4. Pierwsza podróż, czyli Litwa się potyka.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rosję ucieszył wybór Litwy. Nie okazywał tego po sobie jakoś bardzo. Nie chciał, aby Taurys teraz zrezygnował. Co by wtedy zrobił? Miał nadzieję, że wszystko dalej już dobrze się potoczy. Chciał dla Polski dobrze. Kochał go i nie mógł już dłużej patrzeć na to, jak cierpi.

Dla Litwy było to nie do pojęcia. To, że Ivan pragnie, aby z Feliksem było już wszystko dobrze. Sam doprowadził do jego śmierci. Gdyby do tego nie doszło, nie potrzeba by było tego kombinowania teraz. Sam miał też złe przeczucia co do cofnięcia w czasie. Jak to miałoby się udać? Zgodził się dlatego, że naprawdę źle było mu słuchać przyjaciela, mówiącego przez sen słowa, przez które łzy same nabierają się do oczu.

Nogi miał jak z waty - ledwo stawiał kroki. Ivan zaprowadził go na wyższe piętro - tam, gdzie nikt wcześniej nie odważył się wchodzić. Schody skrzypiały im pod nogami. Laurinaitis czuł chłód na swoich bosych stopach - im wyżej wchodzili, tym bardziej podłoże robiło się zimne, a chłodny podmuch lekkiego wiatru wlatywał na jego twarz, rozdmuchując kosmyki jego brązowych włosów. Zupełnie, jakby wspinali się na szczyt góry.

Wspięli się w końcu na samą górę schodów. Pomieszczenie się tam znajdujące było duże, bardzo duże. Można by powiedzieć, że pełniło ono rolę strychu - znajdowało się w nim wiele kartonów, szafek i pudełek. Jedynym jego oświetleniem był księżyc, odrobinę zasłoniony teraz przez chmury. Źródłem chłodu był wiatr, który ze świstem wypraszał się do wnętrza domu przez duże, teraz uchylone, okna. Litwą aż wstrząsnęło przez to zimno. Objął sam siebie rękami, aby zatrzymać w sobie ciepło, patrząc wyczekująco na Braginskiego.

Rosja jakby zupełnie nie zauważył tego, że jego towarzyszowi jest zimno i nie przejmował się otwartymi oknami - on zresztą tego zimna nie odczuwał. Stał chwilę w miejscu. Westchnął głęboko. Miał w sobie to dziwne uczucie podekscytowania, jakby coś mocno ścisnęło go w brzuchu i nie chciało puścić aż do momentu, w którym miało być już po wszystkim. Wreszcie ruszył się z miejsca i poszedł w kierunku czegoś, co okryte było ciemnym materiałem, przez co do tego czasu Taurys nie był w stanie tego zauważyć.

Ivan wziął to coś w swoje ręce - widocznie nie było ciężkie ( albo to po prostu Rosjanin był silny ), bo bez problemu przeniósł to na środek pokoju. Odrzucił płachtę na bok. Oczom Litwy ukazało się coś w rodzaju ramy. Ogromnej, czarnej, stojącej ramy. Więc to jest tym, co miało cofnąć go w czasie? Co prawda, wyobrażał to sobie odrobinę inaczej, ale nie miało to teraz większego znaczenia.

Rosja odwrócił głowę ku Litwinowi.

- Czy jesteś gotowy? - zapytał.

Laurinaitis skinął głową, cóż innego miał robić. Widać było jednak po nim, że jest przestraszony, cały się trzęsie. Że mimo wszystko nie jest pewny swoich wyborów. Ivan to zauważył. Podszedł do niego i objął ramieniem.

- Nie bójcie się. - powiedział - Postaram się, aby wszystko poszło po naszej myśli. Przecież wiecie, że skoro robię to ze względu na Feliksa, nie chcę, aby zakończyło się to niepowodzeniem. - chwila ciszy, podczas której Litwa spuścił głowę - Będę czuwał nad tym wszystkim, co będziecie robili. Nie ma czym się martwić. Da?

Taurys znowu pokiwał głową, tym razem pewniej. Chciał teraz coś powiedzieć, ale stwierdził, że to i tak nic nie wniesie. Nie odezwał się ani słowem, tylko znowu popatrzył na Rosję, wyczekując słów, które wyjaśnią mu, co ma robić. Ten poklepał go pokrzepiająco po plecach i odszedłszy od niego, stanął obok ramy. Laurinaitis podążał za nim wzrokiem, wciąż czekając na wyjaśnienia.

- Wszystko już przygotowałem. Wystarczy, że teraz przejdziecie przez ramę. - odpowiedział wreszcie Braginski - Chodźcie, chodźcie. - zachęcił gestem ręki.

Litwa przełknął ślinę i podszedł do ramy. Teraz zauważył, że jej środek jest wypełniony perlistą substancją, wyglądającą w sumie, jak płyn do baniek mydlanych, całość zaś mogłaby przypominać lustro.

- A... A Panie Rosjo... - zaczął nieśmiało Taurys, sprowadzając na siebie wzrok Ivana - C-co... Co jeżeli... Wszystko zepsuję...?

Tego obawiał się najbardziej. Że sprawa się pogorszy. Że wszystko zepsuje, mimo tego, że miał to naprawić. A co, jeżeli tego nie będzie można już odkręcić? To jest jedyna taka szansa.

- Nie zawracajcie sobie głowy takimi myślami. - powiedział przeciągle Rosja, jakby sam nie wiedział, co ma na to pytanie odpowiedzieć - Macie przed sobą kilka podróży. Jeżeli stanie się tak, że zepsujecie pierwszą ( a miejmy nadzieję, że tak się nie stanie ), możecie poprawić swój błąd w następnej. Ale podróży nie będzie tyle, ile sobie wymarzycie. Więc radzę uważać.

Litwę przeszły dreszcze. Wbijał sobie w głowę zdanie: Nie zepsuj tego, od tego wszystko zależy!

- Jak daleko się cofnę? - zapytał jeszcze.

- Do dnia waszego pierwszego spotkania z Feliksem. - orzekł Braginski.

Jak to do pierwszego spotkania? Czy... Cofnie się aż jedenaście lat wstecz? Dlaczego? I jak ma to zrobić? W głowie Taurysa rodziło się tysiące pytań i wątpliwości. Czy to czasem nie przesada? To chyba nie było konieczne. Był pewien, że nie będzie cofał się tak daleko... To chyba przecież o wiele bardziej niebezpieczne... Prawda?

Przypomniał sobie jednak, że robi to dla swojego przyjaciela, Polski. Aby coś zrobić, aby nie cierpiał tak, jak teraz.

Nic już więcej nie powiedział.

— Pamiętajcie, aby wchodzić tyłem.

Taurys zawahał się. Jeszcze raz podniósł wzrok, aby ujrzeć, jak Ivan kiwa zachęcająco głową z lekkim zniecierpliwieniem. Wtedy zrozumiał, że to najwyższy czas, aby tego dokonać. Odetchnął. Serce biło mu jak oszalałe. Odwrócił się, po czym niepewnie postawił krok do tyłu, zamykając oczy.

W tym momencie wydał z siebie krótki krzyk, bo coś jakby z całych sił pociągnęło go w tył. Coś, jak naprawdę silny podmuch wiatru, który uderzył Litwę w brzuch. Okropnie świszczało mu w uszach. Nie mógł już otworzyć oczu, aby zauważyć, co dzieje się wokół niego, chociaż bardzo chciał to zrobić. W tej chwili bolało go całe ciało, jego mięśnie jakby nagle się ścisnęły i nie był w stanie nawet ruszyć palcem. Mimo tego bólu nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Czuł się, jakby kręcił się na naprawdę szybkiej karuzeli, która nie może się zatrzymać, a łzy same cisnęły się do jego oczu, bo oślepiające światło próbowało przedostać się przez jego ściśnięte powieki.

W końcu gwałtownie się zatrzymał, opadając na podłoże. Zakręciło mu się w głowie. Wciąż ciężko oddychał, jakby miał za sobą cały maraton. Przetarł rękami oczy, którymi zaraz zamrugał kilka razy, aby przystosować się do panującego tu światła.

Stwierdził, że w końcu musi dowiedzieć się, w jakim miejscu się znalazł. Wreszcie pewnie otworzył swoje oczy.

Stał przed szkołą. Wyglądała tak samo, jak wcześniej ( a może raczej później ), oprócz tego, że była czystsza. Dobrze znany mu klon rosnący obok niej, był teraz dużo niższy, czubkiem ledwo sięgał do okna na pierwszym piętrze. A więc udało się. Cofnął się w czasie.

Znów był małym pierwszoklasistą o jeszcze mlecznych zębach ( bez tego jednego na przodzie ) i z nielicznymi piegami na zadartym nosie, które później miały zaniknąć. Dopiero teraz poczuł, że jego wcześniejszą wiedza zniknęła, a wie jedynie takie rzeczy, które dziecko w jego wieku wiedzieć powinno. Może nie jedynie... Główną myślą w jego małej teraz główce było to, że musi odnaleźć jasnowłosego chłopca, który powinien przedstawić mu się jako Rzeczpospolita Polska. Było mu wiadomo, że został cofnięty w czasie przez Rosję, aby zmienić bieg historii. Wiedział też, jak wygląda sytuacja, przez którą się cofnął w przeszłość. Pamiętał, co powinien zrobić, aby wszystko się udało. Nie mógł przecież zostać pozbawiony wiedzy, która będzie mu mówiła, co ma robić.

Usłyszał szkolny dzwonek. Tak, pamiętał, że tego dnia prawie spóźnił się na swoje pierwsze lekcje.

Pognał więc szybko ku wejściu do uczelni, aby się nie spóźnić. Wiedział, że jeżeli nie zjawi się we właściwym miejscu we właściwym czasie, wszystko pójdzie na marne i nie będzie już możliwości poprawy. Jeżeli będzie tam wcześniej, nie zepsuje tego. Biegł, ile sił miał w swoich nogach. Wbiegł na szkolny korytarz. Pamiętał, że Polskę spotkał tuż za tamtym zakrętem...

Wpadł na kogoś, przez co oboje spadli na podłogę. Odwrócił szybko głowę, aby zobaczyć, kto z jego winy upadł. Zauważył duże, zielone oczy, które zaczęły wypełniać się łzami, już po chwili spływającymi na zarumienione policzki. Podniósł się czym prędzej z podłogi.

— Przepraszam! — powiedział szybko, wyciągając dłoń w kierunku chłopca.

Tym chłopcem był Feliks Łukasiewicz, Polska. Litwa miał przecież pomóc mu wstać, a nie go trącić! Zestresował się, patrząc, jak Feliks sam podnosi się z podłogi i zanosi się płaczem, bo za tych czasów był chłopcem bardzo płaczliwym.

— Przepraszam... — powtórzył Taurys — Naprawdę, nie chciałem... Wybaczysz...?

Miał wrażenie, że Polska w ogóle nie słucha jego przeprosin. Sam miał ochotę rozpłakać się, kiedy jego rówieśnik pokręcił przecząco głową.

— A-ale czemu...? — zapytał Laurinaitis.

Nie dowiedział się tego, bo Łukasiewicz odwrócił się i odszedł, rozpłakując się jeszcze bardziej. Litwa został w miejscu, nie wiedząc, co ma zrobić. Doszło do niego, że już teraz wszystko zniszczył. Tym jednym, prostym posunięciem.

Stał tak do czasu, kiedy to przed oczami pojawiła mu się wyższa od niego postać. Nie wiedział, kto to. Być może ktoś, komu Feliks się poskarżył.

— Feliks powiedział mi, że go potrąciłeś.

Podniósł wzrok z przerażeniem, aby zaraz zobaczyć parę fiołkowych oczu, wpatrujących się w niego z zainteresowaniem.

— J-ja... To nie... — Litwa zaczął się tłumaczyć.

Jednak chłopak nie zaczął na niego krzyczeć, czego Taurys się nie spodziewał. Kiedy Doszło do niego, że tym chłopakiem jest nie kto inny, jak młody Rosja.

— Potknęliście się, Litwo. — powiedział, na co Laurinaitis spuścił głowę — Wasza pierwsza podróż nie zakończyła się powodzeniem.

Zaraz... Ten Ivan o tym wszystkim wie? Jakim cudem? A może on także cofnął się w czasie? Zbyt wiele myśli miał teraz w swojej głowie. Nie podniósł głowy z powrotem, chcąc wyrazić swoją skruchę. Było mu bardzo przykro z tego powodu. Że doszło do tego, że nie poznał Polski, który pewnie go teraz znienawidził. Jak uda mu się to wszystko naprawić? Czy to jeszcze możliwe?

Chciał być dobrej myśli. Nie miał zamiaru dopuszczać do siebie stwierdzenia, że teraz wszystko mu się nie uda. Nie za bardzo mu to wychodziło. Łzy stanęły w jego oczach. Co, jeżeli wszystko dalej nie potoczy się tak, jak powinno, aby mógł zostać przyjacielem Feliksa? To byłby już koniec. Pożałowałby tego, że zgodził się na cofnięcie w czasie. Chciał mieć przyjaciela. Jakoś poradziliby sobie z chorobą Polski z teraźniejszości. Zrobiłby wszystko, aby było mu dobrze.

— Nie martwcie się. — rzekł Rosja, kładąc dłoń na ramieniu chłopca — Nie wszystko jeszcze przecież stracone. Musicie się ogarnąć, da, mój mały towarzyszu?

Litwa pokiwał szybko głową, obiecując, że poprawi swoje zachowanie i postara się, aby wszystko wróciło do normy. Wiedział, że jeżeli mu się to uda uszczęśliwi tym wiele osób. Siebie, Ivana, całą resztę słowiańskiej rodziny i samego Feliksa.

— Po tym, co zrobiliście, Feliks będzie zamknięty w sobie, nie będzie się do nikogo odzywał, nawet wtedy, kiedy wy będziecie próbowali z nim porozmawiać. Kontakt będzie utrzymywał jedynie ze swoją rodziną, głównie ze mną. — mały Braginski westchnął — Chciałbym tego, ale... No cóż. Nie mogę być taki samolubny, wy oboje musicie zostać przyjaciółmi. Ale nie myślcie, że niemożliwe jest teraz to, że możecie się z Feliksem zaprzyjaźnić, o nie, nie. W niedalekiej przyszłości będzie musiała nadejść sytuacja, która wam to umożliwi. I to właśnie jej czas jest waszym następnym celem. Zgadzacie się na to, da?

Obecny pierwszoklasista znowu pokiwał z pewnością głową.

— A zatem lećcie. — pchnął lekko Taurysa w tył.

Litwa machnął rękami, chcąc utrzymać równowagę. Przestraszył się wielce, że zaraz znowu spotka się z podłogą. Nie zetknął się jednak z podłożem, a czuł, jak spada i spada. Upadek z płytkami zapewne miał nie nadejść, bo to upadanie trwało już zbyt długo. Słyszał jeszcze głuchnące słowa Rosji, brzmiące niczym echo w opuszczonej jaskini:

— Pamiętajcie tylko, aby nie potknąć się znowu! Kto wie, od tego może zależeć sens waszych kolejnych podróży.

Hej, hej!
To znowu ja, tak. I znowu kolejny rozdział. Przepraszam za to, że jest krótki — ma jedynie 1900 słów. Wolałam jednak nie wpychać nic na siłę, bo mogłoby się to źle skończyć.
Generalnie, to piszcie, czy to cofanie w czasie się Wam podoba, czy jest przedstawione dobrze, itd...
Papatkii!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro