3. Chemia i chemia, czyli dlaczego lepiej nie chodzić po drzewach.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kto chciałby powiedzieć mi, dlaczego tak się stało? - zapytał Japonia spoglądając na wszystkich uczniów po kolei, aż w końcu trafił na swojego ulubieńca z podniesioną do góry ręką - Tak, panie Łukasiewicz?

- Ponieważ tlenek manganu jest katalizatorem reakcji rozkładu nadtlenku wodoru, a w wyniku reakcji powstaje ogromna ilość gazów, proszę pana - powiedział zadowolony z siebie Polska.

- Aż chciałoby się panu wpisać szósteczkę - rzekł nauczyciel - Ale niestety za odpowiedzi mogę dawać tylko plusy. - podszedł z powrotem do biurka, by dopisać kolejny plus numerowi siódmemu. Same te już plusy ledwo mieściły się w tabelce.

Litwa zamyślił się. Jak Polska to robi? Zna chyba cały podręcznik na pamięć i go w ogóle nie potrzebuje. Nie żeby był o niego zazdrosny, o nie, ale po prostu nie mógł tego pojąć. Chemia przecież opiera się głównie na matematyce, z której to Feliks wcale nie jest jakimś orłem.

Chwilę potem Japonia odszedł od dziennika i zaczął pisać po tablicy ładnym, starannym pismem to, co wcześniej powiedział Polska. Wszyscy otworzyli zeszyty i zapisali to samo, tylko na pewno z mniejszą starannością.

Zapadła całkowita cisza, z której profesor był bardzo zadowolony i szczęśliwy z tego, że nawet nic nie musi mówić, bo wszyscy i tak robią to, co mają robić. Ta klasa jeszcze nigdy nie zdenerwowała Japonii, a to dzięki opowiadaniom starszych uczniów, którzy już nie raz to zrobili. Podobno gniew tego nauczyciela jest najgorszy że wszystkich. Sami jeszcze go nie doznali i starali się nigdy go nie doznać.

Inni nauczyciele czasami zazdrościli Japonii grzeczności uczniów - tylko na jego lekcji nikt nie odpowiadał niepytany, a raczej większość nie odpowiadała niepytana, ale najbardziej spokojnie było właśnie na jego lekcji. Zapewne drugim najcichszym przedmiotem była matematyka, ale w takie sprawy już nie wnikajmy.

Dalej lekcja toczyła się tak, jak zwykle - Japonia zadawał pytania, zaś Polska na nie odpowiadał, a całej reszcie nudziło się niemiłosiernie. Powiedzmy sobie szczerze - uczniów niezbyt interesowała ta lekcja, cieszyli się więc, że to jedynie Feliks prowadził rozmowę z nauczycielem.

W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę, a wszyscy spokojnie i jeden po drugim wyszli z klasy. Spokojnie oczywiście tylko do progu - zaraz rozbiegli się każdy gdzie indziej, to na korytarz, to przed szkołę.

Za to Litwa stanął obok drzwi klasy opierając się o ścianę, czekając aż przyjaciel skończy rozmawiać z nauczycielem o ciekawych zapewne sprawach, w które to on nie miał zamiaru się wtrącać. I tak Polska zaraz przybiegnie i sam powie, nie pytając się w ogóle, czy Litwa chce to usłyszeć.

I zaraz to przed szatynem nagle pojawił się Feliks.

- Wiesz co? No normalnie pan Japonia się zgodził, żebym przeprowadził generalne doświadczenie na następnej lekcji! I totalnie dostanę szóstkę! - relacjonował ucieszony i wręcz skakał pod niebiosa.- Mam tydzień na wymyślenie coś generalnie zajebioszczego.

- Fajnie, fajnie przyjacielu - powiedział Litwa. - Wymyśl coś dobrego, bylebyś nie rozwalił szkoły.

- To oznaczałoby przecież totalny koniec matmy Lićku - rzekł blondyn uspokajając nieco swoje emocje - A któżby się z tego generalnie nie cieszył?

To było oczywiście pytanie retoryczne - nikt nie miał na nie odpowiedzieć, Laurinaitis zachował więc ciszę. A w sumie i tak jasnowłosy miał rację, nikt raczej nie przepadał za lekcją matematyki. Jeżeli dzięki Feliksowi szkoła naprawdę by wybuchnęła, wszyscy cieszyliby się, a tylko jeden Litwa martwiłby się o to, jakie z tego byłyby problemy.

- A generalnie jakie lekcje jeszcze zostały? - zapytał Łukasiewicz.

- To biologia i dwie lekcje W-Fu - odparł Litwa już wiedząc, jakie ta odpowiedź przyniesie skutki.

- Nie, wuefie mój kochany! - jęknął Polska. - Głupia ręka, głupszy Gilbird, najgłupszy Prusy! Dlaczego?...

W-F także był lubianą przez niego lekcją, a teraz dopiero sobie przypomniał, że nie może uczestniczyć w tych lekcjach, póki rana się nie zagoi. To będzie jakiś około miesiąc. Zawsze powtarzał, że szkoła bez chemii i W-Fu nie ma sensu, a teraz nawet tej drugiej nie ma, za to chemia jest raz na tydzień, w piątek.

Jego najlepszy przyjaciel nic nie mógł innego zrobić, jak poklepać go pocieszająco po ramieniu.

Zaczęli iść w stronę klasy biologii. Tej lekcji uczył sam dyrektor szkoły - Chiny. Wypadałoby się więc nie spóźnić.

Dochodzili do zakrętu na korytarzu. Nagle ktoś zza niego właśnie wyszedł, tym samym zderzając się z Litwą i Polską, którzy to zaraz unieśli głowy do góry, chcąc dowiedzieć się, kto to jest. A tym kimś był uśmiechający się jak gdyby nigdy nic Rosja. Polska trochę zdenerwował się na jego widok, a Litwą aż zatrzęsło ( mimo, że prawie dorównywał Rosji wzrostem ).

- Co ty robisz? - zapytał Feliks.

- Idę do klasy towarzyszu, a miałem także nadzieję, że cię spotkam na drodze - odparł Rosja - I oto się widzimy. Wiesz, przed chwilą okazało się, że macie z nami teraz chemię, bo dyrektor nie może w tym czasie prowadzić lekcji.

Polska ucieszyłby się z tego powodu, gdyby akurat nie trafiła się klasa Rosji. Dlaczegóż to Chiny nie może prowadzić teraz lekcji?! Starał się nie pokazywać po sobie zdenerwowania, zaraz więc uśmiechnął się leciutko.

- A gdzież Prusy? - zadał kolejne pytanie.

- Ach, Prusy? Szuka on teraz swojego kochanego ptaszka, Gilbirda. Wyobraź sobie, że w całym parku nie mogliśmy go znaleźć!

Litwa wolał się nie odzywać i nawet odrobinę wycofał się za przyjaciela. Błagał w duchu, aby znowu się w coś nie wkręcił. Obawiał się też samego Rosji, który teraz objął Polskę ręką i tak z nim szedł wielce zadowolony aż pod samą klasę, opowiadając o tym i tamtym.

Wrócili się z powrotem pod klasę, ale że Rosja szedł bardzo wolno, już większość uczniów zdążyła zgromadzić się przed drzwiami. Niektórzy co chwila wybiegali okrążyć szkołę, aby pozabierać ze sobą klasę Litwy i Polski.

A kiedy wszyscy się już zebrali, dzwonek zadzwonił, Japonia przyszedł bawiąc się kluczami, którymi zaraz otworzył klasę. Gdy tylko to nastąpiło, oprócz nauczyciela nikt nie został na korytarzu. No i prócz Rosji, bo brutalnie go przepchano, ale to i tak nie zepsuło jego dobrego humoru.

Polsce udało się zaklepać ławkę dla siebie i Litwy. Klasa była na tyle duża, że wszyscy jakoś się pomieścili. Z wyjątkiem jednego.

- Spokój, spokój - uciszał szmery Japonia - Nie moja to wina, ale musicie się jakoś pomieścić, inaczej nie ma rady. - stanął obok drzwi rozglądając się po klasie i licząc uczniów.

- Pewnie, panie profesorze - w drzwiach stanął Rosja dzierżąc krzesło. Nie miał gdzie się upchnąć, musiał gdzieś się dosiąść - Pomieścimy się wszyscy, a lekcja napewno minie nam bardzo wesoło. - uśmiechnął się ponownie i powędrował ze swoim krzesłem do Polski. Postawił krzesło obok i na nim usiadł, z czego to Feliks już tak bardzo się nie cieszył.

Dlaczego akurat on?

- No, ślicznie - nauczyciel usiadł na swoim krześle - Możemy przejść do tematu lekcji, prawda? - jeszcze raz rozglądnął się po klasie - Zaraz, gdzież jest pan Beilschmidt?

Uczniowie popatrzyli po sobie. Sami w sumie nie wiedzieli, gdzież on się podziewa, wzruszyli więc tylko ramionami. A Rosja siedział cicho.

- Potem się tym zajmiemy, niech będzie spokój na lekcji - westchnął Japonia otwierając dziennik z zamiarem wpisania nieobecności Prus. Po wykonaniu tego, podał temat lekcji - Robimy doświadczenia. Taki dziś temat, mamy dwie klasy, a nie będę prowadził oddzielnie lekcji. Dla przykładu wybiorę teraz ławkę która wykona doświadczenie. - wszyscy i tak już wiedzieli, na kogo może wypaść wzrok Japonii - Moja ukochana ławeczka pierwsza.

Chodziło oczywiście o Litwę i Polskę, a w tym momencie nawet Rosję. Laurinaitis poczuł się nieco zakłopotany, Łukasiewicz był szczęśliwy, jak chyba nigdy dotąd na lekcjach, a licealista - po prostu się uśmiechał, nieważne czy był z tego zadowolony czy też nie.

Już po chwili cała trójka, z okularami ochronnymi i rękawiczkami oczywiście, pochylała się nad niedużą fioleczką. Grupką przewodził nie kto inny jak Feliks ( zawsze się trochę rządził na chemii , a teraz aż nadzbyt, bo wciąż powtarzał, że jest kontuzjowany ), Litwa się go słuchał, ale co jakiś czas poprawiał przyjaciela, gdy mówił coś źle, Rosja siedział cicho, Japonia stał nad nimi i z zadowoleniem mówił Dobrze, dobrze... , a uczniowie wychylali się z ławek, aby zobaczyć efekty.

Polska na chwilę zaprzestał pracy, by przetrzeć okulary, które nie wiadomo dlaczego się zaparowały.

- Rosjo, dodałbyś może...- przecierał koszulą okulary, ale zaraz odwrócił wzrok na właśnie Rosję - Nie, nie tamto!

W jednym momencie stało się wiele rzeczy. Rosja dodał coś ( sam w sumie nie wiedział dokładnie co ) do fiolki, nauczyciel złapał się za głowę już wiedząc, co się święci, Laurinaitis natychmiast odwrócił głowę do Polski, który natychmiast zakrył sobie oczy ręką.

Krótki, ale dość głośny wybuch, z buteleczki buchnął czarny dym, na szczęście nietoksyczny, co najwyżej o niezbyt ładnym zapachu. A Rosja i tak zaraz ponownie otworzył usta i uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic. Niektórzy zaczęli cicho chichotać.

Profesor zaczął machać ręką, aby odgonić od siebie dym i poszedł otworzyć okno.

- Nic się nie stało moi drodzy, nic się nie stało - powiedział Japonia otrzepując swoją marynarkę, która i tak była czysta ( Będzie fajny efekt! ).

Łukasiewicz spojrzał oskarżycielsko na Rosję, a gdyby nie okoliczności napewno zacząłby się śmiać. Bo nie ma to jak widzieć twarz kogoś, za kim nie przepadasz, całą czarną od wybuchu, który sam spowodował.

Zaraz spojrzał na przyjaciela, który jedynie połowę twarzy miał osmoloną od dymu. Litwa był teraz lekko przerażony, a kiedy doświadczenie wybuchnęło prawie spadł z krzesła. Zdjął ochronne okulary i odstawił je na ławkę. To samo uczynił Rosja, który nawet odrobinę przetarł je chusteczką wyjętą z kieszeni.

- Idźcie do łazienki, buzie przemyjcie - rzekł Japonia - Ja tu sprzątnę.

Wstali więc z krzeseł i wyszli z klasy, zamykając drzwi oczywiście. Uszli chwilę w ciszy, a Litwą już wiedział, że ta cisza zaraz zostanie przerwana. W takich sprawach nigdy się nie mylił, tak też było i w tej chwili.

- Dlaczego jesteś takim totalnym debilem? - wybuchnął Polska, stając przed Rosją ( co wyglądało trochę śmiesznie, bo Feliks był od niego dużo niższy ), na co jego przyjaciel jedynie westchnął i wycofał się na bezpieczną odległość.

- Nie wiem, o czym mówicie towarzyszu - powiedział Rosja, odpychając od siebie nieco Feliksa. - Nic się nie stało, mój drogi Polsko.

- Pfff... - Łukasiewicz złożył ręce. Sam przyznał mu w głowie rację - nic się nie stało, a Polska nie potrzebnie tylko na niego naskoczył. Ale Polska lubił się z nim kłócić. Dalej był już cicho, przybrał tylko obrażoną minę.

- Co tam u ciebie Litwo? - wszyscy odwrócili głowy w stronę Rosji.

Laurinaitis aż zadrżał.

- U... Mnie?... - zapytał, a zadowolony Rosja pokiwał głową - Nic interesującego... - nie krył, że jest zaskoczony pytaniem licealisty, którego Polska spiorunował wzrokiem. Zachował ciszę, ale jego mina wręcz sama mówiła: Jak normalnie śmiesz rozmawiać z moim przyjacielem?

- Oj, nie bądźcie tacy małomówni towarzyszu, co tam ostatnio robiliście?

Litwa nie chciał z nim rozmawiać. Nie wiedział, dlaczego Rosja tak nagle się nim zainteresował i w sumie wolał nie wiedzieć. I było to po nim widać.

- A może idź już sobie umyj ryj i odwal się od Lici?! - Polska ponownie nakrzyczał na Rosję, który teraz już się nie odzywał, ale co jakiś czas spoglądał dziwnie na Feliksa, który starał się nie zwracać na to uwagi.

Litwa spuścił głowę, mając już dość wykłócania się przyjaciela oraz licealisty i wolał, aby lekcje na dziś już się skończyły.

Cudem doszli w spokoju do tej łazienki, gdzie poprzemywali sobie twarze ( co prawda Feliks twierdził, że sam tego nie uczyni, bo jedną ręką nie da rady i wyglądał, jakby chciał, aby ktoś mu pomógł, ale jego przyjaciel westchnął jedynie i powiedział, Sam sobie przecież poradzisz leniu, nie będę ci twarzy mył ).

Następnie z powrotem udali się do klasy, gdzie zastali uczniów bawiących się z nauczycielem w Wisielca na tablicy.

- Już? - zapytał Japonia stojący obok Włoch, któremu wyraźnie coś tłumaczył, na co cała trójka pokiwała naraz głowami - To dobrze, usiądźcie. Bawimy się teraz w Wisielca, znacie chyba zasady? - ponownie przytaknęli i zajęli swoje miejsca.

- Ale głupia gra. - mruknął Laurinaitis kręcąc głową.

- Czemu niby tak sądzisz? - spytał Polska wpatrując się w powstające hasło na tablicy - Hasło to paluszki, prawda Bułgario?

- Sam jesteś jak te paluszki - odparł tylko Bułgaria dorysowując rysunkowi głowę, na co wszyscy spojrzeli oskarżycielsko na Feliksa, który uśmiechnął się niewinnie.

- Wieszasz postać, jeżeli źle odpowiesz - odparł Litwa - A nie, właśnie wieszają ciebie. - dodał po chwili patrząc na podpis obok wisielca.

- Co za debil to napisał? - Feliks zaczął rozglądać się po klasie, a że nie zauważył nikogo podejrzanego (oprócz lekko zdziwionego wzroku profesora), po prostu podszedł do tablicy i zmazał podpis ręką, po czym wrócił na miejsce, popychając lekko roześmianego Bułgarię. Lubili się, byli nawet dobrymi kolegami, ale Bułgaria czasem był trochę złośliwy, z czego Polska i tak nic sobie z tego nie robił.

- Widzisz.

— Towarzysze, to przecież tylko zabawa, da? — znów odezwał się Rosja.

  I wtedy Polska dopiero co przypomniał sobie, że on w ogóle obok nich siedzi. Laurinaitis przewrócił oczami.

— Ja tak bardzo generalnie bym cię prosił, abyś się przesiadł. — powiedział Łukasiewicz — Byłbym wtedy totalnie przeszczęśliwy.

— Ależ nie odganiajcie mnie od siebie — rzekł Rosja — Nie jestem przecież jakimś potworem, jestem bardzo przyjazny.

Przyjazny, a Rosja w ogóle do siebie nie pasuje i samo w sobie brzmi jak jakiś horror. Litwa położył głowę na ławce powtarzając w kółko:

Proszę, niech ta lekcja się już skończy, błagam...

  I wtedy nadeszło zbawienie, bo zadzwonił jakże piękny ( trochę może zepsuty ), kochany szkolny dzwonek. I dalej działo się to, co zwykle, gdy dzwonek zadzwoni. Wszyscy przepychali się natychmiast do wyjścia, nawet za sobą nie sprzątając, a zostawiając głupie napisy i rysunki na tablicy, i nauczyciel nie zdążył powiedzieć Do widzenia, a i tak nikogo nie było w klasie. Prócz Litwy i Polski oczywiście, bo jeszcze się nie spakowali. Ale i tak to szatyn wszystko spakował ( Kontuzja! ), a nawet zajął się tablicą.

— Dziękuję panie Laurinaitis. — powiedział Japonia biorąc z biurka dzienniki.

Litwa uśmiechnął się.

— Chodź. — pogonił przyjaciela i obaj wyszli z klasy.

— Dlaczego muszę tak totalnie cierpieć? — zawołał Feliks. Chodziło mu oczywiście o W-F.

— Nie trzeba było się po drzewach wspinać. Idź gdzieś, nie wiem gdzie, na boisko, czy coś, ja idę się przebrać do szatni — i uczynił to, co powiedział.

Polska złożył ręce. I stał tak chwilę w miejscu, ale zaraz ruszył w kierunku boiska, jak polecił przyjaciel. Ale w połowie drogi zatrzymał się znowu. Wpadł na interesujący pomysł.

Gdy upewnił się, że wszyscy chłopcy wyszli z szatni, sam do niej wszedł. Bo chyba nauczyciel nie wie, że ma tę niby kontuzję, prawda?

Przebrawszy się w białą koszulkę i czarne spodenki, bardzo zadowolony z siebie, ruszył na boisko.

A że Litwa od razu zauważył jego nieobecność na boisku, od razu zaczął się rozglądać we wszystkie strony. I oczywiście doszukał się przyjaciela. Zaraz to do niego podbiegł.

— Co ty wyrabiasz? — zapytał.

— Cii — Feliks przyłożył palec do ust.

— Rób co chcesz, ale myślisz, że Kamerun nie wie?

— Nie wiem, czy wie, ale lepiej niech nie wie.

Wtedy pojawił się Prusy. Z twarzy wyglądał trochę dziwnie, jakby był jakiś upity, ale mimo to wciąż uśmiechał się, jak gdyby nigdy nic.

  I teraz nawet na boisko słyszalny był dzwonek ogłaszający lekcję. Podwójne lekcje W-Fu ze starszą klasą. Oczywiście, trzecia liceum, czyli Rosja. Ale tutaj było to nieważne. Wuefistą był Kamerun. Jakież było zdziwienie uczniów, gdy zamiast jego zobaczyli kogoś innego.

— W dwuszeregu zbiórka!

— West?! Co ty odwalasz?! — krzyknął Prusy.

Tak moi drodzy, zamiast Kamerunu pojawił się Niemcy. A dlaczego? Już tłumaczę. Otóż niestety nauczyciel złamał sobie nogę i leżał w szpitalu ( Co się dzieje z tymi nauczycielami?! ) . A że Niemcy był rozgarnięty w takich sprawach, jemu dano zastępstwo, chociaż był jeszcze uczniem.

— Cicho Beilschmidt! — zawołał nowy nauczyciel — Ile mam powtarzać?! Do szeregu! Raz, raz! — dmuchnął w gwizdek.

Więcej nie trzeba było powtarzać, wszyscy ustawili się w dwuszeregu, jak zwykle to robili. Młodsi z przodu, starsi z tyłu. Kto pomyślał, że będą się go słuchać?

— Beilschmidt ławka, Łukasiewicz ławka, reszta kółeczka w koło boiska! — rozkazał Niemcy.

  Naraz Prusy i Polska zawołali:

Co?!

— Dlaczego ja? — zapytał Prusy.

— Ławka! — zawołał ponownie Niemcy.

Feliks wystawił mu język, mając nadzieję, że tego nie widzi, jednakże był w błędzie.

— Łukasiewicz, jeżeli chcesz się z kimś lizać, to nie do mnie! Już kółeczka! Biegamy, kazałem przestać?!

Polska zrobił się cały czerwony, a Prusy nawet się zaśmiał. A cóż mieli robić, usiedli na ławce. Jeden na jednym jej końcu, drugi na drugim, byleby najdalej od siebie, opierając głowy na rękach, jakby właśnie ich ukarano.

— Jak tam u ciebie, co Polen? — zapytał nagle Prusy.

— Spadaj — mruknął Feliks.

— Dlaczego tak niemiło się do mnie odnosisz? Szacunku trochę do starszych, młokosie.

  Łukasiewicz uznał, że lepiej mu nie odpowiadać, bo rozmowa z nim może doprowadzić do złych rzeczy.

— Więc tak pogrywasz...

Zeskoczył z ławki podnosząc jej koniec tak, że Polska ześlizgnął się z niej na ziemię.

— Ty pop... — zaczął, ale Niemcy odwrócił do nich głowę. — On mnie spycha z ławki!

— A on mnie dotknął! — Niemcy zaczął go przedrzeźniać — Uspokójcie się obaj! Bo uwagi polecą! — krzyknął tak, że aż tamci zaczęli szybciej biegać.

Oboje z powrotem usiedli na ławce, patrząc na siebie obrażonym wzrokiem.

A pozostali uczniowie teraz zbierali się w drużyny, bo mieli grać w piłkę nożną. I wyszło tak, że mniej więcej to licealiści grają przeciwko gimnazjalistom. W sumie prawie zawsze tak jest, bo czasem nauczyciel wybierał składy.

I cóż, Litwę, który był już do tego przyzwyczajony, jak zawsze wybrali na końcu, stawiając go na pozycji obrony.

Laurinaitis starał się, bardzo, ale bał się, że go ktoś potrąci, czy ktoś w niego wbiegnie. I piłka wskakiwała do bramki, chyba, że Estonia obronił.

I tak po dłuższym czasie i wielu krzykach zastępcy, w końcu stało się.

— Beilschmidt, wchodzisz za pana Laurinaitis! Już, już, zmieniamy się, nie ma czasu! — zawołał Niemcy uszczęśliwiając tym obie strony.

Litwa usiadł na ławce obok Polski.

— I generalnie jak tam, fajnie się grało? — zapytał Polska.

— Nie. — odparł tylko Litwa.

— A wiesz co? Totalnie nic nie będziesz dziś robił?

— Noo... Nic. — odparł lekko zdziwiony Laurinaitis.

— A ja też. Może, wiesz, pójdziemy sobie gdzieś dzisiaj, jakby, razem? Ale, wiesz, tak po przyjacielsku, nie?

— Pewnie.

Feliks po raz pierwszy w ich przyjaźni zaproponował coś takiego. Litwa nawet się ucieszył, że spędza normalnie razem czas, jak robią inni przyjaciele. Polska uśmiechnął się pod nosem.

Naa, naa człecy!
Jest i kolejny rozdział, kto się cieszy?
3000 słów, to więcej niż kiedykolwiek, więc się cieszę. I takie info, książka wkrótce być może zmieni tytuł, ale najpierw muszę zrobić ładną okładkę jak mi się zechce.
Do następnego! ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro