25. Nikt nigdy cię nie zastąpi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sheila

– Możesz wreszcie usiąść na tyłku? – usłyszałam podirytowany głos mojej mamy. – Coś się stało, że tak się kręcisz?

Tak. Stało się.

Connor wyszedł wraz z Noel do kina zaledwie dwie godziny temu. Z początku przyjęłam tę informację z zadowoleniem, że mojej przyjaciółce udało się umówić z chłopakiem, który wpadł jej w oko.

Z tym że, cholera, coś rozsadzało mnie od środka na myśl, że tym chłopakiem musiał być akurat Connor Chambers. Ten sam, który obejmował mnie kilka nocy temu. Któremu powiedziałam o moich problemach ze snem. I któremu zaufałam.

Nie miałam pojęcia, dlaczego reakcja mojego organizmu była aż tak dramatyczna. Z początku starałam się pokolorować kolejne strony mandali, lecz przed moimi oczami od razu stanął obraz chłopaka, który skrytykował mnie za używanie tych samych kolorów. Rzuciłam więc zbiór na biurko, wkładając kredki z powrotem do opakowania. Później zabrałam się za oglądanie filmu, lecz widok nas oglądających Spider-Mana skutecznie zrujnował i ten plan. Nie mogłam nawet położyć się na łóżku, bo podświadomie wyobrażałam sobie ramiona chłopaka, które obejmowały mnie w nocy.

Dlatego został mi ogród, po którym chodziłam, tym samym rozśmieszając Shirley i Paula, którzy spędzali czas na huśtawce, popijając kawę.

Jednak do śmiechu nie było mojej mamie, która pracowała przy grządkach, co jakiś czas na mnie wpadając.

– Wiesz, robię formę – rzuciłam pierwszą lepszą wymówkę, na którą odpowiedział mi głośny rechot państwa Chambers. – No co? – zwróciłam się do nich. – Wakacje, nowa ja i te sprawy...

– Jesteś tragiczna w wymyślaniu wymówek – skomentowała Shirley, a na jej usta wypłynął złośliwy uśmiech. – Wtedy wyszłabyś z domu, a nie kręciła się po ogrodzie.

– Niby z kim? – spytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.

– Może z tym sympatycznym chłopakiem, który skomplementował moją idealną karkówkę? – rzucił Paul. Uniosłam brew. – Jak mu tam? Jake? Jack?

– Joshua – poprawiłam go. – Nie wiem, czy nie wyszedł z kolegami. Poza tym...

– Napisz do niego – przerwała mi mama. – Albo lepiej. Umów się u niego w domu.

– Wydajesz się być zła – stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersi. – Coś się stało?

– Po prostu zagnieździły się tu jakieś cholerne ślimaki – wyjaśniła, ocierając pot z czoła. – Przez ten wyjazd zaniedbałam ogród i...

– Idź stąd, póki życie ci miłe – zwróciła się do mnie Shirley, która już po chwili spotkała się z ostrzegawczym spojrzeniem przyjaciółki. – Daj spokój, Esther. Siadaj i odpocznij. Możemy wyjść gdzieś razem w czwórkę wieczorem. Connora i tak nie będzie, a Sheila...

– Connora nie będzie do wieczora? – przerwałam jej, powodując, że jej podejrzliwy wzrok spoczął na mojej twarzy. Poczułam pieczenie na policzkach.

– Tak mi powiedział. – Wzruszyła ramionami. – A co?

Odpowiedziałam jej delikatnym uśmiechem. Tym razem moja wymówka nie była aż tak zła.

– Bo pomyślałam, że też mogłabym również gdzieś wyjść. Możecie wtedy zostać w domu, a my nie będziemy wam w niczym przeszkadzać – zaoferowałam. – Napiszę do Josha i poproszę, żeby odprowadził mnie późnym wieczorem.

Dorośli wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

– W porządku – odezwała się Shirley. – Może uda mu się wyleczyć twoją nadpobudliwość.

– Przestań – zganiła ją mama, wyłapując dwuznaczność słów przyjaciółki. – Jeszcze przyjdzie jej do głowy jakiś głupi pomysł.

– Jestem odpowiedzialna – zapewniłam, choć sądząc po ostrzegawczym wzroku mamy, tym stwierdzeniem zaczęłam kopać sobie grób. – Zresztą nieważne. Nic złego się nie stanie. Potrzebuję tylko... oderwania od tego wszystkiego.

– Jasne, myszko – poparła mnie Shirley. – Tylko wróć przed północą.

Uśmiechnęłam się do niej, niemo dziękując za pomoc. Wyjęłam telefon, od razu pisząc wiadomość do Josha.

Sheila Bennett: Hej, mogę do ciebie przyjść?

Odpowiedź przyszła zaledwie po minucie.

Joshua Olson: Nie wpuszczę cię bez paczki popcornu

Uśmiechnęłam się do siebie, a następnie przebrałam w wygodniejsze ubrania i zrobiłam lekki makijaż.

A potem wyszłam, starając się wybić tego nieznośnego chłopaka z głowy. Niestety mogłam jedynie próbować, bo ten znał każdą drogę prowadzącą do moich myśli.

~ ✿ ❀ ~ ✿ ❀ ~ ✿ ❀ ~

– Co to za mina? – spytał Joshua, kiedy otworzył mi drzwi. – Nie gadaj, że nie mieli popcornu...

Na dźwięk jego głosu od razu się rozpogodziłam. Wyjęłam zza pleców paczkę, którą kupiłam po drodze w jednym z przydrożnych sklepów. Chłopak przyjął ją ode mnie z szerokim uśmiechem. Niewiele brakowało mu do szczęścia.

Weszliśmy w głąb domu Noel, wędrując do salonu. Przez nieporządek w postaci porozrzucanych na całej sofie poduszek, okruszków po jedzeniu na stoliku kawowym i leżącym na podłodze koszu, nietrudno było się domyślić, że właśnie to pomieszczenie najczęściej okupował Joshua.

Rodzice Noel zawsze dbali o porządek. Co weekend organizowali rodzinne sprzątanie, z którego nie wywinęła się żadna osoba, która sobotniego poranka przekroczyła próg ich domu. Dlatego często pozwalałam przyjaciółce spędzać ten okrutny dzień u siebie, by uniknęła wycierania kurzu z każdego zakamarka domu i wysłuchiwania huku odkurzacza. Nie zawsze nam się to udawało, ponieważ mama dziewczyny zawsze potrzebowała mieć pewność, gdzie ta się znajduje, a gdy przez jakiś czas nie odbierała telefonu, kobieta byłaby w stanie zgłosić zaginięcie.

Może właśnie dlatego Noel Kelley potrzebowała się od czasu do czasu wyszaleć. Nie potrzebowała wysłuchiwać kolejnych zbędnych pytań, a po prostu odpocząć od rodziny, która gdyby tylko mogła, zamknęłaby ją w klatce na trzy spusty.

A idealną okazją do tego okazał się wyjazd jej rodziców, którzy jak co roku jako kierunek swojego urlopu wybrali słoneczną Grecję. Na tyle daleko, że Noel mogła robić to, na co miała ochotę przez najbliższe dwa tygodnie, co dwa dni zdając raport swojej babci, która nieszczególnie przejmowała się życiem wnuczki, wyznając zasadę, że może nawet zrobić sobie tatuaż, byleby w miejscu, by ta nie mogła go dostrzec.

– Film? – rzucił nagle Josh. – Tylko błagam, tym razem wybierzmy coś innego niż Marvel. Jak obejrzę jeszcze jedną część, to chyba zacznę wierzyć, że sam mam supermoce.

Posłałam mu rozbawione spojrzenie.

– Co powiesz na Barbie?

– Zmieniam zdanie. Marvel to cudo wśród kinematografii.

Zaśmiałam się, patrząc, jak chłopak wysypuje popcorn do szklanej miski. Następnie usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy telewizor. Joshua zaczął przeglądać listę proponowanych filmów, co jakiś czas zatrzymując się na jakimś tytule, by po przeczytaniu dwóch pierwszych słów opisu stwierdzić, że nie przypadnie mu do gustu.

– Obejrzyjmy Ralpha Demolkę – zaproponowałam zniecierpliwiona. – No weź, Josh... – dodałam, gdy chłopak posłał mi kpiące spojrzenie. – Jak tak dalej pójdzie, będziemy tu siedzieć do rana.

– Mi by to nie przeszkadzało – stwierdził, ostatecznie wyszukując zaproponowaną przeze mnie animację. – Niech ci będzie.

Uśmiechnęłam się triumfalnie, spoglądając na ekran, na którym wyświetlały się pierwsze sceny filmu.

Oparłam się wygodniej o zagłówek i co jakiś czas brałam do ust garść popcornu. Wkrótce jeden film zmienił się w cały maraton. W dodatku wybieraliśmy jedynie produkcje Disneya, a ja śmiało mogłam pochwalić się, że sprawiłam, że Joshua Olson sięgnął po coś innego niż krwawe horrory czy pełne napięcia kryminały. A to bez wątpienia był powód do dumy.

– Czemu to jest takie dobre? – spytał, gdy dotarliśmy do połowy Meridy Walecznej. – No dobra, fakt, że jej mama zmieniła się w niedźwiedzia, jest porąbany, ale kurde, gdybym wiedział wcześniej, że takie rzeczy tu się dzieją, to już dawno bym to obejrzał.

– Gdzie ty się uchowałeś? – zdziwiłam się. – To jest klasyk.

– Nigdy nie interesowały mnie bajki. – Wzruszył ramionami, jakby uważał ten fakt za normalny.

– Animacje to najlepsze, co przytrafiło się ludzkości.

– Serio? Myślałem, że najważniejszym wynalazkiem jest koło, ale cóż, najwidoczniej każdy ma swoje priorytety – odparł złośliwie. Rzuciłam w niego garścią popcornu, nie przejmując się, że w ten sposób dokładam cegiełkę do panującego bałaganu. – Sheila!

Choć wydawać by się mogło, że Josh był na mnie zły, z łatwością wychwyciłam w jego spojrzeniu nutę rozbawienia.

– Będziesz to sprzątać – zagroził, wskazując ruchem głowy na wzorzysty dywan.

– W twoich snach.

Tym razem to ja zapłaciłam za swoje słowa, obrywając poduszką prosto w twarz. Przez to, że od dłuższego czasu trenował siatkówkę, nie miał najmniejszego problemu z trafieniem do obranego celu.

Nie wiedział jednak, że sama nauczyłam się ważnej zasady, gdy grałam w drużynie: niepoddawania się, nawet jeśli wynik nie przeważa na naszą korzyść. Dlatego wyjęłam spod pleców poduszkę, celując nią w Josha, gdy ten myślał, że nie miałam przy sobie żadnej broni. Moje działanie skwitował ostrzegawczym spojrzeniem. Lecz zignorowałam tę niemą przestrogę i podniosłam z podłogi poduszkę, którą wcześniej oberwałam w twarz, szykując się do kolejnego rzutu. Olson zdołał mnie jednak uprzedzić, posyłając w moją stronę zwinięty koc.

– Ej! To jest cięższe – zarzuciłam, ściągając z siebie okrycie, które zdążyło się nieco odwinąć się locie.

– Ta gra nie ma zasad, Bennett – odparł z uśmiechem.

– Mylisz się. To ja tutaj ustalam zasady.

– Od kiedy stałaś się taka pewna siebie? Czyżbyś brała lekcje od Chambersa? – spytał, doskonale zdając sobie sprawę, że w ten sposób mnie prowokuje.

– Możemy oglądać dalej? – spytałam. Chłopak w odpowiedzi włączył wstrzymane wcześniej odtwarzanie. – Świetnie – skwitowałam pod nosem.

Joshua zaśmiał się lekko i przyciągnął mnie do siebie. Moja głowa wylądowała na jego ramieniu, co nieszczególnie mi przeszkadzało.

W pewnym momencie minuty przestały mieć dla mnie większe znaczenie. Kolejne filmy leciały, a Joshowi zdarzyło się skomentować kilka scen w absurdalny sposób. Śmialiśmy się i spędzaliśmy czas jak przyjaciele, którzy w swoim towarzystwie mogą czuć się komfortowo. Między nami nie było żadnych dwuznaczności. Wszystko wydawało się być proste. Takie, jak powinno.

W pewnym momencie do naszych uszu dotarło szarpnięcie za klamkę. Jak poparzona odsunęłam się od Joshuy i obejrzałam się za siebie, zauważając śmiejącą się z czegoś Noel. Opierała się o ramię Connora i ściągała z siebie szpilki.

Joshua wstał z miejsca, chcąc przyjrzeć się dwójce, która zaszczyciła nas swoją obecnością. Przerwał mu jednak Chambers, który machnął ręką, dając znak, by się nie wtrącał.

– Nie przeszkadzajcie sobie – wymamrotał, lecz jego słowa zlewały się w bełkot.

Również poderwałam się z miejsca, od razu zauważając, że zarówno Connor, jak i Noel są pijani. Kiedy chłopak chwiał się na nogach, twarz dziewczyny pozieleniała, na co od razu zareagował jej kuzyn, prowadząc ją do najbliższej łazienki. Skrzywiłam się na sam stłumiony odgłos wymiotów.

– Sheila – dotarł do mnie głos Connora, który oparł się o ścianę, nie chcąc całkowicie utracić równowagi. Spojrzałam na niego pytająco, nie kryjąc zniesmaczenia. – Jesteś na mnie zła?

– Tak – odpowiedziałam zdawkowo. – Idziemy do domu.

– Przecież jestem w domu – wymamrotał, spoglądając na mnie znacząco. Uśmiechnął się lekko, a następnie podążył w moją stronę, by następnie założyć kosmyk włosów za moje ucho. Do moich nozdrzy dotarł odór alkoholu, na co mimowolnie się skrzywiłam.

Odtrąciłam jego rękę, udając, że jego bliskość nie wywołała na mnie wrażenia. Było to jednak kłamstwo, bo uwaga, którą obdarzył mnie w przepływie tej chwili, wywołała dreszcze na moich plecach.

Musiałam jednak myśleć trzeźwo.

– Nie jesteśmy – zaprzeczyłam szybko. – Ale pójdziemy kawałek, i będziemy. Tylko ze mną współpracuj, okej?

Chłopak kiwnął głową, choć podejrzewałam, że w jego głowie moje słowa zlały się w jakąś nic nieznaczącą plątaninę.

Jak z dzieckiem.

– Ładnie wyglądasz – wybełkotał, kiedy przerzucałam jego ciężkie ramię przez swój bark.

– Najpierw wytrzeźwiej, a potem praw mi komplementy – rzuciłam oschle w jego stronę, zanim obejrzałam się za Joshem, który prowadził swoją ledwo trzymającą się na nogach kuzynkę. – Dzięki za miły wieczór. Odprowadzę tego ciołka. Przepraszam za kłopot – powiedziałam szybko w stronę przyjaciela.

– Nie ma za co. Jak będziesz potrzebować pomocy, to wiesz... – wtrącił, lecz pokręciłam głową.

W końcu musiał zająć się Noel. Nie mogłam dokładać mu zmartwienia w postaci Chambersa, który dał wystarczający pokaz swojego braku odpowiedzialności.

– Poradzę sobie – zapewniłam.

Kiedy wyszliśmy z Connorem z domu Noel, odetchnęłam z ulgą. Ta szybko została zastąpiona jednak przez obawę związaną z wizją przejścia prawie całej ulicy, podtrzymując o wiele wyższego i bardziej postawnego od siebie chłopaka.

– Jesteś cudowna – usłyszałam nagle tuż przy uchu. Na moment zamarłam, lecz szybko opamiętałam się, przypominając sobie, że Connor nie mówi tego wszystkiego w stu procentach na serio. – Chyba cię lubię, wiesz?

– Wiem. Nie da się mnie nie lubić – powiedziałam tylko, chcąc uciąć tę głupią, do niczego nieprowadzącą rozmowę.

Przeszliśmy parę metrów, a ja z każdym kolejnym krokiem czułam coraz większe zmęczenie. Choć chłopak zamilkł, wtedy wolałam, aby znowu rzucił jakimś kretyńskim tekstem. Może jego durne gadanie mogłoby dodać mi motywacji.

– Jesteś taka drętwa – odezwał się nagle, jakby czytał mi w myślach.

– Noel na pewno była bardziej rozluźniona – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.

– Nie musisz być zazdrosna – odparł ze śmiechem. – Chociaż cholernie mnie to kręci, wiesz, że nikt nigdy cię nie zastąpi.

Przymknęłam na moment powieki. Moje serce przyspieszyło bicie. Sytuacji nie poprawiał fakt, że ton chłopaka wcale nie sugerował, że był to dla niego jedynie żart. Brzmiał dokładnie tak, jakby był trzeźwy. Tak, że na chwilę zapomniałam, że muszę podtrzymywać go na własnych barkach, bo sam mógłby jedynie doczołgać się do furtki.

– Chyba będę rzygać.

Te słowa od razu przywróciły mnie do rzeczywistości.

– Poczekaj. Zaraz będziemy na miejscu – zapewniłam, siląc się na spokojny ton. – Tylko musisz iść trochę szybciej, okej? Wiesz, lewa, prawa – mówiłam, jednocześnie prezentując mu, jak powinno się chodzić.

Chłopak zaśmiał się.

– Jesteś słodka – powiedział.

– Wow, Chambers. Powiedziałeś mi więcej miłych rzeczy niż przez cały ostatni miesiąc. Szalejesz – rzuciłam sarkastycznie.

Connor zignorował moją uwagę, posłusznie idąc tak, jak wcześniej zademonstrowałam. Zaśmiałam się pod nosem na samą myśl, że tego dnia działałam magicznie na chłopaków. Najpierw sprawiłam, że Joshua polubił animacje, a później nauczyłam nietrzeźwego Connora chodzić. Może rzeczywiście miałam coś w sobie.

Wkrótce dotarliśmy do domu. Nie miałam siły wciągać Connora na piętro, dlatego postanowiłam ułożyć go na kanapie w salonie. Dorośli musieli pójść spać ze względu na ciszę panującą wokół, więc miałam pewność, że nikt nie zastanie chłopaka w tym stanie w przeciągu najbliższych kilku godzin. Podłożyłam niedaleko sofy miednicę, nie chcąc, by w razie nieszczęśliwego incydentu ucierpiał niewinny dywan, a na stoliku kawowym ułożyłam pudełko z tabletkami na ból głowy i szklankę wody. Spojrzałam na Chambersa, którego powieki pozostawały przymknięte, zastanawiając się, dlaczego wraz z Noel nie wrócili do domu od razu po zakończonym seansie, a zdecydowali się na dłuższe spotkanie z alkoholem.

– Dziękuję, Sheilo – dotarło do mnie, gdy już miałam opuszczać pomieszczenie. – W barze byłaś bardziej... rozluźniona.

Zmarszczyłam brwi.

– Co?

– No wieeeesz... – zabawnie przeciągnął samogłoskę, w międzyczasie przewracając się na bok. – Po tym, jak po tym nudnym filmie zabrałaś mnie do baru. Byłaś o wiele milsza.

– To nie... – zaczęłam, chcąc wyprowadzić go z błędu.

– Wybacz mi, Sheilo. Proszę – przerwał mi.

Odetchnęłam głośno, biorąc jego słowa za kompletnie pozbawione sensu. Byłam zbyt zmęczona, aby kontynuować tę rozmowę.

– Dobranoc, Connor – rzuciłam jedynie, gasząc światło.

Udałam się na górę, a następnie wymieniłam parę wiadomości z Joshem. Wykąpałam się, zmywając z siebie odór alkoholu wymieszany z aromatem popcornu. W mojej głowie echem odbijały się słowa Chambersa. Moja podświadomość podpowiadała mi, że powinnam wrócić i poprosić o to, by powiedział mi więcej. Ale rozum jasno nakazał pozostać cicho. W końcu za parę godzin wróci ten sam Connor. Ten, który nie wysiliłby się na nawet najmniejszy komplement. I który nigdy nie przyznałby się do tego, że mnie lubi. Choćby świat miał się w jednej chwili skończyć.

Jednak była to jedna z wielu nieprzemyślanych, a błędnych decyzji, jakie podjęłam. Bo w tamtym momencie jedynym świadkiem wyjścia Connora i Noel był księżyc, który choć przemawiał do mnie w postaci blasku, który przebijał się przez niedosuniętą roletę, nie dostał szansy na zabranie głosu.

A szkoda. Bo gdyby księżyc mógł przemówić, zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej, a kilka serc nie zostałoby złamanych.

==

Hej!

Ostatni rozdział z maratonu za nami! Jak wrażenia? Jakieś teorie?

Dziękuję wam za wyświetlenia, gwiazdki, komentarze i całą aktywność. Mam nadzieję, że te trzy dni z Sheilą i Connorem wam się podobały <3

Do następnego!

Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#SSLZwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro