Rozdział 27✅

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Ryan*5maj2020

Nadeszły spokojne chwile. Nic nie się nie działo, dni mijały naszej paczce na rozmowach, zabawie i poznawaniu się.

Skłamałbym gdybym powiedział, że kiedykolwiek myślałem, że będę miał taki kontakt z tymi ludźmi. Tymczasem Thierry, Kol, Blake i Max stali się moimi najbliższymi przyjaciółmi. A Sophie?

Dziewczyna, na którą teraz patrzę, jest dla mnie wojowniczką. Jest moim wzorem do naśladowania razem z jej odwagą, pewnością siebie i opanowaniem. A wiecie co jest najlepsze w tym wszystkim.

Że jest moja.

–Jak będziesz się tak gapił to w końcu pomyślę, że czegoś ode mnie chcesz– zawołała z drugiego końca pokoju. Posłała mi swój zawadiacki uśmiech i przewróciła oczami jak to ma w zwyczaju. Wstałem więc i dołączyłem do nich.

–Musiałem się na trochę wyłączyć, bo tak się drzecie, że rozpierdala mi łeb– zaśmiałem się.

–Mam rozgrywkę roku, Ryan!– krzyknął Kol, rozkładając znowu pieniądze. Rzucił kostką, ruszył się pionkiem i zgarnął kolejną, pokaźną sumkę z banku.

–Normalnie to do banku się wpłaca pieniądze–prychnąłem. –W co wy gracie?

–To taki monopol. Ale po naszemu– zaśmiał się Blake. Max krzyknął głośno, kiedy też okazało się, że musi wpłacić pięćset dolarów do banku, czyli w odwróconych zasadach gry, to on bierze te pieniądze do siebie.

–Nawet w monopol nie umiecie grać, niedojdy–zaśmiałem się kręcąc głową. Wstałem z miejsca i poszedłem do kuchni, żeby złapać jedną z butelek z piwem, stojących na blacie. Pociągnąłem z niej konkretnego łyka.

–O czym myślisz?

Nie musiałem odwracać głowy żeby wiedzieć, że to Sophie weszła za mną. Poznałbym ten głos z kilometra, lecz dodatkowym aspektem jest to, że jest jedyną właścicielką płci pięknej w tym domu.

–Ogólnie. O tym, że w końcu jest spokój–odwróciłem się do niej. –Że się dogadujemy zamiast planować swoje zabójstwa i że napewno w monopol wygra Kol.

Sophie zaśmiała się głośno razem ze mną i podeszła. Przytuliła się do moich pleców, okalając mnie w pasie. Lubiłem to. Cholernie lubiłem to jak była tak blisko.

–Kto by pomyślał–szepnęła.– My razem. W jednym domu. Pomijając całe to gówno co się stało, całkiem dobrze wyszłam na tym małżeństwie z tobą.

–Całkiem?–prychnąłem śmiejąc się. Odwróciłem się przodem do dziewczyny z uniesioną brwią. – Jestem przystojny, umięśniony, mądry, bogaty, waleczny, silny i umiem cię obronić. Zapomniałem o czymś?

–Tak. Że jesteś skromny i lalusiowaty– przewróciła oczami, chcąc odejść musnęła swoją ręką moją.

Ale nie dałem jej odejść, pociągnąłem ją z powrotem do siebie i szybko posadziłem jej małe ciało na blacie. Rozsunąłem jej nogi, żebym mógł łatwo między nimi stanąć i ścisnąłem lekko jej uda.

–Ale też jestem kochany–szepnąłem w jej usta. Przejechałem rękoma po jej udach aż dotarłem do rąbka jej koszulki. –Gorący– wsunąłem pod nią palce i przejechałem nimi po gładkiej skórze dziewczyny.– Seksowny– przejechałem po fiżbinach jej stanika i zatrzymałem się na odkrytej części jej piersi. –I cholernie dobry w łóżku.

–Kto ci tak powiedział?– szepnęła z uśmiechem.

–Każda mi to mówi–prychnąłem. Dziewczyna od razu przewróciła oczami.–Chcesz żebym cię pocałował?–zaśmiałem się.

–Skąd ci to przyszło do głowy?

–Ślinisz się, Sophie–zaśmiałem się głośno. –O tu– pocałowałem kącik jej ust, potem zjechałem na brodę i szyję. Sophie zarzuciła swoje ręce na moje ramiona a nogami przyciągnęła mnie bliżej, więc złapałem jej boki i zassałem jej skórę na szyi. Napewno zrobiłem jej malinkę, ale nie przejąłem się nią, tak jak kilkoma poprzednimi.

–Możecie to robić w pokoju?

Oderwałem się od dziewczyny, gdy Kol wszedł do kuchni. Z oburzonym wyrazem twarzy, zilustrował wymiotowanie do zlewu.

–Nie zazdrościj nam tylko dlatego, że Ty nie masz kogo puknąć–prychnęła Sophie zeskakując z blatu. Złapała mnie za rękę.

–Oh moja droga. Przykro mi, ale się mylisz. Dziewczyny ustawiają się w sznurkach do mnie!–odpowiedział chłopak. Przewróciłem oczami na jego przechwałki, kolejnymi dziewczynami, które nie istnieją.–W zasadzie to od niedawna umawiam się z jedną, ale nie zobaczysz jej, bo zaraz ją ode mnie odstraszysz.

–Naprawdę?–pisnęła Sophie. –Masz dziewczynę, Kol?

–Czy to takie dziwne? –przewrócił oczami, zabierając szklankę z wodą i upijając z niej łyk.

–Chcę ją poznać! Proszę, przyprowadź ją tu! Zrobimy dziś taki fajny wieczór, co? –Sophie spojrzała na mnie ostro, żebym ją poparł, więc zrobiłem to by zaoszczędzić sobie bólu kostki.

–Jasne. Zjemy jakąś kolację, pogadamy, poznamy ją lepiej– zaśmiałem się.

–Postanowione! Lecę na zakupy!– Sophie złapała swoją torbę z barowego krzesła i pobiegła do drzwi.
–Na osiemnastą! Niech przyjdzie na osiemnastą! –krzyknęła, zanim drzwi za nią zatrzasnęły się na dobre.

–Przecież ona zemdleje z przerażenia zanim jeszcze tu wejdzie– jęknął Kol.

–Będziemy mili–poklepałem jeszcze chłopaka w ramię i udałem się do salonu, żeby posprzątać po grze. Sophie gdy wróci napewno będzie kazała mi pomóc sobie w kuchni, więc lepiej bym zrobił to teraz.

*

Gdy minęła siedemnasta, Sophie miała już prawie wszystko gotowe. Usmażyła piersi z kurczaka w szparagach, ugotowała jakąś papkę z ziemniaków i małe główki kalafiorów. Teraz tylko wykładaliśmy to wszystko na odpowiednie talerze i zanosiliśmy na stół.
Sophie uparła się żebyśmy wyglądali inaczej niż zwykle, więc każdego z chłopaków, w tym mnie, ubrała w koszule i spodnie najbardziej zbliżone do eleganckich.

–Sophie! Oni tu zaraz będą!– krzyknąłem, gdy zostało niespełna pięć minut do umówionej godziny spotkania.
Odwróciłem się żeby już wejść do niej na górę, ale w tym momencie dziewczyna zaczęła schodzić na dół.

–Mój Boże–szepnął ktoś.

–Wow–powiedział ktoś drugi.

A mi zabrakło słów. Obcasy Sophie odbijały się stukotem o schody, jej szkarłatna sukienka wyglądała jakby wyjęto ją dopiero od szwaczki, a cała Sophie prezentowała się jak bogini.

–Może być?– zapytała gdy stanęła na dole.
Wszyscy zaczęliśmy tylko kiwać głowami, taksując wzrokiem jej duży dekolt, długie nogi i cholernie zgrabne ciało.

–Przyjmę to za tak– zaśmiała się.

Od ataku serca wywołanego Sophie w sukni uratował nas dzwonek do drzwi i Sophie z uśmiechem ruszyła by otworzyć.

–Cholera–szepnąłem sam do siebie i poszedłem za Sophie. Już wiem, że dziś będę miał problemy ze skupieniem się.

–Witajcie! –krzyknęła Sophie. –Wejdź proszę. Jestem Sophie.

–Elisabeth, ale mów mi Liz albo Elisa.

Usiedliśmy do stołu od razu zawalając Elisę i Kol'a pytaniami jak się spotkali, kiedy to było, jak ze sobą żyją i nie szczędząc sobie pytań o szczegóły.

Kolacja minęła nam szybko, każdy był już ukropiony czwartą butelką wina jaką pijemy i muszę przyznać, że rozmowa naprawdę się klei.

–Mam wrażenie, że on wtedy się bał bardziej mnie, niż ja jego–zaśmiała się Elisa, opowiadając o jednym z pierwszych spotkań z Kol'em.

–Byłem po prostu zdziwiony, że znów cię widzę! Myślałem, że jesteś jakimś stalkerem, czy coś!–krzyknął na swoje usprawiedliwienie.

–Nic z tych rzeczy. Absolutnie– odpowiedziała mu.

Rozmawialiśmy jeszcze długo, pijąc kolejną butelkę wina i jedząc resztki jakie mieliśmy w lodówce. Sophie naprawdę polubiła Elisę. Pierwszy raz widzę ją w kontakcie z inną dziewczyną, zawsze otaczali ją sami mężczyźni.
Dogadują się całkiem nieźle, omawiają swoje sukienki, składniki potraw i śmieją się cholernie mocno, gdy pomyliłem kolor różowy z łososiowym.

Cóż, dużą rolę w tej konwersacji odgrywa już wino.

Było już naprawdę późno w nocy, kiedy zdecydowałem z Kol'em, że naszym pijanym dziewczynom już wystarczy. Musieliśmy rozdzielić je gdy przytulały się na pożegnanie jakby miały nie widzieć się ze sto lat a nie pół nocy i zanieśliśmy je do pokoi. Zamknąłem za nami drzwi nogą i postawiłem Sophie na podłodze.

–Chyba usode–wybełkotała rzucając się na łóżko. Zakryła sobie twarz rękoma. –Semu tu jes tak goroco?

Śmiejąc się zdjąłem z niej buty i położyłem na łóżku. Dziewczyna jednak wstała i trzymając się poręczy łóżka próbowała zdjąć z siebie sukienkę. Szło jej to jednak opornie.

–Pomogę ci–zaśmiałem się. Kiedy dziewczyna stała przede mną w samej bieliźnie z potarganymi włosami i już lekko rozmazanym makijażem, nie mogłem się powstrzymać.

Kurwa. Była taka piękna.

Musiałem jej dotknąć, więc złapałem mocno jej talię.

–Kocham Cię, Sophie–zaśmiałem się.– Nie sądziłem, że takie słowa wyjdą kiedyś z moich ust, ale okazałaś się dużo lepszym człowiekiem, niż za jakiego chcesz by cię mieli– szepnąłem. –To chore, że mówię ci to teraz jak jutro nie będziesz pamiętać, ale zdałem sobie z tego sprawę już dawno, więc muszę to w końcu powiedzieć.

–So? –zapytała marszcząc brew.

–Ja cię kocham–zaśmiałem się przytulając jej głowę do swojego torsu. –Fajnie, że tym razem nie uciekłaś z pokoju. Połóż się spać, jeszcze trochę i będziesz widzieć podwójnie.

–Już widzę–jęknęła.

Złapałem jej ciało i ułożyłem delikatnie na łóżku. Przykryłem ją kołdrą i położyłem się obok. Dziewczyna od razu zmieniła pozycję swojej głowy na ułożenie na moim torsie. Minęło kilka sekund, a ona już miała zamknięte oczy i ciężko sapała.

–Ile wym dała zebys był Ryan'em.

Uśmiechnąłem się odgarniając jej włosy z twarzy i zamknąłem oczy.

Nigdy jeszcze nie zasypiało mi się przyjemniej.

*Sophie* 6maj2020

Powiedzieć, że rozsadzało mi głowę gdy obudziły mnie promienie słoneczne, to jebane niedopowiedzenie. Czułam się jakby z dwóch stron ciągnęły mnie za nią dwa dźwigi, więc trzymałam oczy mocno zamknięte.

Nienawidzę pić wina. Jęknąłem w myślach zanim przewróciłam się na bok z jękiem w eter.

–Dzień dobry–usłyszałam. Od razu podniosłam głowę wysoko, co poskutkowało zawrotami, ale dobrze widziałam Ryan'a. –Zrobiłem Ci śniadanie, mocną kawę i tu są tabletki na ból głowy–wskazał na tacę leżącą na szafce nocnej. –Na fotelu leżą ubrania na dziś, ale najpierw może zjedz i weź prysznic.

–Obawiam się, że nic nie przełknę– szepnęłam, bojąc się, że jeśli powiem to odrobinę głośniej to zwymiotuję. Ryan podszedł do mnie z tacą, położył ją na moich nogach i podał kubek z kawą. Od razu nabrałam na nią apetytu.

Piłam na zmianę kawę, elektrolity i przegryzałam kanapkami z czymś dobrym, rozmawiając z chłopakiem i nie przejmując się tym, że byłam w bieliźnie.

–Naprawdę? Ja niczego nie słyszałam –odpowiedziałam gdy mówił jak to Elisa z Kol'em byli w nocy głośno.

–Twój wczorajszy stan z powodzeniem nazwałbym agonalnym– Ryan przewrócił oczami.– Masz szczęście, że tu byłem, bo nawet nie potrafiłaś wejść do łóżka, Sophie.

–Nie przesadzaj–prychnęłam. –Wiem jaka jestem po alkoholu i zawsze sobie radzę.

–Wczoraj sobie nie radziłaś. Musiałem cię położyć spać–zaśmiał się chłopak.– Idź weź prysznic, ubierz się i zejdź na dół. Myślę, że Elisa będzie szczęśliwa jak zobaczy, że z tobą jest podobnie jak z nią. Mimo, że dużo wina wyparowało jej w nocy– przewrócił oczami.

–Ryan?–szepnęłam marszcząc brew.– Czy my wczoraj.. No wiesz..

–Czy uprawialiśmy seks? Jak się upiłaś to nie. A czemu o to pytasz?

–Po prostu. A czy.. Gadałam głupoty? Zawsze gadam głupoty jak się upiję– zaśmiałam się nerwowo.

–Nie. Nic nie mówiłaś. Idź już pod prysznic– Ryan pocałował mnie w czoło zanim wyszedł z pokoju i już to dało mi do zrozumienia, że powiedziałam wczoraj o kilka słów za dużo. Ciekawe tylko jakich.

*

–Ty żyjesz.

Chłopcy zaśmiali się gdy zeszłam już na dół odświeżona, pełna energii po zjedzonym śniadaniu i gotowa na nowy dzień.

Uderzyłam Blake'a w ramię za docinki i rozejrzałam się za Elisą. Razem z Kol'em dziewczyna siedziała na kanapie, zapewne też pełna wstydu, że się wczoraj upiła.

–Dajcie jej spokój. Wystarczy jej upokorzenia z wczoraj–odezwał się Ryan, trącając  mnie w ramię gdy przechodził.

–Dupek–mruknęłam. – Co dziś robimy? Mamy jakieś plany?

–Ja jadę do swoich!–krzyknął Ryan z kuchni, chwilę potem jego głowa wychyliła się zza framugi drzwi.– Pojechałbym wczoraj, ale coś mnie powstrzymało.

Ryan puścił do mnie oko zanim znowu wrócił do kuchni.

–Dupek–mruknęłam znów, nie rozglądając się nawet po twarz innych, bo dobrze wiem co na nich znajdę.

Minęło parę minut, Ryan dopił swoją kawę, rozmawiając z chłopakami na temat meczu, który dziś będzie leciał w telewizji, gdy ja i Elisa wyglądałyśmy, jakbyś zaraz miały zwymiotować.

*

–Dobra ludzie, jadę–Ryan wypił ostatni łyk swojej kawy, odniósł kubek do kuchni i wrócił do nas.– Jesteśmy w kontakcie, przyjadę wieczorem. Pa, skarbie.

Ku zdziwieniu nas wszystkich, głównie mnie, Ryan pocałował mnie w czoło. Jakby tego było mało, pseudonim jakim mnie nazwał wpędził nas wszystkich w zastanowienie, które minęło dopiero, kiedy chłopak zatrzasnął za sobą drzwi wyjściowe.

–Skarbie?–szepnęłam bardziej do siebie niż do moich kompanów. – Zawsze muszę coś odjebać jak wypiję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro