Część czwarta - Wielkanoc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

łaskę na czas prób

pomoc z wysoka,

niezawodną przyjaźń,

nieśmiertelną miłość

Wielkanoc

Siedzieli przy stole podczas świątecznego śniadania, jedząc i gawędząc przy tym, śmiejąc się z Josepha, który nie mógł się doczekać szukania czekoladowych jajek. Jedynie Gemma milczała, wtrącając się tylko od czasu do czasu, gdy ktoś zwrócił się bezpośrednio do niej. Starała się nie obserwować cały czas Harry'ego i Louisa, ale jej wzrok cały czas wędrował w ich stronę.

- Mamo możemy już iść po słodkości? – zapytał Jo, stając koło jej krzesła i patrząc na nią swoimi dużymi oczami.

- Pewnie, może weźmiesz ze sobą wujka Louisa – odpowiedziała i usłyszała jak widelec trzymany przez jej mamę upada na dywan.

- Super, chodź wujku Lou, idziemy na poszukiwania, może podzielę się z tobą czymś smacznym – mówił chłopiec, ciągnąc za sobą szatyna, który posyłał Harry'emu zdezorientowane spojrzenie.

- Dobrze – odchrząknął Niall, gdy zostali sami – Anne może dasz mi spróbować tego pysznego ciasta, które wczoraj piekłaś?

- Jesteś pewien? – kobieta zerkała to na Harry'ego to na Gemmę.

- Tak, sądzę że to dobry pomysł – blondyn mrugnął okiem w stronę kobiety i razem wyszli do kuchni, zostawiając rodzeństwo, które siedziało w milczeniu.

Gemma odważyła się podnieść wzrok na swojego brata i z zaskoczeniem zauważyła, że ten wpatruje się w nią skupiony. Po raz pierwszy nie wiedziała co ma powiedzieć, jak zacząć tę rozmowę, ale wiedziała, że musi porozmawiać z Harrym. Bała się tego co może usłyszeć, przypominała sobie te wszystkie słowa, które padły z jej ust, to wszystko co musiał znieść Harry, ponieważ ona wolała słuchać obcych ludzi niż tego, co mówiła jej rodzina. Wolała nienawidzić swojego brata niż go zrozumieć.

- Możemy porozmawiać? – zapytała cichym głosem, wiedziała że Harry może powiedzieć nie, i na tym skończy się ich rozmowa.

- Tak.

- Chciałam cię przeprosić – zaczęła niepewnie, ale spojrzała w oczy swojego brata, ponieważ po tym całym czasie, kiedy miała odwagę go obrażać teraz musiała powiedzieć mu to prosto w twarz – wiem, że musisz mnie nienawidzić i rozumiem to. Nie będę cię prosiła o to żebyś mi wybaczył, czy zapomniał co zrobiłam, ale naprawdę przepraszam i żałuję każdego słowa, które powiedziałam. Nigdy nie myślałam, że będę w stanie cię zaakceptować, ale kocham cię tak mocno i nie wiem, jak mogłam żyć będąc tak ślepą. Wiem, że taki się urodziłeś, że byłeś gejem już wtedy gdy starałam, zmusić cię do zabaw samochodami, a ty rzucałeś nimi przez cały pokój z niezadowoleniem – wyciągnęła rękę w stronę Harry'ego, ale ten obszedł stół i opadł na miejsce obok niej – po prostu taki jesteś, kochasz Louisa tak jak ja kocham Nialla, a mama kochała tatę – chwyciła twarz loczka, wycierając łzy spływające po jego policzkach, nie czując jak mokra jest jej twarz – jesteś zdrowy Hazz, jesteś najcudowniejszym bratem jakiego mogłam mieć, Jo kocha cię tak bardzo, nigdy nie powinnam zabraniać ci odwiedzać go w naszym domu. Nigdy sobie nie wybaczę tego, jak bardzo cię skrzywdziłam, przepraszam cię Harry, tak bardzo przepraszam – poczuła jak brat przytula ją mocno do swojego ciała, głośno płacząc – kocham cię.

- Też cię kocham Gemms – wyszlochał chłopak – nigdy nie nienawidziłem cię, zawsze byłaś moją siostrą, tylko przestałem cię poznawać w pewnym momencie.

- Kochasz go? Kochasz Louisa?

- Tak, on jest tą osobą Gemma, to on sprawia, że jestem najszczęśliwszy na świecie kiedy jest źle.

- Myślę, że też mogę go pokochać, jeżeli on cię uszczęśliwia, musi być cudownym człowiekiem – powiedziała po chwili i pocałowała brata w czoło, a za ich plecami rozległo się ciche chrząknięcie, zerknęli w tamtą stronę i zauważyli resztę rodziny, która przysłuchiwała się im z łzawymi uśmiechami.

- Nareszcie – wyszlochała Anne i podeszła do nich szybko, dołączając do uścisku – musiałam tyle czekać, żebyście wreszcie zmądrzeli, a szczególnie ty moja panno.

- Przepraszam, nie chciałam być taką...

- Tutaj jest Joseph – wtrącił szybko Niall, wywołując tym głośny śmiech wszystkich – tak tylko wolałem ostrzec żeby nie padły jakieś konkretne słowa.

Gemma odsunęła się od swojej rodziny i podeszła do Louisa, który cały czas trzymał się z boku, ale po chwili został zgarnięty w mocny uścisk blondynki. Stał jak oniemiały, ale zdecydował się odważyć i objąć siostrę loczka.

- Przepraszam Louis, nie sądziłam że mogę ranić was tak bardzo, należysz do naszej rodziny od dawna, ale nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości, bojąc się o Harry'ego, teraz wiem że nie muszę, ponieważ mój brat ma kogoś kto się nim zaopiekuje.

- Jest w porządku, nie musisz przepraszać, każdy z nas żyje zgodnie ze swoim sumieniem.

- Moim sumieniem rządził ktoś inny nie ja, przepraszam.

Oboje poczuli jak ktoś wyższy od nich przytula ich do siebie i nie musieli nawet podnosić wzroku by wiedzieć, że to Harry.

- Kocham was – powiedział cicho loczek.

- A my ciebie – odpowiedział Louis – nie wiedziałem, że w rodzinie Styles są same płaczki – dodał po chwili – mam nadzieję, że przyjdziesz na nasz ślub? – skierował to pytanie w stronę Gemmy i wszyscy spojrzeli na nią wyczekująco.

- Nie mogłabym przegapić czegoś takiego – odpowiedziała po chwili z uśmiechem i usłyszała westchnięcie ulgi.

- No dobra oddajcie mi w końcu moją żonę i poprzytulajcie się sami – powiedział niezadowolony Niall, wyciągając Gemmę z uścisku dwójki mężczyzn – kocham cię wariatko.

- Czy możemy w końcu zjeść te czekoladowe jajka? – zapytał Joseph, zwracają uwagę swojej rodziny – chyba, że chcecie się jeszcze przytulać, to zjem wszystko sam – zagroził rozśmieszając wszystkich.

Rozsiedli się w salonie i śmiejąc sie z malucha zajadającego się słodkościami, świętowali ten Wielkanocny dzień. Gemma spojrzała na Harry'ego, który przytulając się do Louisa popatrzył w jej stronę, posłała mu delikatny uśmiech i wyszeptała wesołych świąt, zielonooki odpowiedział jej uśmiechem, z jego ust można było wyczytać kocham cię.

***

Każdego dnia są obok ciebie, mijają cię na ulicy, stoją tuż obok w sklepie, siedzą w autobusie, zajmują miejsce w kościelnej ławce. Może są zagubieni, może już dawno odnaleźli siebie, może są kochani, a może jedyne co otrzymują to nienawiść. Może mają lat piętnaście a może czterdzieści, może mają rodziny, a może nie mają nikogo. Są zwykłymi ludźmi, szukającymi swojego miejsca w tym pełnym nienawiści świecie. I kiedy nadchodzi wiosna, słońce jest już coraz wyżej na niebie, a dni stają się dłuższe i cieplejsze, zbliża się też Wielkanoc. I gdy kolejny raz będziesz wygłaszać swoje opinie pełne nienawiści do innych ludzi, ozdabiając swój dom kolorowymi pisankami, zajączkami czy też innymi ozdobami zrozum, że to nie o to chodzi w tych świętach. Religia to miłość, miłość do wszystkich bez wyjątku, a Wielkanoc to święta pełne nadziei, że nic nie kończy się ostatecznie i niezależnie co będą mówić niektórzy ludzie w oczach Boga wszyscy jesteśmy równi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro