Świadome rany.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Patrz na mnie, Oikawa.

Uwielbiał się nad nim znęcać.

Jedli razem kolację w domu Wakatoshiego. Siedzieli blisko. Zadbał o to, aby ustawić krzesła blisko siebie. Aby miał do niego wygodny dostęp. Do jego intymnych miejsc. W końcu to wokół nich toczyła się cała zabawa. To właśnie w ten sposób znęcał się nad tym mężczyzną. Albo zadawał ból, albo dawał przyjemność tak wielką, że Tooru błagał, aby przestał.
Czyli ranił. Ranił okrutnie. Ranił w najgorszy sposób. Ranił w najczulszych miejscach. Ranił tak, aby zrobić nigdy niegojącą się bliznę w jego psychice. Aby pamiętał do kogo należy. Kto jest jego panem. Kogo ma się słuchać. Już na zawsze.

I jedli razem kolację.

Oikawa ledwo wytrzymywał. Czując na sobie dłoń tego mężczyzny trącił kontakt z rzeczywistością. Wszystko wirowało. Nie. Nic nie istniało poza bolesną rozkoszą, którą uwielbiał. Nie. Właściwe to bardzo jej nie lubił. Ale kochał. Przeczył sam sobie. Ale kochał. Kochał. Kochał. To było tak dziwne ale kochał. Kochał to znęcanie. Kochał dłonie Ushijimy na sobie. Kochał powstrzymywać się przed orgazmem. Kochał wykonywać jego polecenia. Komendy. O tak. Wakatoshi wytresował go pod siebie. Oikawa nie myślał przy nim. Był zaprogramowany. Zaprogramowany pod tego mężczyznę. Jego językiem. Jego zasadami. Jego... On cały był jego.

Starał się nie zaciskać nóg, ale to tak bolało. Tym razem Ushijima robił to boleśnie. Za mocno. Chciał nad sobą panować. Całym sobą kazał mięśnią stać w miejscu. Rozluźnić się. Ale nawet one miały go za nic. Jego uda mocno zacisnęły się na dłoni Ushijimy, która pieściła jego kroczę przez materiał spodni. Pieściła. Nie. Torturowała. Męczyła. Sprawiała ból. Bo to było zbyt mocne.

- Nie poznaję cię. Co się z tobą dzieje? - na ustach Ushijimy pojawił się uśmiech. Drobny, wredny uśmieszek, który wraz ze swoim pojawieniem się, poniżył Tooru. Bardzo go poniżył.

- T-to tak strasznie boli, Ushijima. - wyłkał, zaciskając swoje piękne oczy, które już dłużej nie potrafiły wstrzymywać łezek przed wypłynięciem na jego blade policzki.

- Przecież to uwielbiasz, Oikawa. - szepnął do jego ucha, owiewając je gorącym powietrzem.

Teraz szept. Cichy, a tak kujący. Jakby to powietrze przebijało się przez jego ucho, prosto do serca. Mózgu. Z zakazem. Ostrym zakazem. Nową zasadą głosząca brak sprzeciwu. Głosząca uległość i posłuszeństwo. Nawet w bólu. Tak zimno, a zarazem gorąco. Tak zimne i gorące słowa. Tak zimne i gorące skarcenie. Tak zimny i gorący szept. Tak zimne i gorące... Nic.

Wakatoshi uśmiechnął się. Teraz sam do siebie. Był opanowany i spokojny. Widział wszystkie emocje tego chłopaka. Strach, ekscytację. Jeszcze większy strach. Wyczuwał jego ból. Jego podniecenie. Doskonale wiedział, co robi. Żądał od niego uległości i posłuszeństwa. Na jedno losowe słowo, które zawsze padało tylko z jego ust.

Poluźnił uścisk, a Oikawa wypuścił gwałtownie powietrze z płuc. Jego dech był niespokojny. Twarz calutka czerwona. Te słodkie uda drżały. Był taki niespokojny. Taki piękny. Idealny.

Powodził dłonią w górę. Zainteresowała go jego koszula, którą zaczął powoli rozpinać. Właściwie to nie koszula, a ciało Tooru, które teraz bardzo chciał podziwiać. Bo ten szatyn był piękny. Nie widział istoty doskonalszej. On był najlepszy. Jego muskulatura nie za duża, nie za mała, w sam raz. Wyglądał jednocześnie seksownie, kobieco, a zarazem męsko. To go kręciło. Uwielbiał jego ciało. Uwielbiał je naznaczać sobą. Krzywdzić, a potem całować. Lizać. Gryźć. I tak w kółko. Cieszyć się każdym centymetrem jego nieskazitelnie czystej skóry. Milimetrem. Jej gładkością. Smakiem ambrozji i waniliowego miodu. Śmietanki z dodatkiem truskawek.

Pochylił się do jego ucha. Przygryzł je, po chwili dążąc przyjemnym dotykiem języka. A Oikawa nie wytrzymał. Zapiszczał cicho. W strachu. Jego podniecenie nie było zdrowe. Bo bał się. I ten strach był przyjemny.

- Jesteś tak słodki, Tooru, że ledwo wytrzymuję. Tak bardzo mnie prowokujesz, że mam ochotę zerżnąć cię na tym stole i dokończyć w sypialni. - znów wyszeptał. Tym razem ciszej. Głębiej... Głębiej. Mocniej.

- Proszę, Ushijima... Weź mnie.

- Dzisiaj masz wybór, piękny. - czule pogładził jego policzek.

- Wolę łóżko.

- Tak myślałem.

Złapał za jego dłoń. Delikatnie, jakby była z bardzo kruchej porcelany. Ucałował jej wierzch i ten czuły pocałunek zaprowadził ich do sypialni. Jego dom był piękny. Wielki. Potężny. Złoto wręcz lało się ścianami, a w powietrzu uniosił się zapach pieniądza. Ale najcenniejszym skarbem w jego domu był Oikawa.

Zdjął z niego koszulę spokojnie. Zdjął z niego spodnie spokojnie. Rozebrał go do naga. Spokojnie. Pocił się z podniecenia i niecierpliwości, ale nie spieszył się. Bo czerpał przyjemność z oglądania Tooru w takim stanie. Kiedy był gotowy zrobić wszystko, aby się zaspokoić. Poniżyć się.

- Połóż się. Ręce nad głową. - rozkazał krótko.

Nie zwracając uwagi na jego dalsze poczynania, podszedł do szafki i wziął z jej blatu wcześniej przygotowany, czarny krawat. Kiedy znów na niego spojrzał, Tooru leżał grzecznie, czekając na swojego kochanka. Na swojego kata.

Jego ciało drżało. Ledwo wytrzymywał to napięcie. Zamknął swoje oczy, jakby to miało ukoić jego chore pragnienie. Wyciszyć i uspokoić. Utulić do snu, aby po zbudzeniu, wybuchło głośnym płaczem pożądania. Dwa razy silniej. Dwa razy głośniej. Dwa razy mocniej. Głębiej...

Ushijima związał jego nadgarstki, mocując je do metalowej ramy łóżka. Miał zamiar pieprzyć go przodem do siebie, dlatego musiał zadbać o to, aby Oikawa nie zostawił na nim żadnych zadrapań. Zawsze to robił, kiedy zmieniali pozycję na inną, niż tyłem. To był jego mały rytuał, bez którego  nie tknął by tej idealnej istoty. Istoty z ostrymi pazurkami.

A teraz zaczął zabawę. Sam rozebrał się do bielizny. Ze szklanką whiskey usiadł na materacu tuż obok związanego chłopaka. I zaczął go podziwiać. To piękne ciało. Idealne rysy. Jakby wyjęte z bajki. Jakby to on był tym najprzystojniejszym księciem w całym królestwie. Najatrakcyjniejszą dziwką z głębokim gardłem. Bogatą w tłuszcz sarniną upolowaną przez myśliwego. Doskonałą zdobyczą.

Nic nie mówiąc, zdjął z niego bieliznę, a szklankę z whiskey odstawił gdzieś na bok. Patrząc w jego oczy, powąchał ją, a słodkie zawstydzenie wpełzło na twarz Oikawy. Cudowny zapach...

- Pięknie pachniesz. - przeczesał jego włosy dłonią, po czym uśmiechnął się seksownie, a jego bokserki rzucił za siebie.

- N-nie... Nie mów takich rzeczy. - odwrócił wzrok i przymknął oczy.

- Rozłóż nogi. - kolejny rozkaz.

W tym czasie sięgnął do szafki po wazelinę. I nabrał jej na wszystkie palce. Odpalił w miedzy czasie papierosa i uklęknął przy Oikawie na materacu, dobierając się do jego intymności. Nie ostrzegł. Po prostu je włożył. Dwa palce, posyłając je bardzo głęboko. Tooru krzyknął. Słodko krzyknął. Z jego oczy popłynęły łezki. A na ustach pojawił się uśmiech.

- Tak... Tak, głębiej! - niemalże wykrzyczał, wyginając swoje plecy w łuk.

Wakatoshi uśmiechnął się. To nie tak, że go przygotowywał. W prawdzie pieprzył to całe rozciąganie. Po prostu uwielbiał doprowadzać Oikawę w ten sposób do orgazmu. A potem uświadamiać mu przez co ten orgazm osiągnął. Zawstydzać. Szmacić jeszcze bardziej. Zaznaczać, że jest tylko jego.

Z przystojnym uśmiechem, złapał za jego policzki. Nakierował jego twarz prosto na swoją. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Seksowne. Po czym bezlitośnie włożył w niego kolejne dwa palce. Obserwując jego piękną twarz. Jego usta, które krzyczały. Z bólu. Z pragnienia. Z podniecenia.

Przez Ushijimę.

*

- Iwa-chan! Zrobiłem dla ciebie kawę i nie przypaliłem mleka! Nawet nie ma kożucha!

Oikawa był na codzień inną osobą. Pogodną i wesołą. Mieszkał ze swoim najlepszym przyjacielem od czasu studiów. Hajime opiekował się nim. To on zawsze gotował, bo Oikawa miał dwie lewe ręce. To, że udało mu się zrobić kawę rozpuszczalną z ciepłym mleczkiem było jak cud.

- Gratuluję. - mruknął od niechcenia i podszedł do szatyna.

Dopiero co wyszedł z pod prysznica, bo dumnie prezentował swoją nagą klatę. Nogi i biodra zakrył już wygodnym dresikiem, w którym zawsze chadzał w niedzielne poranki.

- Zrobię naleśniki! - zaproponował radośnie, podając przyjacielowi kubek z gorącą kawą.

- Skąd to masz, Oikawa? - zamiast za naczynie, chwycił za nadgarstek Tooru, na którym widniały czerwone ślady. Ślady po wiązaniu.

- N-nieistotne, Iwa-chan. Lepiej wypij kawę, bo ci wystygnie.

- To ten skurwiel ci to zrobił? - spojrzał prosto w oczy przyjaciela.

- Za coś tu mieszkamy, Iwa-chan. - westchnął i wcisnął mu kawę do ręki, po czym szybko naciągnął na swoje nadgarstki białą koszulę.

- Ten sukinsyn nigdy więcej cię nie dotknie. - odstawił napój na blat.

- O czym mówisz? - szatyn zmarszczył brwi.

- Miałem powiedzieć ci o tym na spokojnie przy śniadaniu... - złapał go za ramiona i spojrzał prosto w brązowe oczy. - Moja mama skończyła rehabilitację. Znowu mam całą pensję. Teraz to ja będę nas utrzymywać. Możesz rzucić tę pracę i oderwać się od tego całego syfu.

- C-co?

- Dziękuję, że to dla mnie robiłeś. Chyba nie odwdzięczę ci się do końca życia. - powiedział cicho i objął go, mocno tuląc do swojego ramienia. - Mamie już nie grozi jazda na wózku inwalidzkim do końca życia. Teraz chcę zaopiekować się tobą.

- Iwa-chan, ja nie wiem o czym ty...

- Rzuć tę robotę i tego faceta. Nie jesteś dziwką, do cholery. - zacisnął pięści. Bo to wszystko było jego winą. - Ja cię w to wciągnąłem i ja cię z tego wyciągnę.

- I-iwa-chan... To wszystko nie jest takie proste. - szepnął i zacisnął dłonie na plecach przyjaciela.

- Przygotowałem papiery. Po prostu musisz je dostarczyć.

- Iwa-chan, ale... ja się w nim zakochałem. - powiedział szybko, nie do końca myśląc co robi.

I uświadomił sam siebie.

To wszystko było chore.

---

Heej, Skarby!❣️
Nie wiem czy pisałam, ale ta książka nie będzie długa (5-7 rozdziałów), natomiast następne rozdziały staną się znaczenie dłuższe, a przynajmniej tak to planuję ^^
Oh, okrutny ten Ushijima mi wyszedł :c ale i tak go kocham 😎❣️
Co o nim sądzicie i jak się wam podoba w takiej niegrzecznej odsłonie? 😂❣️

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro