5. Na Wzgórzu, czyli pierwszy krok.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Litwa spadał i spadał, a do jego oczu cisnęły się łzy, powodowane żalem. Było mu tak bardzo przykro. Jak można zniszczyć już wszystko na początku? Głupota! Zachował się nadzwyczaj nieodpowiedzialnie.

To pod wpływem emocji. Tak się wtedy cieszył, że w tym podekscytowaniu zapomniał, jak powinien się zachować, że musiał być spokojny i skupiony, aby wszystko poszło dobrze.

Uczymy się na swoich błędach. Następnym razem pójdzie lepiej. Nie wolno się poddawać już po pierwszej nieudanej próbie, kiedy możemy się podjąć jeszcze wielu prób. Podczas pierwszego razu zdobywa się doświadczenie, wiemy już, co poszło źle i myślimy, co zrobić, aby to się nie powtórzyło. I czujesz, że musi się udać. Każdy ma w sobie tyle sił, aby zakończyło się to powodzeniem. Tak naprawdę nikt z nas nie jest słaby.

Po prostu tak myślimy, a to w końcu przezwycięża wiarę w nasze możliwości.

Jeżeli my nie uwierzymy w zwycięstwo, ono nie nadejdzie. Wygrana po prostu pomyśli, że jej nie chcemy.

Jeżeli naprawdę nie uwierzymy w powodzenie misji, nie ma sensu podejmowanie się jej. Nadejdą tylko straty. Jak zakończyłoby się powstanie, których dowódcy nie mieliby nadziei na powodzenie?

Czasem mamy jakiś ważny cel. Wtedy w naszej głowie krąży głos, mówiący, że nie możemy się poddać. Dodający nam odwagi i otuchy. Dlaczego niektórzy go nie słuchają?

Taurys przyłożył dłonie do uszu.

Kiedy mamy jakiś ważny cel powtarzamy sobie na głos sami: Dasz radę! Robimy to tak pewnie, chcąc siebie przekonać tymi prostymi słowami. Dlaczego niektórym nie przejdą one przez gardło?

Taurys zacisnął usta.

Kiedy mamy jakiś ważny cel widzimy nasze powodzenie przed oczami. Jako tak realne, że nie sposób pomyśleć, że to jedynie wymysł, twór wyobraźni. Dlaczego niektórzy udają, że zostali oślepieni?

Taurys zamknął oczy.

Te trzy rzeczy jest tak łatwo wykonać. Jeżeli się postaramy to naprawdę nie sprawiają one trudności. Starczy wierzyć w swoje siły. Może dla niektórych brzmi to jak skomplikowane, ale takie nie jest. Nie można się od razu załamywać.

Jak Polska. Przecież on się nie poddawał. Dawał z siebie wszystko. Walczył o swoje. Nie dał sobą cały czas pomiatać. Nie dał sobie wmówić, że jest słaby. Aż do samego końca. Swoim cudownym powstaniem udowodnił, że wiara czyni cuda, że to się udaje.

On, dla którego do tego czasu Laurinaitis był wzorem do naśladowania. Teraz nadszedł czas na odwrócenie ról.

Tylko, że Litwa nie wierzył, że to mogłoby się stać. Zdążył już wypuścić z oczu pierwsze łzy. Czy to nie oznaka poddania się i... słabości?

W końcu upadł na ziemię. Czystą, suchą ziemię, obrośniętą bujną trawą, spomiędzy której małe fioletowe kwiatki wychylały swoje łebki do słońca. Otarł oczy, po czym je otworzył, aby dowiedzieć się, gdzie jest. Puste pole. Obrócił się na prawo, na lewo. Pusto. Odwrócił się w drugą stronę.

To przecież Słonecznikowe Wzgórze! Niedużo oddalone od jego położenia. Z tego miejsca dało się zauważyć ogromną ilość słoneczników i dąb obok nich. Jak powiedział tamten Rosja, nie przeniósł się w czasie daleko. To drugi tydzień września. Wciąż więc Taurys był małym chłopcem.

Pamiętał, że za pierwszym razem trafił tutaj, bo zgubił się w okolicy. Wyszedł ze swojego domu, bo poszedł szukać leśnych jagód, ale zapomniał koszyczka. Jego palce były więc różowe od soku jeżyn. Wtedy znikąd usłyszał, że ktoś woła jego imię. Był to Feliks.

No cóż, nie tym razem.

Laurinaitis nie wiedział, dlaczego został przeniesiony w ten czas. Przecież tutaj nic nie może zrobić. Ivan z małym Łukasiewiczem siedzą zapewne na Wzgórzu. Ma po prostu tam pójść?

Wpadł na pomysł. Nic przecież nie powinno się stać, kiedy po prostu do nich podejdzie i powie, że się zgubił. I przy okazji będzie miał szansę na przeprosiny. Czym prędzej ruszył więc ku wzniesieniu, jakby miało ono zaraz zniknąć, a było jego zbawieniem.

Wszedł ostrożnie i powoli na Słonecznikowe Wzgórze. Może jednak uda się nawiązać przyjazny kontakt z Polską? Cieszyłby się bardzo, gdyby się to udało.

- Poradzisz sobie, Taurys. - powiedział sam do siebie - Dasz radę. W tym nie ma nic trudnego. To proste. - powtarzał - Masz odzyskać swojego przyjaciela, bo przez swoją głupotę znowu go utraciłeś. A teraz już bardziej nie możesz pokomplikować tej sprawy. Przeprosiny to już pierwszy krok do celu. Bardzo łatwo to uczynić. To tylko: przepraszam. Proste: przepraszam. Rosja przecież też tam będzie. Przecież pomoże. Jakby Polska nie chciał się pogodzić. Uda się.

Litwa bardzo często mówił sam do siebie, głównie pokrzepiające słowa. Pewnie dlatego, że nikt inny go nie pokrzepiał. Nie przypominał sobie, aby ktoś powiedział mu: Nie martw się, dasz sobie radę! Nie odczuwał, że sprawia mu to problem. Mimo wszystko zdawało mu się, że słowa, które kieruje sam do siebie, nie pomagają.

Jak biednym trzeba być, aby nie wierzyć samemu sobie?

Czy to przez przewrażliwienie, przez wydarzenia, które miał za sobą?

Był już blisko wejścia na szczyt. Z każdym krokiem coraz głośniejszy stawał się wesolutki głos roześmianego Feliksa. Uśmiechnął się i podniósł wyżej głowę. On zawsze dodawał mu pewności siebie.

Stanął w końcu na Słonecznikowym Wzgórzu, mówiąc:

- Dzień dobry... Wydaje mi się, że się zgubiłem, czy mógłbym prosić o...

Przerwał. Nie mógł dokończyć. Odebrało mu mowę.

Cała trójka stojąca na Wzgórzu wlepiła w Taurysa oczy. Trójka. Kolejno Rosja, Polska i Prusy. Ivan siedział pod dębem, Gilbert trzymał Feliksa na barana. Wszyscy milczeli, nie wiedząc, który pierwszy ma się odezwać. W końcu Łukasiewicz objął mocniej głowę Prusaka i powiedział:

- To on, to ten...

Litwa naprawdę nie wiedział, co teraz ma uczynić. Jego pewność siebie i odwaga po prostu wygasła. Po zobaczeniu tego obrazu zabolało go serce.

Nie przewidział takiej sytuacji.

Czy zdarzenie z pierwszej podróży naprawdę mogło przynieść takie skutki? Dlaczego? To sprawiło, że Polska nienawidzi Taurysa, a zaprzyjaźnia się z Prusami? Jak to możliwe? Przecież w tamtej rzeczywistości wszystko było na odwrót... Nie wierzył, że coś takiego mogło się stać.

Ale...

Czy Gilbert w takim wypadku mógłby zrobić małemu Feliksowi krzywdę?

Czy można byłoby tak to teraz zostawić? Tylko i wyłącznie dla dobra Polski...

Z drugiej strony podjął się tego, aby zakończyło się to korzyścią i dla niego, i dla Łukasiewicza. To miało być jego celem. Tylko teraz zdawało mu się, że nie zakończy się to już powodzeniem.

Litwa bardzo szybko tracił nadzieję i wiarę w sukces. Czasem zbyt szybko. Wystarczyła jedna rzecz, która by na to wpłynęła. W tym przypadku zobaczenie swojego przyjaciela w towarzystwie znienawidzonej przez niego osoby.

Usłyszawszy słowa Feliksa, miał chęć powiedzieć:

To ja, twój najdroższy przyjaciel, twój Licia.

Nie zdążyłeś tego jeszcze zauważyć? To przez to, że teraz mnie tak nie lubisz? Przez to, że zastąpił mnie ten, który w przyszłości ma wyrządzić ci tak ogromną krzywdę?

No tak, jeszcze tego nie wiesz. To naprawdę nie jest do przewidzenia. To trudne, prawda?

Ja jeszcze cię odzyskam. Poczekaj tylko. Oboje potrzebujemy czasu, aby wystarczająco się do siebie zbliżyć. Wtedy będziemy gotowi na zostanie przyjaciółmi. A raczej na to, że ta myśl do ciebie dojdzie.

Bo my już jesteśmy przyjaciółmi. Po prostu jeszcze o tym nie wiesz.

Nie odezwał się jednak ani słowem. Wreszcie Rosja wstał z ziemi, podszedł do niego i odezwał się, czując, że zrobiło się bardzo niezręcznie.

Privet. Litwa, prawda? — podał rękę Taurysowi, patrząc głęboko w jego oczy — Pomogę ci odnaleźć właściwą drogę, znam okolice. — odwrócił się do pozostałej dwójki — Zostańcie tutaj, ja pomogę temu małemu towarzyszowi. — objął Litwę ręką i zaprowadził go z powrotem na dół, ku podnóżom Wzgórza.

Laurinaitis cały drżał i wyglądał na takiego, który zbiera w sobie płacz i łzy, aby potem wyrzucić je z siebie w ogromnych ilościach. Ivan wydawał się być spokojny, mimo takiej sytuacji. Jakby już wiedział, co zrobić. Uśmiechał się, jakby chciał swym uśmiechem Taurysa pocieszyć. Ale Litwin na niego nie patrzył. Spuścił głowę, wzrok zatrzymał na noskach swoich lakierowanych bucików.

Opuściwszy Słonecznikowe Wzgórze, zatrzymali się.

— Nic jeszcze nie zdążyliście zepsuć, nie martwcie się. — powiedział Braginski, na co towarzysz podniósł głowę, patrząc na niego z nadzieją — Zapewne chcecie wiedzieć, co wydarzyło się przez ostatni czas. — Litwa pokiwał szybko głową — Jak mówiłem wam wcześniej, Feliks z nikim nie chciał rozmawiać. Dopiero dzisiaj, sam nie wiem, dlaczego, zjawił się Prusy i cudem zachęcił go do otwarcia się. Nie wiem jak, ale Feliks polubił tego wariata.

— A-ale... — przerwał Taurys — Czy to oznacza, że...

— Nie. Da się jeszcze wszystko przywrócić do normalności. Rozmawiałem z nim dużo. Próbowałem wytłumaczyć. Myślę, że mi się udało.

Litwa nagle uśmiechnął się. Poczuł ulgę. Chciałby, aby cała reszta także się teraz udała. Ale nie można zrobić wszystkiego naraz. Nie można się spieszyć. Powoli, aby nie zniszczyć niczego więcej. Dokładnie, aby nigdzie nie pozostały luki. Tak, jak układanie wieży z klocków. Jej wykonanie może wydawać się proste, szybkie. Wtedy jednak wieża może runąć już na początku, mimo tego, że postawiliśmy już pierwsze klocki, które są przecież najważniejsze.

Rosja ucieszył się, widząc, że Laurinaitis także uradował się z przekazanej mu wiadomości. Cieszyło go też to, że Taurys się go nie boi, jak było to tamtym razem. Może naprawdę da się stworzyć lepszą wersję wydarzeń, z której wszyscy będą się cieszyć? Zapewne byłby wówczas najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, cieszącym się szczęściem swojego ukochanego kuzyna. Tyle by mu wystarczyło. Nie chciał być już zły, chciał, aby to, co się wydarzyło, odeszło już na zawsze. Wstyd mu było teraz za swoją głupotę i dlatego chciał to naprawić.

— To, co? Chcecie teraz porozmawiać z Feliksem? — zapytał radośnie — Niechaj pomiędzy wami nastanie zgoda. Jeżeli będziecie ze sobą tak skłóceni, nie uda wam się ze sobą polubić.

Litwa ochoczo przystanął na tę propozycję. Szedł nieśmiało ( a może i śmiało ) zaraz za Ivanem. Oddychał głęboko, chcąc mieć to już za sobą. Najtrudniejszy jest sam czyn. Ważne czyny zawsze bywają trudne. — tak się tylko wydaje. To ważność i poczucie tejże ważności powoduje, że tak myślimy. Tak jakby chciała ona nas zniechęcić. Tak naprawdę nie ma tego na celu. Ma zbudować w nas wytrwałość. Jeżeli wykonamy wystarczająco dużo ważnych czynów, a poziom naszej wytrwałości będzie już taki, jaki być powinien, wszystko nagle stanie się proste.

  Już po chwili znowu znaleźli się na szczycie Słonecznikowego Wzgórza, gdzie zastali Prusy i Polskę ( ten obraz nadal nie podobał się Taurysowi — aż znowu robiło mu się niedobrze. Mimo to poczuł w sobie taką ogromną potrzebę... Potrzebę naprawienia zniekształceń tego obrazu ). Ze smutkiem zauważył, że Łukasiewicz znowu wystraszył się na jego widok. Nie wyobrażacie sobie, Moi Drodzy, jaki to był dla niego ból. Bolało go to, że chłopiec, który ma zostać jego przyjacielem, nie odczuwa żadnych pozytywnych emocji po zauważeniu go, a przypomina sobie jedynie tę przykrą sytuację, która była zwykłym niemiłym przypadkiem.

— Feliś, chodź no tu. — rzekł wesoło Rosjanin do jasnowłosego chłopca. I tak niezbyt zachęciło to Polskę do podejścia. — Litwa chciałby z tobą porozmawiać i coś wyjaśnić. To całkiem fajny i miły towarzysz, mówię ci.

— Ivu, ale ja nie chcę... — powiedział cicho Polak.

Był on bardzo uparty, zwłaszcza, kiedy przeżywał jeszcze dzieciństwo. Ubzdurał sobie jakąś rzecz i jej się trzymał. Do tego był bardzo pamiętny i pamiętał krzywdy, jakie mu wyrządzono. Gotów był nawet nie wybaczyć i usprawiedliwiać się sprawieniem przykrości, nawet jeżeli było ono już bardzo dawno. Tak, jak w tym przypadku.

— Ale musisz się słuchać starszych, idź. — odezwał się wreszcie Gilbert, popychając swojego nowego kolegę ku Rosji.

Więc Feliks wreszcie to uczynił. Głowę miał nisko spuszczoną, ręce splecione za plecami, jakby była to kara. Taurys starał się spojrzeć w jego oczy, ale zasłaniały je jasne włosy. Westchnął.

— Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić. Naprawdę. Przykro mi za to, co zrobiłem. Chciałbym, abyś wiedział, że to zwykły przypadek. Nie chcę, aby pomiędzy nami była jakaś nienawiść. Chciałbym się nawet z tobą... Zakolegować. — powiedział szczerze — Nie wiedziałem, że mogło zaboleć cię to tak mocno. Przepraszam. — wyciągnął nieśmiało rękę w jego stronę — Zgoda?

Polska podniósł wyżej głowę i zwrócił wzrok ku swojemu kuzynowi, jakby czekając na podpowiedź. Tamten pokiwał głową, mówiąc cicho: A co ci mówiłem? Popatrzył jeszcze na Litwę. Uśmiechał się z nadzieją.  Spuścił głowę z powrotem i szybko uścisnął rękę Taurysa.

— Zgoda. — powiedział cicho.

Zaraz po tym został zamknięty w niespodziewanym objęciu Litwina.

— Nawet nie wiesz, jak to mnie cieszy. — rzekł.

Cieszyło go to. To mały krok, ale jeden z najważniejszych. Bez niego by się nie obeszło. Czuł, że w tym momencie jest tylko on i Feliks. Rosja i Prusy zniknęli. Są tylko oni. On i jego najlepszy przyjaciel, którego za nic nie chciał już wypuścić z uścisku, aby go nie stracić.

Hej!
Tak, wreszcie jestem! Dawno rozdział się nie pojawiał, ale w końcu jest! I, jak obiecywałam, jest dłuższy. Weselmy się!
Nic chyba w nim nie poprzekręcałam, więc to dobrze.
I w tym momencie naprawdę obiecuję, że rozdziały będą pojawiać się częściej. I SL'u i RWK'i. Na wakacjach. Teraz, rozumiecie chyba, muszę skupić się na ocenach - to ostatnie szanse na poprawę ocen, a ja chciałabym mieć świadectwo z paskiem. Wymaga to nauki.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i widzimy się niedługo w kolejnym!
Papatkii!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro