1. Pierwszy dzień, pierwszy wróg.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Promyki słońca wpadające przez szparę w kotarze, nie były wstanie obudzić trójki chłopców, którzy spali jak zabici po nocnej debacie na temat najlepszej drużyny quidittcha. Remus, który nie był zainteresowany sportem już o 22 zasłonił kotary i ani razu nie odezwał się do kolegów, z którymi dzielił dormitorium. Dobrze słyszał każde wypowiedziane przez nich słowo, nawet te szeptem, nie interesował się w żadnym stopniu quidittchem, ale kiedy Peter zszedł na temat jego osoby, wytężył słuch jeszcze bardziej.

-Nie uważacie, że ten Lupin to jest jakiś dziwny? — szepnął w stronę dwóch chłopców.

-Peter! — syknął w jego stronę James. — Znasz go dopiero kilka godzin, według mnie musimy go lepiej poznać, bo wydaje się być sympatyczny.

-James ma racje, Peter. Może po prostu lubi być sam? — odparł, a Remus mógł sobie wyobrazić minę zdezorientowanego Petera.

-No nie wiem, moja mama wspominała mi kiedyś, że Lupin został zamknięty w domu po tym jak wilkołak go ugryzł. Jego ojciec sprzeciwiał się reformie o wilkołakach i to miała być kara za to. — odpowiedział nadal ze ściszonym głosem, a Remusowi zaczęła się gotować krew.

-Bzdury! — warknął James. — Nawet jeśli miałby nim być to czemu o tym wspominasz argumentując jego dziwność. — parsknął śmiechem wypowiadając ostatnie słowo.

-No bo wilkołaki są groźne, nie powinien się uczyć z nami.

-Co ty gadasz?! — syknął Syriusz, a Remus był pewny, że usłyszał odgłos wstawania z podłogi, na której dotychczas siedziała trójka. — Zastanów się zanim coś powiesz, bo teraz podejrzewam, że to ty jesteś dziwniejszy! — krzyknął na tyle głośno, że gdyby Remus spał to z pewnością by się obudził.

Chwile potem usłyszał zasłonięcie kotary, które oznaczało koniec dyskusji, przymknął oczy i zaraz po tym najzwyczajniej w świecie zasnął pod wpływem dzisiejszych emocji.

Dopiero kiedy promienie słoneczne oświetliły jego twarz, a on po omacku próbował znaleźć kołdrę, która najwidoczniej spadła z łóżka w nocy przez jego wiercenie się, doszedł do niego sens słów Petera. Był też zdziwiony, a zarazem wzruszony postawą pozostałej dwójki kolegów, przecież znali się dopiero kilka godzin, a oni mimo plotek, które przy okazji były prawdziwe postawili się Peterowi. Miał wielką ochotę im podziękować, ale na jaw wyszłoby, że podsłuchiwał ich rozmowę. Starając się o tym zapomnieć, wstał i skierował się do łazienki, biorąc pod pachę jego szaty. Kiedy z niej wyszedł, nikt nawet nie starał się uchronić przed promieniami słonecznymi, a za 20 minut miało odbyć się śniadanie. Podszedł do najbliższego łóżka, w którym leżał Black i szturchnął go kilka razy, a chłopak tylko wymruczał niezrozumiałe słowa i obrócił się na drugi bok. Nikt nie miał zamiaru wstawać, a wskazówki zegara niebezpiecznie szybko zaczęły się zbliżać do wybicia godziny 8. Po kilka nieudanych próbach obudzenia chłopców, Remus oblał ich zimną wodą co poskutkowało natychmiastowo. Cala trójka wrzasnęła i szybko zaskoczyli ze swoich łóżek wpadając przy tym w kotary.

-O matko! Czemu to zrobiłeś, ja chciałem się wyspać?! — jęknął Syriusz.

-Bo za kilka minut mamy śniadanie. — oznajmił i skierował się w stronę wyjścia.

Zaskoczył z dwóch ostatnich schodków i minął kilka osób, które wczoraj widział podczas ceremonii przydzielenia. Pchnął drzwi od pokoju wspólnego z zamiarem wyjścia, a w zamian upadł na ziemie czując ciężar na swoim ciele.

-Boże! Przepraszam! — krzyczała rudowłosa podnosząc się i zbierając książki rozsypane po ziemi. — Straszna ze mnie niezdara, a w dodatku to mój pierwszy dzień tutaj! O matko, jeszcze raz przepraszam! — ciągnęła dalej.

-Wszystko w porządku, serio. — mruknął zakłopotany tą sytuacją.

-Lily Evans! — odparła podając chłopakowi rękę. — Nie wiem w jaki sposób mam ci to wynagrodzić, ale gdybys potrzebował pomocy z nauką albo notek, jestem do twojej dyspozycji. — uśmiechnęła się w jego stronę.

-Remus Lupin. — odpowiedział, nie wiedząc co ma odpowiedzieć na słowotok dziewczyny. — To ja będę leciał? — skrzywił się, gdyż w jego głowie nie brzmiało to tak żałośnie jak na głos.

-Oh, tak! Jasne, śniadanie. — powiedziała kiedy Remus już skręcał na kolejny korytarz.

Dopiero po kilku minutach obok niego usiedli zdyszani chłopcy z dormitorium, Peter ledwo dyszał i przez kolejne dziesięć minut nie umiał uspokoić oddechu. Kiedy skończyli śniadanie podeszła do nich opiekuna ich domu, profesor Mcgonagall i wręczyła im plany lekcji.

-Mamy pierwsze eliksiry. — mruknął Syriusz.

-Lepiej się pośpieszmy, zaraz się zaczynają. — dodał Remus kiedy wstał od stołu, a reszta odrazu poszła w jego ślady.

Po kilku nieudanych próbach dotarcia do sali, znaleźli się przed pomieszczeniem gdzie Slughorn zapraszał uczniów do klasy.

-Cholerny zamek! Ile tutaj jest tych pułapek?! — syknął do trójki kolegów kiedy z westchnieniem usiadł na krześle.

-Musimy zrobić mapę, przecież tak się nie da żyć! — westchnął Remus, który również miał dość błądzenia po szkole.

James spojrzał na kolegę, jakby właśnie objawił mu się Bóg, złapał go za ramię i patrzył na Lupina z zachwytem.

-Jesteś Genialny! — odparł po chwili.

-Słucham? — zapytał zdziwiony.

-Chłopcy! — nauczyciel zakończył konwersacje chłopców. — Nie chciałbym już na pierwszej lekcji odejmować punkty.

-A powinien pan. — mruknął chłopak siedzący za chłopcami.

-Że co proszę?! — obrócił się w jego stronę James i posłał mu gniewne spojrzenie.

-To co słyszałeś. — dopowiedziała rudowłosa dziewczyna co sprawiło, że Remus również się obrócił. —Oh to ty. — uśmiechnęła się do Remusa.

-Znacie się?! — zapytali w tym samym czasie Severus i James.

-Można tak powiedzieć, wpadła na mnie rano i w rekompensacie otrzymałem pomoc z nauką.

-Bardzo miło ze strony panny Evans, ale możecie porozmawiać po lekcji. — mruknął Slughorn zjawiając się znikąd obok grupy uczniów.

-Dobrze profesorze. — spłonęła rumieńcem Lily.

Do końca lekcji dało się usłyszeć szepty dwójki uczniów o tym jak zarozumiała jest czwórka chłopców przed nimi. Syriusz i James co jakiś czas odpowiadali na docinki dwójki co skutkowało odjęciem punktów i Gryffindorowi i Slytherinowi.

-Pierwszy dzień, pierwszy wróg. — zaśmiał się Remus po wyjściu z lochów.

-Pierwszy dzień, pierwsi wrogowie. — dodał Syriusz. —Ta dziewczyna jest szalona, jak ona może przyjaźnić się ze Ślizgonem będąc Gryfonką.

-Według mnie jest okej. — odparł Lupin.

Na szczęście Remusa nie mieli już tego dnia żadnej lekcji ze Ślizgonami, pozostała trójka chciała jak najbardziej uprzykrzyć życie Severusowi, a brak lekcji z jego domem skutecznie im to utrudniał. Lupin zauważył nawet plany żartów do zrobienia walające się pod łóżkami chłopców, niektóre nawet wisiały na ścianach obok plakatów zespołów quidditcha.

~*~

Nareszcie skończyłam drugi rozdział, narazie totalnie nie mam pomysłu na kolejny rozdział i napisałam dopiero pierwsze zdanie do kolejnego rozdziału. Chyba będziecie musieli trochę poczekać na następna część.
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro