Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wychodząc z domu parę godzin wcześniej byłem gotowy na przeczuwane nieprzewidziane zdarzenia. Teraz, stojąc na poddaszu rozsypującej się kamienicy, obserwując jak kobieta moich snów okazuje się być facetem, doszedłem do prostego wniosku, że dziwniej już być nie może. W milczeniu patrzyłem jak Sa... to znaczy Taemin zarzuca na ramiona prostą, białą koszulę, nawet nie fatygując się, żeby ją zapiąć. Ciemne spodnie, w przeciwieństwie do falbaniastej sukni, w pełni eksponowały szczupłe nogi, o których w dalszym ciągu nie mogłem myśleć inaczej, niż jak o nogach mojej nocnej bogini.

Gwałtownie potrząsnąłem głową, odwracając wzrok. Myślenie o wdziękach Sagi było teraz jak najbardziej nie na miejscu, zwłaszcza, że cały czas pozostawałem pod wyczekującym spojrzeniem ciemnych, błyszczących nieco wyzywająco oczu. Szczerze mówiąc, w danym momencie tylko czekałem, aż Taemin ściągnie swoją rudobrązową perukę i odwiesi ją gdzieś, dopełniając swojej metamorfozy w chłopaka. Nic takiego jednak nie nastąpiło, zamiast tego Lee po raz kolejny przeczesał włosy palcami, po czym związał je z tyłu głowy, pozwalając krótszym kosmykom w dalszym ciągu okalać twarz.

- No co tak stoisz? – zapytał, porzucając uprzejmości i ruchem podbródka wskazując mi rozklekotany stołek, umiejscowiony w kącie zagraconego pomieszczenia. Posłusznie przysunąłem sobie mebel i usiadłem, w dalszym ciągu niezdolny wykreować jakiś ambitny plan działania. Powinienem najzwyczajniej w świecie złapać tego oszusta za kołnierz koszuli, rzucić mu oskarżeniem o kradzież prosto w twarz i zażądać zwrotu mojej własności. Nie byłem jednak w stanie zdobyć się na żaden akt agresji, bo spojrzenie Taemina mieszało mi się ze spojrzeniem Sagi, i ciężko było mi sformułować w głowie choćby jedno logiczne zdanie. Chłopak wyglądał na niezadowolonego z mojego milczenia. Z westchnieniem oparł nogi o blat zasypanego wszelakiego rodzaju przedmiotami biurka i zaczął wykałaczką wydłubywać brud spod paznokci. – Jesteś naprawdę mało spostrzegawczy, Choi Minho – powiedział, nie racząc mnie już ani jednym spojrzeniem, skupiając się na swoim ambitnym zajęciu. – Sądziłem, że zorientowałeś się już na ulicy, dlatego cię tu przywlokłem, ale biorąc pod uwagę twoją głupawą minę, ty dalej nie możesz w to uwierzyć... - dodał, krzywiąc się najwyraźniej z powodu własnego zbyt nieprzemyślanego działania. – Ale cóż, narobiłem sobie dodatkowych problemów, to teraz muszę stawić im czoła, nieprawdaż?

- To nie moja wina, że wyglądasz jak dziewczyna – odezwałem się, po raz pierwszy odkąd Taemin zaczął się rozbierać. Jego lekceważąca postawa zniwelowała moje początkowe onieśmielenie, przywracając trzeźwość umysłu. Taemin uśmiechnął się szelmowsko, słysząc tę uwagę.

- Ale podobało ci się... - mruknął, odrywając wzrok od swoich paznokci, znów przewiercając mnie pewnym siebie spojrzeniem. – Miałeś ochotę na piękną Sagi – dodał z triumfem w oczach, a ja musiałem policzyć w głowie do trzech, żeby mu nie przywalić. Moja duma prawdopodobnie już dawno płakała gdzieś w kącie umysłu nad swoim żałosnym losem. Ten dzień (podobnie jak i zeszłą noc) mogłem zaliczyć do panteonu moich największych porażek i kompromitacji. Postanowiłem jednak przełknąć te wszystkie refleksje, z wprawą przybierając dobrą minę do złej gry.

- Piękna Sagi chyba nie wzbogaciła się zbytnio zeszłej nocy – odparłem, odwracając kota ogonem. Taemin skrzywił się na te słowa, po czym zdjął nogi z biurka i kilkoma ruchami wygrzebał ze stosu piętrzących się nań przedmiotów mój portfel.

- Okradanie cię to był błąd taktyczny – powiedział, rzucając mi moją własność. – Najlepszym się zdarza... - dodał burkliwym tonem, ignorując mój szeroki uśmiech. Na tym etapie mogłem po prostu wstać, wyjść i raz na zawsze wyrzucić z pamięci tego dziwnego osobnika. Świadomość, że choć raz Key nie będzie mógł na mnie narzekać napawała mnie jednak na tyle dobrym humorem, że postanowiłem jeszcze trochę pociągnąć to niecodzienne spotkanie.

- Więc tak zarabiasz na życie? – zapytałem lekkim tonem, obserwując jak Taemin rozmasowuje obolałe od noszenia butów na obcasie stopy. Spojrzał na mnie podejrzliwie, jakby szukając w wyrazie mojej twarzy kpiny, którą zaraz mógłby odeprzeć jakąś zgryźliwą uwagą. Nie miałem jednak intencji, żeby mu dopiec, kierowała mną czysta ciekawość. O tym, że dałem się uwieść jakiemuś chłopaczkowi, wolałem w danej chwili nie myśleć. Albo najlepiej nigdy nie myśleć.

- To całkiem dobry interes – powiedział, na powrót kładąc nogi na blacie biurka, odchylając głowę i przymykając oczy. – Byłbyś zdziwiony, jak wiele jestem w stanie ukraść jednej nocy...

- Ale po co te przebieranki? – zapytałem, unosząc brwi. – Przecież mógłbyś równie dobrze okradać kobiety... - podsunąłem z prostotą, ale reakcja Taemina była zaskakująco gwałtowna. Znów ściągnął nogi z blatu, i szybkim ruchem przysunął swoje krzesło do mojego, na tyle blisko, że niemal stykaliśmy się kolanami.

- Widzisz tę twarz? – powiedział, pochylając się i gestem wskazując na samego siebie. Skinąłem głową, niepewny jakiej reakcji ode mnie oczekuje. – Myślisz, że z taką twarzą mam jakieś poważne szanse u bogatych baronowych czy hrabin? – kontynuował, a ja byłem w stanie jedynie wzruszyć ramionami. Taemin wywrócił oczami. – One szukają mężczyzn, nie chorobliwie chudych chłopaczków – stwierdził, ale w jego głosie nie było spodziewanej gorzkiej nuty. Wyglądał na pogodzonego ze swoim losem. – A piękna Sagi jest w stanie zmiękczyć niejedno męskie serce samą swoją tajemniczą obecnością – dodał, mrugając do mnie psotnie. – Mamy trudne czasy, trzeba jakoś sobie radzić. – Wzruszył ramionami, znów odchylając głowę do tyłu.

- W istocie, trudne... - mruknąłem, naraz z niechęcią przypominając sobie o wszystkich swoich problemach.

- To ile chcesz za milczenie? – zapytał znów, a jego głos zdradził ogromne zmęczenie spędzoną na ciężkiej pracy nocą. W głowie natychmiast zaczęła mi się szalona kalkulacja. Z jednej strony, i tak nie zamierzałem nikomu mówić o tym, czego się tu dowiedziałem. Taemin w pewien sposób zaimponował mi swoim sprytem, i nie miałem nic przeciwko temu, żeby w dalszym ciągu opróżniał zbyt wypchane portfele tych wszystkich obrzydliwie bogatych ludzi, którzy nie raczyli spojrzeć na mnie, jak na równego sobie. Z drugiej jednak strony, mogłem zupełnie przypadkowo i w pełni za darmo zarobić niezłą sumę pieniędzy. Wystarczyło wymyślić odpowiednią do sytuacji cenę. – No co? Znowu zapomniałeś jak się mówi? – zapytał Taemin znużonym głosem, wyciągając coś ze stosu zalegających na biurku rzeczy. W milczeniu obserwowałem jak bierze do ręki prowizoryczną lotkę do gry i rzuca nią w zawieszoną na ścianie podobiznę, której wcześniej, zbyt zaaferowany Sagi/Taeminem, nie zauważyłem.

- To on! – wyrwało mi się, kiedy rozpoznałem widniejącą na ścianie twarz. Taemin trafił swoją lotką prosto w podziurawione od licznych ciosów czoło, po czym spojrzał na mnie, pytająco unosząc brwi.

- Tak, to ten skurwiel, przez którego straciłem brata... - mruknął, cały czas bacznie przyglądając się mojej gwałtownej reakcji. – Czyżbyś też miał z nim na pieńku? – zapytał, rzucając kolejną lotką. Cios prosto w oko.

- Nie wiem dlaczego, ale ten człowiek znalazł sobie hobby w uprzykrzaniu mi życia – odpowiedziałem, naraz na nowo przeżywając własną frustrację.

- Witaj w klubie – odparł Taemin, zaprzestając swojej zabawy. Odwrócił swoje krzesło tyłem do mnie i usiadł w rozkroku, wspierając podbródek na jego drewnianym oparciu. – Przez niego mój brat popełnił samobójstwo – powiedział, a w jego oczach dostrzegłem jedynie odległe refleksy smutku, prawdopodobnie już dawno zastąpionego wyuczoną przez lata hardością. – Nie pozwolił Taesunowi widywać się ze swoją siostrą, w której mój brat był bez pamięci zakochany – wyjaśnił, a gorzkość jego tonu zawibrowała w zatęchłym powietrzu pokoju. Taemin odwrócił głowę, znów spoglądając na wiszącą na ścianie podobiznę. – Kim Jonghyun to szalenie zaborczy człowiek, nikogo nie dopuszcza do swojej noony – powiedział, w zamyśleniu bawiąc się trzymaną w rękach lotką. – Gdybym miał do tego warunki, pewnie zrobiłbym wszystko, żeby odebrać temu skurwielowi jego najpilniej strzeżony skarb. To byłby cios prosto w serce. – Chłopak zamachnął się i trafił lotką w pierś swojego wroga. Następnie wzruszył ramionami i znów na mnie spojrzał. – Niestety, nie jestem dobry w uwodzeniu płci przeciwnej, bo zbyt dużo czasu zajmuje mi przekonanie damy, że nie jestem dziewczyną w męskim stroju – oznajmił, pozwalając sobie na blady uśmiech. – A ty? Skąd znasz Pana Dziurawego? – zapytał, wskazując gestem wiszącą na ścianie podobiznę.

- Nie znam go. Ale on zna mnie. Na tym polega mój podstawowy życiowy problem... - powiedziałem, zdając sobie sprawę jak idiotycznie brzmią moje słowa. Wypowiedź Taemina obudziła we mnie jakieś nie mające dotąd miejsca pragnienie uprzykrzenia Kim Jonghyunowi życia. – A gdyby tak... -zacząłem, a w oczach Taemina zabłysła żywa ciekawość, jakby wyczuwał co zamierzam zaproponować. – Gdyby tak nawiązać współpracę? – powiedziałem, w zamian otrzymując ochocze potaknięcie głową.

- Panie Choi Minho, myślę, że mamy umowę – odparł, wyciągając dłoń. Bez satynowej rękawiczki była zwyczajna, może bardziej chłopięca, niż męska, ale z pewnością nie kobieca. Uścisnąłem ją z dziwnym przeczuciem, że od tej pory Lee Taemin stanie mi się dużo bliższym kompanem, niż kiedykolwiek mogłaby być Sagi.

***

- Nie tak, idioto! – Po raz kolejny oberwałem od Taemina torebką. Nie byłem pewien czy to tylko moja wyobraźnia, czy chłopak stawał się milion razy drażliwszy, kiedy przeistaczał się w Sagi. Widać wszystkie kobiety tak mają, nawet te udawane...

- Ale o co ci znowu chodzi? – zapytałem, odsuwając się o krok, i spoglądając pytająco na rozeźloną piękność.

- Minho, czy ty nigdy nie miałeś dziewczyny? – zapytał retorycznie, a ja już otworzyłem usta, żeby się usprawiedliwić, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Taemin podszedł bliżej i chwycił moją rękę. – Swoją kobietę powinieneś trzymać o tak – powiedział, kładąc moją dłoń na swoim biodrze.

- Ale to niewygodne! – zaprotestowałem, na co Taemin znów obrzucił mnie pełnym wyrzutów spojrzeniem.

- Chcesz spróbować czegoś, co jest naprawdę niewygodne?! – zapytał, unosząc odzianą w but na wysokim obcasie nogę. Gwałtownie pokręciłem głową, przecząco. Mimowolnie musiałem jednak przyznać, że chodzenie w tego typu szatańskich wynalazkach szło mu doprawdy profesjonalnie. – To przestań wreszcie marudzić, bo nigdy nie dotrzemy do tego kasyna – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, a mnie nie pozostało nic innego, jak mu się podporządkować. Taemin wiedział o Kim Jonghyunie znacznie więcej niż ja sam, byłem więc zdany na niego, jako moje źródło informacji.

- Jesteś pewien, że nas tam wpuszczą? – zapytałem z powątpiewaniem, na co chłopak wywrócił oczami.

- Wziąłeś pieniądze? – zapytał, a ja skinąłem głową, wspominając jak wiele sprzątań mieszkania musiałem Kibumowi obiecać, w zamian za tę pożyczkę. Mój wszechwiedzący przyjaciel był bardzo podejrzliwy wobec nagłej potrzeby ponownego zasięgnięcia gotówki. Musiałem zmyślać, nie mogłem mu przecież powiedzieć, że idę do kasyna dokonać zemsty na gościu, którego w ogóle nie znam, w dodatku w towarzystwie dziewczyny, która parę dni wcześniej mnie okradła, ale stety/niestety okazała się być facetem. To wszystko brzmiało idiotycznie nawet w mojej głowie, wolałem więc nie wyobrażać sobie, jak przyjąłby takie wieści Key. Póki co jednak, musiałem przyznać, że całkiem dobrze się bawiłem, a cała ta sytuacja, w którą się wplątałem, nadałaby się na niezłą komedię.

- Hej, moja najdroższa Sagi... - powiedziałem, zatrzymując się gwałtownie i nachylając się nad Taeminem, który tej nocy wyglądał wybitnie elegancko. – Pamiętaj, że jesteś moją partnerką i nie powinnaś oglądać się za innymi mężczyznami – szepnąłem mu na ucho możliwie jak najbardziej uwodzicielskim tonem.

- Oczywiście, gołąbeczku – odparł Taemin słodkim głosem, po czym wbił mi obcas w stopę, w ten sposób płacąc za głupie żarty.

- Ej no... za gorsz poczucia humoru... - burknąłem, ledwo powstrzymując syk bólu, pulsującego ze zranionej stopy.

- Zostaw te amory na później, w kasynie masz się zachowywać jak prawdziwy zakochany idiota – odgryzł się Taemin, poprawiając moją zsuwającą się po materiale sukienki dłoń na swoim biodrze i zmuszając mnie do dalszego marszu.

- Naprawdę ci to nie przeszkadza? Takie obmacywanie co wieczór? – zapytałem nieco poważniejszym tonem, a Taemin spojrzał na mnie z wyższością (choć w obcasach ledwo dorównywał mi wzrostem).

- Nie jestem dziwką, Minho – powiedział rzeczowym tonem, z rozbawieniem obserwując moje zmieszanie. – Przeważnie ograniczam się do tego, co zaprezentowałem ci przy naszym pierwszym spotkaniu – wyjaśnił, po raz kolejny boleśnie przypominając mi, jak łatwo dałem się podejść zwykłemu chłopakowi w kiecce. – Zazwyczaj udaje mi się umknąć ze zdobyczą jeszcze zanim szanowny dżentelmen zapragnie bardziej zgłębić sekrety pięknej Sagi. – Uśmiechnął się szelmowsko, co kontrastowało z jego fryzurą i makijażem, zmieniając tę anielską twarz w twór z piekła rodem.

- Może ja też powinienem rozpocząć taką działalność? – powiedziałem zamyślonym tonem, ale zaraz dostałem kuksańca w żebra.

- Nie nadajesz się do tego, idioto – oznajmił tonem znawcy, zerkając znacząco na moją rękę, która w niezręczny sposób usiłowała znaleźć dla siebie miejsce na biodrze chłopaka.

- To dlatego, że jesteś facetem – odparłem burkliwie, próbując jakoś się usprawiedliwić. Może nie byłem idealnym amantem, ale nie mogłem dopuścić do tego, żeby nawet chłopak w damskich ciuchach mnie z miejsca skreślał. – Dlatego dziwnie mi cię tak dotykać... - dodałem, z opóźnieniem orientując się, jak idiotycznie brzmią te słowa.

- A może po prostu... - zaczął Taemin z przebiegłym uśmiechem - ...jesteś zdezorientowany, bo i tak ci się podobam? – podsunął niewinnym tonem, za co miałem ochotę zdewastować mu tę perfekcyjnie ułożoną fryzurę. Ograniczyłem się jednak do pełnego wyższości prychnięcia.

- Hipnoza, w którą wprawiła mnie Sagi, przestała działać w momencie, w którym na scenę wkroczył Taemin i jego niewyparzony język – odciąłem się, ale odpowiedział mi tylko pełen złośliwości śmiech. – Powinieneś się raczej cieszyć, że masz zaszczyt spędzić wieczór z tak przystojnym kawalerem jak ja – stwierdziłem, teatralnym gestem przesuwając dłonią po własnych, elegancko zaczesanych włosach.

- Lepiej ubierz kapelusz, panie kawalerze, zamiast paradować z gołą głową – odparł chłopak, nieco poważniejąc. – Zbliżamy się – dodał, znów poprawiając moją dłoń.

Skręciwszy za róg brukowanej ulicy obaj, jak na komendę, wyprostowaliśmy się, próbując wyglądać jak najdostojniej. Przyciągnąłem Taemina bliżej siebie, wchodząc w rolę bogatego dżentelmena, który wraz ze swoją partnerką przybył pograć w karty. Lee zatrzepotał rzęsami, spoglądając na mnie zalotnie, i gdyby nie fakt, że musiałem zachowywać się nienagannie, pewnie bym mu za to przywalił. Czającą się w ciemnych oczach kpinę i złośliwość prawdopodobnie mogłem dostrzec jedynie ja sam.

Zapukałem w drzwi z zewnątrz zaniedbanego, sprawiającego wrażenie opustoszałego budynku, by po kilku chwilach usłyszeć zachrypnięty głos strażnika.

- Hasło? – zapytał, jednocześnie lustrując nas uważnym spojrzeniem, zapewne kalkulując na ile zyskowni możemy być dla nielegalnego interesu i rozważając prawdopodobieństwo natrafienia na tajniaków z policji. Nawet otrzymawszy ode mnie poprawną odpowiedź nie zareagował, w dalszym ciągu nam się przyglądając. Naraz zacząłem się zastanawiać, co by tu zrobić, żeby pan strażnik stał się bardziej przychylny, ale do gry wkroczył Taemin. Zatrzepotał rzęsami, przybierając wyjątkowo niewinny wyraz twarzy, na widok którego omal nie parsknąłem śmiechem.

- Skarbie, mówiłeś, że dzisiaj zamierzasz tu zostawić masę pieniędzy – powiedziała Sagi, sunąc dłonią po moim ramieniu. – Może to i lepiej, że nie chcą nas wpuścić? – zapytała zatroskanym tonem.

- Nie gadaj głupot, kochanie, mam przeczucie, że dzisiaj nieraz wygram – odparłem z pewnością siebie, po czym zerknąłem znów w stronę wejścia. - To jak? Wpuści nas pan? Czy pozwoli damie marznąć na zewnątrz? – W reakcji na moje słowa Taemin wzdrygnął się nieznacznie, choć na polu wcale nie było zimno. Strażnik podumał jeszcze przez chwilę, po czym odryglował ciężkie drzwi, pozwalając nam wejść do środka.

Drogę wąskim korytarzem, prowadzącym do zagospodarowanych na nielegalne kasyno piwnic, przebyliśmy w milczeniu, ograniczając się do wymiany pełnych rozbawienia spojrzeń. Buty Taemina stukały przeraźliwie w ciszy opustoszałego budynku, a ja nie mogłem zaprzeczyć, że znów zachowywał się z gracją godną najzacniejszych salonów. W końcu dotarliśmy na miejsce, do kolejnych ciężkich drzwi, również i tym razem, za należytą opłatą, zostając wpuszczonymi.

Wnętrze kasyna powitało nas gwarem podekscytowanych głosów, mieszających się z dźwiękami odgrywanej w kącie pomieszczenia muzyki. Przy barze przelewały się kolejne kieliszki, gaszące niekończące się pragnienie klientów. Większą część pomieszczenia zajmowały otoczone przez wykwintnie wyglądających dżentelmenów oraz ich damy stoły, przy których z lubością tracili i zyskiwali kolejne niebotyczne sumy. Gdyby Key zobaczył mnie pośród tej społecznej zgnilizny z najwyższych sfer, zapewne oberwałbym czymś znacznie niebezpieczniejszym niż miotełka do kurzu. Ja jednak, bawiłem się wyśmienicie, podobnie było w przypadku Taemina, sądząc po psotnych ognikach czających się w jego okolonych ciemną kredką oczach. Z zaskoczeniem doszedłem do wniosku, że więcej mnie z tym pokręconym chłopakiem łączy, niż mógłbym się z początku spodziewać. Zdążyłem już zamazać w pamięci onieśmielającą i wywołującą skrępowanie Sagi, zastępując ją złośliwym i na swój sposób sympatycznym Taeminem. Tego wieczora odkryłem jedną wspólną dla nas obu pasję – robienie z innych ludzi idiotów.

- Skarbie, chodź i pokaż mi, jak ogrywasz tych wszystkich panów – poprosił Taemin, ciągnąc mnie za rękę w kierunku stołu. Poddałem się temu, dochodząc do wniosku, że Lee z pewnością dobrze wie, co robi. Jednocześnie dostrzegłem, jak dyskretnie rozgląda się na boki, zapewne w poszukiwaniu celu naszej dzisiejszej wyprawy. Również i ja przeczesałem tłum ludzi spojrzeniem, bezskutecznie jednak, bo znajomej twarzy Kim Jonghyuna nigdzie nie było widać. Zgrabnym, w moim mniemaniu, gestem objąłem Taemina od tyłu w pasie i pochyliłem się nad nim.

- Nigdzie go nie widzę – powiedziałem mu na ucho, mając nadzieję, że wyglądamy na parę szepczących sobie słodkie słówka kochanków.

- Szlag... - mruknął sam do siebie, a wypowiedziane słowo zabrzmiało niewłaściwie w jego delikatnych, naznaczonych szminką ustach. W dalszym ciągu nie mogłem uwierzyć, że Taemin w takim stopniu przypomina dziewczynę. Zupełnie jakby matka natura dokonała pomyłki przy wyborze płci. Do wrażenia, które robił swoim wyglądem, teraz dochodziła jeszcze jego osobowość, którą było mi dane w pewnym stopniu poznać. Taemin nie był dziewczęcy, oczywiście kiedy nie musiał udawać Sagi, co szło mu wyśmienicie. Lee zachowywał się jak każde inne chłopaczysko, co dawało razem niespotykaną mieszankę kontrastów. Jeśli z początku miałem Sagi za interesującą postać, to po tym krótkim czasie nowej znajomości mogłem stwierdzić, że Taemin był o stokroć bardziej intrygującą osobą.

- Co jest? – zapytałem, jednocześnie dłońmi zmysłowo sunąc po torsie Taemina, usiłując nie wypaść z roli, mimo faktu, iż ewidentnie coś było nie tak. Chłopak odchylił głowę do tyłu.

- Jaki dzisiaj jest dzień? – Rozległ się ten charakterystyczny, ochrypły szept w moim uchu, ten sam, który tak oczarował mnie podczas naszego pierwszego spotkania.

- Poniedziałek – odparłem, coraz bardziej skonsternowany dotąd pełnym niezachwianej pewności siebie zachowaniem Taemina, który naraz skrzywił się nieznacznie, wyraźnie z czegoś niezadowolony.

- Panie Choi, mamy problem – szepnął, okręcając się w moich ramionach i marszcząc brwi. – Pomyliły mi się dni tygodnia... - mruknął, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

- Kpisz sobie? – mój ton głosu zawibrował pretensjonalnie, niebezpiecznie głośno, więc Taemin przyłożył odziany w czarną rękawiczkę palec do moich ust.

- Cii... jeszcze nie wszystko stracone – powiedział, usiłując rzeczowym tonem pokryć swój błąd. W rzeczywistości jego roztrzepanie tylko dodatkowo mnie rozbawiło, nieco nadszarpując wizerunek mistrza przebiegłych pomysłów. Mój humor rujnował jednak fakt, iż właśnie wywaliłem w błoto masę pieniędzy, nic w ten sposób nie zyskując. Spojrzałem zrezygnowany na stół pełen rozsypanych talii kart, ale Taemin złapał mnie za podbródek i zmusił do skupienia na sobie uwagi. – Zagrajmy – powiedział, a ja zrobiłem wielkie oczy.

- Ale po co? Mieliśmy szukać sposobu na dotarcie do siostry Kima...

- Ciszej, debilu – wszedł mi w słowo Taemin. Ta poufała wymiana zdań trwała już zdecydowanie zbyt długo, przez co niektórzy pracownicy kasyna zaczynali zerkać na nas podejrzliwie. Lee złapał mnie za kołnierz i przyciągnął bliżej do siebie, a jego długie, spływające falami włosy, odgrodziły nas od nieprzychylnych spojrzeń. – Nie mamy więcej pieniędzy, żeby tu wrócić. Musimy trochę zarobić. – Taemin mówił szybko, nie pozwalając sobie przerwać. – Jeśli odpowiednio to rozegramy, jesteśmy w stanie zgarnąć całkiem sporą sumę – powiedział rzeczowym tonem.

- Czekaj, skąd ty...

- Uwierz mi, nieraz bywałem w takich miejscach z bratem – oznajmił, na powrót mnie uciszając, po czym przywołał na twarz zalotny uśmiech. – Zaufaj mi, skarbie – dodał kpiąco, zarzucając rękę na moją szyję. Wywróciłem oczami, nie będąc w stanie oprzeć się okazji do kolejnego przedstawienia.

Taemin zakręcił biodrami i odsunął się ode mnie, pozwalając mi tylko przez moment zobaczyć psotny uśmiech, który to zaraz musiał zostać zamknięty w siedzibie oczu, bo twarz chłopaka znów zastygła w masce uwodzicielskiej Sagi. Aż dziw, że nikt poza naszą dwójką nie dostrzegał, jak wiele zabawy czerpiemy z tej małej maskarady.

Moja seksowna partnerka powiodła spojrzeniem po twarzach zebranych, wyłapując wzrokiem swoje ofiary. Ja natomiast, zasiadłem za stołem, przystępując do gry. Nie byłem do końca pewien, na czym plan Taemina polega, dlatego dyskretnie śledziłem spojrzeniem każdy jego ruch. Chłopak raz po raz mieszał się w tłum, żeby naraz zmaterializować się tuż obok któregoś z dżentelmenów, rozproszyć go tym samym, czym z początku rozpraszał mnie. Chyba jako jedyny zauważyłem, jak Taemin z gracją zagląda zdezorientowanym jego obecnością panom w karty. Uzyskane w ten sposób informacje przekazywał mi dyskretnymi gestami, co jakiś tylko czas podchodząc na tyle blisko, by szepnąć coś na ucho. Byłem zaskoczony, jak wspólnymi siłami łatwo jest oszukać całe to wysoko postawione towarzystwo i zagrać im na nosach. Taktyka Taemina dawała zamierzone efekty, pomagając mi zgarnąć całkiem przyzwoitą sumę. W duchu śmiałem się na myśl, jak zareagowaliby ci wszyscy panowie, dowiedziawszy się, że ta tajemnicza, sunąca między krzesłami piękność, to tak naprawdę chłopak, najzwyklejszy w świecie oszust. Zabawa była przednia, nie tylko dla mnie, ale i dla Taemina, który z coraz bardziej triumfalnym uśmiechem podbijał serca kolejnych ofiar swoim niezaprzeczalnym wdziękiem.

Kiedy po paru godzinach perfekcyjnego udawania wyszliśmy z lokalu, czułem się niemal jak pan całego świata, karmiąc się świadomością, że każdy nabierze się na ten dziecinny teatrzyk, który samodzielnie z Taeminem stworzyliśmy.

- Byłeś świetny – powiedziałem ze szczerym podziwem, jeszcze zanim zdążyłem ugryźć się w język. Lee teatralnym gestem odrzucił długie włosy do tyłu, spoglądając na mnie z góry.

- Sagi zawsze jest świetna – oznajmił, sugestywnie przygryzając wargę. Nie przyszły mi do głowy żadne słowa riposty, więc po prostu popchnąłem go w bok, niemal zwalając z nóg, bo chłopak wciąż miał na sobie obcasy. – Uważaj, bo będziesz mnie niósł! – zagroził, po raz kolejny tej nocy uderzając mnie swoją torebką w ramię.

- A co, Sagi cię zmęczyła? – zapytałem unosząc brwi, w odpowiedzi otrzymując głośne prychnięcie.

- Ty lepiej zrób coś z Minho – odparł kąśliwie, chwytając się mojego ramienia, dla odzyskania stabilnego kroku.

- A co z nim jest nie tak? – zapytałem z oburzeniem, bo byłem z siebie tego wieczora wybitnie zadowolony. Taemin wywrócił oczami, najwyraźniej faktycznie wykończony, nie tyle odgrywaniem roli, co moim brakiem zrozumienia.

- Sztywniak! – rzucił, i zanim zdążyłem zareagować, zdjął obcasy i popędził przed siebie, umykając przed moją irytacją.

- Co powiedziałeś?! – krzyknąłem za nim, goniąc uciekającego chłopaka, który biegnąc boso po bruku, w wytwornej sukience wyglądał na co najmniej obłąkanego. – Spójrz na siebie! – zawołałem, nie mogąc wymyślić lepszej riposty. Taemin zignorował tę uwagę, nie zatrzymując się aż dotarliśmy pod drzwi jego zubożałej kamienicy. Tam oparł się plecami o ścianę, łapczywie zaczerpując oddechu, a rudobrązowe kosmyki rozsypały się wokół jego drobnej twarzy, zacierając wszelki ślad po misternie ułożonej fryzurze. Stanąłem obok Taemina, również odpoczywając po biegu. Spojrzeliśmy na siebie przelotnie, po czym obaj wybuchliśmy gromkim śmiechem, kwitującym całą mijającą noc. Zaskakujące było, jak szybko zacząłem czuć się w towarzystwie tego pokręconego chłopaka całkiem swobodnie. Być może to dlatego, że był równie skory do szaleństw, co ja sam, nie musiałem się więc martwić taktem czy dobrymi manierami, wystarczyło chwytać chwilę i czerpać z niej jak najwięcej śmiechu z komizmu serwowanego nam przez świat.

Wsadziłem rękę do kieszeni, z satysfakcją dotykając spoczywających w niej pieniędzy. Podzieliłem je równo między nas, podając Taeminowi jego część, po czym znów odchyliłem głowę do tyłu, spoglądając w nocne niebo.

- Mówiłem serio – odezwał się niespodziewanie Lee, na powrót przykuwając moją uwagę.

- Hm? – mruknąłem, odnotowując nagłą powagę w jego tonie głosu.

- Jesteś beznadziejny, panie Choi – oznajmił, a ja aż się zapowietrzyłem na te słowa.

- No wiesz? Przecież robiłem wszystko, co mi kazałeś! – zawołałem z wyrzutem, ale Taemin nie przejął się mną zbytnio, zamiast tego nad czymś głęboko się zastanawiając.

- Wiem, dlatego dziwi mnie fakt, że byłeś tak okropnie sztuczny, ilekroć dotykałeś Sagi... - mruknął, prawdopodobnie bardziej do siebie, niż do mnie, co nie zmieniało faktu, że moja męska duma znów ucierpiała. Naraz Taemin uniósł brwi, jakby nagle przyszła mu do głowy nowa myśl. – Może ty jesteś... no wiesz... - powiedział, spoglądając na mnie pytająco. Potrzebowałem dobrej chwili, żeby zrozumieć sens jego słów.

- Nie, co ty w ogóle sugerujesz, nie... - burknąłem, teraz już do reszty upokorzony.

- No tak, wtedy nie leciałbyś tak na Sagi... - stwierdził Taemin, kiwając głową w zadumie. W końcu jednak westchnął ciężko, najwyraźniej nie mając więcej pomysłów dla wytłumaczenia mojej rzekomej niezręczności. – Nie ma rady, będziemy musieli poćwiczyć – oznajmił, wywołując we mnie kolejną falę konsternacji.

- Co ty przez to rozumiesz? – zapytałem, niezbyt zadowolony z samego pomysłu. Nie byłem w stanie stwierdzić dlaczego, ale perspektywa ćwiczenia czegokolwiek z tym pokręconym chłopakiem napawała mnie niepokojem.

- Jeszcze wydobędę z ciebie prawdziwego mężczyznę, panie Choi – oznajmił, znów uśmiechając się diabolicznie. W takich momentach zastanawiałem się, jakim cudem kiedykolwiek ten mały szatan mógł mi się skojarzyć z aniołem. – Tymczasem... - Lee odepchnął się od ściany i wyciągnął przed siebie dłoń, wyczekująco. Z początku zamierzałem ją najzwyczajniej w świecie uścisnąć, ale widząc naganę w oczach mojego towarzysza, ucałowałem dłoń Sagi, niczym prawdziwy dżentelmen. – Dobranoc, skarbie! – zawołał prześmiewczo, nim zniknął w drzwiach kamienicy.

Z uśmiechem pokręciłem głową, po czym odwróciłem się na pięcie, i ruszyłem w drogę powrotną do domu, pobrzękując cicho, ukrytymi w kieszeni pieniędzmi.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro