-12-

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Śmierć]

Kolejny nic nie znaczący dzień. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić przeszedłem na ziemię. Spacerowałem po lesie, w którym powoli robiło się cicho. Zima zbliża się wielkimi krokami. Śnieg spadnie już niedługo.

Usiadłem na gałęzi obumarłego drzewa i obserwowałem otoczenie. Cisza i spokój. Wszystko zostało jakby uśpione. Jedyne co widać to przechadzające się zwierzęta, które na ostatnie chwilą zbierają zapasy. Zima wyniszcza. Wszystko umiera. Jednak tylko po to, aby po roztopach wszystko pięknie odżyło na nowo.

Teraz jednak codziennie coś umiera. Ludzie wycinają lasy. Zabijają zwierzęta. Niszczą środowisko na swoją korzyść. Górują tym, że mają broń. Niosą dla nich pewną śmierć. Żyjątka lądują na ich talerzu, lasy zmieniają się w kartki. Przez ich głupotę powstają pożary, powodzie. Potrafią zrobić klęskę z niczego. Wszyscy widzą co się dzieje. Każdy wie, że takie postępowanie wyniszczy ziemię doszczętnie. Za kilkadziesiąt lat ludzie będą umierać przez to co robimy teraz. Jednakże dalej w to brną. Liczy się dla nich własne dobro i wygoda. Jest zbyt mało istot sprzeciwiającym się temu.

Przechodzę dalej i siadam na kupie liści przed strumieniem wody. Wszędzie porozrzucane są jakieś śmieci, a w wodzie lądują butelki, puszki, chemikalia. Występują kary, grzywnę, rozprawy sądowe. Jednak nikt tego nie potrafi przypilnować. Dalej wszystko wyniszczają. Zwykli przechodnie boją się zwrócić uwagę. Natura sama sobie nie poradzi. Ludzie zbytnio ingerują w to. Obumiera z dnia na dzień. Trawa, kwiaty, czy insekty są niszczone na rzecz zabudowań.

Globalne ocieplenie. Problem naszych czasów. Jak sobie z tym poradzić? No tak budujmy więcej domów, chodników, ulic. Niech słońce nagrzewa to jeszcze bardziej. Niszczmy to wszystko. Ludzie traktują to wszystko jak zabawkę. Nie jest ich to mogą zepsuć. Boją się śmierci, a sami dążą do tego, aby od tak wszystko się zapadło.

Występują susze. Zwierzęta nie mają co pić. Walczą każdego dnia, aby człowiek mógł na marne wypuszczać litry wody w zlewie. Nie oszczędzają ani trochę. Jest to jest. Im zabraknie jako ostatnim.

Wzdycham cicho i lecę dalej. Napawam się widokiem pięknego krajobrazu. Widokiem, który zostaje wyniszczany. Czymś co wkrótce będziemy mogli widywać tylko na zdjęciach.

Patrzę na swoje blade jak ściana dłonie i biorę w nie kupę liści. Następnie szarpię je na małe kawałki. Nie wiem dlaczego, ale lubię to. Kiedy kończę poprawiam swoje czarne jak smoła włosy. Następnie przeciągam się i wywołuje portal z zamiarem powrotu do domu.

Biorę kubek z herbatą i idę do swojego biura. Zasiadam na fotelu i sięgam zaległe papiery. Odszukuje swoje pióro i zaczynam uzupełniać wszystko po kolei. Dokładnie i czytelnie wszystko zapisuje. Następnie sprawdzam całość nanosząc poprawki. Gotową całość odkładam na róg i wraz z kubkiem wychodzę z pomieszczenia.

________

432


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro