13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Takie zdarzenia są niemiłosiernie nudne i najczęściej ja im dodaję tego czego im trzeba, ale nie dzisiaj. Chociaż kto wie co mi do głowy strzeli pod wpływem alkoholu? Mała czarownica w czerwonej sukience ewidentnie nie bawiła się najlepiej, ale nie dziwie się. Publicznie została poniżona przez swoich a ja miałam ochotę im za to odpłacić. Współczuję czarownicy. Chyba do reszty zwariowałam.

- Ktoś tu się chyba kiepsko bawi-

Moje rozmyślenia przerwała jakaś kobieta.

- Jestem Francesca Correa a ty zapewne jesteś Carmen Mikaelson-

- Skoro wiesz jak się nazywam to pewnie wiesz, że możesz za chwilę zginąć-

- Zdaję sobie sprawę z tego do czego jesteś zdolna, ale sądzę, że mieć kogoś takiego po swojej stronie to jak...-

- Posiadanie swojego psa obronnego?-

Zapytałam kpiąco.

- Miałam na myśli jak bycie niezwyciężonym-

- Najpierw odrób porządnie lekcje a potem zastanów się dwa razy z kim się chcesz bratać człowieku-

Co za kobieta. Mam bronić ludzi? Jeszcze czego? Nie bronię takich jak ona. No dobra, bronię Lydii i Stilesa, ale oni nie wywołują u mnie chęci mordu a ona tak. Miałam zamiar opuścić to jakże nudne zdarzenie, ale zjawił się Klaus z jakimś wampirem i tą małą czarownicą. Nawet on się dzisiaj zachowuje. W tłumie odnalazłam Genevieve rozmawiającą z Camille. Miałam sama porozmawiać z rudą wywłoką, ale skoro podeszła do niej blondynka to może ja się nie będę mieszać i jeszcze przez chwilę będę grzeczną, małą hybrydzią. Rozległa się jakaś muzyka i zjawili się mężczyźni ubrani na biało.

- Pozdrowienia od Marcela Gerarda-

I rozcięli swoje nadgarstki. Elijah wyskoczył od razu żeby opanować wampiry i w tłumie nieśmiertelnych szukał mnie. Nie wiadomo kiedy wyrósł przy mnie Klaus.

- Skręć mi kark-

Syknęłam do niego bo wiedziałam, że to się źle skończy jednak on tylko zabrał mnie z pomieszczenia a potem przyniósł mi woreczek z krwią na który się prawie rzuciłam.

- Co odbiło Marcel'owi?-

- Mści się za wygnanie-

Spojrzałam na Pierwotnego z uniesioną brwią.

- Nie będę ci teraz tego opowiadać. Wystarczająco dużo na ciebie spadło-

Na jego twarzy dostrzegłam cień troski o mnie.

- Klaus, mogę cię o coś zapytać?-

- Oczywiście-

Przez chwilę myślałam czy w ogólę powinnam poruszać ten temat, ale chce wiedzieć co robić i jak się zachowywać gdy wrócę do Beacon Hills.

- Myślisz, że powinnam dać temu wilczkowi szansę?-

- Scott'owi?-

- Wiesz o kogo pytam-

Szepnęłam nie spoglądając na niego.

- Dlaczego chcesz mu dawać szansę? Złamał ci serce-

- Jemu chyba na mnie zależy mimo, że stara się mnie nienawidzić-

Zapanowała cisza między nami. Wreszcie odważyłam się spojrzeć na Klaus'a.

- Była taka sytuacja, że chciałam uratować Scott'a a w efekcie skończyłam ze skręconym karkiem prze kochaną Victorię-

Wzmianka o łowczyni go zdenerwowała a reszta chyba powinna mu poprawić humor, chociaż nie wiem.

- No i wesz, Derek zobaczył, że nie żyję a McCall ledwo żyje to się wściekł i ją ugryzł a gdy się do tego przyznał wyglądał na spanikowanego, jakby się bał, że go będę oceniać czy coś-

- Czujesz coś do niego?-

Zapytał spoglądając gdzieś w dal.

- Nienawiść-

- Jesteś pewna?-

Spojrzał na mnie a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Wtedy gdy przyznał się do tego co zrobił i jak zareagował na to, że nie żyję cała nienawiść zniknęła a zamiast niej pojawiła się chęć uchronienia go przed oceniającymi spojrzeniami. W końcu sama wiem jak to jest gdy cię oceniają chociaż ja nauczyłam się mieć to gdzieś z tym, że ja żyję trochę dłużej na tym świecie niż on.

- Nie zadręczaj się tym teraz mała. Idź odpocząć-

- Dobrze. Dobranoc Klaus-

- Dobranoc Carmen-

Pocałowałam go w policzek i poszłam do siebie. Przebrałam się tylko w piżamę i zakopałam pod pierzyną bo na nic więcej nie miałam najmniejszej chęci. Z mojego snu wyrwał mnie okrutny dźwięk telefonu. Wymacałam dłonią urządzenie i odebrałam.

Kto życzy sobie zginąć za wyrywanie mnie ze snu?

Zabijesz mnie jak wrócisz piękna

Kol, rzucę cię na pożarcie dzikim zwierzętom za to

Później. Opowiadaj co u was

Podniosłam się do siadu i przetarłam zaspaną twarz.

Nie ma mnie chwilę a już są jakieś problemy?

Nie, nudzi mi się bez ciebie

Westchnęłam ciężko.

Aż tak źle?

Stan mojego pokoju sam mówi za siebie, ale tak, jest źle

Opowiadaj

Z Kieran'em jest źle a w dodatku mieszkam z wiedźmą pod jednym dachem

Zabiłaś ją już?

Nie mogę bo może jednak odwoła durną klątwę

A co z Sebastianną?

Ktoś ją zabił przede mną

Wielka szkoda. Jakie plany na dzisiaj?

Pewnie odwiedzę Kieran'a a potem dowiem się czego wilczyca ode mnie chce

Tylko przypadkiem nie baw się zbyt dobrze beze mnie

To samo tyczy się ciebie

Masz pozdrowienia od wszystkich

Wzajemnie. Kończę bo głodna jestem. Pa Kol

Pa mała

Miło jest mieć kogoś kto za tobą tęskni nawet jeśli rozstaliście się raptem dzień temu. Niechętnie wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki. Odkręciłam zimną wodę, zdjęłam piżamę i stanęłam pod strumieniem wody. Chwyciłam swój ulubiony żel i się umyłam a potem jeszcze chwilę tak postałam. Wyciągnęłamkoszulkę na ramiączkach, czarne spodnie i poszłam się przebrać. Zrobiłamlżejszy makijaż a włosy tylko przeczesałam. Dodatkowo założyłam naszyjnik anastępnie wyciągnęłam adidasy.

Ostanie spojrzenie w lustro i można stawiać czoła światu. Wchodząc do kuchni przywitała mnie błoga cisza. Nie żebym miała kaca bo nie było czym się upijać, ale cisza z rana jest mi teraz bardzo potrzebna. Jedna została przerwana SMSem.

NIEZNANY

Jak będziesz miała chwilę wpadnij na mokradła

Hayley

Jak widać wilczyca nie daje za wygraną i nawet zapisała sobie mój numer telefonu. Na wszelki wypadek jednak zapisałam jej numer. Nie żeby był mi potrzebny do szczęścia, ale nigdy nic nie wiadomo a poza tym to jednak rodzina. W lodówce nic nie zainteresowało mnie na tyle żebym to chciała zjeść, więc zamknęłam ją zrezygnowana.

- Dzień dobry Carmen-

- Komu dobry temu dobry Elijah-

Mruknęłam.

- Złe wieści z rana?-

- Kol uznał, że to świetny pomysł zadzwonić i zapytać co u nas-

- Chyba jednak nie tylko to cię martwi-

- Kieran, Hayley, Kanima, czarownice a jeszcze jakby było mi mało w życiu to facet, który złamał mi serce zamartwia się o mnie-

Oparłam się załamana o blat kuchenny.

- No i troszkę tęsknię za Stiles'em i Lydią-

- Nowi przyjaciele?-

- Tak i ty też byś ich polubił-

- Zapewne. Czy są jakieś minimalne szanse, że śniadanie poprawi twój nastrój?-

- Lodówka nie ma nic interesującego-

- Całe szczęście, że przewidziałem to i byłem kupić co trzeba-

- Niektórzy mężczyźni mogliby się uczyć od ciebie-

- Masz na myśli kogoś konkretnego?-

Mruknęłam w odpowiedzi i usiadłam na wysepce kuchennej a Elijah w między czasie zajął się moim śniadaniem, które po chwili było gotowe. Muesli z owocami i jogurtem a do tego sok pomarańczowy. Niby proste a jakie dobre. Od razu zabrałam się do jedzenia. Nie minęła chwila a miska była pusta a po chwili szklanka podzieliła jej los.

- Dziękuję-

- Gdybyś potrzebowała czegokolwiek to...-

- Wiem Elijah. Dziękuję-

Zeszłam z wysepki i przytuliłam go. Może tak zapytam Klaus'a czy wybiera się do Kieran'a? I jak na zawołanie odezwał się mój telefon z wiadomością właśnie od niego.

KLAUS👑

Czekam na Ciebie na poddaszu

Niedługo będę

I nie czekając ani chwili dłużej wybyłam z domu i popędziłam na poddasze. Całe szczęście, że jestem wampirem i mogę się szybko przemieszczać. Z jakiegoś dziwnego powodu ogarnęła mnie radość. Nie zawracając sobie tym głowy weszłam do kościoła a potem na poddasze gdzie był już Pierwotny i Camille.

- Cześć wam-

Przywitałam ich z wielkim uśmiechem a blondynka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- Ubrudziłam się tak?-

- Nie, po prostu sądziłam, że zawsze ubierasz się elegancko-

Zaśmiałam się. No trochę w tym racji jest.

- Czasem zamienię szpilki na adidasy. Jak sprawy z odczynieniem klątwy?-

No i tu zapadła cisza. W dodatku z tych niezręcznych.

- Dowiem się czegoś?-

Spojrzałam na nich wyczekująco, ale żadne się nie odezwało ani nawet nie spojrzało na mnie. W końcu ciszę zdecydowała się przerwać Camille.

- Genevieve nic nie zrobi z tym-

- Bo?-

- Bo ją rozzłościłem-

- Sama chciałam z nią wczoraj pogadać, ale w sumie dobrze, że nie pogadałam. Byłby ten sam efekt-

- Masz zamiar z nią porozmawiać?-

- Dzisiaj? Nie. Ogólnie? Z pewnością, ale nie po to tu przyszłam. Nie poprawiło mu się?-

- Nie-

No i dobry humor prysł. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie bo i mnie to bolało.

- Mam nadzieję, że nie podaliście mu werbeny?-

- Nie, jest czysty-

Ostrożnie podeszłam do księdza, który był przykuty do łózka co znaczy, że musiało się coś zdarzyć od wczoraj, ale już nie wnikałam w to. Miotał się i coś mówił, ale nie zwracałam na to uwagi. Spojrzałam mu w oczy.

- Przestaniesz się miotać a twoje powieki zaczną się robić ciężkie i zapadniesz w spokojny sen-

Przestał się miotać i po chwili zapadł w sen. Kocham perswazję a teraz mogę choć na chwilę zapewnić mu spokój i w jakimś sensie nam. Skoro otrzymałam dary takie jakie posiadają Pierwotni (nie żebym o nie się prosiła) to trzeba z nich korzystać.

- Carmen?-

- Hm?-

- Może już wystarczy?-

Zapytał Klaus z troską na co tylko pokręciłam głową.

- Nic mi nie jest. Nawet się nie zmęczyłam-

- Siedzisz już przy nim kilka godzin-

Dodała z troską bratanica Kieran'a.

- Naprawdę nic mi nie jest-

Jednak nie przekonałam ich, choć ja naprawdę nie czułam żadnego zmęczenia. Klaus delikatnie odciągnął mnie od śpiącego mężczyzny i dopiero teraz poczułam zmęczenie, ale nie od kontroli snów a od całej sytuacji.

- Idź odpocząć. Jutro też możesz przyjść-

- Muszę jeszcze na bagna bo mi spokoju nie dadzą-

- Hayley?-

- Mhm-

- Wiem jakie masz podejście, ale...-

- O nie. Nie chcę nic więcej na ten temat słyszeć. Wystarczy, że Hayley, Derek i Lydia próbują mnie przekonać do tej drugiej części, ty nie musisz-

I mówiąc to wyszłam. Zatrzymałam się dopiero przed ołtarzem i zwróciłam się w stronę krzyża.

- I co, zadowolony jesteś z tego jak mnie karzesz za moje czyny? Mam nadzieję, że tak-

Postałam tak chwilę i wróciłam do domu. Nie chce mi się iść pieszo na mokradła a poza tym muszę się pożywić. Z tą myślą weszłam do domu i od razu poszłam szukać krwi, przypadkiem trafiając na Pierwotnego.

- Już wróciłaś?-

- Wpadłam tylko po krew a potem na mokradła-

- Jechać z tobą?-

- Powinnam dać sobie radę z nimi. W razie czego będę dzwonić-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro