Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Carmen, mamy ważnych gości. Zachowuj się proszę-

Spojrzałam na Elijah znad swojego pożywienia i zrzuciłam martwe ciało na podłogę.

- Niczego nie mogę obiecać-

Uśmiechnęłam się do niego.

- Doprowadź się do porządku, przebierz i zejdź na dół-

- Dobrze mamusiu-

Zrobiłam słodką minę i przechodząc nad ciałem martwego mężczyzny zgarnęłam od Pierwotnego chusteczkę, którą mi podał żebym mogła wytrzeć usta z krwi. Życie wampira jest piękne a on mi psuje zabawę. Dobrze, że chociaż Klaus taki nie jest. Udałam się do łazienki i doprowadziłam się do porządku. Ułożyłam swoje krótkie brązowe włosy, wykonałam makijaż a następnie owinięta w ręcznik udałam się do szafy by wybrać suknię na dzisiaj. Upewniwszy się, że wyglądam olśniewająco wyszłam z pokoju i skierowałam się na dziedziniec, na którym trwało jakieś chyba nudne zebranie. Dołączyłam do Pierwotnego i przyjrzałam się zebranym. Nie wiem co to za ludzie, ale wyglądają na strasznych nudziarzy.

- Co to za ludzie? -

Szepnęłam nachylając się do Elijah.

- To moja droga członkowie rady naszego miasta-

- Nuda. Mogłeś mi nie przeszkadzać w zabawie-

- Powinnaś wiedzieć co się dzieje. Jesteś częścią rodziny i tego miasta-

- Nie wybrałam sobie miejsca urodzenia-

Mruknęłam.

- Carmen słońce, pozwól do mnie. Chciałbym cię wszystkim przedstawić-

Podeszłam do Klausa i uśmiechnęłam się sztucznie do zebranych. Jednak nie odwzajemnili uśmiechu. Wybrałam złą suknię czy wyglądam dziwnie? Przyjrzałam się zebranym. Oh, oni się boją. Mój uśmiech ze sztucznego zamienił się w szczery i szeroki uśmiech.

- To członkowie rady naszego miasta-

Chciałam coś odpowiedzieć, ale ktoś mi przeszkodził swoim wejściem. Jakiś czarnoskóry mężczyzna w białym garniturze wszedł tu do jak do siebie.

- Proszę wybaczyć to spóźnienie, ale przybywam z podarkiem-

Spojrzałam na Klausa a ten tylko skinął mi głową. Podeszłam bliżej mężczyzny. Dwóch chłopców w takich samych strojach co on podeszło do stołu i postawili skrzynie. Ciekawe co tam jest. Spojrzałam zaciekawiona na skrzynie.

- Czy mogę? -

Spojrzałam na ciemnoskórego mężczyznę. Uśmiechnął się do mnie i gestem dłoni wskazał na skrzynie.

- Oczywiście-

Spojrzałam na Pierwotnych i otrzymałam również od nich zgodę. Otworzyłam ją i zamarłam. W skrzyni znajdowała się głowa burmistrza O'Connell. Zagotowało się we mnie. Wieczko upadło z łoskotem a ja doskoczyłam do mężczyzny. Złapałam go za gardło i przycisnęłam do ściany.

- Zabiję Cię-

Wysyczałam do niego.

- To dla was ostrzeżenie rodzino Mikaelson. Dla Ciebie też coś mam moja droga-

Nagle poczułam przeraźliwy ból. Bolało mnie dosłownie wszystko.

- Zapłacisz za swoje uczynki Rzeźniku-

Pomieszczenie wypełnił mój krzyk a ostatnie co pamiętam to wściekłego Klausa. Ocknęłam się w swoim pokoju i ujrzałam nad sobą zmartwioną wampirzycę.

- Wystraszyłaś mnie. Myślałam, że Cię zabił-

- Nie tak łatwo mnie zabić, ale jego wręcz przeciwnie-

Warknęłam zła. Miałam zamiar wstać, ale zostałam powstrzymana.

- Jesteś jeszcze słaba-

- Pożywię się czarownicami z dzielnicy Francuskiej-

- Klaus zabronił Ci wstawać. Przyprowadzę Ci kogoś. Blondyna? Szatyna? Bruneta? Jakiegoś bogacza?-

- Wybierz coś dla mnie-

Bekah wyszła a ja postanowiłam wstać i się przejść, ale ledwo wyszłam i trafiłam na Elijah.

- Moja droga, powinnaś odpoczywać-

- Odpocznę jak zabiję tego czarownika-

- Carmen, naprawdę powinnaś odpoczywać to było za dużo nawet jak na wampira-

- Nic mi nie jest-

- Dlaczego nie jesteś w swoim pokoju? Gdzie Rebekah?-

Usłyszałam głos Klaus'a i nie brzmiał na zadowolonego.

- Chciałam się tylko przejść?-

Zapytałam odwracając się w stronę Pierwotnego.

- Masz być u siebie-

- I pozwolić temu czarownikowi chodzić po tym świecie?-

- Pracuję nad tym słonko, nie martw się. Włączysz się jak wszystko będzie gotowe-

Słysząc jego słowa szeroko się uśmiechnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro