✟Prolog✟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

22 marca rok 1768. Kontynent Asen

Brzęczenie obsydianowych łańcuchów rozchodziło się po całej krypcie Mor Neth. Czarno włosy mężczyzna, o niebieskim i czerwonym oku był w nich ciągnięty do wielkiej sali. Z głowy ciekła mu krew, a w oczach było znudzenie. Jego czarna szata z krzyżem na plecach, była brudna i podarta w niektórych miejscach. Czemu go skuli? Za praktykowanie zakazanych czarów. 

Zdrajca. Pomiot Kohta. Bękart. D'yaebl. Potwór.

Tak, nazywali go ludzie z sabatu. Chwila nieuwagi wystarczyła by wszystko nad czym pracował poszło w otchłań. Spojrzał na swoje ręce, na prawej był odwrócony czarny krzyż, a na lewej normalny biały. Paliły go one niemiłosiernie. Brak magii dawał się im we znaki. Przeklęte pręty wykonane z stopu obsydianu i soku wiły nie pozwalały na wchłanianie i kształtowanie tum. Pierwotnej energii, która występuje we wszystkim w tym świecie. W myślach klął na Dynta boga podstępów i psot, za stworzenie tych piekielnych więzów. Uniósł on wzrok na mężczyzn, którzy go targali. Obaj wysocy i dobrze zbudowani. Ubrani w fioletowe szaty z księżycem na plecach. Egzekutorzy. Nie wywołało to w mężczyźnie zdziwienia. Zawsze byli wzywani, kiedy członek sabatu postanowił zdradzić. Rozejrzał się to na lewo, to na prawo w celu odszukania Rien lub Vela. Jednak nigdzie ich nie było, tylko kamienne trumny z kośćmi pochowanych tu magów.

  — Panowie moglibyście mnie puścić? — spytał. — Muszę coś zrobić.

Nie liczył na to, że się zgodzą. Potrzebował czasu. Czasu na obmyślenie planu swojej ucieczki. 

  — Zamilcz pomiocie — warknął jeden z egzekutorów. 

  — Panowie... —  zaczął   —   jaja mnie swędzą, a żaden z was mnie raczej po nich nie posmyra.

Ten, który milczał walnął go z łokcia w twarz. Klaus splunął krwią na ziemię. Złapał trzymające go łańcuchy i okręcił je w koło nadgarstków. Szarpnął za nie mocno, wytrącając goryli z równowagi. Obaj się przewrócili dając mu okazję. Skoczył szybko na jednego i skręcił mu kark. Wyjął szybko nóż za szaty trupa i rzucił w drugiego. Trafił prosto w oko, przebijając się do mózgu. Strażnik runął jak spróchniałe drzewo na plecy, wywołując tym samym huk.

  — A trzeba było dać mi się podrapać — mruknął Klaus, próbując zdjąć łańcuchy. 

Tak jak przypuszczał nie uda mu się tego zrobić bez klucza, a te dwa patałachy go nie mieli. Westchnął głośno, rozdrażniony i już zamierzał stąd odejść, kiedy obca siła wciągnęła go do komnaty za nim. Wleciał do niego i zatrzymał się nad piedestałem w jego centrum. Pomieszczenie było spore. Oświetlone fioletowo-czerwonymi pochodniami i całe w walających się wszędzie czaszkach. Ta sama siła, która go tu wrzuciła ustawiła go pionowo z rozłożonymi prostymi rękami. Wyglądał jak żywcem przywieszony do krzyża. Mimo, że nie planował umierać to nie przerażało go to. Wiedział jak uciec Helderowi bogowi śmierci.

  — Niklausie Lunaris! — Doszedł go głos swojego starszego brata Deana. —  Zostajesz skazany za zdradę na karę wiecznej pieczęci!

Gdy słowa jego brata do niego doszły, gwałtownie zbladł. Mieli go zabić, a nie zmieniać w mumie na stulecia.  Próbował coś zrobić. Wyszarpać się z magicznych okowów, ale niestety bezskutecznie.

— Własnego brata chcesz zamienić w pył?! — wrzasnął wściekle.

— Naszego brata już dawno nie ma. — Kolejny znany mu głos. Tym razem Moren jego starszej siostry. — Z dawnego Niklausa został tylko potwór!

  — Zabije was! Was i waszych potomnych! — wrzeszczał. — Zabije cały ten jebany sabat, gdy się uwolnię! 

Dean skinął dłonią, a obsydianowe pręty wiszące pod sufitem spadły i wbiły się w ciało Nika. Jedne przebiły ręce, drugie nogi.  Ostatni wbił się w czaszkę i przeleciał wzdłuż kręgosłupa. Ostatni raz spojrzał on na rodzeństwo, oczami pełnymi nienawiści po czym zapadł w bezkresną ciemność. Czół tylko ból, głód magii i chęć zemsty.

Jak widać Sabat przeszedł drobne zmiany. Mam nadzieje, że teraz o wiele lepiej się będzie go czytać ;) Zostawcie poniżej coś twórczego co z chęcią sobie poczytam ^^ i do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Premiere przewiduję na połowę lutego lub początek marca, zależy kiedy skończę oczy ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro