4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wy też to widzicie?-

Już chciałam odpowiedzieć coś sarkastycznego, ale usłyszałam jakiś ruch nad nami. Odwróciłam się ostrożnie. No to jesteśmy w dupie. Chciałam pobiec sprawdzić co z nastolatkiem czy to przypadkiem nie Lydia, ale z drugiej strony nie mam zamiaru zbierać na siebie pierwszego ataku. Co to to nie. Jaszczurka na swoją pierwszą ofiarę wybrała wilczycę.

- Rzut za trzy punkt. Nieźle-

Skomentowałam z wielkim uśmiechem. Z jakiegoś dziwnego powodu Alfa syknął na jaszczurkę i dodatkowo zasłonił mnie sobą. Na głowę upadł?

- Uciekaj-

- To chyba ty powinieneś uciekać. Ja jestem silniejsza-

Na poparcie swoich słów pokazałam swoją formę. Wyminęłam wilkołaka i odeszłam kawałek od niego. Oczywiście jaszczura podążyła za mną. Wzięła zamach i trafiła w powietrze bo się odsunęłam od niej. Mogłabym ugryźć ją, ale nie wiem jakby to się skończyło a mając w pamięci słowa Stiles'a musiałam być bardzo ostrożna bo inaczej paraliż murowany, chociaż ja tam nie wiem jak to ma się wobec mnie. Było dobrze bo gad był skupiony na mnie, ale wpadł nie kto inny jak Stiles. Świetnie.

- Stiles, wynoś się stąd! Już!-

Wrzasnęłam na niego, ale widok jaszczurki chyba mu rozum odebrał. Jeszcze do kompletu gad zainteresował się nim. Nie wiele myśląc złapałam go za ogon i to był błąd. Po chwili uderzyłam w ścianę. Potrząsnęłam głową żeby wszystko wróciło do normy i rzuciłam się na gada.

- Zabierz go stąd kretynie!-

Wrzasnęłam do wilkołaka, ale ten tylko postanowił włączyć się do walki. Nie no, super po prostu. Jakby człowiek na pokładzie to nie wystarczający problem. Trzeba odsunąć nastolatka od nas. Tylko jak? No przecież. Klucze!

- Stiles! Klucze-

- Dałem ci je przecież-

- Zostały u dyra. Tam jest to czego szukamy-

- Jesteś pewna?-

- Tak-

W sumie to nie, ale ważne żebyś zniknął stąd i będzie jeden problem mniej. Kiwnął głową i pobiegł do gabinetu dyrektora. Chwila spokoju. W ostatniej chwili uchyliłam się przed atakiem gada, ale wilkołak nie zdążył i oberwał. Płakać nikt nie będzie nie? Spojrzałam na ledwo stojącego Dereka. Westchnęłam ciężko. Będzie mi tu utrudniał. Złapałam go w pasie.

- Nie patrz tak na mnie. Będziesz mi tylko zawadzać-

A mógł nim rzucić jak tamtą to by się problem rozwiązał. Niestety jad zdecydowanie za szybko się rozchodził po jego organizmie a nie dam rady jednocześnie go trzymać i walczyć.

- To coś ma jakieś słabości?-

- Nie wiem. Pierwszy raz to widzę-

- Świetnie-

- Z resztą to ty dłużej żyjesz a nie ja-

- No to wyobraź sobie, że takie brzydactwa nie kręcą się w towarzystwie, którym ja się obracam-

Gdzie nie pójdę to jaszczura jest za naszymi plecami. No i teraz by się przydał Kol, ale jak go potrzeba to go nie ma. Z trudem wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do wampira.

Ruszaj dupsko. Jest jaszczura

Nie poradzisz sobie sama?

Nie bo Hale mi wadzi

Oj weź go zabij czy coś. Nie chce mi się

Policzymy się w domu

Warknęłam wściekła i rozłączyłam się. Miękki się zrobił czy jak? Ewentualnie znalazł sobie jakąś panienkę.

- Carmen?-

- Nie teraz. Obmyślam jakiś sensowny plan-

Może po prostu gdzieś go zostawię i zajmę się jaszczurką? Tak, to najlepsza opcja. Tylko jak ja się z tym czymś rozprawię?

- Carmen, basen-

- Co?-

Zrobiłam krok, ale z jakiegoś powodu nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku moich butów. Czyli o to chodziło z tym basenem. Super. My jesteś w wodzie i brakuje żeby jaszczura tu wskoczyła. Rozejrzałam się za nią. Podeszła bliżej, ale gdy tylko dotknęła wody cofnęła się z sykiem. Wielka jaszczura boi się wody? Tego jeszcze nie grali.

- Wychodzi na to, że tu jesteśmy bezpieczni-

- Twoje życie zależy ode mnie. Wiesz o tym?-

- Wiem-

Muszę coś wymyślić bo nie mam zamiaru tu siedzieć nie wiem ile. Przynajmniej nie z nim. Już wolę gada. W końcu mnie olśniło.

- Robimy tak. Wyciągam cię po drugiej stronie, wbijasz sobie pazury żeby jad opuścił twoje ciało a potem zabierasz siebie i wilczycę-

- A ty? Przecież zostaniesz sama z jaszczurką-

- Pomyślałby kto, że martwisz się o coś co może cię zabić-

Przewróciłam oczami. To teraz do drugiego brzegu i wcielić plan w życie. Dobrze, że nie jestem człowiekiem bo z pewnością bardziej bym odczuwała jego wagę. Wyciągnęłam go na brzeg a potem sama wyszłam z wody. Jestem cała przemoczona, mój telefon nadaje się do niczego, Kol ma mnie w dupie i jeszcze muszę niańczyć wilkołaka, który mnie zranił. Od razu rzuciłam się na jaszczurę i ją zaatakowałam. W czasie walki pojawił się młody wilczek i dzielnie mi pomagała jednak gad rzucił nim o ścianę a potem mną. Jako że ściana, na którą nas rzucił miała lustro, to na ziemi leżały odłamki szkła. Od razu chwyciliśmy za odłamki żeby się jakoś bronić. Gad przystanął i z zaciekawieniem się przyjrzał nam. Gdy ujrzał swoje odbicie zwiał.

- Zajmij się tamtymi i daj znać jak się dowiecie co to było-

- A ty?-

- Wracam do domu. Mam pewną sprawę do załatwienia. Pilną-

Nie czekając na odpowiedź w wampirzym tempie wróciłam do domu. Zatrzymałam się przed drzwiami i wsłuchałam się w dźwięki dobiegające z domu. Tak jak myślałam, zabawia się. Weszłam do domu i spokojnie weszłam na górę. Do jego pokoju już nie weszłam tak spokojnie bo drzwi otworzyłam z hukiem. Wampir od razu zareagował. Był ubrudzony krwią, ale szczęśliwy.

- Dla Ciebie też coś mam Carmen-

Uśmiechnął się do mnie. Zaraz ci zetrę ten uśmiech z twarzy. Podeszłam do Pierwotnego i złapałam go za koszulkę.

- Mała, no nie gniewaj się. Znalazłem ci fajnego faceta-

Przyciągnęłam go do siebie i spojrzałam na niego ze wściekłością.

- Mam to w dupie-

- Co mam zrobić żebyś mi wybaczyła?-

- Możesz umrzeć-

- Chyba nie mówisz serio?-

Uśmiechnęłam się i skręciłam mu kark. Jego bezwładneciało padło na ziemie. Pozbyłam się kobiety a Kol został tam gdzie wylądował.Poszłam do siebie i usiadłam na łóżku. Sądziłam, że trzymamy się razem, ale jakwidzę już mu się odwidziało. Jeszcze muszę się stąd pozbyć drugiego człowieka.Nie mam ochoty na żadne zabawy. Co najwyżej na to żeby roznieść pół miasta i nazamordowanie Dereka. Odwróciłam się a za mną siedział jakiś facet, którego niezauważyłam bo mam ciemno w pokoju i myślami jestem gdzieś indziej. Odesłałam godo domu, poszłam się umyć i przebrać w piżamę. Założyłam mój bordowy komplet izeszłam na dół. 

Z lodówki wyjęłam kilka woreczków krwi i zabrałam się za ich opróżnianie a potem poszłam spać, mając gdzieś cały wszechświat. Rano obudził mnie telefon. Niechętnie odebrałam.

Czego o tej porze?

Dzwoniłem wczoraj, ale nie odbierałaś

Po co dzwoniłeś?

Miałem dać znać jak się czegoś dowiem

To mów Scott

Ta jaszczurka to Kanima

Przykro mi, ale nie spotkałam takiej istoty

Damy radę. Widzimy się w szkole?

Jasne

To do zobaczenia

W odpowiedzi tylko mruknęłam i się rozłączyłam.Wykonałam poranne czynności i przebrałam się w czerwoną koszulkę naramiączkach, czarne spodnie z dziurami na kolanach i do ręki wzięłam kurtkęoraz buty.

Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni po drodze ubierając się do końca. W kuchni przywitał mnie niecodzienny widok. Kol właśnie kończył robić śniadanie. W końcu odwrócił się do mnie i postawił przed mną naleśniki, kawę i krew.

- Niech zgadnę. Chcesz mnie udobruchać?-

- Mam jakieś szanse?-

- To zależy czy naleśniki są jadalne-

- Bardzo śmieszne Carmen. Lubisz jak gotuję-

- Tak Ci się tylko wydaje-

Wskazałam na niego widelcem i zabrałam się do jedzenia.

- Są jakieś szanse, że mi wybaczysz te dwa karygodne błędy?-

- Mogę rozważyć czy ponownie nie skręcić ci karku-

- Zakupy jakoś cię przekonają do nie zabijania mnie?-

- Wiesz co? Może jednak podrzucę cię Argent'om. Na pewno się ucieszą-

- Zrobię wszystko co chcesz, tylko błagam nie gniewaj się na mnie za to, że nie pomogłem ci i bez ciebie poszedłem na podryw-

- Dobra, chodź już. Trzeba się zająć tym po co tu jesteśmy-

- Ale mi wybaczysz?-

- Pomyślę-

Dotarliśmy do szkoły gdzie przywitała nas grupka nastolatków.

- Co wiemy?-

- Tylko tyle, że to Kanima-

Spojrzałam na Lydie a potem na Stilesa.

- Stiles? Byłeś wczoraj cały czas z Lydią?-

- Tak a co?-

- Nic, tak tylko pytam-

Czyli zostało sprawdzić tylko Jacksona a to powinno być proste. Ruszyliśmy do środka, ale Kol odciągnął mnie od reszty.

- Masz coś więcej prawda?-

- Lydia odpada bo była ze Stiles'em kiedy zaatakowała Kanima-

- Czyli Jackson jest Kanimą?-

- Nie wykluczone-

- Trzeba to sprawdzić, ale jak?-

- Trzeba się przy nim zakręcić i tyle-

- I to pewnie moje zadanie-

- Może lepiej żeby zakręciła się przy nim ładna dziewczyna-

- Ej a mnie czego brakuje?-

- Ty tak serio?-

- Dobra, już dobra-

Podbiegł do nas Scott i przez chwilę się nad czymś zastanawiał.

- No co tam ciekawego?-

- Derek ma zamiar sprawdzić Lydię-

- Kiedy?-

- Dzisiaj, pewnie na jakiejś lekcji-

- Po co?-

- Myśli, że to ona-

- To się myli-

Spojrzał na mnie zaskoczony.

- Zaufaj mi. Kiedy ma się zjawić?-

- Nie zrobi tego osobiście-

A miało być tak pięknie i spokojnie. Udaliśmy się na pierwszą lekcję podczas, której nic się nie działo. Dopiero przed chemią po ujrzeniu blondynki wiedziałam, że to ta chwila. Podeszłam do Kola a ten spojrzał na mnie pytająco.

- Kryj mnie. Ja idę pogadać-

Kiwnął tylko głową a ja ulotniłam się ze szkoły. Wilczy zapach dobiegał ze szkolnego parkingu i tam też się udałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro