19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jakzwykle obudziłam się wcześnie rano, no bo po co być normalnym i pospać dłużej?W sumie wyspałam się jak leżałam zamknięta w trumnie a z moim szczęściem topewnie stanie się coś i skończę przebita czy coś. Miałam zamiar wstać, alenajpierw musiałam wyswobodzić się z uścisku Dereka i go nie obudzić. Delikatnieprzesunęłam jego rękę i się poruszył więc nawet nie drgnęłam. Na szczęścietylko się obrócił. Wyszłam z łóżka przeciągnęłam się i wyszłam z pokojukierując się od razu do swojego pokoju do szafy, żeby wybrać strój na dzisiaj.Wyciągnęłam potrzebne rzeczy i udałam się z nimi do łazienki. Zdjęłam piżamę,wskoczyłam pod prysznic i odkręciłam letnią wodę. Umyłam się swoim ulubionymżelem a następnie dokładnie spłukałam pianę. Wyszłam spod prysznica, owinęłamsię w ręcznik i zabrałam się za makijaż. Na dzisiejszy strój wybrałam czarnespodnie, bordowy sweterek i czarne kozaki na szpilce a włosy upięłam w kucyk.

Gotowa zeszłam na dół. Przyniosłam sobie krwi i przeszłam do kuchni gdzie zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Nie będzie to śniadanie takie jak jadam w domu, ale może wyjdzie chociaż coś podobnego. W trakcie mojego gotowania zjawił się Isaac, który uznał, że mimo braku takich umiejętności kulinarnych jak ja to mi pomoże a to mi się teraz przyda. We dwoje szło nam to zdecydowanie lepiej.

- Co tak pachnie?-

Zapytał Stiles zjawiając się obok mnie.

- Śniadanie, które już prawie jest gotowe-

- Pomóc wam jakoś?-

- Możesz już pozanosić rzeczy do jadalni-

- To ja zajmę się resztą-

I obaj nastolatkowie udali się do jadalni a ja zajęłam się gotowaniem.

- Dzień dobry. Wyspani?-

Zapytałam pozostałych, którzy właśnie do nas zeszli.

- Chyba nie zrobiłaś śniadania sama?-

Zapytała Lydia.

- Nie, miałam pomoc-

Zapewniłam rudowłosą.

- Jest coś jeszcze?-

- Tylko to-

Odpowiedziałam Stiles'owi i wręczyłam mu ostatni talerz z jedzeniem.

- Czy ty zrobiłaś śniadanie dla kompani wojskowej?-

- Nie Arielko moja kochana. Mamy tu pięciu facetów i mało nie jedzą i wtedy żadna z nas by nie zjadła a poza tym mniej więcej tak wyglądają u mnie śniadania-

- Mniej więcej?-

Zapytała zdziwiona Cora.

- Sami się przekonacie-

Odpowiedziałam jej z uśmiechem i udałam się do jadalni. Na stole wszystko było już ładnie ułożone. Oczywiście ja i Isaac zajęliśmy swoje stałe miejsca a pozostali zajęli wolne miejsca.

- I ty chcesz mi powiedzieć, że tak jadasz na co dzień?-

- Tutaj jem zupełnie inaczej, ale w domu jeśli Klaus ma kaprys to śniadanie wygląda właśnie tak. No prawie-

- W takim razie, wyprowadzam się z tobą. Nie dość, że masz świetne ciuchy to żyjesz wręcz po królewsku-

Zaśmiałam się i nałożyłam sobie jedzenia.

- Jeśli nie liczyć czyhających wrogów na każdym rogu i innych niebezpieczeństw to mogę się w sumie z tobą zgodzić-

Odpowiedziałam Lydii. Resztę spędziliśmy na luźnych rozmowach i przez cały czas czułam na sobie wzrok Dereka. Po śniadaniu nastolatkowie udali się do szkoły a ze mną został Alfa.

- Nie masz jakichś zajęć?-

- Aż tak bardzo nie podoba Ci się moje towarzystwo czy może kiepsko całuję?-

- Wręcz fatalnie-

- Jesteś pewna? Wczoraj wydawało mi, że ci się podobało-

- To źle ci się wydawało-

Zebrałam talerze, zaniosłam je do kuchni i włożyłam do zmywarki.

- Uwielbiasz się ze mną droczyć co?-

Zapytał wchodząc do kuchni.

- Ja się wcale z tobą nie droczę tylko stwierdzam fakt mój drogi-

Odpowiedziałam mu zabierając od niego pozostałe naczynia, które włożyłam do zmywarki. Derek pociągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował, co odwzajemniłam.

- A ty fatalnie gotujesz-

- Nikt nie jest idealny, nawet ja-

Uśmiechnęłam się do niego a on to odwzajemnił. Oboje wiemy, że ja dobrze gotuje a on świetnie całuje, ale to by było zbyt dziwne gdyby, któreś z nas powiedziało prawdę w momencie gdy oboje uwielbiamy drażnić drugie.

- Czy ty kobieto kiedykolwiek zakładasz inne buty niż szpilki?-

- Oczywiście, czasem zakładam koturny lub mam grubszy obcas-

- A trampki są ci znane?-

- Oczywiście, że tak. Idealne do trenowania szermierki-

- I nie zabijesz się biegając po lesie w takich butach?-

- Nawet jeśli to nie na długo-

- No tak-

- Kiedyś przywykniesz-

Pocałowałam go w policzek i udałam się do salonu. Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Żadnych wieści od Elijah. Są dwie opcje.

- Nie odezwał się?-

- Nie a to oznacza, że albo jest związany linami nasączonymi werbeną albo nie ma zasięgu albo w jakiś sposób znalazła sztylet i go użyła-

- Znajdziemy ich. Nie martw się-

- Bardziej martwi mnie to, że nie wiemy nawet gdzie szukać-

Derek nic nie mówiąc objął mnie a ja wtuliłam się w niego. Tyle się dzieje a przy mnie nie ma rodziny, której też nie mogę pomóc. Elijah dał się uprowadzić i nie mam z nim kontaktu, Klaus znając życie toczy wojnę ze wszystkimi, Bekah siedzi w ciele czarownicy i ma zamiar nią być dopóki nie wskrzesi Kol'a bo skretyniały Finn postanowił go przekląć a na maleńką Hope czyha stuknięta wiedźma. To był błąd, że wyjechałam z Nowego Orleanu. W ogóle nie powinnam była wyjeżdżać i może Kol by wtedy żył

- Nie płacz mała-

Mruknął Derek mocniej mnie obejmując a ja nawet nie miałam pojęcia kiedy się rozpłakałam.

- Mam nadzieję, że ten idiota to widzi i jest dumny z tego, że jego plan się powiódł-

- Jaki idiota?-

- Kol-

- Jest tutaj?-

- Nie. Zmarł w dniu ślubu Hayley z powodu klątwy nałożonej przez Finn'a, któremu urządzę piekło na Ziemi gdy tylko go dopadnę-

- Przypomnij mi żeby nigdy Ci nie zachodził za skórę. Nie przepadałem za nim, jednak nie zasłużył na taki los-

- On za tobą też, ale i tak chciał żebyśmy byli razem-

- Szkoda, że tego nie doczekał-

- Jeszcze zobaczy. Ściągnę to jego Pierwotne dupsko z zaświatów a potem zamknę go w jednym pokoju z Davina i poczekam aż wyznają sobie uczucia-

- Swataniem też się zajmujesz?-

- Tylko Kol'a to dotyczy bo on zrobiłby to samo z nami-

- Nie było nam to potrzebne-

- Bo uwierzyłeś, że nie żyję. Słyszałam też, że zdemolowałeś wszystkie meble w domu-

- Przesłyszałaś się-

Naszą rozmowę przerwał telefon Dereka.

- Lydia i Stiles wiedzą gdzie ich przetrzymuje-

- Gdzie?-

- Powie dopiero jak przyjedziemy-

- W takim razie nie ma na co czekać-

Podniosłam się z kanapy i zabrałam z komody pilot i klucze od domu, które mu rzuciłam.

- Zamknij za sobą-

- A ty?-

- Ja idę do garażu-

Odpowiedziałam mu i zeszłam do wspomnianego wcześniej miejsca. Wyciągnęłam ze skrzynki interesujące mnie kluczyki, otworzyłam bramę i wsiadłam do auta. Wyjechałam z garażu a Derekowi opadła szczęka.

- Bumblebee umarł?-

Zapytał po dłuższej chwili milczenia.

- Nie, po prostu mam ochotę na przejażdżkę Lamborghini-

- Niech zgadnę. Też jest z Transformers?-

- Oczywiście. Tym razem to Hot Rod w roli Lamborghini Centenario-

- Coś jeszcze mnie zadziwi?-

- Nie jedno. Wsiadaj Alfo, czeka nas misja ratunkowa-

Gdy tylko wsiadł od razu ruszyłam z podjazdu. Droga nie była zbyt przejezdna o tej porze, więc użyłam małego skrótu dzięki, któremu dotarliśmy szybciej.

- Ty tak zawsze jeździsz?-

Zapytał wysiadając.

- Jechałam odrobinę szybciej niż powinnam, ale jak jadę z nieśmiertelnym to jadę szybciej-

- Żartujesz?-

- Nie. Nie raz ścigałam się na tych ulicach nocą z Kol'em-

Załamała go moja odpowiedź, ale nie było na to czasu. Najważniejsze to dowiedzieć się gdzie szukać Szeryfa i reszty. Wbiegłam na górę a do loftu wpadłam o mało nie wpadając na Lydię.

- A gdzie Derek?-

- Po waszemu idzie po mojemu wlecze się-

Odpowiedziałam dziewczynie a chwilę później zjawił się Alfa.

- To jak? Gdzie oni są?-

- W Nemetonie. Podobno Peter tam był-

- Byliśmy-

Poprawił ją mężczyzna.

- Jednak Talia, moja siostra a matka Derka odebrała nam wspomnienie tego miejsca-

- To jak my je znajdziemy?-

- Przynajmniej wiem dlaczego żaden z was mnie nie rozpoznał, choć powinien-

- Pamiętasz jak się poznaliśmy?-

Zapytał zaskoczony Peter?

- Oczywiście. Byłeś mną oczarowany i prawie zawsze towarzyszyłeś Tali gdy się ze mną widziałeś-

- Nic dziwnego-

Dobrze, że spojrzenie nie może zabijać.

- Nadal nie wiemy jak ich odnaleźć-

- Więcej wiary w moją osobę Lydio. Jak już mówiłam zajmę się tym-

Oznajmiłam im i skierowałam się do wyjścia.

- Uważaj na siebie!-

Zawołał za mną Derek.

- Jak zawsze mes amies!*-

Opuściłam budynek, wsiadłam do Lambo i wróciłam się do domu. Od razu pobiegłam po zapas krwi, który następnie schowałam do przenośnej lodówki i zapakowałam ją do bagażnika. W momencie gdy miałam z powrotem wsiadać, odezwał się mój telefon. Ciekawe co się stało, że dzwoni Isaac.

Słucham Wilczku

Przyjedziesz do kliniki?

Ktoś jest ranny albo umiera?

Nie, jesteś nam potrzebna

Nie możesz mi powiedzieć przez telefon co się dzieje?

Nie

W porządku. Zaraz będę

Rozłączyłam się i wsiadłam do auta. Nie mam pojęcia ile dzisiaj złamię przepisów, ale z pewnością wszystkie jakie się da, jednak nie to jest dla mnie teraz ważne. Dzięki szybkiej jeździe w krótkim czasie znalazłam się na miejscu. Zaparkowałam i weszłam. W środku czekał już na mnie Deaton, który mnie wpuścił na zaplecze.

- Jaki problem tym razem?-

Zapytałam wchodząc.

- Nie wiemy gdzie jest Nemeton. Mojego taty tu nie ma, ojca Allison też nie a Derek i Peter nie pamiętają gdzie to-

- Już to raz mówiłam, ale widzę, że muszę wam to powtórzyć-

- Jest jeden sposób, ale dość niebezpieczny-

Odezwał się druid.

- Nie skorzystamy z niego Alan. Wy nie musicie wiedzieć gdzie to jest, ale ja wiem i to wystarczy. Obiecałam ich sprowadzić i słowa dotrzymam. Dziwi mnie tylko, że nie powiedzieliście mi o łowcy-

- Nie chciałam Cię martwić-

- Trochę za późno na to. Jeśli rozwiązałam wasz problem to będę już jechać-

- Nie ma pewności, że pamiętasz drogę do Nemetonu-

- Masz rację. Niczego nie pamiętam Scott-

Odpowiedziałam mu zła. Marnują mój czas.








---------------------------------------------------

*moi przyjaciele

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro