5
Na spotkanie wyszedł mi ciemnoskóry nastolatek i zagrodził mi drogę.
- Nie przejdziesz dalej-
- A kto mi przeszkodzi?-
- Ja-
- Dam ci wybór. Przesuwasz się i dasz mi pogadać z twoim Alfą albo nie przesuwasz się i przesunę cię sama-
- Nie dasz mi rady dziewczyno-
Zdjęłam kurtkę, żeby mi jej nie uszkodził i rzuciłam na ziemię.
- Patrz i płacz-
Tak właściwie to wystarczy jedno moje ugryzienie i leży, ale chętnie się z kimś zmierzę a on sam się o to prosi. Wywiązała się walka, która była dość krótka, bo jestem silniejsza od wszystkich istot nadnaturalnych. W końcu jestem hybrydą i to nieźle wytrenowaną a dodatkową czującą tylko gniew i pragnienie krwi co świetnie ukrywam.
- A było się przesunąć, jak prosiłam-
Rzuciłam do leżącego na ziemi nastolatka, zabrałam kurtkę i podeszłam do Dereka.
- Odwołaj swoje psy-
- Mają sprawdzić Lydię-
- To nie ona-
- To musi być ona, skoro Jackson nie przeszedł próby-
- Ja wiem, że to dla ciebie trudne zadanie, ale skup się i posłuchaj mnie-
Łaskawie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
- Lydia nie jest Kanimą. Gdy zostaliśmy zaatakowani była ze Stiles'em-
- I dlaczego mam Ci wierzyć?-
Choćby dlatego, że jeszcze żyjesz.
- No tak, przecież nie uwierzysz czemuś co jest twoim naturalnym wrogiem i w każdej chwili może cię zabić-
Przewróciłam oczami.
- Tak patrzę na Ciebie Derek i żałuję, że posiadam część, która jest z twojego gatunku-
- O czym ty mówisz kobieto?-
- Ty dalej nie wiesz?-
Prychnęłam.
- W takim razie zostawiam cię w tej nie wiedzy, ale ostrzegam. Jeśli tkniesz rudą, przyjdę i sprawię, że będziesz umierał w męczarniach-
Z tymi słowami wróciłam do szkoły. Trzeba jakoś ochronić rudowłosą i wykiwać Dereka a w tym drodzy Państwo duet hybrydy i wampira jest świetny, chociaż dzisiaj nie trzeba niczego wyszukanego, bo na nich to nie warto.
- Lydia nie przeszła próby-
- Derek jej nie odpuści więc wykiwamy go-
- Myślisz o tym samym co ja?-
- Że przyda mi się wypad na zakupy? Zdecydowanie-
- Nie to miałem na myśli-
- Chodź, muszę przekazać reszcie mój plan-
Nie zwlekając dłużej podeszliśmy do Scott'a i Stiles'a.
- Gdzie byłaś?-
- Pogadać z Derekiem, ale wciąż jest uparty-
- Chce się pozbyć Kanimy-
- Jak każdy Scotty, jak każdy, ale nie dam mu skrzywdzić Lydii-
- Coś mi mówi, że masz plan-
- Bo go mam. Dajcie mi tylko kartkę i coś do pisania-
Stiles od razu podał mi to o co poprosiłam. Ktoś w tym wieku jeszcze ołówkiem pisze? No dobra, ważne, że pisze. Zapisałam cały swój plan na kartce i dałam reszcie do zapoznania.
- Wszystko jasne?-
Kiwnęli zgodnie głowami i akurat podeszły do nas dziewczyny w towarzystwie Jacksona. Nim zajmę się później.
- Co tak tu stoicie?-
- Nie mam zbyt dobrych wieści. Derek Ci tak łatwo nie odpuści-
- Nie bardzo rozumiem-
- Widzisz tę dwójkę przy szafkach? Tylko dyskretnie-
Dobrze, że ona tylko udaje słodką idiotkę.
- Co z nimi?-
- Mają Cię wydać Derekowi-
- Ale ani ja ani siostra na to nie pozwolimy-
Dokończył za mnie Kol z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jaki macie plan?-
- Stiles, Allison i Jackson zabierają Lydię do biblioteki, bo tam nie będą przecież wszczynać bójki-
- Carmen, ja i Scott bierzemy na siebie tamtą dwójkę-
- Zgadza się. Ktoś ma jakieś pytania?-
Odpowiedziała mi cisza.
- I to mi się podoba. Do dzieła drużyno-
Każde rozeszło się w swoją stronę. Ja i Kol z ukrycia obserwowaliśmy poczynania Bet, które zgodnie z planem szły do biblioteki a to znaczyło, że pora na nas. Oczywiście Lydia była zdezorientowana całą sytuacją, ale teraz nie czas na wyjaśnienia. Wyprowadziłam ją tylnym wyjściem i akurat zjawił się Kol.
- Wskakiwać, ale już-
Bez zbędnych pytań zajęli swoje miejsca. Rozejrzałam się by sprawdzić czy nikogo nie ma i sama wsiadłam. Oczywiście odjechaliśmy tak żeby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Panującą cieszę postanowiła przerwać Lydia.
- Miałam być w bibliotece przecież-
- Ale cię tam nie ma, bo jesteś w drodze do centrum handlowego-
- Po co tam?-
- Po co się jeździ do centrów handlowych Jackson?-
- Jedziemy na zakupy?-
Spojrzałam na rudowłosą we wstecznym lusterku i słowo daję, że w jej oczach tańczyły iskierki a na twarzy malował się ogromny uśmiech.
- Dokładnie-
- A przypadkiem nie grozi nam Derek?-
- Jesteście w dobrych rękach. Więcej zaufania Panie Kapitanie-
Tam już się nie odważy na atak, bo zbyt wielu ludzi a poza tym jest pod naszą opieką. Na zakupach całkiem szybko zleciała nam czas. W końcu zdecydowałam się na powrót do domu, ale wiedziałam, że nawet nie ma mowy, żeby nastolatka wracała do siebie tak od razu, bo może tam na nią czekać.
- To wasz dom?-
- Tak-
- To kim są wasi rodzice, że macie tu taki dom?-
- Wpływowymi ludźmi-
Na ten moment to im musi wystarczyć. Weszliśmy do środka i zalegliśmy w salonie. Już zaczęłam cieszyć się spokojem, gdy poczułam znajomy zapach.
- Też to czujesz?-
Zapytał mnie Kol tak żebym tylko ja go usłyszała.
- Niestety i co dziwne jest bez swoich piesków-
- Zajmę się tym-
- Lydia się chyba tobą zainteresowała więc posiedź tu. Tylko jej nie zjedz-
Posłałam wampirowi mordercze spojrzenie i akurat, gdy wstałam ktoś zapukał do drzwi. Wymieniliśmy tylko porozumiewawcze spojrzenia.
- Spodziewacie się jakichś gości?-
- Ja nie, a ty Carmen?-
- Ja też nie. Pójdę sprawdzić o co chodzi, zaraz przyjdę-
Kol
Zaraz po jej wyjściu zapanowała całkowita cisza w salonie.
- Wiesz może czy Carmen kogoś ma?-
- Ma mnie-
- Pytałem czy się z kimś umawia-
No proszę, jednak nie trzeba było wiele robić, żeby się nią zainteresował.
- Jest singielką a co?-
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli się z nią umówię?-
- A tobie będzie przeszkadzać, jak umówię się z Lydią?-
- Nie-
- Tylko uważaj na Carmen. Nie jest pierwszą lepszą dziewczyną i już na pewno nie łatwą-
Wątpię, że się z nim umówi. Prędzej go trochę po uwodzi i nic więcej. Ewentualnie jakiś romans się zrodzi i nic więcej, ale co się dziwić? Moich uszu dobiegły groźby rzucane przez Małą w stronę wilkołaka.
- Może sprawdzimy co z Carmen? Coś długo nie wraca-
- Tak, sprawdźmy-
Nie mogę przegapić, jak się obrywa wilkołakowi. We trójkę podeszliśmy do drzwi, które o dziwo były uchylone. Otworzyłem je szerzej i ujrzałem, jak przyciska go do drzewa. Założę się, że jest wściekła i w głowie zamordowała go już przynajmniej ze sto razy. Wsłuchałem się uważniej w to co do niego mówi.
- No co? Już ci się nie podoba moja bliskość? A jeszcze do niedawna szalałeś za tym-
Wilkołak tylko gniewnie na nią spoglądał, chociaż nie do końca.
- Co jest między nimi?-
Zapytała nagle Lydia i spojrzała na mnie.
- Ona nienawidzi jego a on jej-
- Na moje oko jest coś więcej-
Nie ma szans, żeby słyszała co Carmen mówi, ale właściwie to trochę racji jest.
- Mówiłeś, że Carmen nikogo nie ma-
- Bo tak jest. To co między nimi było to przeszłość-
- To jest tak oczywiste, że skończą razem jak to, że oddychamy-
Spojrzałem ponownie na nich. Noo ja mam inne zdanie.
- Tego nie byłbym taki pewien-
- A to czemu niby?-
- Sami zobaczcie-
Carmen
Trzymając go nadal za gardło rzuciłam go o najbliższe drzewo. Nim się pozbierał pociągnęłam go na nogi i uderzyłam na tyle mocno, że cofnął się o kilka kroków.
- I co, nadal chcesz ją skrzywdzić?-
Nic nie odpowiedział.
- Mamusia cię nie nauczyła, że odpowiada się, kiedy starsi zadają pytanie?-
Na mojej twarzy pojawił się wredny uśmieszek.
- Gdyby cię teraz widziała byłaby potwornie rozczarowana, że jej jedyny syn jest takim słabym Alfą-
- Twoi też byliby tobą rozczarowani-
W jednej chwili doskoczyłam do niego i powaliłam na ziemię a następnie zaczęłam go przyduszać butem. Patrzyłam na niego i nie dowierzałam, że kiedyś coś czułam do kogoś takiego jak on. W końcu zabrałam nogę.
- Nawet nie warto cię zabijać, bo byłoby to tak samo żałosne jak twoje życie-
Oddaliłam się od niego i weszłam do domu. Nawet Kol nie jest taki upierdliwy. Chociaż jemu to wystarczy skręcić kark i spokój a taki Derek? No za cholerę nie ma rozumu. Denerwuje mnie już to wszystko.
- Kochasz Dereka?-
Spojrzałam zaskoczona na Lydię. No tak, nadal tu siedzą i mam nadzieję, że nie widzieli tego wszystkiego.
- Kocham go nienawidzić i to jedyne co do niego czuję-
- Na pewno?-
- Oczywiście, że tak Jackson-
Posłałam mu uśmiech i usiadłam obok niego.
- Wyskoczymy do kina?-
- Chętnie-
- To jutro omówimy szczegóły-
- A ja was odstawię do domów-
Pożegnałam się z nimi a Kol'owi rzuciłam ciche dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro