11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Razem z Pierwotnym siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy. Isaac napisał mi, że jedzie do Scott'a i da mi znać, jeśli coś się będzie działo. Przez ten krótki czas jego mieszkania z nami zdążyliśmy się trochę poznać i zdążyliśmy się trochę przywiązać się do siebie. Nie ukrywam, że jest mi bliski i nie dam go skrzywdzić. Jest tego świadom i pewnie zrozumiał, że nie mówiłam prawdy tylko coś planuje.

ISAAC🤗

Jedziemy do Penthouse nad Argent'ami🏹

Uważajcie na siebie🤗

Nie przyjedziecie? 🤨

Mówiłam, że nie🙄

Wielkie wejście? 😁

Tak😎

- Jakieś wieści? -

- Jadą do Alf-

- Uparci są-

- Nastolatkowie-

- Nie jesteś lepsza Carmen-

- Chciałabym móc zaprzeczyć, ale się nie da-

Przyszedł do mnie kolejny SMS, tym razem od kogoś od kogo zupełnie nie spodziewałam się wiadomości.

PETER🐺

Na pewno nie masz zamiaru ich powstrzymać przed walką?

Nie, posiedzę sobie w domu 😇

Będę delektować się krwią i spokojem 🥰

- Nawet Peter się martwi. To intersujące-

- Tak? -

- Zabił starszą siostrę Dereka i Cory a oni mu kompletnie nie ufają i traktują jak zło konieczne-

- Nie tylko nasza rodzina ma problemy z zaufaniem-

- Wątpię, że obronią Peter'a, gdy będzie taka potrzeba a Mikaelson'owie bronią siebie, gdy trzeba-

Dopiliśmy krew, napisałam do Damon'a i zebraliśmy się do wyjścia. Wsiedliśmy do mojego auta i ruszyliśmy w drogę.

- Czy ja źle robię? -

Zapytałam przerywając panującą ciszę.

- Pytasz czy źle robisz pomagając im? -

- Tak. To są nastolatkowie i nie chcę, żeby przywykli do tego, że gdy jest jakiś problem to wzywają mnie-

- My Ci zawsze pomagaliśmy i źle na tym nie wyszłaś-

- Najczęściej nie prosiłam o pomoc-

- Rodzina jest od tego, żeby pomagała, nawet jeśli o to się nie prosiło-

- Skąd ty te wszystkie mądrości bierzesz? Jest jakiś podręcznik mądrości czy coś? -

- Z doświadczenia je biorę i z obserwacji. Jeśli czujesz, że powinnaś odpuścić i zająć się swoimi problemami to nikt Ci nie będzie miał tego za złe-

- A jeśli ktoś będzie miał mi za złe? -

- To znaczy, że nigdy nie był godzien twojej pomocy ani twojego czasu-

Ma rację. Pierwotni zawsze mi pomagali nawet jeśli nie prosiłam o to, tak ja im. Tak samo było, gdy potrzebowałam być sama. Nie kwestionowali tego, ale zawsze ktoś był w pobliżu i miał mnie na oku. Często pomagam innym, więc raczej nic się nie stanie, jak zajmę się swoimi problemami. Z Esther problem rozwiązany, bo jest wampirem, Finn, póki co nie daje żadnych znaków życia więc zostanie tylko Mikael, a jeśli wciągnę do tego jeszcze Alfy to upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Czy jakoś tak. Zaparkowałam przed wejściem do budynku i razem z Pierwotnym wysiedliśmy. Zaraz po nas pojawił się Damon i we trójkę weszliśmy do budynku, kierując się od razu do samego serca wilczej imprezy zwanej, walka o przetrwanie.

- Wybieraj. Rodzina czy stado? -

- Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę, ale rodzina i stado to jest jedno i to samo-

- Masz rację mała-

Przytaknął mi Damon.

- Dzięki Damon-

- Już myślałem, że się nie zobaczymy-

Rozległ się głos Deucaliona.

- A tu taka niespodzianka i przyszłam. W dodatku nie jestem sama. Panowie, parkiet jest wasz-

Obaj zniknęli w ciemnościach budynku a ja zostałam na dole, gdzie był głupiec nad głupcami.

- Deuc, długo jeszcze będziesz chował się za swoimi pieskami? Oboje wiemy, że jest moment, kiedy widzisz. Dlaczego nie pokażesz bandzie dzieciaków swojej siły? -

- Nie tylko ty lubisz wielkie wejścia moja droga. Wszystko w swoim czasie-

- Jak chcesz. Pozwolisz, że dołączę do zabawy?-

- Nie krępuj się. Wiem, że to twój żywioł-

Uśmiechnęłam się, mimo że tego nie mógł zobaczyć i doskoczyłam do walczących. Elijah uwolnił Boyd'a a Damon walczył z bliźniakami, więc ja doskoczyłam do Kali trzymającej młodą Hale.

- A może zmierzysz się z kimś silniejszym? -

- Wolę, żeby Derek cierpiał-

Przewróciłam oczami, chwyciłam ją za koszulkę i rzuciłam nią o ścianę. Korzystając z małej chwili spokoju, złapałam Corę i przeniosłam ją z dala od walki.

- Siedź tutaj i się nie wychylaj. Zrób to dla brata-

Skinęła mi tylko głową a ja wróciłam do reszty. Wampir miał maleńki problem z bliźniakami więc przybyłam mu z pomocą.

- Cześć chłopcy-

Uśmiechnęłam się do olbrzyma.

- Puścicie mojego przyjaciela? -

Olbrzym przez chwile się wahał, ale spełnił moją prośbę a wampir mi podziękował.

- Zaczekaj-

Olbrzym złapał mnie za rękę.

- Co? -

Spojrzałam na bliźniaków a potem na Damon'a i skinęłam głową.

- Damon, pomożesz mi ich rozdzielić? -

Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. On chwycił z jednej strony a ja z drugiej i po chwili na ziemi, leżał Ethan a obok niego Aiden.

- Carmen! -

Usłyszałam wrzask wściekłej Kali.

- Na mie pora chłopcy-

Oddaliłam się od nich, ale wcale daleko nie zaszłam, bo dostrzegłam Dereka walczącego z Ennis'em. Byli blisko krawędzi. W ostatniej chwili ich złapałam, tym samym chroniąc obu przed upadkiem. Jednak Ennis'a nie zdążyłam uchwycić tak jakbym chciała i w momencie, gdy chciałam poprawić uścisk poczułam, jak coś przebija się przez moją klatkę. Nie powiem, to było bolesne, nawet bardzo bolesne. Byłam wstanie utrzymać tylko jednego z nich, choć i to było wyczynem.

- Elijah! Damon! -

Zawołałam nie mając pojęcia, który z nich jest bliżej i może mi pomóc.

- Ou, nieźle oberwałaś-

- No co ty nie powiesz Damon-

Warknęłam wściekła.

- Wyjąć to z Ciebie? -

- Nie, weź Alfę-

- Co z prętem? -

- Weź Alfę, resztę załatwię-

Warknęłam na wampira. Poczułam jak dotychczasowy ciężar po mojej lewej znikł i dopiero teraz przyjrzałam się całej sytuacji. Ennis spadł na schody, ja klęczałam nad krawędzią z prętem w klatce a po mojej lewej stał wampir i wilkołak. Przede mną pojawiła się dłoń, za którą chwyciłam.

- Wybacz, że tak długo-

Skinęłam tylko Pierwotnemu i chwyciłam za pręt. To będzie bardzo bolesne. To na trzy. Raz, dwa i trzy. Jednym sprawnym ruchem wyciągnęłam pręt z siebie i poczułam jak odczuwany dotychczas gniew wzbiera na sile.

- Wszystko dobrze? -

Zapytał zmartwiony Derek.

- Pora na małą lekcję. Chłopcy, przytrzymajcie dla mnie Kali-

Obje od razu dopadli Kali, która im się wyrywała. Stali tak, że za plecami wilczycy była ściana, czyli idealnie by potrenować rzut oszczepem a w tym wypadku prętem. Ułożyłam przedmiot odpowiednio w dłoni i rzuciłam nim w stronę wilczycy. Powoli skierowałam się do Kali.

- Lekcja numer jeden-

Stanęłam kawałek od niej.

- Szanuj starszych-

- A jaka jest lekcja numer dwa? -

Zapytała z gniewem wypisanym na twarzy.

- Bardzo dobrze, że pytasz-

Uśmiechnęłam się złośliwie i podeszłam bliżej niej.

- Lekcja numer dwa, wygląda następująco-

Stanęłam za nią i odgarnęłam jej włosy na drugą stronę.

- Nigdy, ale to przenigdy nie zadzieraj z silniejszą istotą od siebie-

Próbowała się wyszarpnąć, ale wampiry mocniej ją chwyciły a ja ją ugryzłam.

- Szczególnie jeśli jest to hybryda, która może cię ugryźć. Możecie ją puścić-

Elijah od razu podał mi swoją chustkę, którą z wdzięcznością przyjęłam i się wytarłam.

- Nie jestem fanką, krwi pchlarzy, ale czego się nie robi dla innych-

Złapałam za wystający pręt i poruszyłam nim trochę.

- Muzyka dla moich uszu-

Mini Klaus ze mnie wychodzi, ale nie dbam o to teraz. Chwyciłam wilczycę za szczękę i obróciłam jej głowę tak by było widoczne ugryzienie.

- Masz jakieś dwadzieścia cztery godziny życia. Powiedziałabym żebyś wykorzystała je mądrze, ale tą możliwość też ci odbiorę-

Popchnęłam ją na ścianę i zagięłam pręt, tak by uniemożliwił jej wydostanie się. Odwróciłam się do reszty. Pierwotny miał typowy wyraz twarzy dla siebie, przy takich sytuacjach, czyli niezadowolenie. Twarz Damon'a nie wyrażała żadnych emocji, Derek miał mieszankę emocji wypisaną na twarzy, Scott jak zwykle przerażony, Boyd, miał wypisane cierpienie i wykończenie a Isaac tak samo jak Damon, choć zakładam, że ten drugi cieszył się, że tu jestem a reszta to już inna sprawa.

- Mała Wilczyco, możesz wyjść. Jest bezpiecznie-

Po krótkiej chwili rozległy się kroki nastolatki, a gdy zobaczyła całe zajście była zaskoczona.

- Alfo, zabierz stąd swoich i się nimi zaopiekuj-

- Co z Kali? Musi umierać? -

Zapytał Scott, stająco obok mnie.

- O tym czy przeżyje czy nie, zdecyduje jej Alfa. Wie, gdzie szukać lekarstwa i co zrobić by je otrzymać. Czy coś zrobi to już jego sprawa a nie nasza-

Dalszą moją wypowiedź przerwał czyjś telefon.

- Do Ciebie Carmen-

- Do mnie? Ciekawe-

Wzięłam urządzenie od Pierwotnego i spojrzałam na wyświetlacz. Ciekawe co się stało.

Jak mogę pomóc Mamo Wilczyco?

Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierasz

Wybacz, zostawiłam telefon w aucie

Przeszkodziłam?

Nie, akurat skończyliśmy zabawę. Coś się stało?

Biorę ślub z Jacksonem i chciałabym żebyś też na nim była

Z radością się zjawię. Kiedy mam być?

Naprawdę przyjedziesz?

Oczywiście, jesteśmy rodziną Hayley

Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Ślub jest za dwa dni

W takim razie widzimy się za dwa dni

Rozłączyłam się i zwróciłam urządzenie właścicielowi.

- No, miło było, ale na mnie już pora. Trzeba się szykować na wesele stulecia-

Oznajmiłam z uśmiechem.

- Jesteś wstanie prowadzić? -

- Oczywiście, że tak, ale jeśli masz się poczuć lepiej Isaac, to dam poprowadzić komu innemu-

Nic mi nie odpowiedział. Wziął mnie pod ramię i wyprowadził z budynku. To miłe, że się tak o mnie troszczy. Z racji, że moja spódniczka nie posiada kieszeni, klucze miał Elijah, więc i tak musieliśmy poczekać na niego.

- Przesadziłam, prawda? -

- Może troszeczkę, ale dla mnie się liczy, że się zjawiliście i nas uratowaliście. Dziękuję-

- Nie ma za co młody. Rodzinie się pomaga, nawet jeśli o to nie prosi-

- Nazwałaś mnie właśnie rodziną? -

Zapytał niedowierzając w to co usłyszał.

- Zgadza się. Jeśli Ci to nie odpowiada to nie będę tak mówić-

- Nie, nie. To nie o to chodzi-

- A o co? -

- Po prostu, nikt nigdy mnie nie nazwał swoją rodziną-

Powiedział ze spuszczoną głową.

- W takim razie, cieszę się, że jako pierwsza mogę Cię tak nazwać-

- A nie gardzisz przypadkiem wilkołakami? -

- Gardzę, ale ty jesteś zdecydowanie inny i akceptujesz mnie taką jaka jestem a przynajmniej tak to wygląda-

- Bo Cię akceptuję taką jaka jesteś. Nie ma dla mnie znaczenia czy jesteś wampirem, wilkołakiem czy hybrydą. Liczy się, to co robisz, nawet jeśli kiedyś robiłaś źle-

- Kiedy ty taki dorosły się zrobiłeś co? -

Zaśmiałam się.

- Chyba za dużo spędzam czasu z Elijah-

- I wszystko jasne-

- Dziękuję Carmen-

- Za co? -

Zapytałam zbita z tropu.

- Za to, że mnie nie raz uratowałaś, że mogę mieszkać u Ciebie, że się mną opiekujesz i traktujesz jak swojego-

Zrobiło mi się ciepło na serduszku od jego słów.

- Tego jeszcze mi nikt nie powiedział-

- Wybaczcie, że tak długo. Miałem do porozmawiania z Alfą-

- Błagał Cię byś mnie zamknął w trumnie? -

- Nie. Właściwie to ja musiałem go przekonywać, żeby ci teraz nie zawracał głowy, tak jak jego siostra-

- Nie wnikam a teraz błagam, jedźmy, bo chce się przebrać i zjeść-

- I spakować-

- Tego akurat nie muszę. W Nowym Orleanie mam pełną szafę ubrań-

W końcu mogliśmy wsiąść do auta. Z pomocą Isaaca usiadłam z tyłu a on obok mnie, bo uparł się, że musi mieć mnie na oku a ja wyjątkowo nie protestowałam. Mimo, że nie musi się tak o mnie martwić to i tak jest to miłe.









-----------------------------------------------------

Kolejny rozdział 21.12.22

Zostawcie ⭐ i 💬

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro