Tym razem nie lubimy gór!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Warszawa, 15 lutego 1943r. 

Balecki nie był zły, on był rozwścieczony niczym huragan. Jego spokojne rysy twarzy przybrały więcej zmarszczek. A biała jak papier cera zamieniła się w pustakowy czerwień. Same nogi majora nie ustały w miejscu, więc maszerowały od jednej ściany zakładu do drugiej. Dłonie zacisnął w piąstki, aby nie trzęsły się z nerwów. Próbował maskować swoją złość, jednak głos się tego nie posłuchał. 

— Kto kazał panom, abyście zabili trzech żołnierzy niemieckich, po czym ociężale wyjść z zakładu! Dzieci by się lepiej zachowały niż wasza trójeczka —  wrzasnął, choć obiecał właścicielowi sklepu, że będzie zachowywał się jak myszka. 

Zasady są po to, aby je łamać. Balecki otrząsnął się z wyrzutów sumienia. Właściciel zamknął sklep i udawał, że musi porozstawiać na półkach towar. Trzeba przyznać, że zadanie wykonywał nienagannie, delikatnie przenosząc kolejne porcelanowe filiżanki i kolorowo zdobione talerze. Blask zastaw stołowych zakuł biedny portfel majora. Ważne jednak, że miał czym nakarmić siebie jak i dorastającą córkę. Rozwydrzone dziecko, ale jednak dziecko. 

— Ale panie majorze, byliśmy w niebezpieczeństwie... — zająknął się Władek podczas obrony swoich racji. 

Jedno spojrzenie Baleckiego, a Cichociemnym zrzedła jakakolwiek mina z nadzieją na twarzy. Nigdy nie widzieli takiego wściekłego dowódcy. Zirytowany nawet nie usiadł, ciągle chodzić od jednej ściany do drugi. Przypominał wahadło zegara, które nigdy  nie hamuje, a podczas przygnębiających dni zbytnio denerwuje obserwatora. Markiewicz prawie usypiał, kiedy major nie odpowiadał przez kilka minut. Cisza przygniatała jego ciało i przyduszała. Śmierć spowodowana przez ciszę, to byłoby poetyckie. 

— Równie dobrze moglibyście powiedzieć, że wszyscy Niemcy na ulicy grożą waszemu życiu i musieliście wszystkich zabić. Jesteście tak żałośni, to nie Anglia tu nikt nie będzie bił wam z widowni oklasków, kiedy zabijecie więcej Niemców niż konspiratorzy Warszawscy. Nie czujcie się orłami, kiedy klatka przyciska wasze skrzydła do ziemi — krzyknął po raz kolejny. 

Guzik się zezłościł. Z Anią widywał się tak rzadko, że prędzej mógłby się spotykać z drzewem niż z tą szaloną dziewczyną. Jednak jej radość życia, zawsze ciągnęła go coraz mocniej. Czuł się, że każdego miesiąca jest coraz bliżej na drodze do skrzydeł aniołów. Uwielbiał gdy się do niego uśmiechała, była taka młoda. Widział ją zbyt rzadko, bał się że znajdzie zastępstwo w zamian za Michała Konarskiego. Widmo płaczu przez noce chodziło za nim co dzień, bał się samotności. 

Jednak słowa, które wypowiadał Balecki dały się we znaki jeszcze mocniej niż Ania. Nie po to przechodził te przedziwne szkolenia w Anglii, żeby teraz na niego krzyczano że skoczył. Skoczył po lepsze jutro, a nie po chwałę. Już słyszał w myślach słowa Glizdy Dobrze być docenionym, ale źle jest być przecenionym. Ten to miał honor wymalowany na piersi. Być może to krzyż harcerski grzał jego serce. Sam stracił rodzinę, którą tak uwielbiał i był z niej dumny. Potrzebował pocieszenia, które znajdował w Dywersji bądź Małym Sabotażu. A może kiedy patrzył na pomarańczową chustę jego serce sklejało się na nowo?

— Obiecano nam broń i jakiekolwiek dobre przydziały. Myśli major, że nam jest łatwo przechodzić obok swojego rodzinnego domu i nawet nie przyjść na herbatę do mamy? Wojna, wojną, ale bez rodziny my sami nie potrafimy istnieć. Nasze serca zapomną kochać, więc czy warto wtedy walczyć? — odrzekł stanowczo najmłodszy z rzuconych 

Spojrzeli na niego ze złością. I tak mieli problemy, lepiej nie kusić losu o kolejne potyczki i drzazgi na ich drewnianej drodze. Jeśli nie chcesz żeby cię postrzelono, nie zapisuj się do wojska i nie zabijaj wroga, proste. Jednak III Rzesza myślała inaczej. Ich ideologie okupacyjne były nie do wytłumaczenia. Nawet jeśli nie strzelasz i jesteś posłuszny czeka cię kara, bo przecież każdy może kłamać. Hitler musi mieć świetnych  ludzi w swoim otoczeniu, skoro w każdym człowieku widzi zdrajcę. Przyjdzie do tego, że jego przyjaciele wbiją mu nóż w serce. 

— Skoro coś ci się Konarski nie podoba, to może wraz z kolegami pojedziecie na dłuższy urlop do partyzantów Zakopiańskich? Pomożecie w zdobywaniu broni i odetchniecie czystym, leśnym powietrzem — zaproponował z szyderczym uśmiechem na twarzy Balecki. 

Teraz wyglądali jak przestraszone psy. Ich miny nadziei zrzedły, a pojawiła się czyste niedowierzanie. Nie mogli uwierzyć w to, że góra postanawia ich ot tak wyrzucić do jakiejś partyzantki. Ludzi w Warszawie było sporo, ale im więcej konspiratorów tym lepiej dla całej stolicy. Każdego dnia były wpadki bądź wsypy, nie mogli zostawić swojego miejsca, które jeszcze przed chwilą witali. Trudne są pożegnania, zwłaszcza po chwili radosnych przywitań. 

— Panie majorze, przecież nie możecie nas wysłać w góry! Lubiliśmy skalne szczyty, ale najbardziej ukochaliśmy nizinę, którą przeplata Wisła. Przepraszaliśmy tyle razy, napisaliśmy zgodny z prawdą raport! Wiemy, że jesteśmy potrzebni. Nalegamy, abyśmy zostali — odezwał się Kmicic, który już widział w siebie w stroju partyzanta. 

Zazdrościł leśnikom. Oni mieli chociaż pod ręką broń i mogli walczyć każdego dnia. A on? Co z tego, że miał jakieś ważniejsze przywileje niż jego koledzy? Przecież walczył tak jak oni. Było ich za mało, mieli za mało broni przeciwko całej rzeszy Gestapo i esesmanów. Jak miał uwolnić tych, którzy wpadli w sidła jastrzębia? Gestapo przypominało mu właśnie tego ptaka, który porywał biedne gołębie i znęcał się nad nimi, aż wreszcie zadowolony ze swojej zabawy mógł je zabić. Jednak nie ma walki w zabijanie. W grze można wrócić, coś poprawić. A prawdziwa śmierć? Nigdy nie będzie jej poprawki bądź zatrzymania czasu. 

—  A ja mam jeszcze zadanie w Warszawie! Chciałbym wykupić z Pawiaka Agatę, jest tam ponad pół roku! Dostaję od niej grypsy, ale już niedługo mogą zacząć się poważne wywózki do Auschwitz. Pieniądze się znajdą, ale muszę mieć pozwolenie, żeby później żadne z nas nie miało jakichkolwiek problemów. Życie jest walką, ale w obozie koncentracyjnym nie ma się sił na walkę bo się umiera  — poprosił błagalnym głosem majora zniecierpliwiony decyzją Janek. 

Miłość potrafi dać siłę, nawet jeśli druga osoba zapomniała jak się walczy. Powinno się milczeć gdy się mówi o miłości, zwłaszcza w latach międzywojennych kiedy swoje uczucia wyznawało się wspólnym tańcem bądź odpowiednim spojrzeniem. Nie potrzeba słów, ponad połowę spraw przekazujemy gestami. Tego zadania nie trzeba tłumaczyć Dawidowskiemu, który czasami zapomina że ma język i ciągle wymachuje rękami! 

Balecki wiedział, że kości w tej sprawie zostały już dawno temu rzucone. Cała góra znała Agatę, wiedziała jaki krył się w niej potencjał. Była to dziewczyna, która potrafią cały dzień kursować po mieście z wiadomościami i dotrzeć na czas w każde miejsce, które zapamiętywała niemal od razu. Była uczona i mądra. Jeśli była szansa na jej wypuszczenie, musieli skorzystać. Broń nie była im tak potrzebna jak ludzie. Nabój sam nie wyleci z lufy pistoletu, potrzeba do tego palca i sprawnego oka. 

— Wątpię w całkowitą słuszność tego pomysłu, jednak gdzie jest zwątpienie tam jest wolność. Już dawno temu rozmawiałem o tym z moim przełożonym, zgodził się. Agata dla nas wszystkich jest ważna, nie tylko dla ciebie Janku. Odpuszczę wam te góry, ale nie myślcie sobie że tak będzie zawsze! Macie przestrzegać zaleceń, nie możemy wywoływać wojny domowej w Podziemiu. A do Zakopanego pojedziemy po wojnie, na narty — zaśmiał się odprężony major. 

Markiewiczowe serce powiększyło się na usłyszaną wiadomość. Świat bez miłości był zbyt blady, mógł w każdej chwili załamać się i umrzeć. Miłość buduje każdą rzecz, bez niej nic by nie istniało. 

 —Już niedługo będziesz projektował zaproszenia na ślub! Głowa do góry rysowniku okupowanej Warszawy — poklepał go po plecach Guzik.

Byli dorośli, a i tak ucieszyli się z dobrego rozkazu. Dzieckiem nie przestaje się być, dorośli zapominają o swoich dziecięcych zaletach i to ich gubi. Tak naprawdę robimy się doroślejsi z twarzy, ale nasze uczucia zawsze pozostanę małego dziecka. To one potrafią wierzyć i mieć nadzieję, dlatego przeżyją do końca naszych dni. 





Zbyt kocham góry, żeby wysłać ich w góry xDD Kamil Stoch złotem i tyle na dzisiaj :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro