✟X. Tańcząc wśród krwi.✟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

✟ Wyspa Tolos niedaleko Infernitu

Blero wraz z swoimi kompanami zeszli na ląd po kilku godzinnej podróży. Na powitanie wyszli do nich ogniste trolle. Mniejsze od swoich pobratymców, bo dochodzą do maksymalnie dwóch metrów. Nie chodzą przygarbione, tylko wyprostowane. Nie posiadają też  szpiczastych nosów i długich kłów. Mężczyźni maja je niewielkie, które przylegają do górnej wargi. Ich skóra jest szara i pozbawiona wzorów, a włosy i oczy są kolorów płomieni. Ogniste trolle są najbardziej rozwinięte technologicznie i magicznie. Potrafią robić zbroje, miecze którymi nie pogardziliby nordowie. Można więc powiedzieć,  że spośród trzech odmian trolli te są najmądrzejsze. Terwin skinął głową na powitanie, a Azel zrobił to samo. Charakterystyczne u trolla było lewe niebieskie oko i blizna po ostrzu przechodząca przez nie. Nie wiadomo dlaczego jego tęczówka ma niebieski kolor, ale mu i innym to nie przeszkadza. Może czuć się przez to wyjątkowy, ale nie unosi się pychą. Jest dumny jak każdy z trolli, ale zna umiar. Azel ubrany był w lekką zbroje, zdobioną motywem płomieni.

— Witaj Blero — powiedział troll. — Widzę żeś przyprowadził ze sobą gości.

Spojrzał po towarzyszach terwina, a Lone schował się za nim delikatnie ściskając płaszcz starszego. Lozo wyszedł na przeciw mniejszego od siebie trolla.

— Braciak, dawnośmy się nie widziali — powiedział i uściskał Azela.

— Dusisz wielkoludzie... — wysapał, a Lozo puścił go śmiejąc się. — Widzę, że wszystko z tobą dobrze.

— A no, dzięka temu zwierzowi. — Wskazał na Blero.

— Wypraszam sobie, jestem w połowie zwierzęciem.

— Jedna flae w innej sierści  — odpowiedział, machając ręką.

Wszyscy lekko się zaśmiali, a Azel kazał im iść za sobą. Zjedli strawę, przebrali się i poszli do kwater. Blero nie mogąc zasnąć, leżał na łóżku i delikatnie ruszał ogonem. Zastanawiał się co dalej? Czy ruszyć i ratować kolejnych nieludzi, czy wrócić do nowej siedziby? Jego rozmyślanie przerwało delikatne stukanie do drzwi. Usiadł i zaprosił gościa do siebie. Lone wszedł powoli i podszedł do jego łóżka. Maluch miał zaczerwienione oczy i mokre policzki.

— Lone stało się coś? — zapytał łagodnie.

— Śnił mi się koszmar... — powiedział cicho i pociągnął nosem.

Terwin patrząc na niego przypomniał sobie jak to on po uratowaniu z niewoli przychodził do swojego opiekuna przez koszmary. Pamiętał jak często płakał, a mężczyzna przytulał go delikatnie i uspokajał. Spojrzał na malca, który miał położone uszka i podkulony ogonek i wziął go delikatne na ręce. Przytulił go do siebie i zaczął głaskać delikatnie po główce, a mały wtulił twarzyczkę w jego klatkę piersiową. Blero lekko nim kołysał i uspokajał, a po kilku minutach maluch zasnął, trzymając przez sen jego koszulkę. Terwin powoli się położył z przytulonym do siebie Lone i nakrył kołdrą. Pogłaskał delikatnie chłopca po głowie, a ten mruknął przez sen. Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Nie przeszkadzało mu to, że mały będzie z nim spać. Wiedział, że potrzebuje on teraz kogoś, kto będzie przy nim i będzie się nim opiekować. Blero postanowił to zrobić, zadbać o małego i sprawić, że ten nigdy nie będzie już płakać.

 Wnętrze Sar nerr Zur✟ 

Mag wściekle kroczył po swojej komnacie. Kopnął krzesło, stojące przed nim, a te roztrzaskało się na pobliskiej ścianie. Był równie mocno zdenerwowany, co dnia, gdy głupi chłopi spalili mu chatę, gdzie hodował krwawe wrony. Usiadł na łóżku i przetarł lewą dłonią twarz. Dlaczego wszystko szło zawsze nie po jego myśli? Czemu tym razem lakryma musiała wybuchnąć tylko gdy jej dotknął? Albo się starzał, albo jego ciało stało się zachłanne na każdy rodzaj ~tum. Z westchnieniem oparł się o ścianę i zamknął oczy. 

Zaczął liczyć od dziesięciu w dół. Próbował tym nakłonić samego siebie by się uspokoił, ale nie za dobrze mu to wychodziło. Leżał tak przez kilka dobrych minut i się zastanawiał. Co zrobić by pomóc bazyliszkom? W końcu obiecał królowi, że ich wesprze. A obietnic, które dawał nigdy nie łamał. Nienawidził kłamców tak samo mocno co swojej rodziny. Skoro o nich mowa to podczas tej leżanki, wpadł na kilka ciekawych pomysłów zabicia ich. Zaczynając od wypatroszenia, kończąc na zamknięciu w cyklu samospalenia. Te jakże ciekawe koncepcje sprawiły, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. Otworzył czerwone oko, gdy usłyszał szybkie i ciężkie kroki gwardzistów. 

Skupił się i mógł usłyszeć co się dzieje. Byli atakowani przez te pieprzone plemię łowców. Wstał i wziął swoje ostrze. Przewiesił je do lewego boku i ruszył do głównego wejścia. Po kilku krokach doszedł do niego zapach krwi, a jego umysł na chwilę zwiotczał.  Spojrzał przed siebie i zobaczył ciała zarżniętych bazyliszków. Dalej stały wozy i klatki, do których wpychane były kobiety i dzieci. Klaus warknął coś pod nosem, gdy na jednym z wozów ujrzał  przeklęty kryształ. To dlatego kręciło mu się w głowie, jego ~tum było po raz kolejny blokowane, przez jakieś gówno.

  — E pizdeczki, wypad mi z podwórka — powiedział, idąc w stronę łowców.  Z każdym krokiem liczył ile łowców się tu znajduje, i ile będzie w stanie zabić. Z obliczeń wyszło mu, że obecnie z jego siłą i blokadą kryształu uda mu się zabić może z jedną ósmą. 

 Czarnuch z wytatuowaną na twarzy czaszką, powiedział coś do reszty, a oni zaczęli strzelać w stronę maga.  Świat jakby na chwilę zwolnił i stał się dla Nika szary. Widział dokładnie lecące pociski i zostawiające za nimi smugi.  W takim samym tempie jaki miały naboje Klaus unikał ich. Dla osoby postronnej mogło by się wydawać, że przelatują one przez idącego cały czas do przodu maga. Kilku łowców doskoczyło do niego i zaczęło bitewny taniec. Unikał zgrabnie ich ostrzy i sam wyjął swoje, które zamruczało na myśl o przystawce jaka je czeka. Piruet, kontra, finta, unik, kopnięcie, przeskok, cięcie. Ostrze ścięło głowę jednego z mężczyzn i zaświeciło krwawym blaskiem. Niklaus rzucił trzymanym mieczem w silnik samochodu, który stał w samym wyjściu, blokując tym samym drogę ich ucieczki. Nie zdążył uskoczyć, gdy sztylet wbił mu się w pierś. Wypluł krew i złapał, atakującego za głowę i ją zmiażdżył, gołą dłonią. Reszta korzystając z okazji wystrzeliła salwę w stronę maga. Czuł jak krew płynie z prawie każdej części jego ciała i opadł na ziemię, niczym martwe drzewo. Przez moment zdawało mu się, że słyszał głośny i wściekły ryk wilka.

Długo coś mnie już tu nie było, ale o to powracam bo dostałem nagłej motywacji. Wszystkiemu winna jest Alfik, która mi podarowała nową okładkę ^^, a co z tym idzie nową motywację.

Jak widzicie Klaus umarł ;( ale czy aby na pewno? XD

A tu to cudo od Queen_OF_Wolves ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro