Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po powrocie do mieszkania zrobiłam pospiesznie makaron smażony z kurczakiem i warzywami. Jedną z porcji zapakowałam do plastikowego pudełka. Miałam zamiar później skoczyć do Azriela i podrzucić mu jedzenie. Dzisiaj był do późna w studiu, miał całodzienną sesję tatuowania z klientem i miał skończyć pracę dopiero o dwudziestej.

Gdy zjadłam swoją porcję makaronu udałam się do pokoju i zabrałam się za selekcję zdjęć Jade.

Popijałam zieloną herbatę i byłam zajęta pracą, gdy nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Oczywiście jednak intruz nie czekał na zgodę i wparował do pokoju. Bez odwracania się wiedziałam, kto to.

— Co chcesz, Harmony?

— Idziesz ze mną dzisiaj na miasto? — zapytała wesoło. — Obiecałaś iść ze mną na drinki, pamiętaj.

Odwróciłam się na krześle i spojrzałam na Harmony stojącą w drzwiach, opierała się o framugę i patrzyła na mnie wyczekująco.

— Jest poniedziałek. Chcesz iść pić w poniedziałek? Czy ty nie masz jutro zajęć czy pracy?

Wzruszyła ramionami.

— Mam zajęcia dopiero od 10, a pracę od 16. Poza tym przecież nie zamierzam się urżnąć w trupa.

— Od tego tekstu się zaczyna każda najlepsza impreza! — zawołał nagle Brandon, który pojawił się tuż obok Harmony. — To co? Idziesz?

— Myślałam, że pójdziemy same? — spojrzałam na Harmony z uniesioną brwią.

Miałam być milsza i chciałam spróbować ocieplić nieco moje stosunki ze współlokatorami, lecz chyba nie dam rady spotkać się z nimi wszystkimi na drinku.

— Możemy iść, jeśli tak wolisz — zapewniła Harmony.

— No coś, ty, supermodel! Zobaczysz, będzie super. Możesz zaprosić swojego chłopaka. Przy nim łatwiej nam będzie wygładzić twoje kolce. — Brandon wszedł do mojego pokoju, podszedł do mnie z szelmowskim uśmieszkiem i wyciągnął rękę w stronę moich włosów, zapewne, aby mi je zmierzwić.

Normalnie dzieciak.

— Ani. Mi. Się. Waż — mruknęłam i odsunęłam się od niego.

Naprawdę nie rozumiałam, jakim cudem Azriel się z nim przyjaźnił?

— Az powiedział mi o twojej nowej dziarce. Nie wierzę, że się na to zdecydowałaś.

— A to niby dlaczego? — Uniosłam brew, patrząc na niego i sama nie wiedziałam, jak to odebrać.

Starałam się nie przyjmować postawy obronnej. Wiedziałam, że Brandon nie miał niczego złego na myśli.

Ciężko mi nadal szło panowanie nad swoją reakcją obronną. Instynktownie już prawie się najeżyłam.

Mężczyzna w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami, cały czas szczerząc zęby w uśmiechu.

— Jesteś strasznie sztywna. Ciężko ci się rozluźnić i wszystko musisz mieć poukładane... Zwyczajnie dziara mi do ciebie nie pasowała. Twój facet poprosił mnie, bym w razie potrzeby naniósł poprawki i bym miał oko na gojenie się dziarki. Oczywiście jestem do twojej dyspozycji, jak poczujesz, że coś jest nie tak możesz dać mi znać.

Patrzyłam na niego chwilę w ciszy, zaskoczona jego otwartością jak i samą propozycją.

— To naprawdę miłe z twojej strony. Dzięki, Brandon.

Brandon jednak przestał zwracać na mnie uwagę. W pewnym momencie naszej rozmowy jego spojrzenie padło na mój laptop i w tej chwili gapił się na ekran z rozdziawionymi ustami. Zerknęłam w tamtym kierunku.

Na ekranie było jedno ze zdjęć Jade.

Pospiesznie przysunęłam się ponownie do biurka i zamknęłam klapę laptopa.

Nie znosiłam, jak ktoś patrzył na moje zdjęcia gdy nad nimi pracowałam.

— Kto to jest? — zapytał Brandon, patrząc na mnie z miną, jak gdyby wygrał milion funtów.

Przewróciłam oczami.

— Moja klientka z dzisiejszej sesji.

Harmony wprosiła się również sama do mojego pokoju i podeszła bliżej.

— To co? Idziemy dzisiaj na miasto na drinka? Twój Azriel może iść z nami.

Zacisnęłam palce na grzbiecie swojego nosa i wzięłam kilka głębokich wdechów.

— Dlaczego oboje stoicie nade mną? Zamontuję zamek na klucz w drzwiach.

— Jak ma na imię ta dziewczyna? Dasz mi na nią namiary? — Drążył Brandon, zupełnie jak gdyby wcale nie usłyszał mojego pytania ani pretensji w głosie. Nie próbowałam nawet ukryć swojej irytacji. Zapomniałam już kompletnie o jego wcześniejszych słowach, że zajmie się moim tatuażem gdy Azriel wyleci do Stanów.

Spokojnie, Isobel... Mówiłam sama do siebie w myślach.

Pamiętaj o ociepleniu relacji. Postaraj się z nimi zakumplować. Dla samej siebie.

Nie bądź wobec nich suką.

— Nie powiem ci i nie, nie dam. — Okej, niezbyt mi to wyszło, pomyślałam, gdy usłyszałam swój głos pełny wrogości. Odchrząknęłam i dodałam milej: —

Musiałabym najpierw zapytać się jej o zgodę. —Spojrzałam na Harmony. — Azriel wylatuje do Stanów w piątek, do tego czasu chciałabym spędzić z nim czas sam na sam. Możemy iść razem na drinka w piątek wieczorem.

Według Azriela powinnam powstrzymać się przed procentami trzy, cztery dni od tatuowania, więc tak będzie dla mnie lepiej.

No i niestety to będzie generalnie idealny czas na napicie się czegoś mocniejszego, pomyślałam. Będę musiała w końcu jakoś przetrwać to, że moja druga połówka wróciła do domu i nie wiedziałam, kiedy znowu się zobaczymy.

— Jaka dziewczyna? — Harmony podłapała temat i spojrzała najpierw na Brandona, a potem na mojego zamkniętego laptopa.

— Moja klientka — powtórzyłam powoli. — I nie powiem jej jak się nazywa. Musiałabym najpierw się jej zapytać o zgodę.

— Mogłabyś to zrobić? W sensie dać jej mój numer? Możesz jej wysłać mojego Instagrama. — Brandon patrzył na mnie z wyczekującym uśmiechem.

W sumie, jak to zrobię nic się nie stanie. Jade i tak pewnie się nie zgodzi, ale przynajmniej Brandon da mi spokój.

— Dobra, zrobię tak. A teraz oboje wynoście się, próbuję pracować.

— Zapisuję w kalendarzu wspólny wypad na miasto w piątek — powiedziała zadowolona Harmony.

Wzięłam pod rękę Brandona i oboje wyszli z mojego pokoju. Tuż zanim zamknęły się za nimi drzwi Brandon rzucił przez ramię:

— Trzymam cię za słowo, że ją zapytasz, Isobel.

Przewróciłam oczami.

— Zrobię to. Zamknijcie te przeklęte drzwi i mi nie przeszkadzajcie. Błagam. Ja tu próbuję zarobić na czynsz.

Gdy oboje śmiejąc się wyszli w końcu z mojego pokoju i zamknęli drzwi zgodnie z obietnicą napisałam do Jade i wysłałam jej link na profil Brandona. Opisałam także krótko w jaki sposób zobaczył jej zdjęcie, aby nie myślała, że ot tak pokazuję innym fotografie moich klientów, szczególnie takich intymnych sesji.

Potem zgodnie z moim postanowieniem sprawdziłam w sklepie internetowym zamki z kluczem. Będę musiała zainwestować w ślusarza, ale to była inwestycja, w którą z przyjemnością zainwestuję.

To że miałam zamiar spróbować zakumplować się z nimi nie oznaczało, że mnie nie wkurzało ich włażenie do mojego pokoju bez mojej wcześniejszej zgody.

Plułam sobie w brodę, że nie zrobiłam tego wcześniej.

Gdy udało mi się zamówić zamek z kluczem z dostawą za dwa dni wróciłam do pracy nad obróbką zdjęć. Chciałam przesłać je do Jade jak najszybciej się da.

O dziewiętnastej zamknęłam laptopa i przebrałam się w coś ładniejszego, zielone dżinsy i gładką, czarną bluzkę. Miałam zamiar pojechać do mieszkania Azriela i tam na niego poczekać. Spakowałam do torby ubrania na noc, na wszelki wypadek. Raczej na pewno będę ponownie nocowała u Azriela.

Zabrałam także z kuchni z lodówki pudełko z jedzeniem, które wcześniej dla niego przygotowałam. Z pokoju Harmony i Granta dobiegały głosy i śmiechy. W łazience słyszałam szum prysznica, więc tam był Brandon.

Wymknęłam się pospiesznie z mieszkania nim ktokolwiek by mnie zauważył. Nie miałam ochoty na kolejne pogawędki czy wkurzające komentarze na temat mnie i Azriela.

Postanowiłam udać się na piechotę do mieszkania mojego chłopaka. Partnera?

Tak naprawdę nie odbyliśmy jeszcze tej rozmowy, kim dla siebie oficjalnie mieliśmy być. Żadne z określeń nie było wystarczające, a przecież nie mogłam ot tak mówić o nim jako o mojej bratniej duszy. Ludzie by nie zrozumieli.

Pogoda była cudowna, a wieczór niezwykle ciepły. Czuć było już nadchodzące lato. Powietrze zaczynało pachnieć już letnimi wieczorami, specyficznie i słodko.

Moje serce biło szaleńczo, gdy zbliżałam się w stronę budynku, w którym mieszkał Azriel.

Poprawiłam torbę na ramieniu. Miałam nadzieję, że moja potrwa mu posmakuje, pomyślałam. Nie było to może nic specjalnie wykwintnego, ale tak naprawdę dopiero zaczynałam uczyć się gotować. Wcześniej z matką nie miałam takiej możliwości.

Byłam w połowie drogi, gdy usłyszałam dzwoniący telefon.

Spojrzałam z zaskoczeniem na ekran. To była Jade.

Miałam nadzieję, że nie była na mnie zła. Nie mogłam pozwolić sobie ani na utratę klienta ani tym bardziej na złe opinie na mnie w sieci. To mogło zniszczyć moją raczkującą karierę w branży jako fotograf.

— Tak?

— Cześć, wybacz że tak dzwonię zamiast odpisać... — zaczęła nieco podenerwowana Jade. — Czy powiedziałaś coś o mnie Brandonowi?

— Nie, oczywiście że nie. Nie podałam mu nawet jeszcze twojego imienia, tak jak ci napisałam w wiadomości. Czekam na twoją zgodę.

— Okej. Masz chwilkę? Nie bardzo mam z kim o tym pogadać, nie mogę powiedzieć moim znajomym co planuje....

Znałam ją ledwie kilka godzin, a już wiedziałam, że w chwilach stresu Jade dostaje słowotoku.

W pierwszej chwili miałam zamiar powiedzieć jej, że jestem zajęta i się rozłączyć. Nie znałam przecież nawet tej dziewczyny.

Ale z drugiej strony naprawdę chciałam bardziej otworzyć się na ludzi.

Chciałam zdobyć znajomych, a może nawet przyjaciela.

Bóg jeden wiedział, że będę teraz go potrzebowała, gdy Azriel będzie w Stanach.

Mogłabym się tam przeprowadzić, ale cholera wie ile mi to zajmie. Sam bilet lotniczy kosztował ponad tysiąc funtów.

— Mam chwilkę, nie ma sprawy. O czym chcesz pogadać?

Usłyszałam, jak Jade wzięła głęboki wdech.

— Wydaje się być naprawdę fajnym facetem, obejrzałam jego konto na Instagramie i poszperałam trochę w sieci. Jak dobrze go znasz? Myślisz, że skreśli mnie, gdy dowie się, jak zamierzam sobie dorabiać? Nie żebym miała zamiar sprzedawać swoje nagie selfie, ale dla niektórych ludzi ta granica jest niewidzialna.

Miała rację. Sprzedawanie swojej używanej bielizny dla niektórych było równie gorszące jak sprzedawanie swoich nagich zdjęć.

Brandon wydawał mi się być raczej człowiekiem tolerancyjnym, chociażby nawet biorąc pod uwagę jego pracę i to jak sam wyglądał. Tatuaże i piercing mogły odstraszyć większość ludzi go nieznających.

Jak się okazuje na Jade zadziałało to jak magnes. Zadziwiające, bo sama nie miała ani jednej dziary, a przynajmniej żadnej w widocznym miejscu i miała tylko po jednej dziurce w uszach.

— Wydaje mi się, że nie będzie miał z tym problemu — zaczęłam mówić powoli. — Ale wiesz, tak naprawdę słabo go znam. Jesteśmy współlokatorami, jednak za dużo z nim nie gadałam. Mój chłopak jednak się z nim przyjaźni. Azriel raczej nie trzymałby się blisko z kimś niegodnym zaufania czy pełnym uprzedzeń.

Tego byłam pewna, pomyślałam.

— W porządku. To możesz mu dać mój numer.

— Okej, przekażę mu go.

— Dzięki, Isobel.

Jade się rozłączyła. Schowałam telefon do kieszeni spodni i pozostałą drogę do mieszkania Azriela pokonałam w spokoju. Rozkoszowałam się ciszą i ciepłym wiatrem muskającym moją skórę.

Chwilę przed dwudziestą znalazłam się już na klatce schodowej, pod drzwiami Azriela.

Usiadłam na zimnej podłodze i wyciągnęłam telefon. Postanowiłam wykorzystać tę chwilę by posprawdzać ogłoszenia zleceń na różnych stronach dla fotografów. Musiałam znaleźć niedługo nowe zlecenie, jak skończę z Jade.

Byłam skupiona na pisaniu wiadomości do jednego z ogłoszeniodawców, gdy nagle usłyszałam na głową brzdęk kluczy. Uniosłam głowę i spojrzałam na stojącego nade mną Azriela. Uśmiechał się w moim kierunku delikatnie, z rozbawieniem i czułością.

— Cześć. Długo czekasz? — Wyciągnął w moją stronę dłoń.

— Nie, nie. Chwilkę — zapewniłam go pospiesznie i podałam mu swoją rękę. Gdy tylko poczułam jego skórę pod moją przeszył mnie rozkoszny dreszcz i mogłam poczuć, jak napięcie z całego dnia powoli ze mnie wypływało. Niczym powietrze z napompowanego balonu. Gdy już stałam na nogach splotłam nasze palce i stanęłam jeszcze bliżej. Owiał mnie zapach jego perfum, a moje serce zabiło szybciej.

— Cześć — przywitałam się w końcu z lekkim uśmiechem i uniosłam twarz w jego stronę.

Nasze usta spotkały się w połowie drogi. Jego pocałunek był powolny i słodki, a mimo to moje całe wnętrze topniało niczym wosk. Poczułam, jak mężczyzna objął mnie jednym ramieniem i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Westchnęłam, gdy poczułam przy sobie jego ciało.

Moja dusza drżała z ekstazy.

— Chodźmy do środka — powiedział cicho Azriel w moje rozchylone usta. — Mam coś dla ciebie.

Dopiero wtedy zauważyłam, że w drugiej dłoni trzymał jaką biała torebkę, ale nie mogłam dostrzec żadnego logo sklepu.

— Ja też coś dla ciebie mam —przyznałam. — Zrobiłam dla ciebie kolację.

Uśmiechnął się szerzej.

— Jesteś wspaniała. Umieram z głodu.

Azriel pospiesznie otworzył drzwi od mieszkania, wpuścił mnie do środka, a potem wszedł za mną. Zapaliłam światło.

Od razu zabrałam się za podgrzewanie makaronu, wsadziłam pudełko do mikrofalówki.

Azriel zaczął opowiadać o swoim dniu w czasie gdy podgrzewało się jedzenie. Jego klient okazał się być na szczęście mało problematyczny i sesja przebiegła gładko. Mieli kilka przerw by coś zjeść i wyprostować nogi, ale to tyle. Przez kolejne dwa dni Azriel miał zajmować się kontynuowaniem robienia rękawa, natomiast w czwartek miał wolne. Ostatni jego dzień przed wylotem.

W czasie gdy jedzenie się podgrzewało Azriel sprawdził mój tatuaż i to, czy goił się dobrze. Skóra pokryta tuszem nadal była opuchnięta, lecz nic nie bolało i się nie babrało. Azriel z zadowoleniem stwierdził, że wszystko było w porządku. Kolejny raz ostrzegł mnie, że za kilka dni opuchlizna zejdzie, lecz tatuaż zacznie mnie swędzieć i abym pod żadnym pozorem się nie drapała. Obiecałam mu, że wytrzymam i na wszelki wypadek obetnę na krótko paznokcie.

Już podczas tatuowania powiedział mi, że powinnam poprosić Brandona lub innego tatuatora ze studio o sprawdzenie, czy wszystko w porządku za jakieś dwa tygodnie, co zamierzałam zrobić i po raz kolejny poprosił mnie o dotrzymanie tej obietnicy. W razie potrzeby ktoś z nich mógł nanieść drobne poprawki, jeśli tego będzie wymagał tatuaż.

Niezwykle się przejmował moją nową dziarą, ale także patrzył na nią z dumną wypisaną na twarzy.

Był szczęśliwy, że miałam na ciele jego dzieło, tak samo jak ja byłam szczęśliwa mając po nim na zawsze pamiątkę.

Siedzieliśmy na łóżku Azriela, on jadł makaron, a ja popijałam wodę z wysokiej szklanki.

— Chciałbym w czwartek zabrać cię w pewne fajne miejsce, które poznałem kilka tygodni temu. Wtedy jednak musiałbym porwać cię na cały dzień, sam dojazd w jedną stronę zająłby nam półtorej godziny.

Pomysł naprawdę mi się spodobał. Miałabym Azriela calutki dzień tylko dla siebie. Powinnam do tego czasu skończyć pracować nad zleceniem Jade, więc też miałabym wolne. Nawet jeśli ktoś by się do mnie odezwał w sprawie pracy, to zwyczajnie powiedziałabym, że jestem wolna od soboty. Jeden dzień nie powinien z pewnością mi zaszkodzić.

— Jestem zaintrygowana. Jakie to miejsce?

— Domek letniskowy.

Przełknęłam ciężko ślinę. Przecież dopiero co byłam w takim domku, podobnym i ledwo dałam radę wytrzymać tam kilka godzin. Już na samą myśl oblewał mnie zimny pot i serce podchodziło mi do gardła ze strachu.

Moja narastająca panika była widoczna na mojej twarzy, bo Azriel pospiesznie odłożył talerz z makaronem na szafkę nocną i wziął moją dłoń w swoje.

— Hej, spokojnie, to domek ceglany — powiedział łagodnie i uniósł moją dłoń w górę, ku swoim ustom. Złożył na wierzchu mojej dłoni czuły pocałunek.

Mój szaleńczy puls zwolnił, a ja wżęłam drżący, głęboki oddech.

Wizja płonącego domu oddaliła się na tył mojej głowy, a na przód pojawiła się ponownie myśl, że spędzę z Azrielem cały dzień.

Posłałam mu delikatny uśmiech.

— Brzmi cudownie. Pewnie, że z tobą pojadę.

Mężczyzna uśmiechnął się szerzej. Jedną z dłoni położył na moim policzku i pocałował krótko moje czoło.

— To jesteśmy umówieni. Moglibyśmy zostać tam na noc, lecz obawiam się porannych korków i że nie zdążę na odprawę. Wrócimy więc na noc tutaj.

Mądrze. Korki rano były tragiczne w stronę Londynu.

— O której chcesz wyjechać w czwartek?

— Możemy wyjechać o dziewiątej, co ty na to? Żebyś też mogła się wyspać. Nie ma co zrywać się skoro świt. Poza tym i tak pewnie sam będę padnięty po środowej, ostatniej sesji. Takie duże projekty są świetnie, ale mnie wykańczają. Szczególnie, jeśli pracuję nad nim w krótkim czasie.

— Jasne, wyśpij się.

Azriel odsunął mi za ucho kosmyk włosów i po chwili ponownie sięgnął po swój talerz. Zabrał się za jedzenie.

— Naprawdę to jest pyszne, Isobel — stwierdził, gdy przełknął kęs makaronu.

Przyjemne ciepło zalało moje wnętrze i rozpromieniłam się na jego słowa.

— Cieszę się. To dopiero moje czwarte podejście do azjatyckich dań, nadal się uczę.

— Jeśli kiedyś znudzi ci się bycie fotografem spróbuj swoich sił w gastronomii. Jak na kogoś, kto dopiero zaczyna swoją zabawę z gotowaniem jesteś w tym świetna. — Musiał zauważyć moją powątpiewającą minę, bo potrząsnął głową lekko rozbawiony. — Mówię śmiertelnie poważnie. Masz wyczucie, a to jest coś, co się ma lub nie.

Nie byłam co do tego przekonana, ale mu ufałam. Więc skoro tak twierdził, to nie zamierzałam się głupio kłócić.

— Dzięki, ale w najbliższej przyszłości nie zamierzam się przebranżawiać. Tak naprawdę nadal dopiero rozkręcam swój mały biznes. Zobaczymy, co czas przyniesie.

Wypiłam swoją wodę ze szklanki i odstawiłam ją na szafkę nocną.

Okno było otwarte i do małego mieszkanka wpadał ciepły, nocny wiatr pachnący słodko kwiatami. Wzięłam głęboki wdech. Uwielbiałam kwiaty.

— A właśnie, twój prezent. – Azriel wyprostował się i spojrzał w kierunku białej, tajemniczej torby, którą wcześniej postawił na podłodze w kuchni. Chciał już wstawać, ale położyłam pospiesznie dłoń na jego ramieniu.

— Zjedz w spokoju, ja po to pójdę — zaoferowałam z lekkim uśmiechem i kiwnęłam znaczącą na jego nadal w połowie pełny talerz z makaronem.

— W porządku. To możesz od razu zobaczyć zawartość torby, to w końcu dla ciebie — powiedział i uśmiechnął się szeroko, a w jego orzechowych oczach zamigotały radosne iskierki.

Naprawdę teraz to już byłam ogromnie ciekawa, co dla mnie kupił.

Poderwałam się z łóżka i poszłam pospiesznie do kuchni. Wzięłam z podłogi białą torbę, rozchyliłam ją i zajrzałam do środka. W środku na dnie dostrzegłam podłużną kopertę i kremowe pudełko. Wróciłam na łóżko, usiadłam przy Azrielu i najpierw sięgnęłam po kopertę.

Otworzyłam ją i moim oczom ukazał się voucher na dwa bilety lotnicze. Londyn – dowolne miasto w Stanach oraz powrotny. Były ważne przez rok.

Gapiłam się na nie zszokowana. Przecież on musiał wydać na te bilety sporo kasy.

— Zawsze możesz do mnie przylecieć. Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę i zawsze znajdziesz dom, tam gdzie ja jestem. To moje zaproszenie dla ciebie do mnie, do mojego rodzinnego miasta — powiedział, trzymając obie dłonie wokół talerza. — Chociaż szczerze, w głębi serca mam nadzieję, że tego drugiego biletu, powrotnego do Londynu nie wykorzystasz i zostaniesz ze mną.

Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Palce mi drżały na voucherach.

Bóg jeden wiedział ile miesięcy by mi zajęło na uzbieranie na te bilety. Nie miałam regularnie zleceń, a musiałam odkładać przecież na wynajem pokoju, rachunki czy jedzenie.

Dwa tysiące funtów to dla mnie w chwili obecnej majątek.

Azriel podarował mi bilet do siebie. Byśmy mogli szybciej ponownie być razem.

Do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia. Zamrugałam gwałtownie, by się nie rozkleić. Nie chciałam zacząć płakać.

Całe moje życie byłam niewystarczająca i czułam się zawsze samotna.

Całe moje życie szukałam kogoś, kto by mnie pokochał i kto chciałby mnie w swoim życiu dokładnie taką, jaką byłam.

I w końcu go znalazłam.

— Dziękuję ci, nie wiem kiedy uda mi się przylecieć — odchrząknęłam. — Trochę może mi to zająć.

— Tak, wiem, wiem, masz tutaj pracę i tak dalej...

— Moja praca nie jest problemem. Mogę pracować gdziekolwiek — zapewniłam go ze słabym uśmiechem. — Chodzi raczej o wyrobienie wizy, a na niej i tak mogłabym przebywać w Stanach legalnie 90 dni. Musiałabym zacząć starać się i zieloną kartę.

— Wiem o tym, Isobel. Wszystko na spokojnie, mamy czas. Ale wiesz, łatwiej i szybciej ci będzie ubiegać się o stały pobyt, jeśli wyjdziesz za mąż za Amerykanina.

Posłał mi szelmowski uśmiech.

Parsknęłam cichym śmiechem, a moje wnętrze roztopiło się niczym wosk pod wpływem ciepła.

Miał rację, chociaż w tych czasach aby z powodu małżonka dostać możliwość stałego pobytu jest i tak niezwykle trudne, już o tym czytałam.

Urzędy są niezwykle czujne i wnikliwie przeprowadzają wywiady. Właśnie po to, aby wykluczyć osoby, które zawierają związek małżeński wyłącznie dla łatwiejszego otrzymania obywatelstwa czy stałego pobytu.

— Czy ty mi się oświadczasz?

— Jeszcze nie. — Uśmiechnął się szerzej. — Ale nie ukrywam, że mam to w planach. Zobacz swój drugi prezent, skarbie.

Marzyłam o tym. Spędzić przy Azrielu resztę swojego życia. Może nawet byśmy razem podróżowali po świecie, on pracowałbym w studiach tatuażu na całej kuli ziemskiej, a ja mogłabym brać zlecenia w tym samym mieście. Dzięki czemu zawsze moglibyśmy być razem. I oboje spełnialibyśmy się zawodowo, uprawialibyśmy swoje pasje.

Pragnęłam jednocześnie tak wiele, a tak mało.

Skoro nasze przeszłe wcielenia mały tyle pecha miałam ogromną nadzieję, że w tym nam się uda. Czekała nas do tego długa droga, samo wyrobienie wizy tymczasowej było kosztowne i długie, ale nie zamierzałam się poddać.

Nie chciałam mówić na głos o swoich nieśmiałych marzeniach, by nie zapeszyć losu. Jednak widziałam to w oczach Azriela... W jego ciepłych, orzechowych tęczówkach i czułym uśmiechu błądzącym na twarzy... Marzył o tym samym co ja. Rozumieliśmy się praktycznie bez słów.

Spełniłam jego prośbę odnośnie drugiego prezentu. Odłożyłam vouchery ostrożnie do torby i wyjęłam drugie pudełko.

Przez chwilę poczułam się źle, że ja mu przyniosłam tylko kolację, a on podarował mi aż dwa prezenty. Po chwili jednak odsunęłam na bok tę myśl.

Azriel z pewnością by mnie ofukał, gdybym powiedziała mu na głos o swoich odczuciach.

Wiedziałam, że był szczęśliwy dając mi prezenty i nie oczekiwał niczego w zamian.

Czułam to. Patrzył na mnie z takim uczuciem, że aż zaparło mi dech w piersiach.

Poza tym tak naprawdę ja również przygotowałam dla niego posiłek, bo po prostu chciałam. Nie oczekiwałam nic w zamian.

Otworzyłam je powoli i znalazłam w środku przepiękną złotą bransoletkę. Wyciągnęłam ją powoli z pudełka, była chłodna i zadziwiająco lekka. Na wewnętrznej stronie dostrzegłam wygrawerowany napis

„Od Azriela dla Isobel, 22.06. 2048"

Patrzyłam się przez dłuższą w chwilę i przed oczami przemknęła mi kilkusekundowa scena, gdy Caelia otrzymała podobną biżuterię od Faustusa. Wieki temu. W naszym pierwszym wcieleniu, o którym kilka dni temu opowiadał mi Azriel.

Zaraz później zobaczyłam kolejną scenę, znacznie już wyraźniej i tym razem ze szczegółami.

Rok 79, Pompeje

Po moim ramieniu ciekło coś ciepłego, przez napięcie w moim ciele dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że jeden glinianych odłamków mnie skaleczył.

Ranka była niewielka.

Gdy zerknęłam w dół dostrzegłam zapchniętą krew w kształcie kropli tuż nad moim łokciem.

Usłyszałam swoje imię. Poderwałam głowę i spojrzałam na Faustusa, kiwnął głową w moim kierunku i wskazał na swój niemal pełny kielich. Posłusznie jednak podeszłam i dolałam mu do pełna.

Gdy uniosłam ponownie dzban musnął palcem wskazującym moją ranę, w zamyśleniu.

Zamarłam, nie ruszając się z miejsca i prawie nie oddychałam.

— Skaleczyłaś się. Bądź ostrożniejsza.

Nic nie powiedziałam, posłusznie kiwnęłam głową.

Rok 2048, 22 maja, Londyn

Azriel widział, że miałam wizje, ponieważ siedział w ciszy i nic nie powiedział. W ciszy dokończył swój posiłek i zaniósł talerz do kuchni, słyszałam jego przytłumione kroki. Moje uszy skupiały się na tym, co słyszałam w mojej głowie. Na słowach Caelii i Faustusa.

Nie wiem jak długo siedziałam tak w ciszy nim w końcu wizja zniknęła.

Wcześniej nic nie pamiętałam sama z tego życia, a teraz już tak.

Z fascynacją spojrzałam na swoje znamię w kształcie czerwonej kropli na lewym ramieniu tuż nad łokciem. Musnęłam je delikatnie.

W każdym wcieleniu miałam inny wygląd, imię... Lecz to znamię zawsze było ze mną, od tamtego pierwszego razu.

Uniosłam spojrzenie na mężczyznę siedzącego przy mnie. Azriel siedział ponownie na swoim miejscu i obserwował mnie. Sięgnęłam powoli po jego prawą dłoń, podał mi ją bez wahania i spojrzałam z fascynacją na bliźniacze, małe, czerwone znamię na jego palcu wskazującym.

— Pamiętasz — szepnął cicho Azriel, zrozumienie przemknęło przez jego twarz. Uśmiechnął się lekko.

— Zawsze mamy te znamiona, prawda?

— Tak, w każdym wcieleniu o którym pamiętam. Jednak jestem w stanie się założyć o wszystko, że mamy je zawsze.

Pochylił się powoli i pocałował czule moje znamię tuż nad łokciem. Moje serce zabiło szybciej na tę niespodziewaną bliskość. Zamarł w takiej pozycji, a ja westchnęłam. Pochyliłam głowę i oparłam brodę na czubki jego głowy.

— Dziękuję za bransoletkę, jest śliczna — powiedziałam cicho.

— Jest tylko pozłacana, nie jest z czystego złota, jak tamta.

Powiedział to przepraszającym tonem. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Nie przywiązywałam dużej wagi do błyskotek ani do tego, czy były z czystego kruszcu. Wiedziałam jednak, że bransoletka z czystego złota warta była z dwa tysiące funtów. Równowartość samych voucherów. Oczekiwanie od niego, żeby wydał na mnie aż taką ogromną kwotę w ciągu ledwie jednego dnia byłoby zdecydowanie nie na miejscu.

— To nie ma dla mnie znaczenia, kochanie — zapewniłam. — Nawet jeśli byłaby z mosiądzu. Jest śliczna i jest to wspaniały podarunek, dziękuję.

Ramiona Azriela owinęły się wokół mnie. Wyprostował się i spojrzał na mnie z rozbrajającym uśmiechem.

Po dłuższej chwili dotarło do mnie, jak go nazwałam. Oczywiście jemu to nie umknęło.

— Bardzo chcę, żeby nam wyszło i mam nadzieję, że dzięki tej bransoletce uda nam się zamknąć krąg — wyznał powoli. — Może to sprawi, że cały ten pech nas ominie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro