18. Niezrozumienie, czyli Rozpoczęcie Szkolnego Roku.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- C-co? - głos Polski na chwilę się załamał, zaraz jednak szybko się ogarnął - I generalnie, co on mi może zrobić? Nawet dotykać go nie muszę, a i tak sobie poradzę. I wtedy będzie hołd pruski! Ha, ha! - już sobie nawet układał plany na przyszłość. To wszystko go śmieszyło. - I w końcu jaki kolor proponujesz? Wciąż nie...

- O-on jest w drodze do twojego domu. - przerwał mu cicho Włochy. - Ale to nie ten sam Prusy, którego znasz. Mówił coś jeszcze o...

Rozmowa zaczęła się rwać. Ale nagle słowa Włocha zainteresowały Feliksa.

- O czym? O czym, Włochy?

- Niemcy idzie... Nie mogę roz...

I koniec. To były ostatnie słowa, jakie Łukasiewicz od niego usłyszał. A ostatnim, jakimkolwiek dźwiękiem, było głuche odbicie się słuchawki od podłogi i przeciągłe piknięcie.

Odłożył telefon na komodę i zmarszczył brwi.

- Nie pozwalaj sobie, Beilschmidt. - mruknął pod nosem, po czym zeskoczył z łóżka.

Wiedział, że Prusy ma głupie pomysły. A to napewno był jego najgłupszy. Chociaż to wszystko może okazać się jednym wielkim żartem lub nieporozumieniem. Włochy potrafił czasem wyolbrzymiać. Ale mimo to teraz miał nadzieję, że uda mu się dobrze przygotować, nim przyjdzie Gilbert. Serce waliło mu, jak oszalałe.

Wziął na siebie białą koszulę ( którą miał ubrać na dzisiejszą uroczystość rozpoczęcia szkolnego roku ) oraz swój mundur wojskowy, wciąż odrobinę za duży. Na głowę nacisnął rogatywkę, tak mocno, że jej daszek przysłonił mu aż oczy. Zbiegając po schodach, zapinał pospiesznie pelerynkę pod kołnierzem.

Będąc już u stóp schodów, zabrał się za ubieranie oficerek, naciągając je kolejno na nogi, doskakując przy tym do drzwi.

Otworzył je, a po tym otworzył także ze zdziwienia usta. Za drzwiami stali Prusy i Rosja. Zaraz, Rosja? Zresztą, teraz nieważne! Teraz nie może dać im się schwytać.

- Hallo, Polen. - rzekł Beilschmidt z uśmiechem - Widzę, że przyszedłeś nam na spotkanie, grzecznie z twojej strony.

- Wiesz, pomyliłem drzwi. - Feliks zatrzasnął je im przed nosem i szybko zaczął obmyślać trasę ucieczki, rozglądając się nerwowo po swoim domu. Nie wierzył w to, co się dzieje. I dlaczego to wszystko się dzieje!

Drzwi za nim zaskprzypiały, powoli się otwierając. Polska już widział przed sobą cień Rosji i już usłyszał jego głos.

- To niegościnne Polsha.

Łukasiewicz gwałtownie odwrócił się, patrząc mu w twarz, która nie wyrażała żadnych emocji. Zaczął się powoli cofać. Był zaspany, dlatego nie wiedział, co ma robić.

Z każdym jego krokiem oddanym w tył, Ivan przybliżał się o krok w przód. W końcu cofnął się na tyle daleko, że trafił na schody, na których się wywrócił, uderzając przy tym boleśnie tyłem głowy w jeden ze stopni i gubiąc czapkę. Jęknął przy tym cicho, zachowując jednak hardy wyraz twarzy.

Rosja pochylił się nad nim w taki sposób, że zielonooki nie mógł wstać, czy nawet jakkolwiek się wycofać.

- Skąd wiedziałeś? - zapytał spokojnie, jak zawsze, Braginski.

- Po prostu jestem mądry. - odparł Polska, uśmiechając się, mimo bólu głowy.

Ivan złapał Feliksa za włosy, po czym wstał, tym samym zmuszając do powstania i jego.

- Puszczaj! - zawołał Łukasiewicz, powstrzymując się od grymasu bólu na twarzy, która zrobiła się teraz bardzo czerwona.

- Panie Beilschmidt! - krzyknął Rosja, nie patrząc nawet na kuzyna.

I Prusy wszedł do domu, spoglądając z zadowoleniem na obydwu chłopaków.

- Proszę wziąć pana Łukasiewicza. - Braginski odepchnął Polskę w ręce Gilberta. Po tym podniósł że schodów rogatywkę Feliksa, którą również oddał Prusom - I jego czapeczkę.

Beilschmidt nacisnął ją Feliksowi na głowę i złapał Polaka mocną ręką za nadgarstek, prawie aż go wykręcając. Polska robił wszystko, by mu się wyrwać. Ale on trzymał bardzo mocno i boleśnie, na nic więc się to zdawało.

Gilbert wyprowadził go z domu. Feliks czuł ciepłą krew, spływającą na jego kark. Nie wiedział, dlaczego Rosja i Prusy to robią. Nic im przecież nie uczynił. A dokładniej... Po Prusaku zawsze można było się spodziewać wszystkiego, ale... Rosja? Wychodzi na to, że po kuzynie też. Nie rozumiał za bardzo sytuacji.

Po chwili z domu wyszedł też Ivan. Polska patrzył na niego z nienawiścią. Miał wielką ochotę przywalić mu w twarz, czego jednak nie mógł zrobić, bo Prusy mu to uniemożliwiał.

Braginski podszedł do niego spokojnym krokiem i lekko zgiął kolana, by zrównać się z jego twarzą. Przejechał dłonią po jego rozgrzanym policzku. Uśmiechnął się. Rozprostował nogi, a Feliks szybko podniósł głowę.

- Idźcie spać, Polsha.

Polska ujrzał tylko błysk metalu. Poczuł ogromny ból na czole, po czym osunął się po nogach Prus na chodnik. Powieki zaczęły mu ciążyć. Kiedy oczy spowiła mu ciemność, stracił przytomność.

A gdy powieki z powrotem stały się lżejsze, postarał się je otworzyć. Kilka razy zamrugał. Od razu poczuł ból całej głowy. Jęknął cicho, po czym całkowicie otworzył oczy. Ujrzał kamienny sufit. Przechylił lekko głowę w bok. Zobaczył metalowe pręty, oddzielające dalszą część także kamiennej posadzki. Jego warga drgnęła. Szybko podniósł się na nogi, po czym złapał za kraty. Dopiero wtedy poczuł stalowe bransolety, mocno opasające jego nadgarstki. Do nich przyczepione były łańcuchy z drugiej strony przymocowane do ściany.

Czyżby ci dwaj zdołali go tutaj uwięzić?

Prychnął. Teraz dotarło do niego, że to nie są żarty i znajduje się w naprawdę poważnej sytuacji. Rozgniewało go to.

- I co, nędzna pchło? - po drugiej stronie krat pojawił się Prusy.

Uśmiechał się on złośliwie od ucha do ucha. Ręce miał skrzyżowane za plecami i z wyższością patrzył na więźnia.

Jednak Feliks nie odpowiedział na jego pytanie i milczał.

- Jakiś mało rozmowny jesteś. Nie przepadam za mało rozmownymi gośćmi. - wszedł do celi.

Polska nie patrzył na niego, nie odwracał się ani nic. Ale serce od razu zaczęło mu szybciej bić.

Prusak po prostu zdarł z niego jego pelerynę i odrzucił ją w kąt. Zaraz po tym gwałtownie podwinął jego górną część ubrań ( mundur i koszulę ) aż pod kark. Łukasiewicz zatrząsł się.

I wtedy poczuł niewyobrażalny ból w plecach i powoli spływającą po nich gorącą krew. Krzyknął, a jego krzyk odbił się od ścian, tworząc głuche echo. I to wszystko powtórzyło się raz jeszcze. Czuł się teraz tak bezsilny. Ale nie mógł dać Gilbertowi satysfakcji.

- I co, boli? - zapytał drwiąco Prusy.

- Nie... - skłamał Polska, po którego policzkach zaczęły spływać łzy.

To boli tak bardzo...

Został uderzony znowu.

- A to bolało?

- N-nie...

Dobry Panie Boże, tak bardzo boli...

I znów.

- Teraz? - Beilschmidt pytał dalej.

- Nie... - Feliks już krztusił się własnymi łzami.

Liciu, to tak bardzo boli...

I już był przygotowany na kolejny cios. Ale on nie nadszedł.

- Przestańcie, panie Beilschmidt.

Polska odwrócił lekko głowę. Potężna dłoń trzymała rękę Gilberta, która dzierżyła coś w rodzaju bata. Ta potężna dłoń należała do Rosji.

- Proszę zostawić pana Łukasiewicza i ubrać go z powrotem. - powiedział Ivan, puściwszy rękę Prus.

Prusak popatrzył na niego z niezrozumieniem w oczach i wręcz złością wymalowaną na jego bladej twarzy. Ale usłuchał się i gwałtownie osunął ubrania Polski tak, jak powinny być, po czym wziął w ręce feliksową pelerynkę, niestarannie zarzucił ją na ramiona Łukasiewicza i zawiązał krzywo pod kołnierzem.

- A teraz, jeżeli już przeszliście przez drzwi, proszę je za sobą starannie zamknąć. - rzekł Braginski, chyba po raz pierwszy z odrobiną gniewu w głosie, po czym wyszedł na korytarz i zniknął z oczu.

Gilbert prychnął i mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Także opuścił celę i zniknął za ścianą.

A Polska otarł łzy rękawem i usiadł skulony w kącie. Nie miał już do tego sił.

Dlaczego ja?

Dlaczego nikt mi nie pomoże...?

Tego poranka Litwa wcale nie był uśmiechnięty, jak podczas innych poranków. Zdarzenia z nocy wciąż nachodziły mu na myśli, przez co czuł się bardzo dziwnie i w dodatku był niewyspany. A najlepsze, a raczej najgorsze, było to, że Rosji nie było w domu.

Jednym pocieszeniem była Ukraina, która nagle zrobiła się bardzo miła i nawet proponowała Taurysowi ciepłe mleko w kubku ( a on nie odmówił ).

Obie siostry, Ukraina i Białoruś, były smutne z powodu braku Ivana przy nich, czego jednak Litwa nie rozumiał i nie zwracał na to uwagi. Więc z nimi nie miał chęci rozmawiać.
Dlatego też, kiedy w kuchni pojawił się Estonia, zaczął nawiązywać z nim rozmowę.

- Dzień dobry, Estonio. - przywitał się Laurinaitis, przecierając oczy.

- Witaj, Litwo. - powiedział Estonia, siadając obok niego.

- Jak ci się spało?

- Całkiem dobrze ci powiem. - odparł towarzysz. Po tym już miał zmienić temat - A wiesz, że...

- Nic nie... Słyszałeś?

- Nie. A wiesz...?

- Bo ja się obudziłem w nocy i wiesz co się okazało? - Litwa nachylił się nad jego uchem - Rosja wychodził z domu, a teraz go nie ma. Dziwne, nie?

- Gdzie jest Rosjusia? - wypaliła nagle Białoruś, która ni stąd ni zowąd pojawiła się przy nich. - Gdzie? Dlaczego ty wiesz, a ja nie? - już patrzyła na Taurysa z mordem w oczach.

- Spokojnie, ja nie wiem, gdzie poszedł. - Litwa zaśmiał się nerwowo.

Białoruś powoli się od niego odsunęła, po czym wyszła z pomieszczenia.

Laurinaitis już nie przejął głosu, bo Estonii udało się zmienić temat i wszystkich zamęczał swoją niezwykłą wypowiedzią. Przez ten czas zdążył przyjść jeszcze Łotwa ( on także dostał kubek mleka od Ukrainy ), ale Litwie nie dane było z nim porozmawiać, bo czas leciał szybko i niedługo trzeba było wybrać się do szkoły ( Dlatego też Ukraina już wyszła z domu, aby jako nauczyciel być w szkole szybciej ).

W swoim pokoju przebrał się w białą koszulę i czarne spodnie, jak na szkolną uroczystość powinno się przebrać.

Och, liceum to już poważna sprawa. Oznacza więcej nauki i to o wiele trudniejszej. Ale cóż, on był na to przygotowany, bo uczył się i czytał przez całe wakacje. Trzeba przecież wystartować na dobrych ocenach.

Przeczesał jeszcze włosy, po czym wyszedł przed dom, czekając na resztę. Wszyscy powoli zaczęli się zbierać, ostatnia przydreptała Białoruś, a równo z nią przyjechał autobus.

Wsiedli zatem do autobusu, który zawiózł ich pod budynek szkoły. Wszyscy uczniowie ubrani tak samo - na biało-czarno - wszystkie ich twarze niby smutne. Niby, bo jednak spotkali po wakacjach przyjaciół, jeżeli w ciągu tych dwóch miesięcy nie mogli się spotkać, zaczynając z nimi rozmowy.

Uczniowie zebrali się w sali, gdzie miała odbyć się ta cała uroczystość. I nie działo się nic ciekawego. To, co co roku. Nudne przemowy i tak dalej. Przez ten cały czas Litwa wpatrywał się w podłogę.

- A piętnastego listopada odbędzie się prezentacja pracy klasy pierwszej liceum. Przez ostatni rok pracowali nad swoim herbem, flagą i hymnem. Więc jakby co, to jest jeszcze trochę czasu na dopracowanie. - powiedział pod koniec dyrektor. - Rozchodzimy się do klas.

Taurys otrząsnął się. Dopiero wtedy zaczął słuchać. A więc... Gdzie jego nowa klasa i kto jest nowym wychowawcą? Estonia był jego ratunkiem, bo on napewno słuchał. A przynajmniej na tyle, aby wiedzieć te rzeczy. Zdał się więc na niego i podążał za nim.

Okazało się, że ich nowym wychowawcą jest nie kto inny, jak Japonia. W sumie, to dobrze. To dobry nauczyciel.

Więc nowi licealiści zebrali się w klasie chemicznej i czekali na profesora.

Wszystkim było dobrze, ale jedna sprawa bo zaniepokoiła. Gdzie jest Polska? Często zdarzało mu się zaspać, ale teraz jest już około dwunastej.

Japonia wszedł do klasy. Był bardzo ucieszony, a w rękach trzymał niebieską książkę, która była dziennikiem. Przywitał się z uczniami, a oni z nim.

- Jak już wam wiadomo, od dziś jestem waszym wychowawcą i będę wychowywał was jeszcze przez kolejne trzy lata. Mam nadzieję, że nie będziecie sprawiali kłopotów i razem dotrwamy do końca waszej edukacji. - powiedział wychowawca. - Pozwólcie jeszcze, że sprawdzę was w dzienniku, bo nie pamiętam do końca was wszystkich, dobrze?

Wszyscy pokiwali głowami. A Litwa znów wpatrzył się w podłogę. Polska na pewno zaraz przyjdzie...

- Litwo, pan cię już odczytał. - Estonia trącił go w ramię.

- Hę? - Taurys podniósł głowę - Obecny, obecny...

- Feliks Łukasiewicz. - odczytał Japonia. Nie dostał odpowiedzi.

Laurinaitis rozglądnął się po klasie. W oczy od razu rzucił mu się Włochy, który... Płakał?

- Nie ma? - zapytał profesor - A wie ktoś, dlaczego?

Brak odpowiedzi.

Ale Litwa był przekonany, że Włochy coś wiedział. Na pewno coś wiedział.

- Yhm, no dobrze, zobaczymy jutro, może przyjdzie... - stwierdził Japonia.

- Oby... - westchnął Taurys i wpatrzył się we Włocha. Musiał się go o to zapytać, bo cała ta sprawa nie dawała mu spokoju.

Po skończonym spotkaniu udało mu się złapać Vargasa przed szkołą.

- Hej, Włochy.

- V-v-vee, Litwa...

- Wiem, że ty wiesz, gdzie jest Polska. - powiedział od razu Litwin. - No więc?

- J-j-ja nie mogę... - zaczął Włochy.

- Ależ Włochy, proszę cię.

- Włochy, idziemy do domu.

Za nimi pojawił się nie kto inny jak Niemcy. Miał srogi wyraz twarzy, przez co Vargas zląkł się jeszcze bardziej.

- S-s-si, Niemcy...

I ci dwaj odeszli, zostawiając Litwę samego.

Nie rozumiał. Tak bardzo nie rozumiał tego, co się tutaj dzieje. A tak bardzo chciał zrozumieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro