ღ EIGHTღ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Budzę się poprzez wpadające do mojego pokoju promienie światła. Podnoszę do siadu i przecieram oczy. Biorę ubrania i niechętnie przechodzę do łazienki. Odprawiam poranną rutynę i zakładam wybrany strój.

     Słysząc hałas, przemierzający korytarz, opuszczam pomieszczenie. Schodzę na dół i kieruję się do salonu. Od razu zauważam trójkę chłopaków, a przed nimi mnóstwo kartonów. Podchodzę bliżej i spoglądam na nich.

— Co robicie?

— Paweł przytachał te rzeczy ze strychu, bo szuka czegoś do rozwalenia pod prasą — parska Yoshi.

— Zaraz wyląduje tam Twój łeb — komentuje Kamil, a pozostali się śmieją.

— Macie coś ciekawego? — pytam.

— Myślę, że to Cię zainteresuje.

     Paweł podsuwa mi pod nogi całkiem spory karton. Kucam przy nim i otwieram. Moim oczom ukazują się ledy. No tak, po remoncie pokoju trochę ich zostało. W mojej głowie od razu zaczynają się pojawiać myśli nad tym jak je wykorzystać. Niestety nic sensownego mi nie przychodzi.

     Bez słowa podnoszę je. Jednak nie przewiduje tego, że zrobię to tak szybko. Odruchowo zginam się w pół, a cały świat wiruje mi przed oczami. Zaciskam usta i wyprostowuje się. Nie patrząc na reakcję chłopaków, szybko uciekam na górę.

     Siadam na ziemi i opieram się o łóżko. Nie mija chwila, a do pokoju wchodzi Filip. Podnoszę głowę i spoglądam na niego. Ten zamyka za sobą drzwi i podchodzi bliżej. Patrzę pytająco.

— Może przyczepimy je u mnie? —pyta zerkając na pudło.

— W sumie, dobry pomysł.

— Muszę nagrać teraz film. Zrobimy to tak za dwie godziny, czy coś robisz?

— Za dwie godziny.

     Wysilam się na mały uśmiech, a współlokator wychodzi. Zmęczony niczym wpełzam do łóżka. Przykładam dłonie do twarzy i wzdycham.

𝚡

     Po raz kolejny to robię. Na mojej skórze pojawia się kreska, z której sączy się krew. Patrzę pusto przed siebie, a ból krzywi mi twarz. Nie wytrzymałem. Myśli przejęły nade mną kontrolę. Szukając ciszy sięgnąłem po nią. Chociaż nie chciałem. Stała się moim wybawieniem.

Nigdy nie sądziłbym, że miłość tak niszczy. Przedstawiana było jako coś pięknego, niesamowitego. Ciągle dążyliśmy, by być kochanym i kochać. Uczyli nas tego uczucia. Jednak czemu nikt nie powiedział jak to zakończyć?

Dałbym wszystko, aby móc od tak przestać czuć.

To stało się tak nagle. W pewnych momentach jest to, aż niedorzecznie śmieszne. Utknąłem w tej relacji. Łapie Cię i nagle kiedy pod palcami mam Twoje serce, wszystko znika. Otwieram oczy, a doglądam tylko pustki. Otacza mnie pochłaniająca czerń. Zakrywa wszystko, a ja się duszę.

Po cichu odchodzę z tego świata. W pewnym momencie nadejdzie mój czas. To cięcie zrobi się zbyt głębokie. Te krzyki zrobią się zbyt ogłuszające. Te myśli zrobią się zbyt bolesne. Te wysokie budynki zrobią się zbyt kuszące.

Ten ostatni krok ku przepaści, będzie moim wybawieniem.

𝚡

     Nie wiem jakim cudem się to wydarzyło, ale stoję po środku pokoju Filipa cały w ledach. Chcąc je rozplątać sam się w nie zaplątałem. Próbuję się uwolnić, aczkolwiek na marne. Z zdegustowaną miną czekam, aż chłopak wróci do pokoju z drabiną, po którą poszedł.

     Po kilku minutach niższy decyduje się wrócić. Wchodzi wraz z wspominaną wcześniej rzeczą i stawia po środku. Dopiero po chwili jego wzrok spoczywa na mnie. Widzę jak jego kąciki ust wędrują do góry. Robi mi zdjęcie, a ja morduję go wzrokiem.

— Z Tobą to jak z dzieckiem — zaczyna się śmiać — Nie można Cię zostawić samego na chwilę.

— Bardzo zabawne, Yoshi.

— No już się nie obrażaj, pomogę Ci.

     Moje serce od razu zabiło szybciej. Chłopak podszedł znacznie bliżej. Złapał mnie za nadgarstek tak, abym się nie potknął, a drugą ręką zaczął odwijać luźne ledy. Lekko się skrzywiłem czując ból w trzymanym przez niego miejscu.

     Już po chwili chłopak mnie puścił i zaczął rozplątywać pozostałe kable. Czułem jego delikatne ręce na swoim ciele. Drżałem i modliłem się, aby skończył jak najszybciej.

Twoje delikatne ręce. Ciepły oddech. Uroczy głos. Przepiękne oczy. Złote serce. To wszystko jest tak bliskie mnie, a równocześnie tak odległe. Im bliżej tym równocześnie dalej.

Kocham Cię, Ty mnie nie. Niszczę się i Ciebie chyba też. Ta relacja robić się dziwna, wręcz toksyczna. Próbuje to wszystko zlepić w całość. Jednak nie potrafię. Martwisz się, pytasz. Pragniesz szczerej rozmowy. A ja? Uciekam. Zapieram się rękoma i nogami. Niby wszystko jest ok, a tak na prawdę moje życie sypie się w drobny pył.

Jednak w tym wszystkim zostajesz jeszcze Ty. Upadam i nie mogę wstać. Równocześnie boje się, że niechcący wciągnę Cię w ten koszmar. Przypadkiem razem ze mną zaczniesz toczyć się w tym niedorzecznym kole myśli. Pęknięcia nie będą powolne i bolesne, a szybkie. Rozkruszą się w ułamek sekundy. A uczucie przeszywające przy tym nasze ciało zabije nas.

𝚡

     Ostatnie ledy zostają przyczepione, a nieład w pokoju posprzątany. Prostuje się i uśmiecham lekko. W tym samym momencie Yoshi kładzie się na łóżko. Patrzę na godzinę i ziewam. Przenoszę wzrok na chłopaka, który podnosi się do siadu.

— Dziękuję, Damian — uśmiecha się.

— Nie ma za co. Koks to wygląda. Przynajmniej jakoś to zużyliśmy.

      Gadamy jeszcze chwilę po czym eksportuje się do swojego pokoju. Zamykam drzwi i opieram się o nie. Z mojej twarzy schodzi uśmiech. Zjeżdżam plecami po drewnie i ląduje na podłodze. Przyciągam kolana do klatki piersiowej i owijam je rękoma.

     Dalej czuje ten dotyk. Delikatne dłonie trzymające mnie i rozplątujące z kabli. Ciepły oddech, cudowny zapach. Drżę, a dłonie wplatam we włosy. Szarpię za ich końce nie wiedząc co robić. Po mojej twarzy mimowolnie spływają łzy.

Ogarnij się.

On i tak Cię nie pokocha.

To wszystko to fikcja.

Te marzenia i tak prysną niczym bańka mydlana.

Zostaniesz sam.

A towarzyszyć będzie Ci samotność.

Może pora to zakończyć?

Odejść w niepamięć.

W końcu zaznać upragnionej ciszy.

_____
920

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro