III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Będąc na miejscu punktualnie o czternastej, przebrałam się w kantorku, który jest prowizoryczną szatnią dla pracowników baru o uroczej nazwie "Pijacki bar u Brudnego Johna".

- Cześć, mała - Janusz witając się ze mną, uśmiechnął się szeroko ukazując swoje braki w uzębieniu.

- Janusz, dopiero czternasta, a ty już tutaj! - odparłam z wyrzutem w głosie.

- Co ja poradzę? Jak suszy, to trzeba się napić..

- Ja cię znowu żonie tłumaczyć nie będę!

Janusz to pięćdziesięcioczteroletni codzienny bywalec Pijackiego baru u Brudnego Johna. Jego żona pracuje jako pielęgniarka, a on już drugi miesiąc zapija smutki po stracie pracy jako ochroniarz w prywatnej szkole podstawowej.

- Znowuśmy się pożarli.. - powiedział po chwili milczenia.

- O co tym razem? - zapytałam podając mu szklankę jego ulubionego drinka - Specjalność cizi Brudnego Johna.

Każdy z napoi serwowanych w lokalu ma swoją nazwę, która zupełnie nie naprowadza na skład drinków.

- Standardowo.. Ona haruje, a ja pije i trwonie to, co zarobi..

- Dobrze wiesz, że trochę racji ma.

Spojrzał na mnie w ten swój typowy sposób, który miał doprowadzić człowieka do zmieszania. Jednak na mnie przestał on działać, gdy tę historię słyszałam po raz dziesiąty.

- Baba zawsze za babą będzie stać i weźmie jej stronę!

Mój wymowny wzrok zadziałał na niego w odpowiedni sposób, bo odparł - Wiem, wiem.. Masz rację.. - westchnął przeciągle podsuwając mi pustą szklankę.

- To będzie ostatnia na dziś.. - ostrzegam robiąc drugi raz tego samego drinka.

- To też wiem.. - oznajmił wyciągając rękę po napój.

W lokalu zaczęli pojawiać się nowi klienci, co oznacza, że koniec z pogaduszkami o problemach Janusza i Marii. Niestety usiedli przy stolikach, a nie przy barze, więc będę musiała przetrwać taksujące spojrzenia klientów lokalu.

- Dwadzieścia złotych Januszku - powiedziałam uśmiechając się do niego i wzięłam w dłonie kilka menu. Zawsze daje każdemu klientowi osobne, nawet jeśli siedzą przy jednym stoliku.

Idąc w ich kierunku, ignorowałam oceniające spojrzenia i uśmiechając się delikatnie, powiedziałam - Cześć, jestem Natalia. To wasze menu. - Rozdałam każdemu z osobna swoje i mówiłam dalej - Zawołajcie mnie lub podejdźcie do baru, gdy się na coś zdecydujecie. Odpowiedziała mi cisza i głupie uśmiechy trójki około trzydziestoletnich mężczyzn, którzy na moje oko są tu po raz pierwszy.

Odetchnęłam głęboko i ponowiłam czynności przy kolejnym stoliku. Jednak tutaj czwórka około czterdziestoletnich mężczyzn odpowiedziała mi całkiem przyjemnymi uśmiechami i skinieniami głów.

***

Około dwudziestejpierwszej przed barem stanęła dziwnie znajoma dziewczyna. Brązowooka brunetka o falowanych włosach uśmiechnęła się do mnie szeroko.

- Tym razem nie możesz mnie zignorować! - powiedziała mrużąc groźnie oczy.

Obie wiedziałyśmy, że dziewczyna żartując próbuje nawiązać między nami kontakt.

- Co podać? - zapytałam rzeczowo, gdy otrząsnęłam się z szoku i zaskoczenia.

- Nie bądźmy takie oficjalne.. Ja ci się przedstawiłam, ale ty mnie kompletnie olałaś! - na koniec do dodania efektu, westchnęła teatralne.

- Natalia - burknęłam.

- Co? - zapytała zbita z tropu.

- Pytałaś jak mam na imię. A teraz do rzeczy, bo mam dużo pracy i zostały mi jeszcze całe trzy godziny.

- Dasz mi swój numer? - spytała ignorując moje niegrzeczne zachowanie.

- Co?!

- Masz telefon, prawda? - mówiła niezrażona moim podejściem.

- Tak.. - odparłam zmieszana, zdezorientowana i przerażona.

- Więc daj mi swój numer.. - powiedziała odblokowując swojego białego IPhone'a.

Przewróciłam oczami, głośno westchnęłam i.. podyktowałam jej swój numer.

Ania złożyła zamówienie i poszła do znajomych, a ja ubłagałam Piotrka, aby to on zaniósł zamówienie do jej stolika, sama ciężko pracowałam do momentu, gdy zakończyłam zmianę.

Około dwudziestejtrzeciej Ania pożegnała się ze mną, ponieważ wraz ze znajomymi opuszczała bar, ja zrobiłam to półtora godziny później, gdy nadszedł koniec mojej zmiany i wreszcie mogę odpocząć od powadania kolejnej specjalności lokalu, czyli drinka o zachęcającej nazwie - Cycata Mery.

***

Dzisiaj obudziłam się przed budzikiem ustawionym na godzinę dziesiątą. Właściwie obudził mnie ból głowy, a nie wypoczęcie. Brak sił na cokolwiek przezwyciężyłam chęcią uratowania swojej głowy przed wybuchem.
Ból promieniował w taki sposób, że nawet odczuwały go oczy i wszystko na co spojrzałam, zamazywało się. To nie napawało mnie optymistycznie na resztę dnia, podczas którego czeka mnie nauka do wtorkowego kolokwium oraz praca w barze.

Zwlekłam się z łóżka podążając w kierunku kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe.

- Cholerny telefon! - warknęłam, gdy usłyszałam tę przeklętą melodyjkę zwiastującą połączenie.

Poczłapałam do sypialni wspierając i próbując masować głowę dłońmi.

- O kurwa! - westchnęłam zobaczywszy, że mama pomimo nieodebranego połączenia, dobija się do mnie ponownie.

- Tak?

- Cześć, kochanie. Jak dobrze cię słyszeć.. - zaćwierkała radosnym głosem.

- Po co dzwonisz? - pytam rzeczowo i oschle.

- Nie mogę tęsknić za córeczką?

- Którą? - prychnęłam.

Sprawa miała się następująco. Ja jestem jej starszą córką, która urodziła się w wyniku małżeństwa kochanej mamusi z tatusiem alkoholikiem i tyranem. W wieku pięciu lat, wraz z mamą uciekłyśmy gdzie pieprz rośnie. Zamieszkałyśmy u jej nowego faceta - Marka. Mężczyzna ten, to wręcz ideał według mamy. Maruś odkąd pamiętam darzył mnie nienawiścią, a gdy miałam siedem lat, spłodził mojej mamie nową córeczkę. Kamila była kochana i rozpieszczana. A ja? Ja musiałam sobie radzić sama.

- Słyszysz mnie?! - moje rozmyślania przerwała kobieta, która śmiała uważać się za moją matkę.

- Czego chcesz?! - warknęłam.

- Chodzi o Kamilę.. Wszystkie jej koleżanki jadą na wycieczkę za granice, a mnie i Marka nie stać na wysłanie jej, aby rozwijała języki obce i zapoznawała się z innymi kulturami..

- Żartujesz, prawda?! Ja nigdy nie byłam za granicą i tylko raz w życiu byłam na wycieczce.. Mówię o przeprowadzce do Marka.. Niestety się tam zasiedziałam i straciłam czternaście lat swojego życia.

- Chcę tylko, aby twoja czternastoletnia siostra też coś w życiu osiągnęła!

- Mną się nie martwiłaś! - pękłam, w tym momencie z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Tego było za wiele..

- Ty sobie zawsze radziłaś sama, nie potrzebowałaś mojej opieki - wyszeptała.

- Które dziecko nie potrzebuje uwagi i miłości matki?! Mam tego dość, nie dzwoń do mnie już nigdy więcej!

- Ale..

- Żegnam! - zakończyłam połączenie i rzuciłam się na łóżko.

Zapomniałam o bólu głowy, zastąpił go ból pękającego serca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro