i'm tired of your sad lives

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

please, read it in my pale face
ask me if I'm a goth or a manic depressive
but please don't be disturbed
why ever since I left our friendship breaks to pieces

•••

Szare chmury pożarły wszechświat, zostawiając za sobą zgliszcza brudnej rzeczywistości. 

Konstantin z uporem maniaka wpatrywał się w okno i rozciągnięty za nim widok. Pagórki w różnych odcieniach zieleni poprzecinane były kwitnącymi czereśniami. Białe płatki przypominały ostatnie wybuchy niewinności jego przemijającej młodości. Ostatnie kwiaty dla nadziei, matki głupich. Konstantin zawsze uchodził za inteligenta.

Kwiecień przyszedł zbyt prędko, by widzieć go jako utrapienie. Welktraband już po prostu tylko rozglądał się skonfundowany tym, w jakim tempie zakwita przyroda, a pod ramię z nią maniakalne myśli. Słodki zapach gnicia rozsadzał jego klatkę piersiową od wewnątrz.

Zerwał się z krzesła, by zacząć na nowo przemierzać swój pokój od jednego kąta do następnego. Deszcz lał, jak gdyby Pan Bóg w akcie furii kopnął wiaderko wypełnione łzami chmur i tym samym niemalże zalał planetę. Konstantin miał wrażenie, że przez jego głowę przetacza się skumulowane wycie, anielski skowyt, który w założeniu przywrócić do życia miał przyrodę, a przy okazji zabijał w nim spokój.

Ciotka Sofia nazywała to migreną. Tak samo nazywała przekaz każdej wypowiedzi swojej siostry, matki Konstantina, oraz sałatkę z ogórków i śmietany, szerzej znaną jako mizeria.

— Nałóż sobie trochę migreny — zaleciła Leonowi, gdy ten po raz pierwszy zawędrował do domostwa przyjaciela.

Szatyn uniósł brwi.

— Nie musi. W tym domu ona automatycznie się nakłada — skwitował Konstantin.

Sofia tylko wzruszyła ramionami i popychając dłońmi koła wózka, odjechała w głąb salonu. Była bardzo słaba, a podobno na wiosnę wszystko kwitnie.

Konstantin potarł dłonią poznaczone reszkami blizn po trądziku czoło. Był bardzo zmęczony i najchętniej poszedłby spać, by już się nie obudzić, a przynajmniej nie w tej rzeczywistości. Problem w tym, że wszechświat cały czas wrzeszczał, jak gdyby nie mogąc dopuścić do sytuacji, w której nieszczęsna dusza blondyna doświadczy katharsis.

Pewni ludzie w tej sytuacji prawdopodobnie zawinęliby się w kołdrę albo poddali się efektowi netflixa; oglądasz, nie wiesz nawet co, ale oglądasz, ale nie Konstantin. Konstantin był maniakiem, a to maniactwo wzbierało w nim wraz z odradzającym się wszechświatem. Niestety jednak nie przechodził dzięki temu intelektualnego renesansu, jak można by założyć. Kojarzyło mu się to z pianinem. Miał przemożne wrażenie, że gdy inni ludzie usilnie odwlekali konieczność praktyk w nieskończoność, ociągali się, w efekcie nie robiąc prawie nic, on jak wariat walił w klawisze, zazwyczaj bez ładu i składu. Bo taki właśnie w gruncie rzeczy był Konstantin; neurotyk-maniak, co nie potrafiąc inaczej tego wyrazić albo wytłumaczyć choćby samemu sobie, rzucał się w wir nieskładnej pracy.

Leon był inny. Leon podchodził do życia z entuzjazmem pięciolatka, a do ewentualnych przeszkód jak pies do jeża; z początku z zapałem i ciekawością, po pierwszym bezpośrednim starciu z bezsprzecznym przerażeniem.

On też przeżywał wiosnę intensywnie, jak gdyby poddając się temu, że wszystko rośnie, a wśród tego wszystkiego również jego wybujała fantazja. Od paru dni żarliwie obiecywał, że w końcu "oderwie Konstantina od tych książek, chociażby siłą, bo to chore, by się tak uczyć od rana do nocy i że pojadą na rowery. Pojadą na rowery tylko we dwójkę".

Konstantin lubił to określenia stanu "tylko we dwójkę", "tylko my", "my i tylko my". Może to przez introwertyczną naturę, może przez fakt, że nigdy nie czuł się wystarczająco znaczącym towarzyszem, by spędzanie czasu "tylko we dwójkę" z nim było wystarczająco animujące. Prawie zawsze było "tylko my i...", jak gdyby wszechświat i otaczająca go ludzkość nie rozumiały pojęcia "my".

— Pojedziemy na rowery tylko we dwójkę. I nie będzie lało, tylko będzie padać. I nie będzie szumu, będzie muzyka.

Bo po prawdzie chciałby, żeby właśnie tak było. Całemu życiu zdawało się towarzyszyć szumienie starego telewizora, ogłupiający szum zwany białym. Podświadomie chciał trafić na działającą stację.

•••
Lebanon Hanover ~ "Avalanche"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro