20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamiast być w drodze do Nemetonu, siedziałam w klinice i pomagałam w przygotowaniu trzech lodowych kąpieli, dzięki, którym nastolatkowie odnajdą Nemeton. Co za głupota.

- Lydia, ty ze Stiles'em-

- Carmen...-

- Tak, wiem. Możemy?-

Zapytałam podwijając rękawy swetra. Weszli do środka a ja musiałam przytrzymać Scott'a pod wodą. No i zostało czekać.

- Co ty taka nie spokojna?-

- Bo marnuję tylko czas. Siedzę tutaj a już dawno mogłabym ich wyciągnąć-

- Elijah nadal się nie odezwał?-

- Nie i nie wiem w jakim jest stanie. Jeśli został przebity to pozostali są spanikowani, chyba, że Chris im wyjaśnił co się stało-

- Carmen, telefon-

Odezwała się rudowłosa. Odebrałam od razu, nawet nie sprawdzając kto dzwoni.

Tak?

Dotarłaś do nich?

Nie

Dlaczego?

Bo siedzę w klinice

Po co?

Uparli się . Nie przegadasz i tyle

Mam przyjechać?

Nie, nie trzeba

Jesteś pewna?

W razie czego Isaac skręci mi kark

Nie podoba mi się to rozwiązanie

Mnie też nie, ale nic nie zrobię z tym faktem

Nie powinnaś była wracać

Ciekawe kto by uratowała wasze tyłki?

Poradzilibyśmy sobie

Kol tak samo mówił i jak widać bawi się z Przodkami

Jesteś niemożliwa wiesz?

Za to mnie kochają. Nie zamartwiaj się tak

Ja się nie martwię, jestem spokojny

Oczywiście. Odezwę się później

Rozłączyłam się a gdy odwróciłam się do reszty, na twarzy Lydii widniał wielki uśmiech.

- Ani słowa Lydia-

Warknęłam ostrzegawczo.

- Dlaczego powiedziałaś, że Kol bawi się z Przodkami?-

Zapytał druid.

- Kol zawsze żałował, że jest wampirem a gdy nadarzyła się okazja zarwał pakt z diabłem-

- Esther?-

- Zgadza się. Próbował powstrzymać Finn'a i przypłacił to klątwą. Jedynie co się nie spełniło, to to, że w chwili śmierci nie był sam-

- Kol był Ci bliski, prawda?-

- Właściwie to jak starszy brat a zarazem najlepszy przyjaciel-

Może i zachowywał się często dziwnie i był najdzikszym z Mikaelson'ów, ale i tak go kochałam jak własnego brata, którego nigdy nie miałam. Właściwie to dzięki Klaus'owi mam jakąkolwiek rodzinę, która za mnie zginie a ja za nich.

- Ile to potrwa?-

- Nie mam pojęcia-

Świetnie.

- Opowiesz nam coś o twoim przyjacielu?-

- O Raphe?-

- Tak-

- Jasne-

Odpowiedział rudej z uśmiechem.

- Gdy się poznaliśmy Raphael miał coś koło piętnastu lat a poznaliśmy się w dość nietypowej sytuacji. Dwóch nachalnych facetów się do mnie przyczepiło a on wdał się z nimi w bójkę. Oczywiście, poradziłabym sobie z nimi bez problemu, ale nawet się nie przyznałam-

- Byłaś już wtedy wampirem?-

- Dokładnie Isaac. Klaus oczywiście był niezadowolony z jego obecności w moim życiu, ale wiem, że tam w środku cieszył się, że zawieram jakieś znajomości. W końcu ja żyję wiecznie a ludzie niestety nie-

- Nie mogłaś go przemienić?-

- Nie chciałam bo wiem, że na samym początku nie jest łatwo a czasem nawet taki Damon potrafi stracić kontrolę. Z resztą nie przeszkadzało mi nigdy, że Raphael jest człowiekiem bo za to go uwielbiałam. Widywaliśmy się dość często i spędzaliśmy czas na rozmowach, spacerach czy innych rozrywkach. W końcu zdecydowałam się mu wyznać swój mały sekret-

- Jak zareagował?-

- Mniej więcej jak Derek, tylko nie nazwał mnie pijawką ani niczym takim. Właściwie to nic wtedy nie powiedział i to mnie wtedy zabolało. Przez parę dni milczał aż w końcu przyszedł, przeprosił i zaczął mnie wypytywać jak to jest być wampirem-

- Dlaczego się nie odzywał?-

- Dla ludzi, wampiry to mit, wymyślone postacie a tu nagle twoja przyjaciółka mówi Ci, ze wampiry istnieją i jest jednym z nich. Każdy by przeżył szok i większość by urwała kontakt, ale nie Rapha. Z czasem ta nasza przyjaźń powoli zaczęła się w coś przeradzać, jednak wtedy przyszła wojna, dostał wezwanie na front i nigdy więcej go nie zobaczyłam-

- Jak wyglądał?-

Zapytała Lydia i akurat ktoś wszedł do kliniki. Deaton oczywiście poszedł sprawdzić, kto się zjawił.

- Jak wyglądał? Niewiele niższy od Dereka, brązowe krótkie włosy, dobrze zbudowany a oczy miał wyjątkowe. Były niebieskie, ale jedno z nich było w połowie brązowe-

- Heterochomia?-

- Tak i dlatego miał takie wyjątkowe oczy-

- Kto taki?-

Zapytał wchodząc Derek.

- Raphael Martinez, który zginął w czasie wojny-

- Tęsknisz za nim?-

Odezwał się dotąd milczący Isaac.

- Zdarzy się, że wspomnę nasze pogawędki o niczym a czasem zastanawiam się co by było gdyby żył. Może gdybym go przemieniła to by przeżył a ja nigdy bym nie stała się Rzeźnikiem ani nie byłabym okrutna. Jedyne co mi pozostało z tamtego czasu to dobre serce-

- Nie zawsze byłaś taka?-

- Nie. Kiedyś byłam marzycielką, wiecznie uśmiechniętą dziewczyną, zranioną, ale szczęśliwą. Wtedy to mi nawet nie przyszło do głowy żeby kogokolwiek zabijać-

Tak, to dziwne słyszeć, że kiedyś byłam zupełnie inna.

- Nadal jesteś uśmiechnięta-

Spojrzałam na Alfę.

- Chyba gdy włącza się tryb Mini Klausa to tak-

- Mam odmienne zdanie-

- Tryb Mini Klausa?-

- No czasem zachowuję się dokładnie jak on a Mini Klaus wzięło się z tego, że nie mieliśmy z Klausem zaproszenia do domu Eleny i razem z Klausem postanowiliśmy rzucać w braci Salvatore tak długo aż nie wydadzą nam dziewczyny-

- A ja sądziłem, że tylko mnie spotkał taki zaszczyt-

- Nie schlebiaj sobie zbytnio Alfo. Takie przezwisko nadał mi Damon a on jest Demonem jak mnie wkurzy-

- To chyba często tak do niego mówisz-

Stwierdził Derek.

- Nie wszyscy są tak irytujący jak ty Hale-

- Odezwała się święta-

- Ale wy jesteście słodcy-

Oboje spojrzeliśmy na Lydię, która podniosła dłonie do góry.

- Nic nie mówię-

Derek nic nie mówiąc wziął mnie za rękę i wyciągnął tylnym wejściem z kliniki.

- Dokąd mnie porywasz?-

W odpowiedzi dostałam tylko ciszę. Zatrzymaliśmy się dopiero przy jego Camaro. Bez jakiegokolwiek słowa otworzył mi drzwi od strony pasażera a następnie zajął swoje miejsce.

- Derek?-

Spojrzałam na niego, ale on uparcie spoglądał przed siebie. Nadal podtrzymuję swoje zdanie w kwestii tego, że jest dziwnym człowiekiem.

- Nie chcesz mówić to nie mów-

- Kochałaś go prawda?-

Odezwał się, ale wciąż spoglądał przed siebie.

- Kogo Derek?-

- Raphael'a-

- Czy kochałam go tak jak Stefana to nie wiem. Było za wcześnie żeby powiedzieć co dokładnie między nami było-

- A Damon i Stefan?-

- To jakieś przesłuchanie?-

Nic nie opowiedział. Zapanowała cisza. Co on się tak przejmuje innymi facetami w moim otoczeniu? Czyżby?

- Ooo, ty jesteś zazdrosny-

Zauważyłam a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Zazdrosny?-

Zapytał i wreszcie na mnie spojrzał.

- Zazdrosny o Ciebie? Nie schlebiaj sobie Carmen-

- Czyli nie przyjechałeś bo się o mnie martwiłeś a o mężczyzn z mojego otoczenia pytasz bo chcesz się z nimi zaprzyjaźnić?-

- Właśnie tak-

Odpowiedział mi nie spuszczając ze mnie oczu. Oj jaki pech. Hybryda wie kiedy ktoś kłamie. Przybliżyłam się do niego na tyle blisko, że nasze twarze dzieliły milimetry.

- Kłamiesz-

Odsunęłam się od niego z triumfalnym uśmieszkiem a on zastanawiał się dlaczego tak powiedziałam.

- Skąd wiem? Magiczna zdolność hybrydy-

Odpowiedziałam na jego nieme pytanie. Wszystkich zawsze to zastanawia skąd to wiem a ja po prostu tak potrafię. Wysiadłam z auta i wróciłam do reszty zostawiając go skołowanego. Czekanie nie należy do moich ulubionych zajęć szczególnie gdy na szali znajduje się życie ludzi jak i moich bliskich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro