Zagrajmy wojnie na nutach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

7 stycznia 1944r. 

Choć wiedzieli, że jego urodziny były już ponad dwa miesiące temu, chcieli i tak zrobić młodemu mężczyźnie niespodziankę. To nie chodzi o ich niepamięć, ponieważ oni starali się pamiętać o ważnych datach swoich przyjaciół. Jednak czy tylko na imieniny i urodziny powinno dostawać się moc uśmiechów i prezentów? Każdy dzień się do tego idealnie nadaje. 

Z takim zdaniem pobiegli z Kercelaku wprost do ulicy Adama Mickiewicza. Natrudzili się co nie mała, ponieważ musieli przebiec, przejść i w końcu odpuścili, wsiedli do tramwaju. Wycieczka z końca Woli na Żoliborz zapowiadała się na za długą. Wiedzieli, że czas za szybko minie i zanim dobrze się rozsiądą będą musieli wracać przed godziną policyjną, rutyna. 

Kiedy ustali zmęczeni i czerwoni przed drzwiami mieszkania dryblasa, zawahali się co powiedzieć. Ukryli prezent szczelnie za plecami, choć nie wyglądali na idealną kurtynę dla nowej rzeczy. Jakaś część zawsze wystawała, odpuścili i zapukali. 

Myślałem, że już po mnie, ale później zrozumiałem że to odrobinę za wcześnie. Jedynie tacy Niemcy jak wy możecie przychodzić o tej godzinie, chodźcie bo zimno! — Przywitał ich jak zwykle uśmiechnięty Alek. 

Stali zmarznięci, ze zgrabiałymi palcami u rąk i jeszcze bardziej u nóg. Czuli kapiące kropelki z nosa i szczypiące policzki z powodu braku szalika. Z lubością wcisnęli się do przedpokoju i zdjęli zmarznięte na wskroś płaszcze i rękawiczki. 

Co wy tam tak gorliwie ukrywacie? Kolejne miotły z niespodzianką? — zaśmiał się poprawiając płową czuprynę opadającą mu na oczy. 

Spojrzeli na siebie niepewnie i delikatnie kiwnęli głowami. Rudy podał zawiniętą w szary papier niespodziankę Kopernickiemu. Markiewicz patrzył na tę scenę z lubością, jaka będzie reakcja odbiorcy? Może nie spodoba się kolor, a może rzuci nią i stwierdzi że jesteśmy tak durni jak małe dzieci? Czekał. 

Alek ze stoickim spokojem zaczął odplątywać sznurki mniejsze i większe i na końcu przeciął ostrym paznokciem sam papier. Dostrzegł pod nim sześć odrobinę zużytych strun i pudło rezonansowe ozdobione pozdzieranym lakierem. Choć ów prezent nie prezentował się specjalnie i zachęcająco, był idealny dla tego chłopaka. Uwielbiał on liczne poprawki, a wykaraskanie z tak kiepskiego stanu sprzętu muzycznego było dla niego nowym zadaniem. Znowu czuł się, że biega po lesie wykonuje zadania i rozpisuje z Zeusem kolejne próby i sprawności. Tak bardzo tęsknił do czasów, kiedy to w lesie nie widział zagrożenia, kiedy to do lasu szło się z plecakiem jak do własnego domu. 

— Lubisz wyzwania, rzuciliśmy więc kości i postanowiliśmy znaleźć dla ciebie odpowiednie zadanie. Gitara nie wygląda olśniewająco, a powinna to jednak ma w sobie duszę, nieprawdaż? —uśmiechnął się Janek znad rudawych włosów. 

Mina Alka mówiła sama za siebie, było oczarowany! Pochwycił grający instrument i pobiegł pochwalić się swojej kochanej matce, z którą był zżyty jeszcze bardziej niż wcześniej. To właśnie podczas zim okupacji potrafili usiąść obok siebie przy stole i po prostu porozmawiać. To właśnie podczas okupacji dryblas był najbardziej uczynny i pomocny w rodzinnym mieszkaniu. Potrafił podzielić wszystko, zarówno pracę jak i konspirację z rodziną. Choć wojna wiele dzieliła, potrafiła też łączyć i zespalać. 

Nie szata zdobi człowieka i inne rzeczy, moi drodzy. Mogę się dowiedzieć z jakiej okazji ten prezent? — zadając pytanie pobiegł do kuchni i nastawił wodę na herbatę z domieszką cudem znalezionego cukru. 

Jankowie uśmiechnęli się szczęśliwi i poszli w ślady przyjaciela. Rozsiedli się jak u siebie za stołem kuchennym i skosztowali pokrojonej kiełbaski, która leżała na małym spodeczku. Smak był wyborny, najlepszy w swoim rodzaju w porównaniu z jedzeniem warszawskim. 

Życie bez niespodzianek byłoby niezbyt ciekawe. Nie uważasz Dawidowski, że takie miłe, nowe rzeczy są ostoją dla naszego dziwnego świata. Potrzeba nam zmian, nawet w jednej, drobnej rzeczy. Myślę, że to było twoje zadanie, które zostało wstrzymane, grać na gitarze. — uśmiechnął się Markiewicz z nad parującego wrzątku w szklance przed nim. 

Rudy spojrzał na przyjaciela z pasją w oczach. Jako harcerz 23 Warszawskiej Drużyny Harcerzy nie dostrzegał w harcerskim druhu kogoś z takimi aspiracjami. Dostrzegał jego intelekt przy rozmowach nad buchającym ogniskiem, dostrzegał szczery uśmiech i pomocność. Nigdy jednak nie wiedział, że ten chłopak ciągle stawiał sobie wysokie cele, coraz to wyższe i trudniejsze.  To wojna, a później konspiracja odkryła tę cechy charakteru. Narzekano tylko na ofiary, nie patrzono na to jak zbliżała ludzi do siebie. To właśnie przyjaciół poznaje się w biedzie. 

Dla mnie całe życie jest niespodzianką. Każda ulica za rogiem, każdy mijany przechodzień na chodniku bądź każda sekunda jest swojego rodzaju niespodzianką. Nie potrafimy przewidzieć przyszłości, ale możemy robić wszystko żeby była jak najlepsza. A jednak przyszłość z nowym instrumentem brzmi lepiej niż bez niego! — Porwał w swoje objęcia poszarpany instrument. 

Rozmawiali, śmiali się i pili gorzką herbatę. Alek próbował zagrać coś co przypominałoby najprostszą piosenkę jaka przyszła mu do głowy, nie wychodziło. On jednak potrafił wyciągać wnioski, miał powody dlaczego chciał się szybko opanować grę. Akompaniament urodzin i świąt był bardzo potrzebny, kiedy gra muzyka nie odczuwa się smutku. A wszyscy chcieli zagrać na strunach wojny. 






Coś krótkiego, ale chcę wam pokazać że jestem tutaj i chcę dokończyć tę historię do końca. Co prawda potrzeba góra 5 rozdziałów do końca, ale trudno było mi się tu zebrać. Do końca maja skończymy, później pojawi się druga część ,,Rzuconych" czyli Powstanie Warszawskie. Okładka już jest, za którą jeszcze raz dziękuję:


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro