2. Wizyta u higienistki, czyli herby i flagi.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA!
Opowiadanie jest aktualnie w trakcie korekty. Radzę przełożyć czytanie tego opowiadania na kiedy indziej, kiedy będzie poprawione wszystko. Chyba, że koniecznie chcesz, ale uważaj, bo mogą pojawić się małe niejasności z pierwszym rozdziałem.

Zadzwonił dzwonek, a uczniowie prawie powywracali się na ławkach i krzesłach kiedy wybiegali. Zaraz nikogo nie było w klasie, jedynie nauczycielka siedziała wciąż na krześle i bazgrała coś w tabelkach w dzienniku.

Polska szybko znalazł się piętro niżej, chcąc zgubić w tłumie Litwę. Na pewno zaraz zacząłby się o wszystko wypytywać, a to było naprawdę zbędne.

- Polsko!

Przyśpieszył kroku.

Ale i tak ręka Litwy spoczęła na ramieniu Polski, który natychmiast się zatrzymał. Że też we wszystko musi się wtrącać.

Litwa był dobrym przyjacielem. Najlepszym. Często pomagał Polsce w zadaniach, udzielał mu swoich porad i zwykle miał rację. Wspierał go. Czasami dziwiło go zachowanie przyjaciela, ale mimo to lubił spędzać z nim czas. Fakt, często był nadopiekuńczy, i robił problem z niczego, jak twierdził Polska.
Dlatego blondyn wolał milczeć przy nim w niektórych sprawach.

Teraz spuścił tylko głowę i westchnął.

- Tak, Liciu?

Litwa stanął obok niego.

Polska robił wiele szalonych rzeczy. Miał trudny charakter, jednakże Litwa bardzo go lubił, chociaż często czuł się przez niego wykorzystywany. Ale taki on właśnie był, nie można tego zmienić. Cichy, raczej trudno nawiązać z nim kontakt, ale gdy już lepiej się go pozna, może być nie do wytrzymania. Ostatnio ciągle dostawał spóźnienia z pierwszych lekcji.
Dlatego niebieskooki wolał wiedzieć o tym, co jego przyjaciel wyprawia.

Teraz był zadyszany, niczym Polska dziś rano, i oddychał głęboko, przez co nie mógł nic powiedzieć, więc stali tak chwilę w ciszy, co dawało Polsce ułożenia wyjaśnień na pytanie, które i tak nie zostało jeszcze zadane, a samo to pytanie wciąż tworzyło się w głowie Litwy.

- Pokaż no tę rękę - powiedział wreszcie, bo pytania nie mógł wymyślić.

Polska podniósł lekko głowę. Całe wymyślanie na marne. Ale przynajmniej Liciek nie krzyczał, jak zwykle to robił, kiedy jasnowłosy robił podobne rzeczy.

Zdjął sweter i podwinął czerwony od krwi rękaw białej koszuli do ramienia. Wystawił rękę przed twarz Litwy tak gwałtownie, że tamten aż się odsunął.
Przypatrzył się tej całej ranie. Głęboka, nie aż do kości, ale głęboka. Niezbyt szeroka. Wciąż leciała z niej krew, a całe przedramię było poczerwienione. Litwa złapał się za głowę i odsunął rękę od swojej twarzy.
Polska z powrotem nasunął rękaw.

- Co ty z tym zrobiłeś? - zapytał Litwa.

To pytanie jednak musiało zabrzmieć.

- Rozciąłem - odrzekł spokojnie Polska.

Ale Laurinaitis nie rozumiał jego spokoju. Przecież może mu się wdać jakieś zakażenie, albo coś jeszcze gorszego. Z tym trzeba iść do higienistki, a nawet do szpitala! Założyć szwy!
Zdjął z pleców tornister i zaczął w nim grzebać. Znalazł chusteczki i podał dwie przyjacielowi.

Polska przyłożył je do rany. Zupełnie nie wiedział, dlaczego Litwa się tak przejmuje. Jeszcze chyba nikt nie umarł od małego rozcięcia, prawda?

- Dzięki Liciek - rzekł - Ale następnym razem nie troszcz się tak generalnie, totalnie sam też sobie przecież poradzę. Higienistka też nie jest tu potrzebna. Chodźmy pod salę od muzyki.

Litwa z powrotem założył plecak i razem z Polską zeszli na parter, pod klasę muzyki - "3". Nagle ktoś ponownie złapał blondyna za ramię. Polska natychmiast odwrócił głowę. Za nim stała higienistka, Czechy. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Co ona tutaj robi?

- Co? - jęknął cicho.

- Feliksie, szukałam cię - powiedziała z uśmiechem - Zapraszam, chodź za mną.

Polska spojrzał na Litwę, który wzruszył tylko ramionami, był nawet szczęśliwy przybyciem higienistki, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Sam wszedł do klasy, zostawiając przyjaciela z Czechami.

Pytanie jedno, co JEGO kuzynka robi w JEGO szkole?! Nie to, aby jej nie lubił, ona była zawsze dla niego bardzo miła i w ogóle, ale... Cóż, on sam nie umiał sobie wytłumaczyć tego ale.

- Alice, co ty tutaj robisz? - zapytał.

- Pracuję tutaj - odparła - Tak od tygodnia. Dziwne, że wcześniej mnie nie zauważyłeś. Chodź ze mną do mojego gabinetu, podobno coś sobie zrobiłeś.

Polska westchnął. Trudno, oby nie okazała się być odzwierciedleniem Litwy. Podszedł za nią zaledwie jedne drzwi dalej i weszli do pokoju kryjącego się za tymi właśnie drzwiami.

Niezbyt duży pokój z jasnoniebieskimi ścianami, pod którymi stały bielutkie meble. Z równie białego sufitu zwieszała się lampa z błękitnym kloszem, a podłogę przykrywały mleczne deski. Naprzeciw drzwi, na ścianie, wbudowano okno z jasnymi zasłonami, pod nim zaś stało nieduże biurko, po którego obu stronach, przed i za, stały krzesła.

W jednej chwili Czechy już siedziała na tym za biurkiem i oparła głowę na łokciach.

- Usiądź - rozkazała ubierając jednorazowe niebieskie rękawiczki.

Polska zdjął plecak i położył go obok krzesła, na którym to zaraz usiadł. Krzesło było tak wysokie, że nie potrafił położyć stóp na podłodze. Zaczął się rozglądać po pokoju.

- Co ci się stało? - zapytała higienistka bawiąc się niebieskim długopisem - Przestaniesz się tak huśtać? To nie jest huśtawka.

- No nic generalnego - odpowiedział Polska - Tylko rękę sobie rozciąłem i totalnie nie rozumiem, dlaczego wszyscy robią z tego coś wielkiego! I nie, nie przestanę.

- Pokaż no to - Czechy wstała z krzesła i sama pociągnęła do siebie rękę kuzyna, który także zmuszony był wstać, a samo krzesło się wywróciło. Całe czerwone chusteczki spadły z rany na podłogę.

Przypatrzyła się uważnie rozcięciu, zupełnie niczym Litwa.
Polska przewrócił oczami.

- Wiesz, że to trzeba zeszyć? - zapytała higienistka, podała gazik kuzynowi i usiadła na krześle.

- Po co? To się zaraz normalnie zagoi - jasnowłosy przyłożył materiał na ranę, poprawił krzesło i także usiadł.

- Uznam, że po prostu się boisz, Feluś - uśmiechnęła się Czechy i powróciła do zabawy długopisem.

- Ja się bać? Rób, co totalnie chcesz.

Czechy wstała z krzesła odrzucając długopis na biurko. Podeszła do jednej z szafek, odsunęła środkową szufladę i zaczęła w niej grzebać.

- A ty generalnie wiesz co robić? - zapytał Polska.

- A jak sądzisz?

- Przygotuj mi bukiet białych i czerwonych kwiatów kiedy już umrę.

Czechy oderwała wzrok od przedmiotów w szufladzie i popatrzyła oskarżycielsko na Feliksa, którego nagle zainteresowała lampa. Potem zasunęła z powrotem szufladę i zajęła się inną.

- Dlaczego akurat białych i czerwonych? - zapytała, nawet na niego nie patrząc.

- Białe za moją totalną niewinność, bo przecież nic ci nie zrobiłem - odparł Polska - A czerwone za moją generalną krew.

Czechy przewróciła oczami. Grzebała dalej w szufladzie, w końcu doszukała się małej buteleczki. Potrząsnęła nią i podeszła do Polski. Gazik wyrzuciła do kosza, a krew z ręki wytarła chusteczką, która także trafiła do pojemnika na śmieci. Zaraz do rany wleciało kilka kropel cieczy z buteleczki.

- Jak piecze... - jęknął blondyn.

Zawsze okropnie go piekło przy małym otarciu, a teraz to już była totalna masakra.

- Nie jęcz - przetarła chusteczką białą pianę, która zrodziła się na wskutek skorzystania z wody utlenionej, i czerwoną krew, która wciąż sączyła się z rozcięcia. - Oj posiedzisz tu sobie Feliks, posiedzisz. Co ty robiłeś?

- A no, jakby, po drzewie chodziłem i się normalnie wywaliłem - odrzekł Łukasiewicz - Wystarczy?

- Tak, pewnie, nie wnikam w to, co tam robiłeś - odłożyła butelkę na biurko i ponownie podała kuzynowi gazik - Przytrzymaj.

Polska przyłożył palce do gazika. Czechy znów zaczęła grzebać po szufladach. Ciekawe co znowu stamtąd wyciągnie. Szukała aż w końcu znalazła to, czego szukała.

Austria grał coś na swoim fortepianie, czy tam pianinie, a praktycznie cała klasa umierała z nudów. Nikt nawet nie zastanawiał się dokładniej, co on w ogóle gra. Litwa przeglądał swój zeszyt. Nie miał nic do roboty.

W końcu nadszedł koniec utworu wychowawcy, a wszyscy od niechcenia zaczęli klaskać. Nauczyciel wstał ze swojego krzesła i ukłonił się. Tak zaczynała się każda lekcja muzyki, nieważne z jaką klasą.

Austria zakaszlał i przejął głos:

- Moi drodzy, za rok pójdziecie już do liceum, a wtedy, szkoda, będziecie mieć innego wychowawcę. — spuścił głowę — Smutne. — podniósł ją z powrotem — Ale nie o wychowawcach teraz, cieszmy się, póki jesteśmy razem. Każdy uczeń trzeciej gimnazjum ma wymyślić swój hymn, flagę i godło. Czas macie do pierwszego września. Jeżeli macie jakieś pytania, to pytajcie starszych kolegów. Na przykład, ja mam czerwono-biało-czerwoną flagę... - zaczął rysować kredami po tablicy.

Tylko kto to później będzie mazał? Nikt chyba nie lubił, kiedy nauczyciel używał kolorowej kredy, bo później dużo było mazania, a gąbki się szybciej niszczyły.

Litwa otworzył zeszyt na tyle i począł sobie coś malować. Podobnie jak większość uczniów. Tak oto lekcja przerodziła się z muzyki na plastykę, ale Austria nie robił z tego problemu, bo i tak znów uczepił się fortepianu.

Flagę i godło stworzyć było łatwo, więc wszyscy uporali się z tym w ciągu połowy lekcji. Tylko co chwila uczniowie zaglądali nawzajem do swoich zeszytów, by sprawdzić, czy nie mają takich samych wzorów. Gorzej z hymnem. Nikt nie napisał nawet linijki tekstu. Dobrze, że czas na to mają do rozpoczęcia następnego roku szkolnego.

W klasie zapadła dziwna cisza. Litwa podniósł głowę znad zeszytu. Nad nim stał wychowawca.

- Pokaż co tam wyrysowałeś - powiedział Austria.

Uczeń podał mu swój zeszyt i zaczął przewracać w palcach ołówek, spoglądając na twarz nauczyciela.

- Ładnie, ładnie panie Laurinaitis - rzekł wychowawca, oddając zeszyt Litwie.

- Dziękuję panu - Litwa przyjął z powrotem swój zeszyt, po czym sam zatrzymał swój wzrok na białym rycerzu na siwym rumaku na czerwonym tle.

Austria zaklaskał w dłonie, zwracając na siebie uwagę podopiecznych. Wszystkie głowy odwróciły się w jego stronę. Ucieszony ich posłuszeństwem, ponownie przejął głos:

- Zostało nam jeszcze dwadzieścia minut kochani. Proponowałbym napisanie tematu, więcej nie ma sensu już robić. Zapis i odtwarzanie dźwięku.

Wszyscy chwycili długopisy i szybko zapisali w zeszytach podyktowany temat. Cieszyli się z wolnej lekcji, bo kto by się nie cieszył?

Nauczyciel wziął gąbkę i zaczął ścierać tablicę. Był bardzo fajny w swoim zawodzie, wielce lubił swoich wychowanków. Prawie nigdy nie krzyczał, był łagodny, nie wpisywał spóźnień czy nieobecności, często urządzał wolne lekcje, a o sprawdzianach w ogóle nie myślał. Tylko marzyć, aby reszta profesorów też taka była.

Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek na przerwę. Tym razem uczniowie spokojnie wyszli z klasy. Pod drzwiami zawołali jeszcze Do widzenia, odpowiedział im tym samym Austria.

Litwa przypomniał sobie o Polsce, który wciąż siedział u higienistki. Ciekaw był, czy wszystko z nim dobrze. Najchętniej poszedłby teraz do gabinetu, ale nie wiedział, czy może.

Zaczął chodzić w kółko. Martwił się teraz i to bardzo, co z tego, że niepotrzebnie. A jeżeli jego najlepszy przyjaciel właśnie cierpi? Uczniowie przechodzący obok patrzyli się na niego jak na wariata i starali się go wymijać.

- Polsko, uratuję cię! - podbiegł do drzwi gabinetu, rozpychając wszystkich przechodzących na bok.

Przed drzwiami jednak zatrzymał się i zapukał. Usłyszał Proszę i wszedł do środka, ale zaraz się z kimś zderzył. Oczywiście z Polską. Czechy zachichotała.

- O, cześć Lićku - przywitał się Polska masując czoło po spotkaniu z podbródkiem kolegi.

- I jak tam? Wszystko dobrze? - zapytał Litwa, jakby zapominając, że wypada powiedzieć Dzień Dobry do higienistki.

- Ze mną zawsze wszystko jest dobrze - odparł jasnowłosy.

- Tylko pamiętaj, że masz do mnie przychodzić co jakiś czas - odezwała się Czechy.

- Dobrze, dobrze.

Wyszedł z gabinetu ciągnąc za sobą przyjaciela.

- Do widzenia pani! - zawołał jeszcze Litwa nim Polska zamknął drzwi.

Feliks usiadł sobie na parapecie, o który to Laurinaitis tylko się oparł. Milczeli przez chwilę, jednak zaraz zaczęli naraz obaj mówić ( Co na muzyce robiliście? oraz Co ci robiła?) . Znów na chwilę zapadła cisza. Obaj raczej nie umieli zaczynać rozmów.

- Co robiliście na muzyce? - zapytał ponownie Polska.

- Właśnie! Przecież cię nie było na lekcji. Trzeba ci wiedzieć, że sam masz napisać swój hymn, wymyślić godło i flagę. - powiedział Litwa - Wszyscy muszą. - widząc, że towarzysz otworzył usta, by coś powiedzieć, dodał - Czas do rozpoczęcia następnego roku.

- Generalnie wymyślę coś do końca półrocza! - zawołał uroczyście blondyn, przez co wszyscy na korytarzu odwrócili głowy w jego stronę. Wziął Litwę ramiona i przesunął go przed siebie ( prawie się przewrócił ), aby nie było go samego widać. Szatyn zarumienił się lekko. Oj, ten Polska, przez niego wiecznie się na nich patrzą.

- I czemu się gapicie? Ludzi nie widzieliście? - zapytał Litwa, a wszyscy znów zajęli się sobą. Sam się dziwił, że to w ogóle powiedział, zawsze siedział cicho, ale był dumny z tych dwóch zdań.

Polska uśmiechnął się. Do jego uszu doszła króciutka muzyczka. Właśnie przyszedł mu SMS. Wyjął z plecaka telefon i spojrzał, kto do niego wypisuje. Chwilę później jego oczom ukazała się wiadomość.

Podobno coś sobie zrobiłeś. Jak tam twoja ręka? ^J^

Zaraz to Feliks pospieszył z odpowiedzią i uśmiechnął się szerzej.

Totalnie lepiej niż twoja generalna twarz.

- Co tam znowu wypisujesz? - zapytał nagle Litwa siadając obok przyjaciela.

- Nic - Polska schował urządzenie z powrotem do plecaka.

- A tak naprawdę?

- A tak totalnie naprawdę to pociskam Rosję.

- Pociskam... Matko... Co on do ciebie wypisywał?

- Się pytał tylko, co z moją ręką.

- Co mu odpisałeś? - Liciek zadawał pytania, jak na jakimś komisariacie.

- Że lepiej niż jego twarz.

Laurinaitis pacnął się dłonią w czoło. Jego towarzysz był widocznie zadowolony ze swoich poczynań, co innego jednak on o tym sądził. Ale przynajmniej już nikomu nie grozi, że kogoś stolicą stanie się Warszawa.

Nie wiedział też, co ma myśleć o Rosji. Nie lubił go zbytnio, większość szkoły się go bała. A raczej nie większość, tylko wszyscy. Oprócz Białorusi i Polski oczywiście. Niby jest miły i wiecznie chodzi z tym uśmiechem jakby przyklejonym do twarzy bardzo mocnym klejem Polski nazwanym Kropelka.

- Nie damy miana Polski zgnieść...

Litwa wyrwał się ze swych rozmyślań i spojrzał na przyjaciela.

- No co? Myślę nad hymnem. Nie wiem, co generalnego z tego wyjdzie, ale coś napewno. Znalazłbyś ładny rym? - odezwał się blondyn.

- Cześć, przyjacielu - szatyn nie musiał długo czekać, aż coś przyjdzie mu do głowy.

Zadzwonił dzwonek. Teraz chemia - lekcja, którą Polska lubi chyba nawet bardziej niż sam Litwa. Ale mimo to i tak nie ma chyba lepszych ocen niż on, który uczy się tego, bo musi. Może to być dziwne, bo Polska niezbyt umie matematykę, a ona jest przecież podstawą chemii. On sam zresztą tego nie rozumie, jak i jego przyjaciel.

- Chodź do klasy - powiedział Łukasiewicz zeskakując z parapetu, ciągnąc za sobą Litwę.

Hej, hej, hej!
Tak i to oto drugi rozdział tej księgi. Piszcie w komentarzach, czy Wam się podoba.
I prosiłabym o napisanie błędów, jeżeli takowe się pojawiły - poprawię.
Do następnego!








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro