Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga!
Rozdziały są dodawane w małych odstępach czasu, więc możliwe, że ktoś z Was, Moi Drodzy, nie czytał poprzedniego rozdziału ( 16. Ostudzenie łzami, czyli  ostatnia podróż ). Jeżeli nie czytaliście, zapraszam do przeczytania rozdziału 16!

Znowu go stracił. Jak mógł do tego dopuścić? Może gdyby się pospieszył, wtedy do tego by nie doszło?

Litwa nie wiedział, ile już tak klęczał i płakał. W tym momencie czas go nie obchodził. Coraz mniej łez spływało już po jego czerwonych od płaczu policzkach i powiekach. I co będzie teraz? Zawalił, zawalił te wszystkie przeklęte podróże na całego. Zrzucał winę na siebie, choć nie powinien, on był od winy wolny. Chciał tylko dobrze, a to, jak się to skończyło...

Nie miał na to wpływu, tak naprawdę.

Wokół zaczęło się ściemniać. Ale nie normalnie. Nie było to ściemnianie się, jakie widzicie, Moi Drodzy, na co dzień, kiedy wieczorem patrzycie w okno. To tak, jakby wszystko wokół znikało. Znikało w ciemności. Litwa nie zwracał na to uwagi, dopóki z jego objęć ciemność nie zabrała także ciała Polski. Wtedy zadrżał.

Nie wiedział, co się dzieje. Rozglądnął się z niepokojem w lewo i w prawo. Dopiero wtedy zauważył otaczający go mrok, a może raczej nicość spowitą mrokiem.

Wtedy zza jego pleców dobiegł go odgłos kroków obcasów na posadzce. Przestraszył się i odwrócił natychmiast, by zaraz poznać odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Otarł oczy dłonią, by widzieć dokładniej. Nad nim stał Rosja. Tak, właśnie on. Przyszedł właśnie teraz, by popatrzeć na biednego Taurysa. Nie zdążył, by zobaczyć, jak Polska i Litwa płaczą sobie w ramiona. Zdawał się być teraz dużo wyższy i patrzył z żalem na Litwę.

Laurinaitis nie miał sił, by podnieść się na nogi. Pozostał na klęczkach, jako mała, biedna istota, która ze skruchą spuszcza głowę przed swoim panem. Braginski wpatrywał się tylko w niego tym swoim przeklętym wzrokiem. Nie odzywał się, wywołując na Litwie ogromną presję.

— D-dlaczego...? — zapytał cichutko Taurys ochrypniętym głosem — Dlaczego to zrobiłeś...? Dlaczego Polska...?

Przerwał i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Ledwo już mógł mówić od wcześniejszego płaczu. Mimo że chciał krzyknąć na Rosję donośniej, nie mógł, bo gardło mu ta no nie pozwalało. Otarł łzy z oczu jeszcze raz.

— A co myśleliście, drogi Litwo? — odezwał się w końcu Ivan niezwykle spokojnym tonem — Myśleliście, że po co to robię? Żeby Feliksa uratować od jego choroby?

— Przecież... — wydukał Litwa.

— Czy wy myśleliście, że podróże w czasie istnieją? — przerwał Rosja.

Taurys podniósł powoli głowę i zamrugał kilkakrotnie. I teraz zrozumiał. Nareszcie odkrył prawdę. Teraz już wiedział, która odpowiedź jest dobra, po tylu wahaniach. Otworzył lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć. Nie wydobył z siebie jednak żadnego dźwięku. Teraz nie tylko przez ból gardła, ale i przez zdziwienie ciężko było mu się odezwać. Jeszcze niedawno tak ufał temu podstępnemu draniowi, który mówił, że wszystko będzie dobrze...

Ale nie wiedział, co Ivan rozumie poprzez swoje słowa. Sam przecież zadawał sobie to pytanie wiele razy, ale uwierzył, bo brał w tym aktywny udział. Nie rozumiał teraz Rosji, zmarszczył brwi.

— Ach, Litwo. To wszystko to sen. — powiedział radośnie Braginski — Sen, który ja sam kontrolowałem. Dawałem wam nawet znaki, jednakże nie zauważyliście ich, bo zbyt byliście zaślepieni przez swoje niewiarygodne samolubstwo. Ale wiedziałem, że tak będziecie robili, więc nie martwcie się, to dobrze, że tak robiliście. — Uśmiechnął się szeroko.

— Co to znaczy? — zapytał Litwa, jąkając się — A może najpierw jednak zapytam, po co? Jaki to ma sens, skoro to wszystko nic nie wnosi, to wszystko się tak naprawdę nie wydarzyło, moje starania poszły na nic. Ja... Nie rozumiem.

Rosja roześmiał się, a Taurys patrzył na niego z niezrozumieniem. Co w tym takiego zabawnego? Zaczął się naprawdę źle czuć. To przecież nie mógł być tylko sen... Zresztą, jak to Ivan miałby go stworzyć? Wejść do jego umysłu, jego wyobraźni i ukazać mu to, co chciał? Nawet jeśli jakimś cudem miałoby to być prawdą, to nadal nie widział w tym sensu. Dlaczego on to zrobił?

Ale najważniejsze... Co będzie z Polską? Jeżeli to tylko jakiś dziwny sen, to wszystko z nim powinno być tak, jak było, zanim Litwa zaczął śnić. Oby było z nim dobrze... Nie. Jak coś miało się z nim stać? To tylko sen. To tylko sen.

— Tu nie ma nic do rozumienia, drogi Litwo. — rzekł Braginski — Ważne, że ja o wszystkim wiem, ważne, że ja wiem, co robić dalej. To sen. Skoro to sen, to niedługo się wybudzicie. Nie liczcie jednak na to, że wszystko jednak będzie tak, jak wcześniej. Nie robiłbym przecież nic bezcelowo...

Zaczął odchodzić. Zaczął odchodzić, mimo że Litwa nadal nic nie wiedział. Laurinaitis wstał z klęczek i wyciągnął rękę za nim.

— Czekaj! Co to ma znaczyć?! — zawołał.

Na to mu odparł tylko głos, jakby odbijający się echem od niewidzialnych ścian:

— Czy zdarzały się wam już wcześniej sny, które mówiły wam, co się wkrótce zdarzy? Jeżeli nie, to miło mi, że stworzyłem wasz pierwszy!

I zniknął całkowicie, ciemność wokół pochłonęła i niego. Taurys został sam, zupełnie zdezorientowany, opadł z powrotem na kolana. Nie rozumiał, choć bardzo chciał zrozumieć. Ale rozumiał jedno — to wszystko schyla się ku czemuś złemu.

To nie może się tak skończyć.

Hej!
Jest i epilog drugiej części SL! Znacznie krótszej, ale po prostu tak być musiało. Dziękuję Wam, Moi Drodzy, że dotrwaliście do końca tej części. Mam nadzieję, że ta część przypadła Wam do gustu podobnie jak poprzednia. Dziękuję wyświetlenia, gwiazdki, komentarze — to wszystko dawało mi tutaj ogromną motywację do pisania! Trochę zajęło pisanie tego, niedługo nawet chyba będzie rocznica rozpoczęcia tego opowiadania.
Dziękuję raz jeszcze Wam, Moi Drodzy, za wszystko, nawet tym cichym, którzy nie zostawiali po sobie gwiazdek czy komentarzy. Dziękuję Wam wszystkim za to, że po prostu tutaj byliście.
Do zobaczenia!
Papatkii! <3

FfKPM.08.02.2020 rok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro