15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Derek

Carmen żyje co mnie bardzo ucieszyło, ale niepokoi mnie jej decyzja. Gdyby chciała być w ich stadzie dołączyłaby już dawno temu do nich, więc coś musiało ją do tego skłonić. Groźba odpada, bo to ona jest tą która grozi innym i to śmiercią. Co mogło zmienić jej zdanie? Nie wiem, ale się tego dowiem. Mimo tego, że wampirzyca wróciła, Cora nadal się do mnie nie odzywa, a jeśli już to robi to nigdy nie jest miła. Oddaliłem się od Jennifer, bo straciłem całkowite zainteresowanie jej osobą. Carmen nie da się od tak wyrzucić z głowy. Wkroczyła do mojego życia i nigdy go nie opuściła, mimo że próbowałem ją z niego usnąć, ale się nie da. Ona zmieniła nie tylko moje życie, ale zaczęła też wpływać na życia Scott'a i jego paczki. Szczególnie przywiązał się do niej Isaac, który z nią zamieszkał, co mnie trochę dziwi, bo sądziłem, że pójdzie do Scott'a. Właściwie to sam bym z nią chętnie zamieszkał. Po tym jak dotarł do mnie fakt, że nie żyje i wpadłem w furię, demolując przy tym połowę mebli w domu, zrozumiałem jak bardzo mi jej brakuje i zrozumiałem, że chciałbym być przy niej co na tamtą chwilę było nie możliwe, ale skoro teraz wróciła to może mam jakieś szanse? Tylko najpierw musiałbym ją przekonać, że bycie ze stadem Alf nie jest świetnym pomysłem a potem błagać ją o przebaczenie i drugą szansę. Wyszedłem z domu, wsiadłem do auta i pojechałem do Carmen. Dość długo mi zeszło, bo były korki a nie dlatego, że jechałem okrężną drogą i parę razy zjeżdżałem na pobocze by zastanowić się co powiedzieć. Zatrzymałem się pod jej domem i zgasiłem silnik. Na podjeździe stało jej Camaro, więc prawdopodobnie jest w domu. Wysiadłem w końcu z auta. Zapukałem do drzwi a w głowie miałem pustkę, bo nie miałem zielonego pojęcia ani od czego zacząć ani co mam jej powiedzieć. Drzwi się w końcu otworzyły i ujrzałem w nich nikogo innego jak właśnie ją.

- O co chodzi Alfo? -

Zapytała chłodnym tonem, jednocześnie spoglądając na mnie obojętnie. Mówiłem, że mam pustkę w głowie? Teraz to ja nawet nie pamiętam po co przyszedłem ani jak się oddycha. Jak zwykle wyglądała pięknie, mimo, że miała na sobie zwyczajne spodnie, koszulkę, która miała rękaw tylko po jednej stronie i jak zawsze buty na obcasie. Chyba powinienem wymienić garderobę.

- Ładnie wyglądasz-

Wydusiłem wreszcie z siebie. Chociaż i tak nie to chciałem powiedzieć, bo „ładnie" wcale nie oddaje jej wyglądu.

- Tylko po to przyszedłeś? -

- Nie, nie po to. Chciałem... chciałem z tobą porozmawiać-

- To się streszczaj, bo wychodzę właśnie-

- Wychodzisz? To ja może przyjdę, kiedy indziej? -

Zapytałem zmieszany. Idzie na randkę z Damon'em albo kimś innym? W sumie nie zdziwiłoby mnie to.

- Mam twoją torebkę-

Odezwał się nastolatek, który pojawił się za jej plecami.

- Dziękuję. Możemy już jechać? -

- A on czego tutaj? -

Zapytał ją, wskazując na mnie.

- Chciał o czymś pogadać, ale wychodzimy-

Podał jej torebkę i oboje wyszli z domu a ja tylko patrzyłem na nią.

Carmen

W liceum odbywa się koncert charytatywny a Deucalionchce dostać w swoje ręce Daracha. Nie wiem po co, ale no niech mu będzie. Założyłamczarny kombinezon z odkrytą jedną ręką i czarne szpilki, zrobiłam makijaż iułożyłam włosy. 

Zeszłam na dół i udałam się do drugiej lodówki po krew. Wyciągnęłam woreczek i od razu opróżniłam jego zawartość. Chciałam wziąć drugi, ale rozległo się pukanie do drzwi. Przecież umawiałam się z bliźniakami w szkole. Zobaczę o co chodzi. Otworzyłam drzwi i pożałowałam ich otwarcia.

- O co chodzi Alfo? -

Zapytałam go i obdarowałam go obojętnym spojrzeniem. Nie wiem czego chce, ale teraz nie mam czasu. Nie dostałam odpowiedzi, bo stał i mi się przyglądał. Pewnie zaraz powie, że jego słodka Jennifer się lepiej ubiera. Ja to nie ona i ona to nie ja.

- Ładnie wyglądasz-

Wydusił w końcu z siebie.

- Tylko po to przyszedłeś? -

Zapytałam go z uniesioną brwią.

- Nie, nie po to. Chciałem... chciałem z tobą porozmawiać-

- To się streszczaj, bo wychodzę właśnie-

- Wychodzisz? To ja może przyjdę, kiedy indziej? -

Zapytał zmieszany. Najlepiej będzie jak w ogóle nie przyjdziesz, ale ty i tak zrobisz co zechcesz.

- Mam twoją torebkę-

Usłyszałam za plecami głos Isaac'a. To ja nie wzięłam ze sobą torebki?

- Dziękuję. Możemy już jechać? -

- A on czego tutaj? -

Zapytał mnie, wskazując na niego.

- Chciał o czymś pogadać, ale wychodzimy-

Podał mi torebkę i oboje wyszliśmy z domu. Nie zwracając kompletnie uwagi na Alfę wsiedliśmy do auta i udaliśmy się w stronę szkoły. Oczywiście na wejściu spotkaliśmy nikogo innego jak Jennifer, ubraną w jeansy, koturny i czarną koszulkę z dłuższym tyłem. Na mój widok od razu się cofnęła a ja się uśmiechnęłam pod nosem. Udaliśmy się na salę gimnastyczną, gdzie wszystko się miało odbywać. Odszukałam w tłumie Ethan'a i Aiden'a. Ten pierwszy stał przy swoim chłopaku i poprawiał mu strój a z drugim nawiązałam tylko kontakt wzrokowy.

- Carmen? -

Rozległ się za mną niepewny damski głos. Odwróciłam się do swojej rozmówczyni. Na widok zmieszanej i jednocześnie przerażonej nauczycielki uśmiech sam mi się cisnął na usta jednak okoliczności nie są zbyt sprzyjające do uśmiechów.

- O co chodzi? Niepokoi Cię moja obecność? -

- Nie, nie po to cię niepokoję. Nie wiesz może co z Derekiem? -

Spojrzałam na nią zaskoczona.

- Dlaczego ja mam wiedzieć co z twoim ukochanym? Odciągnęłam od niego Alfy i to był mój ostatni gest dobrej woli w jego stronę a ty sądzisz, że jestem jego nianią? Twój facet, twój problem-

Ja pilnuję tylko dobra dzieciaków a nie „dorosłego" faceta. Kogo ja oszukuję? Kol, mam nadzieję, że to widzisz i świetnie się bawisz widząc moją głupotę. Od pierwszego pojawienia się w tym mieście po długiej nieobecności, wmawiam sobie, że Derek jest dla mnie nikim więcej jak synem Tali, który w dodatku jest słaby. Ciekawe co by powiedziała Talia na to wszystko? Pewnie coś w stylu, że oboje jesteśmy niedojrzali jak na swoje lata i powinniśmy być bardziej odpowiedzialni za swoje czyny. Pewnie coś w tym stylu by powiedziała. Żałuję, że spotkał ją taki los. Skupiłam się na swoim zadaniu. Koncert się rozpoczął a ja bacznie wszystko obserwowałam i zachowywałam czujność. W pewnym momencie zauważyłam jak rudowłosa wychodzi. Odczekałam chwilę i podążyłam za nią. Zniknęła mi z oczu, ale zapach wciąż pozostawał, więc udałam się za nim. Znalazła się w jakiejś sali a z nią, powód mojego zjawienia się na tym koncercie. Do czego jej Lydia? Przecież nie pasuje do żadnej grupy. Podeszłam bliżej. Lydia siedziała na krześle i akurat się ocknęła a Jennifer stała za nią i coś mówiła, jednak ja nie słuchałam jej tylko skupiałam się na jej czynach, żeby zareagować w razie niebezpieczeństwa. Stanęła za nią i założyła jej linkę na gardło, żeby ją udusić. Weszłam po cichu do środka.

- Jesteś dziewczyną, która za dużo wie lub raczej wiedziała-

Lydia chwyciła za linkę by nie dać się udusić tak szybko a po chwili rozległ się przerażający krzyk dziewczyny a mnie aż zabolało i musiałam zakryć uszy. Potrzebowałam małej chwili, żeby dojść do siebie po tym niebywale bolesnym dla moich uszu krzyku. Tym razem Lydia miała przywiązane ręce a Jennifer chciała wbić jej nóż.

- Ty nawet nie masz pojęcia kim jesteś. Zawodząca kobieta, Banshee. Szkoda, że nie wykorzystasz tego-

- A ty jesteś martwą kobietą. Szkoda, że nie wykorzystasz swojej mocy-

- Rzuć to! -

Nawet nie zdążyłam do niej doskoczyć, bo zjawił się Szeryf, który celował do niej z pistoletu. Nie czekając na nic więcej doskoczyłam do kobiety. Próbowała mnie dźgnąć, ale nie wychodziło jej to. Jedynie co tak właściwie jej się udało to za pomocą swojej magii odsunąć mnie kawałek od siebie. Szeryf postrzelił ją w nogę, która od razu się zagoiła a następnie zaatakowała Szeryfa a ja ją by nic mu więcej nic nie zrobiła. Do sali wpadł Scott.

- Ty weź Lydię a ja biorę potworka-

- Ale...-

- Nie ma żadnego „ale" McCall-

Warknęłam na niego i rzuciłam się na Daracha. Ta kobieta coraz bardziej działa mi na nerwy, a jak się wkurwię to ją osuszę z krwi i problem sam się rozwiążę. Może i złożyła ofiary i czerpie z nich moc, ale ja się tak łatwo nie daję. W pewnym momencie posłała mnie na stertę krzeseł co nie było mądrym posunięciem. Rozwścieczyło mnie to tylko.

- Pamiętasz to ostrze? -

W jej dłoni pojawiło się ostrze Papa Tunde, które nie miało prawa się w ogóle pojawić w jej dłoni. To teraz jestem w dupie, jeśli mi je wbije.

- Co, boisz się? -

- Ciebie? Nigdy. Przy okazji dowiedziałam się z kim współpracował Mikael i teraz z jeszcze większą chęcią pomogę ci odejść z tego świata-

Warknęłam w jej stronę i ukazałam swoje kły i złote oczy. W jednej chwili znalazłam się za nią i złapałam ją tak żeby móc w jednej chwili skręcić jej kark. Próbowała mi się wyrwać.

- Na twoim miejscu bym się tak nie szarpała. Jeden niewłaściwy ruch i lądujesz po drugiej stronie świata-

Uspokoiła się a po chwili poczułam przeraźliwy ból w nodze.

- Ty suko-

Wywarczałam i wyjęłam ostrze, które wbiła mi w nogę. Chciałam się na nią rzucić, ale trzymała Szeryfa.

- Jeden ruch i on zginie-

I uciekła wraz ze Stylinski'm przez okno. Szczęście w nieszczęściu, że jest ranny, bo go wytropię bez problemu.

- Dlaczego nic nie zrobiłaś? -

Usłyszałam głos Stiles'a.

- Bo inaczej by go zabiła a tego nie chciałam a teraz wybaczcie, muszę jechać ją dorwać-

Na szczęście wiem, dokąd zmierza. Najpierw zabiera gdzieś swoją ofiarę a potem poleci do Dereka przekonywać go, że cały czas go wszyscy próbujemy okłamać a ona jest niewinna. Gówno prawda. Wybiegłam ze szkoły i wsiadłam do auta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro