8. Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy miłość wtrąca się w przyjaźń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Connor

Kiedy rozminąłem się z wyraźnie poirytowaną Sheilą, przemknąłem do salonu. Rzuciłem się na kanapę, a następnie włączyłem telewizor. Chwilę przeglądałem dostępne kanały, ciesząc się, że akurat na jednym z nich leciała jedna z części Spider-Mana. Nacisnąłem odpowiedni przycisk, a następnie przez kolejne dwadzieścia minut wpatrywałem się w ekran, tak jakbym nie oglądał tego filmu dziesięć innych razy.

Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo nieciekawie. Rodzice znowu gdzieś pojechali, Wayne wyjechał do pracy, a Esther od rana spędzała czas w ogrodzie. Natomiast Sheila, którą miałem ochotę podenerwować, udała się do swojego pokoju w wyjątkowo podłym nastroju.

To, co od rana zaprzątało mi głowę, to jej dzisiejszy wygląd. Choć nie dało się ukryć, że Bennett była naprawdę piękną dziewczyną o nieco zaokrąglonej sylwetce, błyszczących zielonych oczach i jasnych włosach, które z reguły nie układały się w pełni tak, jakby tego chciała, dostrzegłem, że jej twarz ostatnimi czasy wyglądała na naprawdę zmęczoną. A tempo, w jakim pokonywała kolejne stopnie, jedynie udowadniało, że brakowało jej siły.

Zauważając leżącą w zlewie nieumytą miskę, zdałem sobie sprawę, że dziewczyna musiała zjeść wcześniej płatki. Przez tydzień dostrzegłem, że nikt inny ich nie spożywał, a Wayne od jakiegoś czasu jedynie zabierał do pracy kanapki. Niechętnie wstałem, aby umyć zalegające naczynie. A później moje nogi same powiodły w kierunku kuchennego blatu, a ręce wyciągnęły w stronę szafek, w celu znalezienia odpowiednich produktów.

Jednocześnie przyglądając się toczącej się na ekranie akcji jednego z moich ulubionych filmów, zacząłem przyrządzać lemoniadę. Znalazłem w internecie jakiś losowy przepis, wspomagając się również tym, który od lat wykorzystywany był w moim domu. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie postawił na małą modyfikację. Dlatego do posłodzenia napoju, zamiast uwielbianego przez Sheilę cukru, postanowiłem użyć miodu.

Przelałem gotową lemoniadę do dwóch szklanek, dokładając do nich kilka listków mięty. Aby całkowicie nie odrywać się od oglądania, zdecydowałem się posprzątać wyrządzony przeze mnie niewielki bałagan, wyrzucając pozostałości po owocach do śmieci oraz przecierając blat ręcznikiem papierowym.

A następnie zadziwiając samego siebie, wziąłem do ręki jedną ze szklanek i ostrożnie zacząłem wchodzić po schodach. Gdy tylko znalazłem się pod pokojem Sheili, delikatnie zapukałem. Nie doczekując się odpowiedzi, postanowiłem wtargnąć do środka tak, jak ona zrobiła to poprzedniego dnia. Lecz zamiast oblewać ją wodą, ostrożnie postawiłem lemoniadę na szafce nocnej.

Rzuciłem wzrokiem na śpiącą dziewczynę. Leżała spokojnie, a pierwszy raz od niedawna zauważyłem, jak jej usta wyginają się w lekkim uśmiechu. I już wtedy wiedziałem, że była to moja ulubiona odsłona Sheili Bennett. Śpiąca, cicha, spokojna, która nie utrudniała mi mojego zadania, kolejny raz doprowadzając do szewskiej pasji.

– Connor? – odezwała się nagle zaspanym głosem.

I w tym momencie czar prysł.

– Mnie tu nie ma. To tylko sen – zapewniłem cicho, a na usta wkradł się mały uśmiech. – Słodkich snów, Sheilo – dodałem, ruszając do drzwi.

Ostatni raz spojrzałem na dziewczynę, która wciąż spokojnie leżała na materacu. A to znaczyło, że uwierzyła w moje słowa. Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze brakowałoby, aby irytowała mnie, ledwo się przebudzając.

A później zamknąłem drzwi i ruszyłem na dół, kończąc oglądanie Spider-Mana. A kiedy okazało się, że przegapiłem moją ulubioną scenę walki, przekląłem pod nosem.

Sheila Bennett nie była warta takiego poświęcenia.

~ ✿ ❀ ~ ✿ ❀ ~ ✿ ❀ ~

Kolejną godzinę spędziłem przed telewizorem, od czasu do czasu przeglądając losowe media społecznościowe. Tak, jak myślałem, ten dzień od samego początku wydawał się być okropnie nudny. I nie zapowiadało się na większe zmiany.

Tak przynajmniej było. Do momentu, aż do salonu wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Esther Bennett. A znając to wesołe spojrzenie z czasów dzieciństwa, byłem pewien, że nie minie minuta, aż kobieta otworzy usta, rzucając jakąś propozycją wspólnego spędzenia czasu. Lecz póki co jedynie zrzuciła z siebie ubrudzone od ziemi rękawice, a następnie podeszła do zlewu w celu przemycia rąk.

– Hej, Connor. Co oglądasz? – zagadnęła, jednocześnie lustrując podejrzliwym spojrzeniem dzbanek lemoniady, którego zapomniałem włożyć do lodówki. – Robiłeś lemoniadę? – dodała, a ja spojrzałem na nią zadowolony.

– Jakiś losowy film – odpowiedziałem na jej pierwsze pytanie. – I tak. Strasznie się nudziłem i...

– To doskonale – ucięła. – Mam dla nas zadanie – dodała z uśmiechem, a ja przymknąłem powieki, zastanawiając się, w którym momencie powinienem wcielić w życie plan ucieczki.

– Aż się boję – mruknąłem, po czym przeszedłem do pozycji siedzącej, robiąc miejsce kobiecie.

– Miałam robić wraz z Sheilą szarlotkę na wieczór planszówek, ale jak wiesz, nie czuje się na siłach – mówiła, a na samo wspomnienie zmęczonej córki na jej twarzy wymalowała się troska.

– Więc?

– Więc to tobie przypada ten zaszczyt. – Uśmiechnęła się, a ja rzuciłem jej spanikowane spojrzenie. – Proszę cię, Connor. Nawet jak nie wygram z Shirley w Scrabble, to przynajmniej utrę jej nosa faktem, że udało mi się zaciągnąć cię do kuchni.

Zaśmiałem się lekko. Choć uwielbiałem panią Bennett, tak wraz z moją matką tworzyły duet trudny do zatrzymania. Esther zawsze wydawała mi się osobą łagodną, która rozwiązuje każdy problem poprzez rozmowę. Ponadto odznaczała się niebywałą opiekuńczością, którą od zawsze się wykazywała. W porównaniu do mojej mamy kobieta nie wydawała się być aż tak towarzyska, choć ceniła sobie bliskość ludzi, których dobrze znała.

Nie dało się ukryć, że propozycja wspólnego pieczenia nieco mnie wystraszyła. Z reguły jedyne, co robiłem, to mieszałem różne masy do ciast na święta, czy przyrządzałem kanapki dla gości. Nigdy nie piekłem szarlotki.

Lecz jak sam wcześniej powiedziałem, te wakacje miały być czasem nowych doświadczeń.

– Dobra – zgodziłem się, na co Esther uśmiechnęła się zwycięsko. – A dostanę coś w zamian?

– Jako pierwszy wybierzesz, z kim chciałbyś być w drużynie podczas wieczoru gier – zaproponowała.

Uniosłem brew. Byłem pewny, że udział w nim wezmą jedynie dorośli, dlatego nawet nie brałem pod uwagę swojej ewentualnej obecności.

– Właściwie to... – zacząłem, przyglądając się, jak kobieta zaczyna rozkładać składniki.

– Nie chcesz brać udziału, mam rację? – dopytała, wyciągając jabłka. Od razu przytaknąłem, nie siląc się na tłumaczenia. – Rozumiem – dodała, wzdychając. – Wyciągnij z lodówki masło i jajko. Zajmę się resztą.

Wykonałem polecenie, w międzyczasie zastanawiając się, czy swoją odmową w żaden sposób nie sprawiłem kobiecie przykrości. Wiedziałem, że zarówno moim rodzicom jak i państwu Bennett zależało, aby nasze rodziny ponownie potrafiły się zintegrować. Jednak zapomnieli przy tym, że naprawdę wiele kwestii uległo zmianie.

Po wyjęciu wszystkich składników wrzuciliśmy do miski wymagane do zrobienia kruchego ciasta składniki. Umieściłem w naczyniu odmierzoną ilość mąki, jajko, ćwierć szklanki cukru, pokrojoną na kawałki kostkę masła i nieco proszku do pieczenia. Esther skupiła się na łączeniu ze sobą wszystkich produktów, polecając mi przygotowanie jabłek.

– Dlaczego przyjęliście moją rodzinę na wakacje? – zapytałem wkrótce. – Przecież to dla was wszystkich dodatkowe obciążenie...

– Nasza rodzina zawsze stawiała przyjaźń na pierwszym miejscu – powiedziała, na co miałem ochotę parsknąć gromkim śmiechem. Najwidoczniej te wartości nigdy nie zostały wpojone dziewczynie, która tak łatwo potrafiła wszystko przekreślić. – Poza tym tęskniliśmy za wami. Zapewne znasz początki naszej relacji z twoimi rodzicami – dodała, wyrabiając ciasto.

Przytaknąłem. Ponieważ tę historię słyszałem już miliony razy, umiejąc ją praktycznie na pamięć. Cała czwórka poznała się jeszcze za czasów szkolnych, co jakiś czas sprawiając nauczycielom problemy.

Lecz nigdy nie było to to, co tak naprawdę chciałem usłyszeć. Bo zamiast tej samej, nudnej opowiastki o sile przyjaźni, chciałem posłuchać momentów, w których ich wzajemne relacje wisiały praktycznie na włosku. Wolałem wiedzieć, jak poradzili sobie z kryzysami, ciężkimi kłótniami, a przede wszystkim rozłąką, która skutecznie zniszczyła nadzieję na to, że jeszcze mogło być tak samo, jak dawniej.

Zacząłem obierać uprzednio wybrane z koszyka jabłka, zastanawiając się nad tym, czy istnieje przyjaźń idealna. W której wszystko zawsze idzie po myśli obydwu stron. Gdzie nigdy nie następują kłótnie, a obie osoby są ze sobą w pełni zgodne.

– Dobrze ci idzie – mruknęła Esther, spoglądając w moim kierunku. – Świetnie jest mieć pomocnika, który nie papla przez cały czas, nawet kiedy włączam naprawdę głośny mikser – zaśmiała się lekko, i nie sposób było odgadnąć, że miała na myśli swoją córkę.

Uśmiechnąłem się pod nosem. W zasadzie miło było spędzić czas z kimś innym niż z paczką chipsów i kolejnymi odcinkami jakichś beznadziejnych seriali. Może ten wieczór gier nie miał wcale okazać się aż taką tragedią?

– Czy kiedykolwiek pokłóciliście się ze sobą? – spytałem, zabierając się za ścieranie na tarce uprzednio obranych i podzielonych na ćwiartki jabłek. – W sensie z naszymi rodzicami – naprostowałem, widząc zmieszane spojrzenie kobiety.

– Wiadomo, że bywały lepsze i gorsze momenty – przyznała z westchnieniem, na co kiwnąłem głową. – Każda relacja odznacza się tym, że czasem dochodzi do nieporozumień – dodała, w tym samym czasie starając się wrócić pamięcią do wspomnień. – Mogę opowiedzieć ci o jednej sytuacji, która miała miejsce, gdy byliśmy gdzieś w połowie liceum – powiedziała po chwili, a ja od razu przytaknąłem, będąc ciekawym historii. – Był to czas, kiedy hormony nieco buzowały, a ludzie zaczynali umawiać się na randki. Większość klasy tak naprawdę kogoś miała, a my trzymaliśmy się przez cały czas razem. Do czasu – zrobiła przerwę, formując z wyrobionego ciasta kulę i zawijając je w folię. – Rozegrało się to pomiędzy twoimi rodzicami. Paul był uznawany za całkiem atrakcyjnego, przez co oglądało się za nim naprawdę sporo dziewczyn. A to nie podobało się twojej mamie, która zauroczyła się w nim dawno temu, a która, nie uwierzysz, bała się do tego przyznać – parsknęła pod nosem, tak, jakby sama nie mogła dać wiary w to, że jej przyjaciółka odczuwała strach wobec przyznania się do własnych uczuć. – Obawiała się, że jak się wygada, jej relacja z Paulem legnie w gruzach. Wiesz, w naszej grupie panowała zasada, że żadne z nas nie może się w sobie zakochać. To było strasznie głupie, lecz jak widzisz, każde z nas ją złamało. – Uśmiechnęła się delikatnie, a ja z zaciekawieniem wyczekiwałem dalszej części historii. – Pewnego dnia do Paula przyczepiła się jakaś dziewczyna. Zgrabna cheerleaderka, która miała ogromne powodzenie u chłopaków. Prawdopodobnie chciała się umówić z twoim ojcem, lecz znasz swoją matkę, zawsze chciała być dwa kroki przed wszystkimi. Dlatego, gdy tylko zauważyła wspomnianą dwójkę, stanęła przed Paulem i pocałowała go na środku szkolnego korytarza – opowiadała z zaangażowaniem. – Gdy wszyscy dowiedzieliśmy się o tej sytuacji, doszło między nami do kłótni. Zasada brzmiała, że nie możemy się w sobie zakochiwać. A Paula rozwścieczył fakt, że przez Shirley nie mógł umówić się z tą dziewczyną. Zresztą nie bierz z niego przykładu, Connor, miał naprawdę beznadziejny stosunek do płci przeciwnej.

– Rozumiem. – Kiwnąłem głową. – Jak z tego wyszliście?

– W końcu stwierdziliśmy, że ta zasada była od samego początku bezsensowna. – Włożyła ciasto do lodówki, a ja przypomniałem sobie o ścieraniu jabłek na tarce. – Dziwnie było jedynie między Shirley i Paulem. Unikali się przez następne tygodnie, a ja zjadłam z twoją mamą tyle lodów, że przez kilka dni nie mogłam pozbyć się okropnego bólu brzucha. Ale ostatecznie Wayne pogadał ze swoim przyjacielem i namówił go, żeby dał szansę twojej mamie – powiedziała. – Naprawdę ci tego nie opowiadali?

– Nie – przyznałem zgodnie z prawdą. Rzadko mówiliśmy w domu o sprawach dotyczących głębszych uczuć. – A czułaś, że przez to wydarzenie wasza relacja może się zepsuć?

– Była taka chwila. Ale wierzyłam, że wszystko wróci do normy – westchnęła. – Czasem wszystko zaczyna się komplikować, kiedy miłość wtrąca się w przyjaźń. Pojawiają się pierwsze wątpliwości, a przede wszystkim strach. Bo przecież druga osoba niekoniecznie musi czuć to samo, a jedno nieprzemyślane słowo może wywrócić tę długo budowaną relację do góry nogami – mówiła, myjąc ręce pod kranem. – Ale twoim rodzicom się wkrótce udało. Wiesz więc jaki z tego wniosek? – Rzuciła mi pełne determinacji spojrzenie. Postanowiłem jednak nie odpowiadać. – Warto czasem spróbować.

Pokręciłem głową. Doskonale wiedziałem, że w moim przypadku próbowanie było z góry skazane na porażkę. A ten jeden raz okazał się wystarczający, aby wszystko w jednym momencie runęło, doszczętnie niszcząc to, co stabilne.

Każda próba niosła za sobą ryzyko. A ja powoli zaczynałem mieć dość odczuwania jego negatywnych skutków.

Kiedy Esther podziękowała mi za pomoc, oznajmiając, że teraz zmuszeni jesteśmy odczekać jakiś czas i zapewniając, że resztą zajmie się sama, umyłem ręce, zamieniając z kobietą dwa słowa. Lecz w pewnym momencie do naszych uszu dotarł czyjś nieco zaspany głos.

– Dziękuję za lemoniadę, mamo, była bardzo dobra.

Spojrzałem w stronę Sheili, która weszła do kuchni w kompletnie rozczochranych włosach. Miała na sobie zwykłą białą koszulkę na ramiączkach i dresowe spodenki. Sprawiała wrażenie znacznie weselszej niż te kilka godzin temu, gdy przypadkiem na nią wpadłem, o mało co nie taranując na schodach.

– Dzięki, myszko, ale nie robiłam żadnej lemoniady – odparła Esther, na co spotkała się ze zmieszanym spojrzeniem córki.

– Ale...

– Nie ma za co – mruknąłem w jej stronę. – Cieszę się, że ci smakowała – dodałem, a na policzki dziewczyny wkradł się róż.

Cel osiągnięty.

– Byłeś u mnie, kiedy spałam? – wydusiła z siebie po chwili, a ja uśmiechnąłem się tajemniczo, nie udzielając jednoznacznej odpowiedzi. – Czy ty zamieniłeś mózg z...

– Sheilo – upomniała ją Esther. – Connor na pewno chciał dobrze, nie musisz się na nim wyżywać – dodała z rozbawieniem.

– On nigdy nie chce dobrze – warknęła, podkreślając drugie słowo.

– Spokojnie – wtrąciłem się. – Nie była ani zatruta, ani zepsuta.

– Nie naplułeś do niej? – dopytała.

– Nie. – Pokręciłem głową. – Jak będę chciał wymieniać z tobą ślinę, to...

– Stop. – Esther położyła dłoń na moich ustach, skutecznie mnie uciszając. – Masz zakaz rzucania takich tekstów do mojej córki, jasne? – powiedziała stanowczo, na co zauważyłem złośliwy uśmiech Sheili. Ostatecznie kiwnąłem głową, a kobieta pogłaskała mnie po policzku. – Super. Jesteśmy dogadani.

A następnie podeszła do Sheili, zbijając z nią żółwika. No tak. Kobieca solidarność jak zawsze brała górę.

Lecz kiedy zauważyłem uśmiech dziewczyny, która przez moment droczyła się ze swoją matką, pierwszy raz od mojego przyjazdu spojrzałem na nią tak, jak na Sheilę, którą znałem. Bo już od najmłodszych lat miała świetny kontakt z mamą i zawsze wtulała się w nią, kiedy ta odbierała ją ze szkoły. To właśnie Esther dawała jej poczucie bezpieczeństwa i sprawiała, że każdy problem zmniejszał swoją rangę.

Nawet nie zauważyłem, kiedy i moje usta wykrzywiły się w uśmiechu, jakby ten moment odpędził wszystkie złe wspomnienia, które dotychczas mnie przytłaczały.

Lecz szybko wróciłem do rzeczywistości. Choć zbyt późno, aby moja niespodziewana reakcja umknęła uwadze tej irytującej dziewczyny.

==

Hej!

Mam nadzieję, że rozdział w całości z perspektywy Connora wam się spodobał! Szczerze mówiąc będzie jej całkiem sporo, bo naprawdę pisze mi się z niej fajnie. A poza tym nie da się ukryć, że nasz słodziak ma jeszcze wiele do powiedzenia...

Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Wciąż nie wierzę, że w tak krótkim czasie udało nam się zgromadzić ponad tysiąc wyświetleń. Cieszę się bardzo, to dla mnie spora motywacja <3

Do następnego! <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#SSLZwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro