1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Nowy Orlean

Klaus

- Klaus, no weź ją obudź-

- Powiedziała żeby jej nie budzić i ja mam zamiar dotrzymać słowa-

- Nudno bez Carmen-

- Wystarczy nam jedna nieprzewidywalna hybryda-

- Dziękuję bracie-

- Ja jednak za nią tęsknie i może uda nam się ją przywrócić do poprzedniego stanu-

- Widziałaś co było w Mystic Falls?-

- Widziałam i mam ochotę urwać głowę temu kretynowi-

- Nie ty jedna-

Naszą rozmowę przerwał telefon Carmen.

- Odbierze ktoś?-

- Po co? Carmen nie ma-

- Może to coś ważnego?-

- Już nie bo przestał dzwonić-

Jednak znów zabrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia. Ktoś usilnie próbował skontaktować się z Carmen i nie dawał za wygraną. W końcu odebrałem.

No w końcu! Odebrałaś Carmen

Carmen nie ma

Klaus?

Tak. Co chciałeś?

Daj mi Carmen do telefonu

Nie mogę

Czemu?

Powiedzmy, że jest na wakacjach

Bez telefonu? Jakoś nie wierzę

To uwierz

Ściągnij ją. Potrzebuję jej pomocy

Czy ty wiesz o co mnie prosisz młody?

Po prostu ją ściągnij i powiedz, że jej potrzebuję

Tylko nie przychodź potem do mnie z płaczem jak coś się zdarzy

Dziękuję Klaus

Rozłączyłem się. Jeszcze będzie mnie błagał żebym skręcił jej kark.

- Kto to był?-

- Scott McCall. Chłopaczek, którego poznała Carmen jak zawitaliśmy do tej dziury zwanej Beacon Hills-

- Czego chciał?-

- Nie wiem. Powiedział tylko, że potrzebuje pomocy Carmen-

- Czyli obudzisz ją?-

- Muszę do tego podejść rozsądnie inaczej to się źle skończy dla miasteczka-

- Obchodzi cię jakieś miasteczko?-

- Obchodzi mnie sumienie Carmen-

- Co masz zamiar zrobić?-

- Pewnie tego pożałuję, ale obudzić ich-

Przygotowałem wszystko czego potrzebowałem i obudziłem Kol'a. Może mnie nie zabije tak od razu. Wyjąłem sztylet i czekałem aż powróci do żywych. To zawsze trwa wieki czy tylko mi się wydaje? A nie chwila, zazwyczaj wyjmuję sztylet i zajmuje się swoimi rzeczami, ale jeśli chodzi o Kol'a to nim mnie zabije muszę go przekonać by odłożył to na później. Czego się nie robi dla rodziny? Choć z drugiej strony mogłem najpierw obudzić Carmen a ona by opanowała Kol'a albo po prostu mogłem pozwolić mojemu rodzeństwu ich obudzić a ja bym pożył te pięć minut dłużej. W końcu wrócił do żywych. Wstał i był gotów mnie zamordować.

- Zanim zechcesz mnie zamordować bracie, wysłuchaj mnie-

- Nie widzę takiej potrzeby. Mogę zabić Cię od razu-

- Nie wolałbyś tego omówić najpierw z Carmen?-

Zaprzestał swoich czynów. Dzięki Bogu za ich więź.

- Jest tutaj?-

- W pewnym sensie-

Spojrzał na mnie tak jakbym mówił w jakimś niezrozumiałym języku. Westchnąłem.

- Jest tu z nami, ale jakby martwa-

- Zabiłeś ją? Przecież była dla ciebie...-

- Nie, nie zabiłem jej. Powiedzmy, że na jej prośbę zrobiłem to samo co tobie-

- Czyli jednak. Jaka jest moja rola w tym wszystkim?-

- Są większe szanse, że nie zamorduje wszystkich jeśli ciebie zobaczy jako pierwszego-

- A skąd wiedziałeś, że ja tak nie zrobię?-

- Nie wiedziałem-

- Zaryzykowałeś?-

- Stary przyjaciel Carmen się odezwał bo potrzebuje pomocy-

Na moment wyraz twarzy mojego młodszego brata złagodniał i nawet się uśmiechnął.

- W takim razie obudźmy małą Carmen-

Carmen

Ja śnie czy ktoś coś do mnie mówi? Niee to na pewno mój sen. Przecież nikt nie jest aż tak głupi żeby mnie obudzić prawda? Tylko dlaczego w tym śnie czuję krew? Jakiś mega realny. Znowu koszmar o rodzicach? Moich uszu dobiegł znajomy głos. Tylko czyj?

- Wstajemy śpiąca królewno-

Ktoś mnie tak chyba kiedyś nazwał. Tylko kto? Dlaczego do cholery jasnej muszę mieć zaćmienie umysłu? Znowu jakaś wredna wiedźma się na mnie uwzięła? Niech no ja tylko wstanę to zaraz pożałuje.

- Królewno, wstawaj-

Irytujące już to wszystko. Otworzyłam oczy i mój wzrok natrafił na jakąś postać, która była jeszcze nie wyraźna, ale z jakiego powodu ma mi to przeszkadzać w uduszeniu jej? Pewnie jakiś czarownik się na mnie czai więc nie będzie mnie sumienie gryźć gdy go uduszę. Zerwałam się na równe nogi, złapałam swoją ofiarę za gardło i przyszpiliłam do ściany.

- Ciebie też miło widzieć mała-

Co? Zamrugałam parę razy żeby wizja wróciła mi do normy i spojrzałam na swoją ofiarę.

- Kol? Co ty... Boże, przepraszam-

Od razu puściłam Pierwotnego i się odsunęłam lekko.

- Nie ma sprawy mała. Też bym tak pewnie zareagował-

Uśmiechnął się do mnie a ja spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi bo coś mi nie pasowało.

- Nie obudziłeś mnie z własnej woli, więc kto Ci kazał?-

- Nikt mi nie kazał-

- Ja go poprosiłem-

Do środka wszedł nie kto inny jak Klaus.

- Zanim oboje zdecydujecie jak mnie zabić, to zorganizowałem coś wam bo na pewno nadal jesteście głodni-

- Piekielnie-

- Sorki za sukienkę mała-

- Co?-

Spojrzałam na wampira nie rozumiejąc o czym mówi a ten wskazał tylko na mnie. Spojrzałam na siebie.

- Serio? Musiałeś mi ubrudzić sukienkę?-

- To nie takie łatwe podać ci krew. Poza tym jest lekko przestarzała-

- Odezwał się facet, który ma lekko ponad tysiąc na karku-

- I tak mnie kochasz-

- Oczywiście. Gdzie mogę się przebrać?-

- Pokaże Ci twój pokój a potem idziemy jeść-

- I teraz to ty mówisz moim językiem-

Kol zaprowadził mnie do mojego pokoju, który został zaopatrzony we wszystko co mogłoby mi się przydać.

- Jak się doprowadzisz do porządku to Klaus ma Ci coś do powiedzenia-

- A to nie może zaczekać co najmniej do jutra?-

- Niestety nie-

Westchnęłam.

- Dobra, idę wziąć prysznic i spotkamy się później-

Kiwnął mi głową a ja weszłam do łazienki. Taka ładna sukienka a ten głupek ją musiał zniszczyć. Dopasowałabym ją jakoś do obecnych standardów mody. Wślizgnęłam się pod prysznic, odkręciłam zimną wodę i pozwoliłam wodzie na obudzenie mnie do końca. Gdy się całkowicie rozbudziłam, umyłam się, wyszłam spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem, upięłam włosy żeby zbytnio mi nie przeszkadzały i wyszłam do pokoju żeby wybrać swój strój na dzisiaj. Otworzyłam szafę i oczywiście zamiast myśleć o ciuchach zaczęłam zastanawiać się czego chce Klaus ode mnie i do czego mu brat. Nie żebym narzekała na towarzystwo Pierwotnego, ale no jednak nie bez powodu go przebił sztyletem. Może już mu wybaczył albo...

- Od kiedy masz tatuaż?-

Podskoczyłam ze strachu prawie upuszczając ręcznik. Odwróciłam się do Pierwotnego.

- Co ty tu robisz? Na głowę upadłeś żeby tu siedzieć?-

- Wyluzuj mała. Oboje widzieliśmy siebie w gorszych stanach-

- Zgadza się, ale jednak nie powinno cię tu być-

Wzruszył ramionami. Jego brak krępacji moją osobą w ręczniku mnie lekko przeraża. Ja wiem, że nie jesteśmy rodziną z krwi i kości, ale jednak.

- To wyjawisz mi swój mały sekrecik?-

- No tak byłeś bardziej pijany niż ja wtedy. To było krótko po tym jak znaleźliśmy się w Mystic Falls-

- Pasuje ci-

- Czasami jesteś dziwny-

- Za to mnie kochasz Carmen-

I rozłożył się na moim łóżku a ja wróciłam dowybierania swojego stroju. Wyciągnęłam granatową koszulkę na ramiączkach iczarne spodnie. 

Wróciłam do łazienki i się przebrałam. Rozpuściłam włosy, przeczesałam je i zrobiłam makijaż. Po wyjściu z łazienki założyłam buty i rzuciłam się na Kola z ogromnym uśmiechem.

- Idziemy jeść?-

- Boże kobieto, za co to było?-

Jęknął zbolały.

- Niech no pomyślę. Za siedzenie w moim pokoju gdy brałam prysznic i straszenie mnie-

- W sumie powinienem się cieszyć, że tylko to zrobiłaś-

- Właśnie. To co idziemy jeść?-

- Jasne-

Wstałam i podałam mu rękę żeby pomóc mu wstać jednak jej nie przyjął tylko wstał, złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię a ja zaczęłam okładać pięściami jego plecy żeby mnie puścił.

- Ej! Ja potrafię sama chodzić-

- Nie trzeba było na mnie skakać-

- Należało Ci się i dalej mi wisisz coś za sukienkę-

- Podaruję ci dziesięć sukienek i tylu facetów do żywienia się krwią ilu zechcesz jeśli skończysz mnie okładać-

- Kupiłeś mnie-

- Wiedziałem-

Zaśmiał się i wyszedł z mojego pokoju. Nie miałam pojęcia dokąd mnie niesie jednak po drodze spotkaliśmy jakąś dziewczynę, której nie kojarzyłam.

- Kol, wiesz co to za dziewczyna?-

- Niby skąd?-

- Obudził cię przede mną to może ci coś powiedział-

- Nic nie powiedział-

- Okay-

Jak się okazało niósł mnie do kuchni gdzie wreszcie mnie odstawił. Nim cokolwiek zrobiłam ktoś się na mnie rzucił prawie przewracając mnie.

- Carmen! Jak dobrze, że już z nami jesteś-

No tak Bex. Któżby inny tak na mnie reagował?

- Tak Bex, ja też się cieszę-

Poklepałam ją lekko po plecach i odsunęłam od siebie blondynkę.

- Czyli nie wróciła dawna Carmen-

- Nie rozumiem, ale nie ważne-

- Chodzi jej, że nie okazujesz emocji-

- Jak mówiłam nie ważne. Gdzie Klaus?-

- Zaraz przyjdzie-

- Świetnie-

Chwilę później zjawił się Klaus wraz z bratem i jedzeniem.

- Kol, Carmen, miło was widzieć-

- Tak, bardzo-

Zabrałam woreczki z krwią i podzieliłam się ze stojącym obok mnie Kol'em.

- To po co nas ściągnąłeś Klaus?-

- Twój stary przyjaciel podobno potrzebuje twojej pomocy-

- Który?-

- Ten z Beacon Hills-

- Mały Scott McCall?

- Tak-

- W czym?-

- Nie był skłonny mi niczego powiedzieć. Sama go zapytaj-

Wręczył mi telefon, który od razu zabrałam i zadzwoniłam pod ostatni numer, który się ze mną kontaktował. Odebrał po dwóch sygnałach.

Cześć młody

Cześć Carmen, dobrze cię słyszeć

Wzajemnie. Podobno masz kłopoty

Zgadza się i tylko ty możesz mi pomóc je rozwiązać

Dlaczego ja?

Masz więcej doświadczenia, wiedzy

I dłużej żyję?

To też, ale głównie wiedza i doświadczanie

Słodki jesteś. Co to za problem?

I tu właśnie liczyłem na twoją pomoc. Przyjedziesz?

Jasna sprawa. Odezwę się jak będę w mieście. Ciao*

Rozłączyłam się i uśmiechnęłam się do reszty.

- No to się zabawimy-

- My?-

- No tak, liczę, że pojedziemy wszyscy-

- Nie możemy-

- Niby czemu?-

Spojrzałam na elegancika z uniesioną brwią.

- Ktoś musi pilnować Hayley-

- Kogo?-

- Mnie-

Zza pleców Pierwotnych wyjrzała dziewczyna, którą widziałam po dodrze do kuchni.

- Pojedzie z nami. Nie widzę problemu-

Wzruszyłam ramionami i opróżniłam worek krwi a następnie zabrałam kolejny.

- Powinna zostać tutaj, dla dobra dziecka-

- Boże kiedy wy tacy nudni się zrobiliście?-

- Możesz na mnie liczyć mała-

- Jedyny normalny jak widzę. W takim razie pakujemy się a na miejscu pomyśli się co dalej. Może pójdziemy do szkoły?-

- Jak brałaś prysznic to uderzyłaś się w głowę?-

- Bardzo śmieszne. Będzie fajnie a poza tym nastolatkowie lubią imprezy, jak my-

- Ale my jeszcze lubimy krew-

- A co to przeszkadza w imprezowaniu i chodzeniu do szkoły?-

Spojrzałam na wampira z uniesioną brwią. Po chwili zrozumiał o co mi chodzi i się do mnie uśmiechnął.






*cześć

------------

No i mamy pierwszy rozdział 🤗

Na kolejny rozdział zapraszam w następny wtorek 🤗

Będzie mi miło jeśli zostawicie gwiazdkę i komentarz 😊💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro