2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu przywitało nas Beacon Hills do którego ostatecznie udaliśmy się we dwójkę z tym, że mieliśmy co jakiś czas dać znać, że żyjemy i dzwonić w razie problemów. Nie będzie chyba aż tak nudno. Dotarliśmy do naszego domu, który kupiłam podczas naszej pierwszej wizyty tutaj i od razu po zaparkowaniu auta zabraliśmy się za urządzanie się. W między czasie dałam znać Scott'owi, że jestem i wysłałam mu adres naszego domu. W trakcie mojego układania rzeczy w szafie rozległo się pukanie do drzwi.

- Carmen! Do Ciebie!-

Zostawiłam rzeczy i zbiegłam na dół. Pachnie wilkiem. Przyprowadził go?

- Nie mówiłaś, że z kimś przyjedziesz-

- A przywitać się to już nie łaska?-

- Cześć Carmen-

- Cześć Scotty-

Uśmiechnęłam się do niego i dostrzegłam jakiegoś chłopaka obok niego.

- A kolega to?-

- Stiles Stilinski-

- Carmen Mikaelson-

- Możemy przejść do rzeczy?-

- Jak powiesz mi dlaczego pachnie od ciebie wilkiem-

- Jest wilkołakiem-

- I kiedy mi o tym chciałeś powiedzieć?-

- Miałem zamiar powiedzieć zaraz po przedstawieniu problemu-

Kiwnęłam głową i poprowadziłam ich do salonu.

- Przy okazji. Poznajcie Kola-

Przywitali się z Pierwotnym i Scott zaczął mi wszystko opowiadać od początku. No to nieźle mu się porobiło w życiu od naszego ostatniego spotkania i kto by pomyślał, że będzie miał dziewczynę?

- Podsumowując. Jesteś wilkołakiem niemającym Alfy, nie masz stada, masz dziewczynę, która pochodzi z rodziny łowców i coś morduje ludzi-

- Tak-

- O czymś jeszcze powinnam wiedzieć?-

- Nie, to wszystko-

- Świetnie. Zatem widzimy się jutro-

- Jutro?-

- No tak. Nie ma sensu zwlekać a poza tym nie mam zamiaru przegapić świetnej zabawy-

- Zapisałaś już nas do szkoły mała?-

- Nie jeszcze. Zajmę się tym-

- Po co Ci szkoła?-

- Dla zabawy. Będzie fajnie-

- Szkoła nie jest fajna-

- Może dla was a teraz zmykać dzieci. Mamy jeszcze robotę-

Pożegnałam nastolatków i zajęłam się resztą spraw.Rano obudził mnie budzik. Szkoła, nastolatkowie a do tego nadnaturalne sprawy.Czy może być lepiej? Tak, można leniuchować pół dnia i iść potem na imprezęalbo bawić się ludźmi, jednak ja zabawię się nastolatkami bo czemu by nie?Wzięłam szybki prysznic i owinięta w ręcznik wyjęłam interesujące mnie ubrania.Założyłam czarną koszulkę z długim rękawem, jeansy i czarne szpilki. 


Zrobiłam makijaż, ułożyłam włosy i gotowa zeszłam na dół. Nie mając ochoty na jedzenie postawiłam tylko na krew. Może później coś zjem.

- Po co nam ta szkoła?-

- Nie marudź, dzięki temu będziemy ze wszystkim na bieżąco-

- Mogłaś sama się zapisać-

- I samej się bawić na różnych imprezach. Racja, odkręcę to-

- Okrutna jesteś-

- Ale i tak mnie kochasz. Ruszaj tyłek bo się spóźnimy-

Wypił krew i oboje wyszliśmy z domu. Oczywiście wampiruparł się, że to on nas zawiezie do szkoły. Wsiedliśmy do Mercedesa iruszyliśmy prosto do szkoły.

Dotarliśmy na miejsce ze sporym zapasem czasu bo kto by się tam przejmował przepisami? Na pewno nie wampir.

- Zapisałaś nas pod tym samym nazwiskiem?-

- Jakoś nie przychodziło mi inne do głowy-

- I tak traktuję cię jak siostrę-

- Całe szczęście bo nie chciało mi się wymyślać dlaczego mamy tak samo na nazwisko-

Kol zaparkował i wysiedliśmy. Od razu podeszli do nas nastolatkowie.

- Czyli jednak nie żartowałaś, że zapisujesz się do szkoły-

- Nie. Z resztą muszę być na bieżąco i pilnować żebyś się nie przemienił w szkole-

- Panuję nad tym-

- Jasne, to ja wezwałam na pomoc Ciebie-

- No dobra, może mam jeszcze problemy a on co tu robi?-

- Jestem jej bratem, więc logiczne, że tam gdzie ona tam i ja-

- Taki pakiet istot nadnaturalnych?-

- Głośniej Stiles, niech wszyscy słyszą-

- Przepraszam-

- Wybaczam młody-

- A to ty nie byłaś sierotą?-

Oh Boże, z kim ja się zadaję?

- Później ci wyjaśnię-

- Co mamy pierwsze mała?-

- Historię-

- Będzie nudno-

- Będzie można zagiąć nauczyciela-

Kol pokręcił załamany głową na co wzruszyłam ramionami. No co ja poradzę, że wiem lepiej jak niektóre zdarzenia wyglądały skoro w nich uczestniczyłam. Pogadaliśmy jeszcze trochę i weszliśmy do szkoły gdzie czekała na nas historia.

- Nie znam was-

- Jesteśmy nowi, dyrektor nie uprzedzał?-

- Tak coś mówił. Nazwiska-

- Mikaelson-

- A ten drugi?-

- To mój brat więc ma tak samo-

- W porządku. Siadajcie-

Zajęliśmy miejsca obok siebie a chłopcy za nami. Trafiło się akurat, że lekcja była nudna. Jak pech to pech.

- Carmen?-

- Hm?-

- Masz jakiś plan?-

- Mówiłeś, że jest nowy Alfa, więc może to jego sprawka?-

- Nie, on nie zabija-

- No to może jakaś przemiana się nie udała?-

- Myślisz?-

- Tak, takie rzeczy się zdarzają-

- Panno Mikaelson, czy ja Pani przeszkadzam?-

Spojrzałam na nauczyciela i uśmiechnęłam się do niego.

- Nie, oczywiście, że nie-

- Odniosłem inne wrażenie-

- Naprawdę? W takim razie jak mogę to naprawić?-

- Poprawna odpowiedź na moje pytanie to odpuszczę. W przeciwnym razie zostaje Pani po lekcjach-

- W porządku. Proszę zapytać o dowolny fakt historyczny-

Poprawiłam się na krześle i czekałam na pytanie.

- W takim razie kiedy była wojna secesyjna?-

Banał.

- Od tysiąc osiemset sześćdziesiątego pierwszego do sześćdziesiątego piątego. Zapoczątkowało ją ostrzelanie Fortu Sumter w zatoce Charleston przez konfederatów. Było to dokładnie dwunastego kwietnia tysiąc osiemset sześćdziesiątego pierwszego i trwało to do dwudziestego szóstego maja tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego. Jeszcze jakieś pytania?-

Akurat skończyła się kilka dni po moich okrągłych urodzinach. To była impreza. Aż bym na jakąś poszła.

- Nie-

Wrócił do prowadzenia lekcji nie wiedząc jak na to zareagować. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi po nastolatce. Lekcja dobiegła do końca. Kolejne były już nieco bardziej ciekawsze jednak ja i tak nie słuchałam. Muszę się dowiedzieć co poszło nie tak a to oznacza złożenie wizyty tutejszej Alfie. Wreszcie nadszedł lunch.

- Zabij mnie Carmen bo nie wytrzymam w tych męczarniach-

- Kol, nie dramatyzuj, błagam Cię. Tylko ty mnie trzymasz jeszcze o zdrowych zmysłach a coś czuję, że niedługo mogę je postradać-

- Wtedy wszyscy zginą-

- Właśnie-

- Robię to dla ciebie mała-

- Dzięki-

Mieliśmy właśnie gdzieś usiąść gdy w tłumie dzieciaków dostrzegłam machającego do nas Scotta i od razu poszłam w tamtą stronę ciągnąc za sobą wampira. Dołączyliśmy się do reszty.

- Nie wiem kim jesteś kochana, ale już cię lubię-

- Miło. Ja jestem Carmen a ten obok to mój brat Kol-

- Jestem Lydia. Coś czuję, że spędzimy razem dużo czasu-

- A ja się już nie liczę Lydia?-

- Ciebie też w to wliczyłam głuptasku-

- Scott, może przedstawisz nam resztę?-

- Co? A tak. Poznajcie Allison, Jacksona i Danny'ego-

Kiwnęliśmy im na powitanie. Dziewczyny o czymś zaczęły dyskutować ze sobą więc nie zwracały na nas uwagi tak jak pozostali dwaj nastolatkowie.

- Załatw mi spotkanie z tutejszym Alfą-

Powiedziałam tak żeby słyszeli mnie tylko chłopcy.

- Może być problem-

- W takim razie powiedz gdzie go znajdę i sama się wproszę-

- Wprosimy-

- Tak, to miałam na myśli-

- Nie jest zbyt przyjazny-

- To tak jak Carmen-

- Ja jestem słodka-

- Jak śpisz. Kiedy chcesz złożyć mu wizytę?-

- Po lekcjach?-

- Żartujesz?-

- Przecież mnie znasz. Dam Ci znać jak będziemy szli-

Resztę lunchu spędziliśmy na gadaniu o głupotach. Stwierdziłam, że skrócę nasze męczarnie i wybierzemy się właśnie teraz z wizytą do alfy. Scott powiedział nam gdzie go szukać a my dyskretnie opuściliśmy szkołę i opuściliśmy szkolny parking. Dziwna ta Alfa, skoro mieszka w jakimś opuszczonym miejscu. Może to jakiś psychopata? Jak tak to będzie fajnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro