BONUS 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I witajcie wszyscy w kolejnym już bonusie.
Taki PolHunowy... Który to PolHun nie został zbytnio rozwinięty w książce... Znaczy, rozdział ten miał być dodany, ale sprawa się przedstawiła tak:
Mądra ja pisze rozdział o urodzinach Polski.
Mądra ja skończyła pisać rozdział o urodzinach Polski, po czym go publikuje.
Mądra ja cieszy się.
Mądra ja w nocy:
Ale gdzie mój rozdział z Węgrami...?
I przepadł. Już nigdzie nie mogłam go przecież wepchać, bo akcja miała dziać się w szkole, a były już wakacje. Żałuję, że nie został on opublikowany. Ale już bez gadania!
Zapraszam do czytania!

Był to już kwiecień. Ten ładny miesiąc, w którym jest trochę zimy, trochę lata. W tym dniu na pewno było to lato — słoneczna pogoda dopisywała. Uczniowie więc chodzili jedynie w koszulach, których rękawy podciągali po łokcie.

Tego też dnia, już na pierwszej przerwie Prusy zaczepił Polskę. Oczywiście, znów w głowie były mu zakłady.

Polen! — zawołał Gilbert.

Feliks nawet nie zdążył jeszcze dobrze wyjść z klasy matematycznej. Zdziwił się, że tym razem nie ma z nim Rosji, ale to w sumie nieważne. Wyszedł z klasy, po czym podszedł do Prus.

— Co znowu? — zapytał Łukasiewicz.

— Założę się z tobą, że nie uda ci się poderwać żadnej dziewczyny! — wykrzyknął pewny siebie Beilschmidt.

Polska pacnął się dłonią w czoło.

— Mi prędzej niż tobie. — powiedział.

— To zobaczymy! — Prusy rozglądnął się po korytarzu — O, widzisz Węgry? — wskazał na dziewczynę, siedzącą na ławce — To moja była. Zobaczysz, jak na mnie poleci.

— No, dawaj, z totalną chęcią to zobaczę.

Gilbert zaśmiał się, po czym podszedł do dziewczyny. Feliks pozostał na swoim miejscu, ale i tak dobrze wszystko słyszał i prawie od razu zaczął się śmiać z Prusaka.

Hallo, Ungarn! Co tam dziś u ciebie?

— Idź stąd, Gilbert.

Tak, dokładnie wtedy Polska zaczął się śmiać ( wewnętrznie oczywiście ).

— A wiesz...

— A wiesz, że mam patelnię w plecaku?

Chociaż to było dziwne. Wygląda na to, że ona ją ma cały czas ze sobą. Trochę to straszne. Ale teraz nieważne! Właśnie olewa Gilberta, to jest ważniejsze.

Sam Beilschmidt zaraz przekonał się, że to prawda. Nie chciał odejść, więc Węgry była zmuszona wyciągnąć swoją broń z plecaka. Prusy się odsunął, nim dziewczyna zdążyła jej użyć. I wrócił do Polski, który już nawet zaczynał się dusić ze śmiechu.

— I co? Generalnie, jedyne, co na ciebie chciało lecieć, to patelnia.

— Bo wiesz, ona jest po prostu taką dziewczyną, że... — Prusy nie mógł znaleźć dobrego argumentu — Ty sobie też nie poradzisz.

Feliks natychmiast przestał się śmiać i spoważniał. Machnął teatralnie ręką Gilbertowi na pożegnanie, po czym odszedł w stronę Węgier. Węgry była jego dobrą koleżanką, więc napewno poszłoby mu lepiej, niż Prusom. Usiadł na ławce obok niej.

— Hej, Węgry, mam pytanko do ciebie, wiesz...

Dziewczyna natychmiast odwróciła ku niemu głowę i uśmiechnęła się.

— No hej, jakie jest to twoje pytanie?

— Czy... Czy pomogłabyś mi w jednym zadaniu z matematyki? Bo, tak jakby, totalnie go nie rozumiem... — uśmiechnął się, ujawniając białe zęby.

— Pewnie, Poliś. Pokaż no mi to.

Łukasiewicz ściągnął z pleców plecak, po czym wyciągnął z niego długopis i zeszyt z matematyki. Spojrzał wtedy z wyższością na Prusaka, który złożył ręce, kręcąc głową.

Gilbert widząc, jak ONA zachowuje się w stosunku do NIEGO, podszedł do ich obu.

— Węgry, chodź, muszę... — miał zamiar złapać ją za ramię, ale ona odsunęła jego rękę.

— Idź stąd, ja tu Polisiowi pomagam.

Prusy spojrzał na Feliksa, który uśmiechał się zwycięsko. Prychnął pod nosem, po czym odszedł.

Nie rozbudowane tak bardzo, bo jestem leniem, hehe. I nie miałam notatek do tego, hehe.
A teraz takie z dupy pytanie...

Ile lat mi dajecie? ( xD )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro