefonu.

–Nic ci nie pisałem. Spałem– upewnił się.Sięgnęłam więc swój telefon i otworzyłam na wiadomości. Zamarłam. Błędnie przyjęłam, że wiadomość jest od Ryan'a, w nazwie kontaktu był numer zastrzeżony. –Co dostałaś? Pokaż mi.

Ryan wyrwał mi telefon zanim mogłam zaoponować. Nie to, żebym to zrobiła.

Jego twarz zrobiła się czerwona.

–''Jesteś piękna.''? –przeczytał na głos.
–Kto to napisał?

–Minutę temu byłam pewna, że Ty. Nie pytaj mnie–warknęłam, wyszarpując telefon z jego ręki i chowając do kieszeni.– Ktoś sobie może robi żarty.

–Sophie. Pracujesz w gangu. Składaj pieprzone dane–warknął. –Wczoraj przed wizjer ci wyskoczył gość w masce na twarzy, a teraz ktoś Ci pisze z zastrzeżonego numeru, że jesteś piękna. To się składa, na stówę.

–Mój świat stara się poznać kolorowe barwy–warknęłam odchodząc od niego. Wróciłam do akt, żeby zajęły one mój umysł.

Wertowałam znowu kartki, które zmuszona byłam zapiąć w odpowiedniej kolejności do segregatora, gdy Ryan wparował do biura.

–Zamierzasz to zignorować? –zapytał mierząc mnie na pewno wzrokiem. Ja jednak olałam temat, nie chcę sobie zaprzątać głowy szczeniackimi zagrywkami. –Sophie! Mówię do ciebie!?

–Co?!– wrzasnęłam, rzucając stertę poukładanych kartek z ostatniego roku, z powrotem na biurko.

–Musisz być ostrożna. Ktoś z tobą zaczyna pogrywać.

–Niech zaczyna, skończy jak każdy inny.

–Jesteś niemożliwa! Mam chodzić za tobą krok w krok, żeby mieć pewność, że jesteś bezpieczna, czy zachowasz się jak dorosła kobieta i będziesz odpowiedzialna!? –krzyknął. Jego ręce wyleciały wysoko do góry i lawirowały wokół.

–A ty jesteś zrzędliwy! Myślałam, że masz większe jaja! Nie sądziłam, że będziesz bał się byle pisemka! – przewróciłam oczami.

–Okej. Tylko nie mów później, że cię nie ostrzegałem, Sophie–zmierzyłem ją ostatni raz, założyłem na siebie kurtkę i buty i wyszedłem z domu. Nie obyło się bez przesadnego rozglądania i przejścia posesji wzdłuż i wszerz, ani bez wybrania numeru jedynej osoby, która mogłaby przemówić Sophie do rozsądku.

–Halo?

–Jackson? Potrzebuję cię tutaj. Chodzi o Sophie.

–Będę u ciebie za piętnaście minut, Ryan.

*
W piętnaście minut zdążyłem dotrzeć do swojego domu, samochód Jackson'a już tam stał a sam mężczyzna opierał się o maskę.

–Co jest? –zapytał nonszalncko. –Coś z Sophie? Gdzie ona jest?

–Jest u was w domu. Ale wydaje mi się, że ktoś na nią czyha– westchnąłem. –Wczoraj wieczorem, ktoś zapukał do drzwi, a potem wyskoczył przed wizjer w jakiejś masce. Uciekł– wytłumaczyłem. –Do tego, Sophie dostała dziś rano SMS 'Jesteś piękna.'. Obawiam się, że to ten sam gość.

Jackson warknął uderzając dłonią o dach swojego Rolls-Royce'a. Przez jego usta przewinęło się kilka przekleństw.

–Dobrze, że jest teraz z chłopakami. Jak wrócę do dom...

–Jest sama–szepnąłem, uzmysławiając to sobie. Spojrzałem na mężczyznę i od razu wsiedliśmy do aut. Z piskiem opon Rolls-Royce i Range Rover ruszyły w kierunku mieszkania.

*

Pod domem wszystko wyglądało normalnie. Wybiegłem szybko z samochodu, mając Jackson'a na ogonie i wpadłem do domu jak rozszalały.
Sophie zmierzyła nas zmarszczonymi brwiami stojąc nad czymś w kuchni.

–Coś nie tak? –zapytała mijając wyspę kuchenną. –Odzyskałeś rozum, Ryan?

–Z tego co widzę ty go straciłaś.

Zanim mogłem się odezwać, inicjatywę przejął Jackson. Podszedł do dziewczyny i oparł się o ten sam blat co ona.

–Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć!? –wrzasnął. Sophie wzdrygnęła się na wysoki dźwięk.– Zamierzasz ignorować tak jasne przekazy!? Ktoś cię obserwuję dziewczyno! W każdej chwili czyha na Twoje życie, a ty to bagatelizujesz!? Tego cię uczyłem!?

–Tato. To był jakiś psikus. Może robią sobie przedwczesne halloween..

–Czemu dowiaduję się od Ryan'a? – wskazał na mnie, co oczywiście nie uszło uwadze Sophie. Zmierzyła mnie wzrokiem.

–Bo to nie jego problem. A Ryan lubi się we wszystko wpierdalać.

Uśmiech kpiny na ustach Sophie, zakłuł mnie w sercu.

–Wybacz, że wszystkim czym ostatnio się zajmuje jest Twoje życie– parsknąłem.–Zaniedbuję swoją robotę, pozycję , kontakt z grupą, tracę możliwości, zlecenia i dostępny hajs, żeby się tobą zająć. Wybacz. Kurwa. Mi.

Odwróciłem się na pięcie i zaciskając pięści wyszedłem z domu. Trzasnąłem drzwiami.

Co za arogancka suka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro