✟III. Wszędzie piasek i piasek...✟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy wyszedł z portalu pojawił się na pustyni. Niklaus rozejrzał się wyraźnie rozpoznając, że znalazł się na Syrder. Czy nie mieli pojawić się na Nordren? Coś wyraźnie nie poszło w ich planie. Odwrócił się, ale Infernita nigdzie nie było. Nik przeklnął pod nosem i z warknięciem ruszył w stronę północy. Z tego co mówiła jego pamięć, gdzieś w tamtym kierunku powinien znaleźć opuszczoną osadę. Pieprzony skwar i piach atakujący oczy nie były sprzymierzeńcami maga. Zdjął z siebie kurtkę, a potem koszulkę. Rozerwał ją i obwiązał nią głowę, tworząc prowizoryczną chustę. Kurtkę ponownie na siebie założył i zasunął, po czym ponownie ruszył przed siebie. 

Był już kilka razy na Syrder, ale dla niego ta piaskownica wygląda zawsze tak samo. Wszędzie rozrzucone i wysuszone kości. W innych miejscach kamienie, pod którymi ukrywają się węże i skorpiony. Wiatr unoszący tumany piachu i uderzający o głazy wyraźnie je nadszczerbił. Dzięki czemu ich kolor był żywszy, a powierzchnia gładka jak lustro. Roślin tu praktycznie nie było oprócz kilku pustynnych krzewów i z trzech kaktusów. Natomiast pod piaskiem spały węże. Cholery czyhały na małe ssaki lub pustynne ptaki, które podejdą za blisko nich.

Klaus czuł otaczające go życia. Jednak one są za słabe by zgasić jego głód. ~Tum regenerowało się stanowczo za wolno dla niego, przez co nie mógł utworzyć na sobie tarczy chroniącej przed skwarem. Mijała godzina za godziną, a irytacja i odwodnienie organizmu coraz bardziej dawało się mu we znaki. Przycupnął w cieniu ogromnej skały i rozmasowała suche i poranione od piachu dłonie. Zaczął się rozglądać za jakimś śladem człowieka albo chociaż głupim kaktusem, ale nic nie znalazł. Westchnął z irytacji i oparł głowę o kamień. Spojrzał na niebo i widział jak bóg słońca Helio powoli rusza ku zachodowi. Postanowił poczekać do zmroku, kiedy znacznie się ochłodzi, ale niosło to ze sobą ryzyko. O zmroku wychodziły różnorakie poczwary. Przynajmniej jakieś jedzenie i możliwy napitek. Pomyślał czekając na zachód. Fakt polowania i zjadania surowego mięsa nie robił na niego wrażenia. Był w końcu czystej krwi nordem i od małego chowany był na wojownika. W tym celu mroźne pustkowia sprawiały się idealnie. Surowy klimat i bestie zdolne rozszarpać rosłego mężczyznę na drobne kawałki, najlepiej wychowają dziecko w sztuce przeżycia.

Czekał cierpliwie nie spieszyło mu się nigdzie. Dopiero, gdy słońce zaszło, wstał otrzepał się z piachu i ruszył przed siebie. ~Tum było znacznie bardziej wyczuwalne o tej porze, ale dalej nie było go za wiele. Zdołało zmienić palący ból w dłoniach na łaskotki robione łabędzim piórem. Klaus odskoczył w tył, kiedy spod ziemi wyskoczyły na niego około trzymetrowe szczęki. Ich właścicielem był ogromny wąż o piaskowo-brązowej łusce. Wystawił rozdwojony język i poruszył grzechotką zrobioną z czaszek, które tkwiły na końcówce jego ogona. Grzechotnik z zawrotną prędkością rzucił się w stronę maga. Poruszał się szybko i nieregularnie przez co Nik nie mógł określić kierunku ataku. Złożył ręce jak do modlitwy, a potem je rozłożył jak przy pływaniu żabką, palcami skierowanymi w stronę piasku. Gad zamiast pożreć go, zatrzymał się na niewidzialnej ścianie.

  — Kurwa... jak niefortunnie... — powiedział, kierując dłoń na piach.

Jego drobinki zaczęły lecieć do jego dłoni i zmieniać kształt oraz materie z jakiej były stworzone.  Prosta alchemia zmieniła piasek w dwuręczny miecz. Lunaris czekał, aż bariera pęknie. Jedno uderzenie, drugie, trzecie. Wąż nie miał zamiaru odpuścić i dobrze. Na usta Klausa wpłynął uśmiech, a osłona roztrzaskała się w drobny mak. Przeskoczył nad wężem, który na niego zaszarżował i znalazł się na jego grzbiecie. Gad starał się go zrzucić, ale mu nie wychodziło, dopóki nie postanowił zanurkować w piachu. Nik przeklną, zeskakując z bestii. Wąż nie czekał od razu zaatakował spod ziemi. Mag złapał miecz oburącz i rozłożył go na dwa mniejsze. Wykonał półobrót, unikając stwora i wbił mu miecz w oko. Wąż zasyczał wściekle, unosząc wielkie cielsko. Niklaus oblizał wargi, czekał na to aż gad się podniesie i niczym błyskawica wbił drugi z mieczy w szyję gada, a potem pociągnął go aż nie stanął twardo na piachu. Skoczył w tył nim martwe zwierze go przygniotło i otarł czoło z potu.

— Wyszedłem z wprawy... — powiedział do siebie, wbijając niewielki sztylet w szyję węża.  

Niestety jego alchemiczna broń stała się z powrotem bezużytecznym piachem. Westchnął zmęczony walką i zaczął pić krew węża. Nie spakowała jakoś dobrze, ale zawsze to lepsze niż śmierć z odwodnienia. Kiedy zaspokoił swoje pragnienie, włożył dwa palce w ranę, z której pił i wyciągnął całą krew z wnętrza węża. Zakręcił palcem drugiej ręki tworząc sporych rozmiarów bukłak na wodę. Umieścił w nim zawartość węża i przełożył przez plecy. Po czym przystąpił do skórowania zwierzęcia. Dzięki jego łuską będzie mógł wytrzymać dzienny skwar, a mięso zjeść. Był nauczony by nigdy nie marnować tego co Orches darował jemu na łowach. Z kości zrobił igłę, a z ścięgien, które je łączyły nici. Zaczął za ich pomocą szyć sobie płaszcz ze skóry gada. Nie zapomniał zrobić kaptura, który przyda mu się najbardziej.

Po skończeniu robótek ręcznych, założył swoje dzieło i przystąpił do odkrajania świeżych kawałków mięsa. Nie śpieszył się, wiedział że ma jakąś godzinę nim pojawią się tu inne drapieżniki. Gdy odciął najlepsze, jego zdaniem kawałki mięsa, zaczął je powoli konsumować. Kiedy się najadł ruszył w dalszą drogę. Nie mógł pozwolić sobie na marnowanie czasu. Każdy dzień na tej pustyni przybliżał go do śmierci. Nie był nomadem wychowanym na pustyni. Tylko wojownikiem wychowanym na lodowcach. Gorąco i on zdecydowanie za sobą nie przepadało. 

Mijała godzina za godziną, a on dalej szedł, do momentu, aż zobaczył wystające z piachu wejście. Podszedł do niego i dotknął ręką. Poczuł ogromną moc magiczną, wypływającą z środka. Magię czerpaną z dusz. Na samą myśl o posiłku przeszyły go przyjemne dreszcze, a język mimowolnie polizał jego spierzchnięte usta. Wszedł do środka i liczył na to że znajdzie coś wartościowego. Lakrymę, ubrania albo najcenniejsze dla niego. Dusze martwych magów.

To trafił na pustynne zadupie... biedak... Zakrzywil portal i ma... Jak myślicie co będzie sie działo w krypcie? Co znajdzie Nik? I co myślicie o jego walce z wężem? Widac że slaby? Xp

Korzystając z okazji chciałbym zlozyc wam wesolych świąt (wczorajszych ale ciii xp) i mokrego dyngusa i oby wam pogoda dopisała bo u mnie co chwila pada... tak więc jeszcze raz wesołych i do następnego rozdziału, który pojawi sie za tydzień  ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro