14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Derek

Od jej zniknięcia moje myśli jeszcze bardziej krążą wokół niej a to się odbija na innych sprawach. Chciałbym móc ją zobaczyć, jak dla mnie może chcieć mnie nawet zabić. Nie ważne co będzie chciała zrobić, ważne żebym mógł ją zobaczyć. Ona mi się śni nawet nocami a czasami mam wrażenie, że ją widzę albo wydaje mi się, że wparuje zaraz, żeby mi za coś połamać kości. Oszalałem już czy może tak się objawia zakochanie?

- Napisz do niej albo zadzwoń-

Z moich rozmyślań wyrwała mnie Erica.

- Albo ja do niej zadzwonię-

- Po co?-

- Nikt z nas nie jest ślepy Derek-

- O czym wy mówicie?-

Wymienili między sobą spojrzenia i odezwał się Isaac.

- Kochasz ją-

- Kogo?-

- Carmen. Widać to i to bardzo-

- Odkąd jej nie ma jesteś nieobecny-

Czyli jest gorzej ze mną niż myślałem. Erica wyminęła mnie i dokądś poszła a po chwili wróciła z telefonem w ręku. Zabawne, że wygląda jak mój. Zaraz. To jest mój telefon.

- Mogę wiedzieć do czego Ci mój telefon?-

W odpowiedzi tylko mi go wręczyła. Patrzyłem na urządzenie jakby było czymś podejrzanym aż odezwał się jej głos.

Halo?

Przyłożyłem telefon do ucha a w głębi ducha chciałem zamordować blondynkę za to co zrobiła.

Cześć Carmen

Co tam Hale?

Jej głos brzmiał jakby była zmęczona.

Obudziłem Cię?

Nie. Kochany Kol to zrobił kilka godzin temu. Jak sytuacja na froncie?

O dziwo spokój

Jakieś postępy co do Pana Kanimy?

Nie, nadal nic

Zadzwoniłeś w konkretnej sprawie czy pogadać?

No i co ja mam powiedzieć?

Tak tylko

Poczekaj chwilę

W tle dało się słyszeć jej przekleństwa i łamanie gałęzi.

Nie musisz się o mnie martwić Hale

Ale się martwię.

Coś wiadomo co z twoim przyjacielem?

Nie ma niestety dla niego ratunku

No a te czarownice nic nie mogą?

Co ty. Ruda suka się uparła i nic nie zrobi. Dobra kończę, bo zaraz mam spotkanie

Nim zdążyłem coś powiedzieć rozłączyła się a ja napotkałem sześć ciekawski par oczu.

- I co?-

- Ma teraz jakieś spotkanie a jej przyjacielowi nie da się pomóc-

Wzruszyłem ramionami.

- Spotkanie? Pewnie z jakimś przystojniakiem-

- Nic dziwnego. Jest ładna i mądra to pewnie tam wielu się z nią chce umawiać-

Słowo daję, że w tym momencie opadły im szczęki z takim hukiem, że pewnie w Nowym Orleanie słyszeli.

Carmen

Dziwny był ten telefon od Dereka, ale on w sumie jest dziwny. Tak samo dziwne jest to, że jestem na mokradłach zamiast siedzieć zakopana w książkach i szukać rozwiązań na problemy jakie mnie spotkały.

- Hayley!-

Zawołałam wilczycę, która po chwili wyszła z domku, w pobliżu którego stałam. Na mój widok uśmiechnęłaś się.

- Przyszłaś jednak-

- No przyszłam. Chcę mieć to za sobą, więc jeśli możemy-

- Może jednak zostaniesz z nami na chwilę?-

Odezwał się jakiś mężczyzna, który wyszedł właśnie z tego samego domku co wilczyca.

- Kiedy indziej będę się jednać z naturą i braćmi wilkami. Teraz mam trochę na głowie-

- W porządku. Weź to i jak będziesz miała czas to wiesz, gdzie nas znaleźć-

- Jasne-

Zabrałam przedmiot, który mi podała.

- Mam nadzieję, że wszyscy dobrze cię traktują Hayley-

Spojrzałam na jej towarzysza.

- Oczywiście, jest jedną z nas i jest ważna w naszej społeczności-

- To chciałam usłyszeć. W razie czego daj znać a się zjawię-

Mówiąc to wróciłam do auta, które zaparkowałam niedaleko. Wsiadłam, rzuciłam czarny zeszyt czy co to jest na sąsiednie siedzenie i wróciłam do domu. Od razu zaczęłam przeszukiwać wszystkie księgi jakie tu były w poszukiwaniu odpowiedzi, ale żadnej nie było. Z nadzieją zajrzałam do ostatniej z ksiąg, ale i tu żadnej pomocnej informacji. Odłożyłam książkę na stół a moja frustracja sięgnęła zenitu. Rozległy się za mną czyjeś kroki.

- Jak można żyć ponad tysiąc lat i nie mieć żadnej księgi o klątwach czy durnych jaszczurach?! Jak?!-

Rzuciłam bardziej do siebie niż do przybysza, który nawet słowem się nie odezwał. Muszę się opanować, bo za chwilę zdemoluję pół biblioteki. Zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, żeby ochłonąć i odezwał się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam od razu.

Tak?

Carmen...

Usłyszałam zrozpaczony głos Camille.

Jak bardzo źle?

On...

Płacz nawet nie dawał jej niczego powiedzieć a to znaczyło tylko jedno.

Zaraz będę

Odpowiedziałam jej, rozłączyłam się i w wampirzym tempie skierowałam się na poddasze. Wpadłam tam jak burza. Blondynka widząc mnie tylko podeszła do mnie. Wyciągnęłam w jej stronę ręce, przyciągnęłam do siebie, objęłam i zaczęłam uspokajająco głaskać ją po plecach.

- Możemy coś zrobić?-

Zapytałam Klausa nie wypuszczając dziewczyny z objęć.

- Mogę go przemienić i powinno pomóc-

- Zrób to-

Odezwała się Camille odrywając się ode mnie i podchodząc bliżej Klaus'a a ja poszłam w jej ślady. Napotykając wzrok hybrydy tylko mu lekko skinęłam głową. Rozgryzł swój nadgarstek i podał ją Kieran'owi. Teraz tylko czekamy.

- Gdy się obudzi będzie miał wybór-

- To znaczy?-

- Jeśli się pożywi stanie się wampirem, jeśli nie to na dobre umrze-

Żadna z opcji mnie nie cieszyła, ale jeśli to jedyny ratunek to miejmy nadzieję, że wybierze wieczne życie. Mogę go uczyć od razu po powrocie z Beacon Hills i być jego wsparciem, ale niech nie umiera. No i dlaczego to do cholery musi tyle trwać?!

- W porządku?-

Spojrzałam na Pierwotnego nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

- Zaczęłaś krążyć po pomieszczeniu a to znaczy, że coś nie gra-

Masz Ci los. Za dobrze mnie zna i nic się przed nim nie ukryje.

- Chyba mnie już to wszystko przerasta powoli, jeśli już nie przerosło. Nie mam pojęcia co robić-

- Może chcesz porozmawiać o tych problemach? Czasem wygadanie się komuś może wiele pomóc-

W sumie i tak czekamy a mnie się przyda świeże spojrzenie na niektóre sprawy i ktoś bezstronny. Ktoś obcy. Klaus obiecał zawołać, gdy się obudzi a my mogłyśmy na spokojnie pogadać. Postanowiłam zacząć od najbardziej nurtującego mnie problemu. Odpowiedziałam jej wszystko od początku do końca. Słuchała mnie w milczeniu i z uwagą. Gdy skończyłam przez chwilę panowała cisza.

- Myślę, że przede wszystkim powinnaś się zastanowić co ty do niego czujesz a później powinniście porozmawiać ze sobą szczerze i od serca. To powinno oczyścić atmosferę między wami a co dalej to już wy zdecydujecie-

- Tak sądzisz?-

- To dobry początek-

Usłyszałam wołanie Klausa, więc wstałam i pociągnęłam za sobą Camille.

- Cami?-

To jest Kieran, którego znam. Jak zawsze pełen troski wobec drugiego. Patrząc na ten obrazek nie mogłam się nie uśmiechnąć. Oby to był koniec już problemów rodziny O'Connell. Przez chwilę jeszcze się im przyglądałam i zdecydowałam się wreszcie wrócić.

- Carmen, nie chowaj się-

- Wpadnę później. Teraz powinieneś być z rodziną-

- Ty też jesteś dla mnie ważna-

Nie mając zamiaru się z nim kłócić podeszłam bliżej i stanęłam obok Pierwotnego.

- Dobrze cię widzieć. Mam nadzieję, że w końcu znalazłaś kogoś-

- To wciąż kwestia problematyczna, ale może dzięki radom Camille coś się zmieni-

- Udało się wam zdjąć tą klątwę?-

- Miejmy taką nadzieję-

- Ale czuję się jakoś inaczej. Jakbym nie został nigdy przeklęty-

Spojrzałam na pozostałych. Oby dobrze to przyjął.

- Klaus podał ci swoją krew i miałeś ją w organizmie, kiedy umarłeś-

- Czy to znacz, że?-

- Jeszcze nie. Masz wybór. Pożywisz się krwią i w pewnym sensie będziesz żywy-

- Lub nie pożywię się nią i umrę-

Kiwnęłam głową.

- To trudna decyzja. Masz dwadzieścia cztery godziny na zdecydowanie. Przemyśl to-

Chciałam dodać coś więcej, ale odezwał się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Drugi raz w ciągu dnia. Mają jakieś problemy czy chce pogadać.

- Nie odbierzesz?-

Spojrzałam na Pierwotnego a potem na telefon.

- Ty odbierz-

Podałam mu urządzenie. Był zaskoczony, ale odebrał a ja miałam zamiar słuchać tej rozmowy.

- O co chodzi?-

- Jest Carmen?-

- Nie może rozmawiać. Jest zajęta-

Usłyszałam w tle warknięcie. Camille podeszła bliżej mnie i też z zaciekawieniem się przyglądała temu wszystkiemu.

- Widzę, że Klaus się dobrze bawi-

- Przynajmniej w ten sposób może się odegrać na Dereku-

- Ten chłopak co złamał ci serce?-

- Tak, właśnie ten-

- Mogę o coś zapytać?-

- Jasne-

- Spędziłam trochę czasu z rodziną Klausa, ale ciebie nie traktuje tak jak reszty-

- I zastanawiasz się, dlaczego tak jest?-

Kiwnęła w odpowiedzi.

- Jestem dla niego jak córka, oboje jesteśmy mieszańcami, jesteśmy potworami i jesteśmy do siebie trochę podobni pod kątem zachowania-

Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Kto Ci powiedział, że jesteś potworem? Ja widzę wspaniałą dziewczynę z dobrym poczuciem mody i pewnie wiele więcej świetnych cech skrywasz-

- Miło, że tak sądzisz-

Jednak prawda jest inna i obyś jej nigdy nie poznała. W końcu Klaus oddał mi telefon.

- Uparty jakiś-

Pokręciłam głową i zabrałam urządzenie.

Hale, jeśli nie dzwonisz w sprawie Kanimy to lepiej módl się żebym umarła w drodze do was

Jedziesz już tutaj?

Jeszcze nie. Mów czego chcesz

Bo widzisz... Gerard ma twojego brata

I nie mogłeś tak od razu?

Ale to tamten facet...

Wystarczy. Odezwę się wieczorem.

I nie dając mu nic więcej powiedzieć rozłączyłam się.

- Niestety, ale muszę was opuścić. Mam pilną sprawę do załatwienia. W razie czego dzwońcie-

- Co się stało?-

- Gerard się stał i musze to załatwić-

- Zostanę z nimi-

- Jasne-

Opuściłam budynek i od razu zadzwoniłam do odpowiedniej osoby. Nie śpieszy mu się odebrać. Odebrał dopiero po piątym sygnale.

Carmen, mogę wszystko wyjaśnić

Lepiej, żeby to była przekonująca bajka, bo jak wrócę to Kanima będzie najmniejszym problemem

Zdaję sobie z tego sprawę

Więc? Po co Wam Kol?

Znasz Gerarda. Uparł się, że coś jest nie tak z rodzeństwem Mikaelson

No tak się kończy dawanie stołka dyra starcowi

Carmen, to mój ojciec

Wiesz, gdzie to mam? Najpierw twoja żonka skręca mi kark a teraz twój tatko

Ja...

Jeszcze przyślij tu swoją córkę i będzie super

Carmen, panuję nad tym naprawdę

Tak? To, dlaczego Hale do mnie z tym zadzwonił a nie ty?

Bo wiem, jak zareagujesz

Christoph do cholery! Mieliśmy umowę a ty ją łamiesz!

Odkręcę to, przysięgam

Masz czas do mojego powrotu

Rozłączyłam się. Muszę zapolować na jakąś ofiarę, bo zwariuje za chwilę. Wmieszałam się w tłum ludzi i zaczęłam szukać swojej potencjalnej ofiary. W końcu upatrzyłam sobie młodego i w dodatku przystojnego mężczyznę. Słodki uśmiech, niewinne spojrzenie i jest mój. Pociągnęłam go w od ludne miejsce, kazałam milczeć i wbiłam się w jego szyję. Tak, to jest zdecydowanie to czego mi trzeba. No, ale nie można też przesadzać, bo nie chce mi się bawić w ukrywanie ciała. Oderwałam się z żalem od jego szyi, zaleczyłam jego ranę i wymazałam pamięć. Zdecydowanie lepiej się czuję.













----------------------------

Kolejny rozdział za nami. Co sądzicie o tym co się zdarzyło? Jakie macie wrażenia co do historii?

Nowy rozdział już 02.08.2022r. !

Zostawcie po sobie ⭐ i  💬

🤗❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro